.
POSTANOWILIŚMY ZACZĄĆ DZIEŃ OD KACZKI. WIEDZIELIŚMY, ŻE NA ROGU JEDNEJ Z ULIC O 12 W POŁUDNIE POJAWIA SIĘ BUDKO-WÓZEK Z NAJLEPSZYMI KACZKAMI W MIEŚCIE. INTERNET JEST POTĘGĄ! RÓG OKAZAŁ SIĘ BYĆ TUŻ KOŁO NASZEGO HOTELU. SKRZYŻOWANIE JALAN CHEONG FATT TZE Z LEBUH CARNARVON. BYŁY!! KOLEJKA TEŻ. STOJĘ W KOLEJCE, A MŁODY CZŁOWIEK O WYGLĄDZIE CHIŃCZYKA Z EWIDENTNIE BIAŁYMI PRZODKAMI MÓWI, ŻE TO NAJLEPSZA KACZKA W MIEŚCIE. JA NA TO, ŻE WIEM. ON PYTA, CZY JADŁAM. JA, ŻE NIE I MÓWIĘ, ŻE W INTERNECIE MOŻNA ZNALEŹĆ WSZYSTKO. UCIESZYŁ SIĘ Z POPULARNOŚCI SWOJEJ KACZKI. ROZMAWIAJĄC O UROKACH ULICZNEGO JEDZENIA WSKAZAŁ NAM NIEZNANE PONOĆ DOBRE MIEJSCE NA ULICY LORONG BARU, DO KTÓREJ DOCHODZI SIĘ OD LEBUH MCALISTER.
.
PODZIWIALIŚMY JAK STARSZY PAN KROIŁ KACZKĘ W BŁYSKAWICZNYM TEMPIE. ZA 25 RM KUPILIŚMY POŁOWĘ KACZKI NA KOLACJĘ. DOSTALIŚMY DO NIEJ DWA SOSY. ŚLIWKOWY-KLASYKA GATUNKU I LEKKO OSTRY PAPRYKOWY.
TEGO DNIA KIEROWALIŚMY SIĘ W STRONĘ NABRZEŻA. PO DRODZE ZOBACZYLIŚMY RESTAURACJĘ PEŁNĄ LUDZI I KOLEJKĘ OCZEKUJĄCYCH. POSTANOWILIŚMY ZOBACZYĆ, CO JEST TAM TAKIE DOBRE. PORA BYŁA OBIADOWA LUB, JAK KTO WOLI LUNCHOWA, A MY NIC NIE JEDLIŚMY, TYLKO PATRZYLIŚMY NA TE KACZKI. JEDZENIE W TEJ PRZYPADKOWO NAPOTKANEJ RESTAURACJI BYŁO PYSZNE. MOŻNA BYŁO ZAMÓWIĆ PORCJĘ MAŁĄ, ŚREDNIĄ LUB DUŻĄ. JADŁAM ZIELONE WARZYWO GRUBSZE NIŻ NASZ SZCZYPIOREK, ALE CIEŃSZE NIŻ ZIELONA FASOLKA W SOSIE, OKRASZONE KREWETKAMI. PIETRUSZKA JADŁ TOFU DOMOWEGO WYROBU. ZAPŁACILIŚMY OKOŁO 25 RM.
.
POSILENI DOTARLIŚMY DO MUZEUM. ZA 1 RM OBEJRZELIŚMY CAŁĄ EKSPOZYCJĘ. NAJCIEKAWSZA JEJ CZĘŚĆ DOTYCZYŁA HISTORII POWSTANIA MIASTA, MIESZANKI ETNICZNEJ JAKA TU JEST, EKSPANSJI BRYTYJSKIEJ, STROJÓW, WNĘTRZ, OBYCZAJÓW, ROZWOJU MIASTA. DLA MNIE SZCZEGÓLNIE CIEKAWE BYŁY INFORMACJE DOTYCZĄCE EMIGRACJI NA WYSPĘ HINDUSOWI WIĘKSZEJ CZĘŚCI CHRZEŚCIJAN, CHIŃCZYKÓW, BIRMAŃCZYKÓW I INNYCH. SPOSÓB, W JAKI ZNAJDOWALI SWOJE MIEJSCE W MIEŚCIE, ZACHOWYWALI RELIGIĘ, OBYCZAJE, TOŻSAMOŚĆ. DLATEGO WYBRALI PENANG BIORĄC POD UWAGĘ JEGO POŁOŻENIE DLA PROWADZENIA HANDLU. CIEKAWE OPISY I ZDJĘCIA. MIMO TEGO, ŻE CZYTAŁAM O PENANGU PRZED WYJAZDEM MUZEUM BARDZO WZBOGACIŁO MOJE INFORMACJE.
.
POTEM NABRZEŻEM DO FORTU CORNWALIS. CENA BILETU WYNOSIŁA 20 RM OD OSOBY, ALE ZDECYDOWALIŚMY SIĘ NA WEJŚCIE, BO PIETRUSZKA NAMIĘTNIE ZWIEDZA OBIEKTY TEGO RODZAJU. ROZCZAROWANIE NASZE BYŁO OGROMNE. CAŁOŚĆ MA KSZTAŁT GWIAZDY, A DO ZOBACZENIA JEST PARĘ DZIAŁ POSADOWIONYCH NA MURACH. NIC WIĘCEJ. NIE JEST TO WARTE UWAGI A CENA BILETU BARDZO ZAWYŻONA. NASTĘPNIE MIJAJĄC PORT DOSZLIŚMY DO DREWNIANYCH DOMOSTW MA PALACH WCZESNYCH OSADNIKÓW RYBACKICH KULTYWUJĄCYCH SWOJE OBYCZAJE DO DZISIAJ – CLAN JETTIES. INTERESUJĄCE, ALE TROCHĘ CHYBA SKOMERCJALIZOWANE, SZCZEGÓLNIE TAM GDZIE POJAWIAJĄ SIĘ PRZED DOMOSTWAMI KRAMY Z PRZERÓŻNYMI PAMIĄTKAMI.
.
KIERUJĄC SIĘ W STRONĘ NASZEJ ULICY ZAHACZYLIŚMY O SŁYNNE MURALE. PORA NIE BYŁA JESZCZE ZBYT PÓŹNA, WIĘC ZDECYDOWALIŚMY SIĘ NA POKONANIE DOŚĆ SPOREJ ODLEGŁOŚCI DO WSKAZANEGO PRZEZ CHIŃCZYKA MIEJSCA Z JEDZENIEM ULICZNYM PAMIĘTAJĄC JEDNAK O NASZEJ KACZCE.
GEORGETOWN SZCZYCI SIĘ SWOJĄ KUCHNIĄ I ULICZNYM JEDZENIEM. RZECZYWIŚCIE JEST TO TUTAJ FENOMEN W KATEGORII KULTUROWEJ. ULICZNE JEDZENIE WYSTĘPUJE W CAŁEJ AZJI, ALE NIE W TAKIM NASILENIU I FORMIE JAK W GEORGETOWN. WIECZOREM NA PEWNYCH ULICACH POJAWIAJĄ SIĘ KRAMY, BUDKI, WOKI, BUTLE GAZOWE I ROZPOCZYNA SIĘ GOTOWANIE, SMAŻENIE, GRILOWANIE. SPRAWNOŚĆ GOTUJĄCYCH JEST NIEPRAWDOPODOBNA. JEDZENIE PRZYGOTOWYWANE JEST W ZAWROTNYM TEMPIE. KONTROLOWANE, PŁYNNE, OSZCZĘDNE RUCHY PROWADZĄ DO ZNAKOMITEGO EFEKTU KULINARNEGO. CENY ZALEŻĄ OD TEGO CO JESZ. NIESTETY NAJDROŻSZE JEST TO, CO MY LUBIMY NAJBARDZIEJ, CZYLI RYBY, KRABY, MUSZLE itp.
NIE POTRAFILIŚMY WIĘC ODMÓWIĆ SOBIE PORCJI MUSZELEK ZA 20 RM PLUS NAPOJE. ODLEGŁOŚĆ, JAKĄ MIELIŚMY DO POKONANIA DO DOMU NIE POZOSTAWIAŁA WĄTPLIWOŚCI CO DO TEGO, ŻE ZGŁODNIEJMY.
.
.
NA NASZEJ ULICY DOKUPILIŚMY MAKARON (1.30 RM). DLA JEGO MIŁOŚNIKÓW TO RAJ NA ZIEMI. NA NASZYM BALKONIE ODBYŁA SIĘ UCZTA. KACZKA RZECZYWIŚCIE BYŁA WYBORNA.
TRZEBA JESZCZE DODAĆ, ŻE ZA CENĘ 80 RM KUPILIŚMY 2 BILETY AUTOKAROWE DO CAMERON HIGHLANDS NA 3 STYCZNIA 2015.
.
.
.