.
POBUDKA O NORMALNEJ PORZE. NA ŚNIADANKO AWOKADO ZMIESZANE Z TUŃCZYKOSEM, OSTRYMI PAPRYCZKAMI, SOKIEM Z LIMONKI I ODROBINĄ SOLI. BAJKA. BARDZO CIEKAWY SMAK MA TUTAJ AWOKADO. JEST ZUPEŁNIE INNE NIŻ TO DOSTĘPNE W EU, AUSTRALII CZY AZJI. ZDECYDOWANIE BARDZIEJ SŁODKIE.
ZARAZ PO ŚNIADANIU ZŁAPALIŚMY GUA-GUA DO EL LIMON. NIE JEST ONO BARDZO ODDALONE OD LAS TERRENAS. ZA PRZEWÓZ ZAPŁACILIŚMY 100 PTYSI. LEDWO OPUŚCILIŚMY MIKROBUSIK OTOCZYŁA NA CHMARA MOTORYNKOWCÓW OFERUJĄC PODWIEZIENIE DO JEDNEJ Z „FIRM” ZAJMUJĄCYCH SIĘ CAŁĄ LOGISTYKĄ WYPRAWY DO WODOSPADU EL LIMON – NAJWIĘKSZEJ ATRAKCJI TEGO ZAKĄTKA DOMINIKANY.
WYBRALIŚMY JEDNEGO, KTÓRY ZAOFEROWAŁ DARMOWE PODWIEZIENIE DO KANTORKU I POTEM DO „FIRMY” SWOJEGO TATUSIA. NAUCZONY DOŚWIADCZENIEM WYMIENIŁEM ZIELONE NA PESETY I POJECHALIŚMY DO „FIRMY”…
„FIRMA, JAK BYŁO DO PRZEWIDZENIA OKAZAŁA SIĘ WIEJSKĄ ZAGRODĄ, W KTÓREJ TATUŚ NASZEGO MOTORKO-RIDERA SPRZEDAWAŁ WYCIECZKI MUŁAMI DO WODOSPADÓW, RÓŻNE NAPOJE I PAMIĄTKI. TAKĄ WYCIECZKĘ MOŻNA ZALICZYĆ PIESZO, ALE CHĘTNYCH JEST MAŁO, BO NIKOMU SIĘ NIE CHCE DYMAĆ POD GÓRĘ, PRZEZ LAS PEŁEN NIESPODZIANEK TYPU: A TERAZ PRZECHODZIMY PRZEZ RZEKĘ. ZNAJĄC CENY SPRZED 4 LAT WIEDZIELIŚMY JAK PROWADZIĆ NEGOCJACJE. CHCIANO OD NAS PO US$ 50 BEZ POSIŁKU. WYŚMIAŁEM GOŚCIA NATYCHMIAST OFERUJĄC 850 PESOS CZYLI OKOŁO US$ 20 ZA OSOBĘ. ZGODZIŁ SIĘ NADSPODZIEWANIE SZYBKO WIĘC UPEWNIŁEM SIĘ, CZY ABY NA PEWNO WLICZYŁ W KOSZTY WEJŚCIÓWKĘ DO PARKU. POTWIERDZIŁ.
WSIEDLIŚMY NA MUŁY. JA NA PAMELĘ, WOMBAT NA HUGO, PONOĆ WETERANA. RÓŻNE PRZEWODNIKI OSTRZEGAJĄ, BY NIE BRAĆ ZABIEDZONYCH ZWIERZĄT, ALE TAKICH NIE WIDZIAŁEM. NASZE MUŁY BARDZO POSŁUSZNIE SZŁY DO PRZODU. WSPINACZKA TRWA OK. 40 min. W TYM CZASIE TRZEBA PRZEBYĆ DWA STRUMIENIE I WDRAPAĆ SIĘ POD GÓRĘ AŻ DO POLANY, GDZIE POGANIACZE POZBAWIAJĄ NAS MUŁÓW, NAKAZUJĄC IŚĆ DALEJ PIESZO. NA TEJ POLANIE MOŻNA COŚ ZJEŚĆ I WYPIĆ. Z TEGO TEŻ MIEJSCA WIDAĆ WODOSPAD. IDZIEMY DALEJ. PO KOLEJNYCH KILKUSET METRACH SCHODZENIA DOCHODZIMY DO MAŁEGO WODOSPADU. JEST NISKI – MAX 10 m. TERAZ ZNOWU MAŁA WSPINACZKA. MIJA PONOWNIE KILKA DOBRYCH CHWIL I PRZED NAMI WYŁANIA SIĘ LA CASCADA EL LIMON.
.
.
JEST TO 50 METROWA STOSUNKOWO CIENKA STRUGA WODY SPADAJĄCA Z WYSOKOŚCI 50 m DO LEŻĄCEGO U JEJ NIEDUŻEGO POWIERZCHNIOWO, ALE GŁĘBOKIEGO NA 6 m, NATURALNEGO ZBIORNIKA. KĄPIE SIĘ W NIM KILKA OSÓB MY OCZYWIŚCIE TEŻ. NASI OPIEKUNOWIE PILNUJĄ DOBYTKU I ROBIĄ NAM ZDJĘCIA. WODA JEST RZEŚKA. AKURAT W SAM RAZ. MŁODSZY Z PRZEWODNIKÓW WSKOCZYŁ DO WODY I POKAZAŁ MI NISZE STWORZONE PRZEZ LATAMI SPADAJĄCĄ WODĘ USYTUOWANE ZA WODOSPADEM. PO KILKUNASTU MINUTACH WYCHODZIMY I ZACZYNA SIĘ DROGA POWROTNA. OSIĄGNĄWSZY MIEJSCE GDZIE CZEKAJĄ NA NAS MUŁY BIERZEMY COŚ DO PICIA. MY JAK ZWYKLE, ZE WZGLĘDU NA BEZPIECZEŃSTWO POKARMOWE CHCEMY WODĘ GAZOWANĄ. NIESTETY TAKIEJ TU NIE MA. KUPUJEMY COLĘ DLA POGANIACZY I MLECZKO Z DWÓCH KOKOSÓW DLA NAS. PŁACIMY ZA WSZYSTKO 175 PTYSI. MAŁA COLA KOSZTUJE 50 (1.2$).
SPOTYKAMY TEŻ TUTAJ 2 FAJNYCH SARDÓW I CHWILĘ GADAMY. PO PARU MINUTACH ŻEGNAMY SIĘ I PODCHODZIMY DO MUŁÓW. ZARAZ PO TYM JAK NA NIE WSKOCZYLIŚMY, STARSZY Z POGANIACZY POWIEDZIAŁ MI, ŻE NAJLEPIEJ BY BYŁO GDYBYM JUŻ TERAZ DAŁ IM NAPIWKI, BO NIE CHCĄ BY POTEM NA DOLE WŁAŚCICIEL MUŁÓW WIDZIAŁ ILE DOSTAJĄ. NIE PODOBAŁO MI SIĘ TO, ALE NIESTETY SIĘ ZGODZIŁEM. NIESTETY, BO GDY DAŁEM IM PO 200 PTYSI (OKOŁO 4,6$ NA GŁOWĘ) BYLI DOŚĆ NIEZADOWOLENI. BYĆ MOŻE NIE MAM RACJI, ALE GENERALNIE PRZYJMUJE SIĘ, ŻE NAPIWEK TO OKOŁO 10% CENY. ZAPŁACIŁEM 1700 PTYSI ZA ALL INCLUSIVE. CZYLI DOSTALI WIĘCEJ NIŻ 23,5% NAPIWKU!!! ATMOSFERA SIĘ POPSUŁA. STARSZY, KIERUJĄCY MOIM MUŁEM PRZEWODNIK ZACZĄŁ MI TŁUMACZYĆ JAK CIĘŻKIE MAJĄ ŻYCIE… BLA, BLA, BLA… MIAŁEM JESZCZE W KIESZENI 75 PTYSI I MU JE DAŁEM. CAŁA TA SCENA POZOSTAWIŁA NIESMAK. GDYBYM TĘ SAMĄ WYCIECZKĘ ZROBIŁ PRZEZ BIURO ZAMIAST PRZEZ TĘ „FIRMĘ” WYSZŁOBY NA TO SAMO, TYLE, ŻE STRACILIBYŚMY WIĘCEJ CZASU ALE MOŻE NIE MIAŁBYM STRESU. NIE WIEM. NA PEWNO NASTĘPNYM RAZEM NIE BĘDĘ DAWAŁ NAPIWKÓW W POŁOWIE DROGI.
PO POWROCIE Z WODOSPADÓW ZMYLIŚMY Z CIAŁ TRUDY DNIA NA NASZEJ PRZYHOTELOWEJ, MINI RESORTOWEJ PLAŻY. PRZY OKAZJI ODKRYŁEM, ŻE JESTEM SOLIDNIE POGRYZIONY, CHYBA PRZEZ PCHŁY… JADĄC NA MULICY CZUŁEM OD CZASU DO CZASU LEKKIE SWĘDZENIE, ALE NIE BYŁO ONO ANI MOCNE, ANI UPORCZYWE, WIĘC NIE ZWRÓCIŁO MOJEJ UWAGI. A POWINNO. NAJWYRAŹNIEJ PRZESZKADZAŁEM W ŻYCIU RODZINNYM PCHEŁ PALOMY OCIERAJĄC SIĘ ŁYDKAMI O JEJ BOKI I DLATEGO MNIE UKARAŁY.
PO KĄPIELI I LEKKIEJ KONSERWACJI WNĘTRZNOŚCI POSZLIŚMY SIĘ PRZEJŚĆ DO MIASTECZKA. CHODZĄC ODKRYLIŚMY CAŁE RZĘDY ŚREDNICH WIELKOŚCIOWO RESTAURACYJEK POŁOŻONYCH N/W OD CENTRUM MIASTECZKA. BYŁO TU SPORO OWOCÓW MORZA. NIESTETY DOŚĆ DROGICH I JEDNOCZEŚNIE NIE WYGLĄDAJĄCYCH NA AŻ TAKIE CENY, JAKIE OFERUJĄ (BĘDĄC NA DOMINIKANIE ZAWSZE TRZEBA PAMIĘTAĆ O 28% PODATKU NIE WLICZONYM W CENY WE WSZELKIEGO RODZAJU RESTAURACJACH I BARACH). SZUKALIŚMY HOMARA. BEZ SKUTKU. ZACZĘLIŚMY IŚĆ W STRONĘ CENTRUM. UDAŁO SIĘ NAM ZOBACZYĆ CIEKAWY BUDYNEK STAWIANEGO WŁAŚNIE CENTRUM USŁUGOWO HANDLOWEGO. OBIEKT BĘDZIE MIAŁ KSZTAŁT DWÓCH SPOREJ WIELKOŚCI STATKÓW. CIEKAWY. OBOK WZNOSZĄ SIĘ PIĘKNIE ODRESTAUROWANE BUDYNKI SPRZED KILKUSET LAT (CHODZĄC MIĘDZY NIMI ZNALAZŁEM BEZPŁATNY DOSTĘP DO INTERNETU). NIESTETY, JEST ICH BARDZO MAŁO. TAK TE JAK I WSPOMNIANE WCZEŚNIEJ NOWE OBIEKTY WYGLĄDAJĄ JAK WYSPA OBOK KLASYCZNEJ ZABUDOWY TEGO DOMINIKAŃSKIEGO MIASTECZKA. A TA ZABUDOWA, TO RZĘDY NISKICH, PARTEROWYCH LUB JEDNO PIĘTROWYCH DOMÓW MUROWANYCH, DREWNIANYCH I RÓŻNEGO RODZAJU SZOP, BARAKÓW CZY TEŻ BUD.
SPACERUJĄC DALEJ PO JAKIMŚ CZASIE TRAFILIŚMY NA ULICĘ, KTÓRĄ SZLIŚMY POPRZEDNIEGO DNIA. TEGO WŁAŚNIE CHCIELIŚMY. PRZECHODZĄC OBOK WŁOSKIEJ RESTAURACJI ZAPYTALIŚMY O HOMARA. POWIEDZIANO NAM, ŻE NIE SĄ PEWNI CZY BĘDĄ DZISIAJ MIELI JAKIEŚ. MIELIŚMY PRZYJŚĆ ZA 30 MINUT I SIĘ DOWIEDZIEĆ. USTALIŁEM, ŻE JEŚLI BĘDZIE TO DOSTANIEMY JEDNEGO Z RUSZTU Z SAŁATĄ I DODATKOWYMI OWOCAMI MORZA ZA 1500 PTYSI (US$ 35).
POSZLIŚMY DALEJ PO JARZYNY I OWOCE. KUPILIŚMY AWOKADO WIELKOŚCI MAŁEGO MELONA, TROCHĘ OWOCÓW I JARZYN. WRACAJĄC WSTĄPILIŚMY DO WŁOCHA ALE WCZEŚNIEJ SPOTKANEGO CZŁOWIEKA, Z KTÓRYM WCZEŚNIEJ ROZMAWIALIŚMY NIE BYŁO, WIĘC WRÓCILIŚMY DO HOTELU WSTĘPUJĄC JESZCZE DO KILKU SKLEPÓW.
NA KOLACJĘ PONOWNIE BYŁO TO PYSZNE DOMINIKAŃSKIE AWOKADO, ALE TYM RAZEM Z BARDZIEJ WYPASIONYM TUŃCZYKOSEM I OCZYWIŚCIE INNYMI DODATKAMI. PRZED SPANIEM USIEDLIŚMY NA NASZEJ MINI WERANDZIE NA POŻEGNALNEGO DRINKA W LAS TERRENAS. DO TEGO ZAPALIŁEM WCZEŚNIEJ NABYTE, RĘCZNIE ZWIJANE MOCNE CYGARO, ALE ZUPEŁNIE MI ONO NIE SMAKOWAŁO.
WCZEŚNIEJ TEGO DNIA, KORZYSTAJĄC Z POMOCY RECEPCJI ZAŁATWIŁEM PORANNY ODBIÓR NAS Z HOTELU PRZEZ GUA-GUA. MIAŁ ON NAS DOWIEŹĆ DO PUERTA PLATA W 3 godz. – PRAKTYCZNIE BEZ ZATRZYMYWANIA SIĘ CO CHWILA, ZA 500 PTYSI (US$ 11) OD OSOBY. DROGO, WIEM. ALE TEN PRZYJAZD NORMALNIE KOSZTUJE 400 PTYSI + DOJAZD 50 PTYSI / OSOBA. NIE CHCIELIŚMY WSTAWAĆ O 5:00, SZUKAĆ MOTO-TAXI I TARABANIĆ SIĘ Z BAGAŻAMI DO MIASTECZKA. WOLELIŚMY DAĆ TĘ STÓWĘ PTYSI (US$ 2,3) WIĘCEJ, SPAĆ PÓŁ GODZINY DŁUŻEJ I ODJEŻDŻAĆ SPOD NASZEGO „RESORTU”. TYM BARDZIEJ, ŻE BYŁO TO KOLEJNE SUPEROWE MIEJSCE Z BARDZO MIŁĄ OBSŁUGĄ.
.
.
.