.
PO ŚNIADANIU POJECHALIŚMY W DESZCZU KOLEJKĄ DO TARGU RYBNEGO – (Fischauktionshalle). NIESTETY BYŁO ZA PÓŹNO BY GO ZOBACZYĆ W ŚRODKU (TRZEBA TO ROBIĆ PRZED 9:00). ALE I TAK WARTO PRZYJRZEĆ SIĘ TEJ HALI Z ZEWNĄTRZ. ZRESZTĄ TUŻ OBOK ZNAJDUJE SIĘ U-BOAT MUZEUM BĘDĄCE TAK CZY SIAK NA NASZEJ LIŚCIE RZECZY DO OGLĄDNIĘCIA. WIĘC NIC SIĘ NIE STAŁO. PODCHODZĄC DO NABRZEŻA OD STRONY FISH MARKETU WIDAĆ JUŻ Z DALEKA KIOSK ŁODZI PODWODNEJ Z WYMALOWANYM NA NIM NUMEREM 343. OBOK NUMERU WIZERUNEK NIEDŹWIEDZIA. ŁÓDŹ ZDAJE SIĘ BYĆ OGROMNA. NIGDY NIE WIDZIAŁEM NAOCZNIE NIEMIECKICH U-BOATÓW ŻADNEJ KLASY, ALE WIEM, ŻE TE Z KOŃCA WOJNY BYŁY BARDZO DUŻE. DOPIERO PO KUPIENIU BILETÓW (9 € SZTUKA) OKAZAŁO SIĘ, ŻE W TYM MUZEUM JEST PREZENTOWANA RADZIECKA ŁÓDŹ PODWODNA Z 1976 ROKU!!!! NIGDY BYM NIE WPADŁ NA TO, ŻE W HAMBURGU, W MUZEUM U-BOATÓW POKAZUJĄ RADZIECKI OKRĘT I TO Z LAT 70-tych XX w. NO ALE NABYLIŚMY BILETY I ODWROTU NIE BYŁO. DO TEGO LAŁO ZDROWO, WIĘC Z CHĘCIĄ ZANURKOWALIŚMY W CZELUŚCIACH OKRĘTU.
KONKLUZJA WOMBATA: NIE WYOBRAŻAŁA SOBIE WCZEŚNIEJ OKRĘTU PODWODNEGO. PRZERAZIŁA JĄ CIASNOTA I NIEWYGODA ŻYCIA, SZCZEGÓLNIE ZWYKŁYCH MATROSÓW NA TAKIEJ JEDNOSTCE. DO TEGO STRESS Z JAKIM MUSIELI SIĘ CZĘSTO ZMAGAĆ. NAJWIĘKSZE WRAŻENIE TO JEDNAK GENIUSZ TWÓRCY TEGO OBIEKTU I LUDZI, KTÓRZY GO OBSŁUGIWALI. TYSIĄCE KABLI, PRZEWODÓW, LICZNIKÓW, TRANSFORMATORÓW, URZĄDZEŃ POMIAROWYCH WZDŁUŻ BURT. JAK WYZNAĆ SIĘ W TYM WSZYSTKIM, NICZEGO NIE POMYLIĆ, UMIEĆ OBSŁUŻYĆ?!!.
JA NATOMIAST ZNALAZŁEM WIELE PODOBIEŃSTW DO OGLĄDANEJ W GORI SALONKI STALINA. NIBY WSZYSTKO TAM JEST, ALE BIEDA I NIECHLUJSTWO WYGLĄDA Z KAŻDEGO KĄTA. SZCZEGÓLNIE WIDAĆ TO WYRAŹNIE OGLĄDAJĄC PODŁĄCZENIA ARMATURY.
.
NIESTETY, DALEJ SOLIDNIE KROPIŁO KIEDY WYSZLIŚMY Z MUZEUM. POSZLIŚMY JEDNAK PIECHOTĄ, PRZECINAJĄC KOLEJNE DZIELNICE, W TYM ZNANE JUŻ ST. PAULI. NASZYM CELEM BYŁ KOŚCIÓŁ ŚW. MICHAŁA I MUZEUM MIASTA HAMBURGA. PO DRODZE CHCIELIŚMY SIĘ NAPIĆ: WOMBAT HERBATY, A JA PIWA OCZYWIŚCIE. WSTĄPILIŚMY DO JAKIEJŚ NIEŹLE WYGLĄDAJĄCEJ KNAJPKI NA ROGU DWÓCH ULIC. BYŁA PUSTA, JEŚLI NIE LICZYĆ DWÓCH PRZEKRZYKUJĄCYCH SIĘ PAŃ Z OBSŁUGI, KTÓRE NAS TOTALNIE IGNOROWAŁY. PO MINUCIE OPUŚCILIŚMY LOKAL I PO CHWILI TRAFILIŚMY DO KOLEJNEGO PUBU – ZUM ANKER. ZA KONTUAREM KRÓLOWAŁA MASYWNIE ZBUDOWANA KOBITKA, NA WPROST KTÓREJ SIEDZIAŁO CZTERECH PRAWIE DZIADKÓW. WSZYSCY ZAWZIĘCIE DYSKUTOWALI, CO NIE PRZESZKODZIŁO SZEFOWEJ – KRÓLOWEJ W NATYCHMIASTOWYM ZAJĘCIU SIĘ NASZYMI POTRZEBAMI. ZAMÓWIENIE ZOSTAŁO ZREALIZOWANE NATYCHMIAST. PO CHWILI WMASZEROWAŁO DO BARU CZTERECH MŁODYCH LEKKO NARĄBANYCH BYCZKÓW, KTÓRZY OCZYWIŚCIE WPROWADZILI WESOŁY CHAOS DO TEGO DOTYCHCZAS SPOKOJNEGO MIEJSCA. SZEFOWA SZYBKO GO OPANOWAŁA, STAJĄC SIĘ PRZYJACIÓŁKĄ TYCH NOWYCH KLIENTÓW. BYŁA SUPER… CO ŚWIADCZY TYLKO O WŁAŚCIWYM PODEJŚCIU DO BIZNESU.
PO CHWILI OPUŚCILIŚMY PUB I KONTYNUUJĄC NASZ SPACER DOSZLIŚMY DO MUZEUM MIASTA. JEST BARDZO CIEKAWE. NIESTETY 3 GODZINY, KTÓRE POZOSTAŁO NAM DO JEGO ZAMKNIĘCIA TO ZA MAŁO NA DOGŁĘBNE POZNANIE ZBIORÓW.. ZABRAKŁO NAM OKOŁO GODZINY. PO WYJŚCIU ZALICZYLIŚMY JESZCZE KOŚCIÓŁ PATRONA MIASTA, ŚW. MICHAŁA. BARDZO INTERESUJĄCY ARCHITEKTONICZNIE. I JAK WSZYSTKIE MIEJSCA KULTU OGLĄDANE PRZEZ NAS W HAMBURGU, BARDZO SKROMNIE DEKOROWANY WEWNĘTRZNIE. TO ZUPEŁNIE COŚ INNEGO NIŻ ROZPASANE OZDOBAMI KOŚCIOŁY KATOLICKIE, KTÓRE ZNAMY NAJLEPIEJ.
POWOLI ZMIERZALIŚMY DO NASZEGO HOTELU. NASTĘPNEGO DNIA ZACZYNAŁA SIĘ NASZA PRZYGODA Z DOMINIKANĄ. POSTANOWILIŚMY ZJEŚĆ COŚ NA SZYBKO I ZROBIĆ DROBNE ZAKUPY BLISKO NASZEGO MIEJSCA POSTOJU. JUŻ WCZEŚNIEJ TU TRAFILIŚMY, CO UŁATWIŁO NAM ZADANIE. PO ZAKUPACH WSTĄPILIŚMY DO TURKA NA KEBAB. NIE BYŁ DOBRY. POSZLIŚMY SPAĆ WCZEŚNIE, CZYLI ok. 2:00