KOLEJNY DZIEŃ, KOLEJNA POBUDKA WSTRZĄSNĘŁA NAMI PRZED 8:00 … CZEGO TO CZŁOWIEK NIE ROBI NA WAKACJACH…
CELEM NASZYM JEST DZISIAJ MONEMWASIA. PŁYNIEMY RAZ NA ŻAGLACH, RAZ NA MOTORZE… SŁONECZKO PIĘKNIE GRZEJE. MAMY DO PRZEJŚCIA 30 MIL. NIE JEST TO DUŻO, ALE JAK TWIERDZI KAPITAN TRZEBA PRZYBIĆ DO KEI W MIARĘ WCZEŚNIE, BO PORT JEST NIEWIELKI A JEGO ATRAKCYJNOŚĆ OGROMNA.
ŚNIADANIE TYM RAZEM JEMY PO WYPŁYNIĘCIU Z PORTU. CYTUJĄC KRYSIĘ: „…Śniadanie na morzu przy pełnym wietrze pod żaglami. Prawdziwe morskie wakacje…”
POTEM KAŻDY ROBI TO CO LUBI. TYLKO STERNIK MUSI PILNOWAĆ UWAŻNIE CO SIĘ DZIEJE, SZCZEGÓLNIE JEŚLI CHODZI O NASZ EKOLOGICZNY NAPĘD, CZYLI WIATR. A TEN JEST KAPRYŚNY. NIE UŁATWIA NAM ŻYCIA. RAZ WIEJE SŁABIEJ, RAZ MOCNIEJ, AŻ WRESZCIE ZAMIERA I OSTATNIE MILE MUSIMY ZROBIĆ NA SILNIKU…
PODPŁYWAJĄC DO MONEMWASII OD PÓŁNOCY NAJPIERW WIDAĆ SPORĄ SKALISTĄ GÓRĘ Z RESZTKAMI ZABUDOWAŃ NA W MIARĘ PŁASKIM, POCHYŁYM SZCZYCIE…
W MIARĘ SKRACANIA DYSTANSU ROZPOZNAJEMY NA WIERZCHOŁKU RESZTKI ZABUDOWAŃ OBRONNYCH I KOŚCIÓŁ W STYLU BIZANTYJSKIM, A NA STROMYM ZBOCZU OTOCZONE MUREM ŚLICZNE MIASTECZKO. CAŁOŚĆ LEŻY NA NIEDUŻEJ WYSPIE TUŻ KOŁO PELOPONEZU I JEST Z NIM POWIĄZANA GROBLĄ. COŚ WSPANIAŁEGO …
.
.
Monemwasia (greckie: Μονεμβασία) miasto i gmina w Lakonii (Grecja). Miasto wybudowane na małej wyspie połączonej z lądem 200 m groblą u wschodniego wybrzeża Peloponezu. Jej powierzchnia to głównie duży płaskowyż na wysokości ok. 100 m n.p.m; szerokości 300 m i długości 1 km – kiedyś potężna średniowieczna twierdza. Mury miejskie i wiele kościołów bizantyjskich z okresu średniowiecza.
Nazwa miasta pochodzi od greckich słów, „Mone” i „emvasia” – „Jeden” i „Wejście”. Włosi nazywali je „Malvasia” (stąd pochodzi nazwa szczepu Malmsey) Jest też nazywane Gibraltarem Wschodu.
W 375 r. n.e. Peloponez nawiedziło kolejne trzęsienie ziemi które odłączyło ogromną wysoką na 350 m wapienną skałę od stałego lądu. Skała pozostała wyspą do VI w. Wtedy to Bizantyjczycy połączyli ją z lądem groblą i założyli miasto Monemvasia. Strategiczne położenie na trasie łączącej Italię z portami Morza Czarnego i własna flota handlowa bardzo szybko doprowadziły miasto do bogactwa.
Monemwasia prawie przez 700 lat pozostawała w rękach bizantyjskich. – W połowie XIII w. po trzyletnim oblężeniu na kilkanaście lat opanowali ją Frankowie. Od XIII w. rozpoczął się okres największej świetności Monemwasii. Zamieszkiwały tu wówczas liczne szacowne rody bizantyjskie. Miasto bogaciło się głównie dzięki posiadłościom na stałym lądzie, eksporcie wina (słynna małmazja), a także pirackim napadom na statki płynące z Italii na wschód. W tym też czasie Monemwasia miała status częściowo niezależnego miasta-państwa. Z ponad 50 tysiącami mieszkańców było to najgęściej zaludnione miejsce na Peloponezie.
.
UDAŁO NAM SIĘ ZNALEŹĆ BYĆ MOŻE OSTATNIE ODPOWIEDNIE DLA NAS MIEJSCE (NASZ JACHT MA ok. 15 m dł; 4,5 szer. I 2,4 m ZANURZENIA)
PODCHODZENIE RUFĄ DO NABRZEŻA ZNAJDUJĄCEGO SIĘ W PORCIE PO DRUGIEJ, LĄDOWEJ STRONIE GROBLI BYŁO TROCHĘ UTRUDNIONE PRZEZ SKAŁY PODWODNE WYSTAJĄCE TU I TAM Z PIASKU DNA. WODA JEST TAK CZYSTA, ŻE CZĘSTO GĘSTO DNO WIDAĆ NAWET NA 20 m. CZYSTOŚĆ AKWENU NIE POZWALA NA DOKŁADNE OCENIENIE GŁĘBOKOŚCI BEZ ECHO SONDY, A MY MAMY TYLKO JEDNĄ – NA DZIOBIE…
DODATKOWYM UTRUDNIENIEM BYLI PŁYWAJĄCY NA NASZYM TORZE DOWCIPNISIE, KTÓRYM OD CZASU DO CZASU WYSTAWAŁY NAD POWIERZCHNIĘ MORZA ŁEBKI. KRZYCZELIŚMY I MACHALIŚMY DO NICH BY SIĘ USUNĘLI – BEZ WIDOCZNEGO SKUTKU…
PO PODEJŚCIU BLIŻEJ OKAZAŁO SIĘ, ŻE USIŁOWALIŚMY PRZEKONAĆ DO ZEJŚCIA NAM Z DROGI DWÓM SPORYM ŻÓŁWIOM MORSKIM IGNORUJĄCYM NAS ZAWZIĘCIE …
.
PRZYCUMOWAWSZY POSTANOWILIŚMY ZROBIĆ MAŁY REKONESANS W MIASTECZKU-PORCIE, WYKĄPAĆ SIĘ I WIECZOREM PRZEJŚĆ DO MIASTECZKA NA WYSPIE NA KOLACJĘ.
CZĘŚĆ ZAŁOGI POSZŁA NA PLAŻĘ OCHŁODZIĆ ROZGRZANE CIAŁA, NATOMIAST KAPITAN Z PREZESEM USIEDLI W POŁOŻONEJ TUŻ KOŁO PRZYSTANI TAWERNIE.
PO KĄPIELI, OKOŁO 15, POSTANOWIŁEM IŚĆ DO DOLNEJ I GÓRNEJ MONEMWASII. BYŁO GORĄCO I NIKT NIE CHCIAŁ ZE MNĄ ZWIEDZAĆ. WCZEŚNIEJ USTALONO WYPŁYNIĘCIE NASTĘPNEGO RANKA I NIE CHCIAŁEM STRACIĆ OKAZJI BY OGLĄDNĄĆ TO FASCYNUJĄCE MIEJSCE. ZGODNIE Z SUGESTIĄ GREKÓW Z BARU, W KTÓRYM WYPILIŚMY Z WOMBATEM PO KIELISZKU WINA, ZABRAŁEM ZE SOBĄ BUTELKĘ WODY I PO USTALENIU Z ZAŁOGĄ MIEJSCA I CZASU ZBIÓRKI WYRUSZYŁEM. DROGA Z PORTU DO DOLNEGO MIASTA WIEDZIE PRZEZ GROBLĘ, WYBUDOWANĄ NIEDAWNO NA RESZTKACH KAMIENNEGO, WIELOARKADOWEGO MOSTU. Z PORTU DO BRAM DOLNEGO MIASTA JEST ok 2 km. PO DRODZE MINĄŁEM MALEŃKI, POŁOŻONY NA SKARPIE, OTOCZONY MUREM CMENTARZYK. GROBY TUTAJ SĄ Z BIAŁEGO MARMURU. ŚLICZNOŚCI. PRZEKROCZENIE BRAMY MIEJSKIEJ POWODUJE, ŻE WPADAM DO INNEGO ŚWIATA. JEŚLI KTOŚ TAK JAK JA, OD RAZU ZEJDZIE Z GŁÓWNEJ ULICZKI. PRZECISKAJĄC SIĘ MIĘDZY DOMAMI – TRAKTAMI, KTÓRE MAJĄ CZASEM TYLKO 70 cm SZEROKOŚCI – ZAPADNIE SIĘ NATYCHMIAST W OTCHŁAŃ ŚREDNIOWIECZNEJ GRECJI.
BARDZO DUŻO, ALE NIE WSZYSTKIE BUDYNKI SĄ ODRESTAUROWANE. MYŚLĘ, ŻE SPORA ICH CZĘŚĆ ZNAJDUJE SIĘ W RĘKACH NIEMCÓW I ANGOLI. CHODZĄC PO MIASTECZKU CO CHWILA NATYKAM SIĘ NA KOŚCIÓŁEK. ZNAJDUJE SIĘ TU OGROMNA ILOŚĆ POZOSTAŁOŚCI RÓŻNYCH KULTÓW. WIĘKSZOŚĆ RELIGIJNYCH BUDYNKÓW JEST W RUINIE. JEDNAK WIDAĆ, ŻE KTOŚ COŚ ROBI BY JE ODRESTAUROWAĆ. PIERWSZY RAZ W HISTORII WIDZĘ COŚ TAK WSPANIAŁEGO
DOŚĆ DŁUGO WŁÓCZYŁEM SIĘ PO DOLNYM MIEŚCIE. NASTĘPNIE ZABRAŁEM SIĘ ZA WSPINACZKĘ DO GÓRNEJ JEGO CZĘŚCI… IDZIE SIĘ TAM PO PRAWIE PIONOWEJ SKALE W KTÓREJ WYRYTO BARDZO STROMĄ I ŚLISKĄ (BAZALTOWE KAMIENIE) NI TO DROGĘ NI TO SCHODY…
PO DRODZE, NA OK ⅔ WYSOKOŚCI MINĄŁEM BRAMĘ W MURZE I PO NIEDŁUGIM CZASIE ZNALAZŁEM SIĘ PRZY GŁÓWNEJ BRAMIE OTWIERAJĄCEJ DROGĘ DO GÓRNEGO MIASTA. NIESTETY, MAJĄC JUŻ TYLKO 20 min DO SPOTKANIA Z ZAŁOGĄ W DOLNYM MIEŚCIE NIE MOGŁEM ZOBACZYĆ ZBYT WIELE. POSZEDŁEM TYLKO WZDŁUŻ KRAWĘDZI SKAŁ NA KTÓREJ POSTAWIONO NIEWYSOKI, 90 cm MUR, SZEROKI NA OK 60 cm.
DOSZEDŁEM NIM DO JAKIEGOŚ PRAWIE NIE ZNISZCZONEGO BUDYNKU GDZIE ZNALAZŁEM PIĘKNY, WYRZEZANY Z JAKIEGOŚ B. LEKKIEGO MATERIAŁU DREWNOPODOBNEGO NARZĄD EROSA – CZYŻBYM TRAFIŁ NA ARCHETYP WIBRATORA ?
W KOŁO PRAKTYCZNIE BYŁY TYLKO RUINY. TRZEBA BYŁO WRACAĆ…
KILKANAŚCIE MINUT PÓŹNIEJ SPOTKAŁEM NASZĄ GRUPĘ, DEGUSTUJĄCĄ I KUPUJĄCĄ JAKIEŚ TUTEJSZE WINA. WIECZORNE ZAKUPY ALKOHOLOWYCH SPECJAŁÓW W STAREJ MONEMWASII BYŁY FASCYNUJĄCE…
PO CHWILI SIEDZIELIŚMY W POLECONEJ NAM KNAJPCE „TO KANONI” (Το Κανόνι) CZEKAJĄC NA POSIŁEK… JEDLIŚMY NA FAJNYM TARASIE, KTÓRY ZRESZTĄ WCZEŚNIEJ FOTOGRAFOWAŁEM BĘDĄC NA SZCZYCIE…
NA ENTRE WZIĘLIŚMY PLACUSZKI ZE SZPINAKIEM, WIEPRZOWINĘ NA OSTRO W PORACH – PYCHOTA, MARYNOWANE MALUTKIE RYBKI, KIEŁBASKI ŚWIŃSKIE W POMARAŃCZACH. DANIA GŁÓWNE TO: JAGNIĘCINA EN PAPILLOTE – SUPER, RYBY: OKOŃ MORSKI, DORADA. WSZYSTKO BARDZO DOBRE Z WINEM WŁĄCZNIE @ 215 € NA 6 OSÓB.
.
PO TEJ BARDZO UDANEJ KOLACJI, SCHODZĄC Z MIASTECZKA DO PORTU POSTANOWILIŚMY POZOSTAĆ TUTAJ JEDEN DZIEŃ DŁUŻEJ.
BARDZO MNIE TO UCIESZYŁO, BO UWAŻAM TO MIEJSCE ZA JEDNO Z NAJCIEKAWSZYCH JAKIE UDAŁO MI SIĘ KIEDYKOLWIEK ODWIEDZIĆ I CHCIAŁEM JE ZOBACZYĆ W CAŁOŚCI.
.
WRACAJĄC Z KOLACJI ZOSTALIŚMY ZAPROSZENI DO KNAJPKI NAD BRZEGIEM MORZA NA DRINKOSA PRZEZ SAMEGO PREZESA…
SIEDLIŚMY I PO DŁUGIM, NIEZBYT WYCZERPUJĄCYM STUDIOWANIU KARTY WYBRALIŚMY NAPÓJ GODNY BYĆ PITYM W TAK WAŻNYM MOMENCIE.