22.01.2015 – BORNEO. KOTA KINABALU & KUDAT (LONGHOUSE)

.

RANO O 7.30 BYLIŚMY NA DWORCU.

U UŚMIECHNIĘTEGO, CAŁKOWICIE BEZZĘBNEGO I LEKKO POMARSZCZONEGO KIEROWCY AUTOBUSU KUPILIŚMY BILETY I ZAREZERWOWALIŚMY PRZEDNIE SIEDZENIA, DOKONUJĄC TEGO ZA POMOCĄ JĘZYKA MIGOWEGO, PO CZYM, ZA JEGO ZGODĄ POSZLIŚMY DO JEDNEGO Z DWÓCH ZNAKOMICIE PROSPERUJĄCYCH BARÓW DWORCOWYCH NA ŚNIADANKO.

KOTA KINABALU - DWORZEC AUTOBUSÓW I TAKSÓWEK
KOTA KINABALU – DWORZEC AUTOBUSÓW I TAKSÓWEK

.

JA JAK ZWYKLE MAKARON. PIETRUSZKA JADŁ COŚ, CO WYGLĄDAŁO JAK TOFU I BYŁO NIM. MNIE TO NIE WYGLĄDAŁO ŁADNIE. TO COŚ MIAŁO NA WIERZCHU W CHARAKTERZE KRUSZONKI JAKIEŚ MIĘSO.  PŁACILIŚMY ŁĄCZNIE Z ZIELONĄ HERBATĄ 13 RM. AUTOBUS KTÓRYM JECHALIŚMY, POCHODZIŁ BEZ WĄTPIENIA Z CZASÓW OKUPACJI BORNEO PRZEZ JAPOŃCZYKÓW. PODŁOGA PRZYKRYTA KARTONAMI, SIEDZENIA ZUŻYTE, DRZWI LEDWO TRZYMAJĄCE SIĘ NA ZAWIASACH, Z PRZODU OBOK KIEROWCY NIE WIEDZIEĆ CZEMU KUBEŁ Z WODĄ. CAŁOŚĆ WYGLĄDA TAK JAKBY MIAŁA SIĘ ZA CHWILĘ ROZPAŚĆ. PIETRUSZKA SZYBKO AWANSOWAŁ NA STANOWISKO PIERWSZEGO ODŹWIERNEGO. DO JEGO OBOWIĄZKÓW NALEŻY ZAMYKANIE I OTWIERANIE DRZWI, KTÓRE SAMOCZYNNIE NIE CHODZĄ. ABY TEGO DOKONAĆ TRZEBA WKŁADAĆ I WYJMOWAĆ HAK PRZYTRZYMUJĄCY DRZWI, CHYBA POZOSTAŁOŚĆ Z EPOKI ŻELAZA NA TYM TERENIE. W AUTOBUSIE LOKALSI I MY. WORKI Z OWOCAMI LUB JARZYNAMI. JEST MIŁO.

 

JAKAŚ KOBIETA HAFTUJE PIĘKNY WZÓR ...
JAKAŚ KOBIETA HAFTUJE PIĘKNY WZÓR …

.

JAKAŚ KOBIETA HAFTUJE PIĘKNY WZÓR, INNE BAWIĄ NIEMOWLĘ. WSZYSCY WIEDZĄ GDZIE JEDZIEMY. AUTOBUS PĘDZI, BEZZĘBNY KIEROWCA CHICHOCZE, PIETRUSZKA PRZY DRZWIACH. KTOŚ WYSIADA I ZABIERA ZE SOBĄ TOWAR ZNAJDUJĄCY SIĘ W AUTOBUSIE, ALE KTOŚ INNY WNOSI SWOJE PACZKI. STAN BAGAŻU JEST WIĘC STAŁY.
NAGLE KIEROWCA I RESZTA DAJE ZNAĆ ŻE MAMY WYSIADAĆ. PRZED TYM JEDNAK JAKIMŚ CUDEM PIETRUSZKA I KIEROWCA DOGADUJĄ SIĘ W TEN SPOSÓB, ŻE MAMY JUTRO O 14-tej BYĆ TUTAJ, NA DRODZE, TO NAS ZABIERZE Z POWROTEM. CAŁY AUTOBUS POTAKUJE. PIETRUSZKA W ZGUBNYM NAŁOGU CYWILIZACJI ZMUSZA BEZZĘBNEGO DO DANIA MU SWOJEGO NUMERU KOMÓRKI CO MNIE DOPROWADZA DO ŚMIECHU, NO BO NIE BARDZO WIEM JAK SIĘ DOGADAJĄ BEZ RĄK PRZEZ TELEFON. NIE ZMIENIA TO JEDNAK NICZEGO. PROPOZYCJA KIEROWCY, ŻE NAS JUTRO ZABIERZE JEST BEZCENNA.

ZACZYNAMY IŚĆ DROGĄ. WOKÓŁ PALMY, KRZEWY, TRAWY. ZATRZYMUJE SIĘ JAKIEŚ AUTO I KIEROWCA CHCE NAS POWIEŹĆ. PIETRUSZKA JUŻ PRAWIE GOTOWY DO SKORZYSTANIA ALE JA MÓWIĘ: NIE. SKORO LONGHOUSY SĄ W  GŁĘBI LĄDU I WIADOMO ŻE DOJAZD MA BYĆ TYLKO DO GŁÓWNEJ DROGI, TO TRZEBA IŚĆ A NIE WOZIĆ SIĘ. WIĘC IDZIEMY DALEJ. DOCHODZIMY DO SKRZYŻOWANIA  INFORMUJĄCEGO, ŻE TRZEBA IŚĆ W LEWO. PO JAKIMŚ CZASIE DOCHODZIMY DO PIERWSZEGO LONGHOUSU. OD SKRZYŻOWANIA Z DROGĄ GŁÓWNĄ JEST TO MOŻE 2-2, 5 km. WITA NAS WŁAŚCICIEL I POKAZUJE DOM I OTOCZENIE. WYGLĄDA KOMERCYJNIE. WSZYSTKO ZA BARDZO ZADBANE. PODAJE CENĘ POBYTU: 120 RM OD OSOBY. CENA OBEJMUJE WYŻYWIENIE, NOCLEG, WYSTĘP ARTYSTYCZNY.

PYTAMY O DRUGI DOM. MUSIMY IŚĆ KAWAŁEK DALEJ. TROCHĘ ZBACZAMY Z DROGI I WYCHODZIMY MIĘDZY JAKIEŚ DOMOSTWA. PYTAMY O DOM I PO CHWILI  DOCIERAMY NA TYŁ LONGHOUSU. OKAZUJE SIĘ ZE POWINNIŚMY BYLI IŚĆ DO KOŃCA DROGI. WICI, ŻE JESTEŚMY JUŻ ZOSTAŁY ROZPUSZCZONE. CZEKAMY Z MIŁĄ PANIENKĄ, KTÓRA SIĘ NAGLE POJAWIŁA, AŻ KTOŚ STARSZY PRZYJDZIE I POKAŻE NAM OBEJŚCIE. PRZYCHODZI PARA – KOBIETA I MĘŻCZYZNA.

 

ZNALEŹLIŚMY TEN LONGHAUS NA KOŃCU WSI ...
ZNALEŹLIŚMY TEN LONGHAUSE NA KOŃCU WSI …

.

POKAZUJĄ NAM LONGHOUSE. DOM O DŁUGOŚCI OKOŁO 25-30 m, SZEROKOŚCI 7-10 m STOI NA PALACH. JEST KRYTY BAMBUSOWĄ STRZECHĄ. WCHODZIMY PO STOPNIACH. PO LEWEJ STRONIE SĄ ZAMKNIĘTE POMIESZCZENIA DO SPANIA, PO PRAWEJ OTWARTA PRZESTRZEŃ, W KTÓREJ TOCZYŁO SIĘ ŻYCIE. JEST CZYSTO. W POMIESZCZENIACH SYPIALNYCH, NA PODWYŻSZENIU DWA MATERACE Z MOSKITIERAMI. PRZY WEJŚCIU HAK NA POWIESZENIE RZECZY, JEDNA LUB DWIE ZWYKŁE PÓŁKI. OBOK DOMU JADALNIA, CZYLI ZADASZONE STOŁY Z ŁAWAMI, DO KTÓREJ PRZYLEGA WSPÓŁCZESNY BUDYNEK. DO JADALNI PROWADZI KRÓTKI MOSTEK. CAŁOŚCI DOPEŁNIA STOJĄCY  Z PRZODU OBEJŚCIA, MAŁY ZADASZONY STÓŁ Z ŁAWĄ. PODOBA NAM SIĘ. JEST BARDZIEJ NATURALNE NIŻ W PIERWSZYM LONGHOUSIE. DECYDUJEMY SIĘ ZOSTAĆ. BĘDZIEMY MIELI OBIAD, KOLACJĘ, ŚNIADANIE, WYSTĘP ARTYSTYCZNY I NAWET DOSTANIEMY JAKIŚ PODAREK. CENA 95 RM OD OSOBY. PANIENKA ROZKŁADA PO PRAWEJ STRONIE LONGHOUSU SKLEPIK Z PAMIĄTKAMI, KTÓRY ZAMKNIE GDY ZAPADNIE NOC. SĄ BRANSOLETKI, OPASKI, WIĄZADŁA – LUDOWE RĘKODZIEŁO.

NIESTETY NIE BYŁO W NIM NIC CIEKAWEGO. MIELIŚMY SZCZERY ZAMIAR COŚ KUPIĆ, ALE ZA BARDZO NIE BYŁO CO. POPIJAMY HERBATĘ ROZGLĄDAJĄC SIĘ W KOŁO. NA OBIAD DOSTAJEMY SAŁATKĘ Z BAMBUSA, DRUGĄ Z JAKIEGOŚ MIEJSCOWEGO ZIELSKA, SMAŻONE BANANY, JAJKO, RYŻ.

PO OBIEDZIE WYBIERAMY SIĘ DO WIOSKI. IDZIEMY DROGĄ DO SKRZYŻOWANIA KTÓRE MIJAMY. DROGA JEST NIESTETY ASFALTOWA, ALE PO JEDNEJ I DRUGIEJ STRONIE PALMY, KRZEWY, DRZEWA BANANOWE Z BANANAMI, TRAWY. BARDZO FAJNY WIDOK. PO OKOŁO 2 km WIDZIMY W ODDALI JAKIEŚ ZABUDOWANIA I WIEŻĘ. MÓWIĘ DO PIETRUSZKI: „CHODŹ, W WIOSCE, PO OBIEDZIE NAPIJESZ SIĘ KONIAKU, DOBRZE ROBI NA TRAWIENIE „. ODPOWIEDZIAŁ:”AKURAT !” IDZIEMY, A TU Z  LEWEJ STRONY DROGI  STOI CHATKA I PRACUJE DWÓCH MĘŻCZYZN. PODCHODZIMY BLIŻEJ I OKAZUJE SIĘ, ŻE ONI ROBIĄ … TRUMNY Z OKIENKIEM !!!. OKIENKO CHYBA MOŻNA OTWORZYĆ. INTERES ZLECA GMINA. PARĘ METRÓW DALEJ CMENTARZ. JASNE GROBY Z NAPISAMI I ZDJĘCIAMI NA NAGROBKACH. W WIOSCE WIEŻA KOŚCIELNA, SZKOŁA, NOWOCZESNY LONGHOUSE. ZBUDOWANY Z CEGŁY I KAMIENIA NA WZÓR TRADYCYJNEGO, ALE POSADOWIONY NA ZIEMI. ZAGADUJE DO NAS JEDEN Z MIESZKAŃCÓW PYTAJĄC SKĄD JESTEŚMY. OPOWIADA, ŻE BYŁ W NIEMCZECH. WSKAZUJE NAM KAWAŁEK DALEJ STARY LONGHOUSE NADAL ZAMIESZKAŁY. DOCHODZIMY DO NIEGO I NIE MAMY ODWAGI WEJŚĆ. PO CHWILI POJAWIA SIĘ JAKAŚ JEGO MIESZKANKA I GESTEM ZAPRASZA DO ŚRODKA. WCHODZIMY. DOM JEST OLBRZYMI. WIDAĆ, ŻE JEST ZAMIESZKAŁY.

SŁYCHAĆ ROZMOWY, WIDAĆ LUDZI. PO STRONIE „PRYWATNEJ” MAŁE POMIESZCZENIA W KTÓRYCH KRZĄTAJĄ SIĘ KOBIETY, BAWIĄ DZIECI. W JEDNYCH POMIESZCZENIA RODZINA JE, W DRUGICH DOPIERO GOTUJE, W INNYCH  WSZYSCY OGLĄDAJĄ TELEWIZJĘ. NIEKTÓRE POMIESZCZENIA SĄ PUSTE. WCHODZĘ DO JEDNEGO Z NICH, NASTĘPNIE SCHODKAMI NA PIĘTRO. CAŁOŚĆ JEST ZRUJNOWANA. OD DAWNA NIKT TU NIE MIESZKA. PO STRONIE „WSPÓLNEJ „ ZNAJDUJĄ SIĘ JAKIEŚ RZECZY, SIEDZĄ LUDZIE.

CIĄGLE ZAMIESZKAŁY TRADYCYJNY LONGHOUSE
CIĄGLE ZAMIESZKAŁY TRADYCYJNY LONGHOUSE

.

IDĄCY PRZEDE MNĄ PIETRUSZKA NAGLE ZNIKA MI Z OCZU. MYŚLĘ SOBIE ZAPADŁ SIĘ POD ZIEMIĘ CZY CO? IDĘ DALEJ I WIDZĘ OTWARTE DRZWI I SŁYSZĘ RADOSNY GŁOS PIETRUSZKI. OKAZUJE SIĘ, ŻE JEST DUŻY SKLEP. SPRZEDAWCĄ JEST MŁODY CZŁOWIEK. PADA JAK ZWYKLE PYTANIE O TO SKĄD JESTEŚMY. SŁOWO POLAND KOJARZY SIĘ WSZYSTKIM Z JEDNĄ OSOBĄ I TO ONA OTWIERA SERCA PRAWIE WSZYSTKICH W AZJI. ZDUMIEWAJĄCE JAK MOŻNA BYĆ TAK ZNANYM. PĘKAMY OCZYWIŚCIE Z DUMY. TĄ OSOBĄ JEST PIŁKARZ LEWANDOWSKI, DRUGIE NAZWISKO TO DUDEK. SKLEPIKARZ OPOWIADA NAM O PROBLEMACH MIEJSCOWEJ LUDNOŚCI, BRAKU PRACY, PERSPEKTYW, POSZANOWANIA TRADYCJI. ROZGLĄDAM SIĘ PO SKLEPIKU I DOSTRZEGAM, NO MOŻE NIE REMY MARTIN, ALE LOKALNE WHISKY. MÓWIĘ DO PIETRUSZKI, KTÓRY PIJE PIWO MAJĄCE TUTAJ JAKĄŚ ZAWROTNIE NISKĄ CENĘ, -WIDZISZ, JEST KONIAK. WYCHODZIMY Z PIWEM I TUBYLCZĄ WHISKY ORAZ LODEM KTÓRY MOŻNA KUPIĆ W WORKACH. TASZCZĄC TE 10 KG LODU DO NASZEGO LONGHOUSE’U PIETRUSZKA PRZYZNAJE, ŻE ZACZYNA WIERZYĆ W MOJE NADPRZYRODZONE ZDOLNOŚCI. PRZYNAJMNIEJ TYLE. WRACAMY NA KOLACJĘ, KTÓRA JEST PODOBNA DO OBIADU, ALE NAM TO NIE PRZESZKADZA BO JEST DOBRA. ZACZYNAJĄ SIĘ PRZYGOTOWANIA DO WYSTĘPU. ZAUWAŻAMY PRZEBIERAJĄCYCH SIĘ ARTYSTÓW, MUZYCY ROZKŁADAJĄ SWOJE INSTRUMENTY. JAKO PIERWSZA WYSTĘPUJE ARTYSTKA KTÓRA NOSEM GRA NA INSTRUMENCIE W RODZAJU FLETU. WYDMUCHUJĄC POWIETRZE NOSEM URUCHAMIA DŹWIĘKI TWORZĄCE MELODIĘ. JEST TO NIESAMOWITA UMIEJĘTNOŚĆ. NASTĘPNIE DWIE TANCERKI I TANCERZ, KTÓRY JEDNOCZEŚNIE ZAPOWIADA CO SIĘ BĘDZIE DZIAŁO, PREZENTUJĄ  TAŃCE: WESELNY I WOJOWNIKÓW. WSZYSCY MAJĄ PIĘKNE RĘCZNIE TKANE STROJE, KTÓRE PODZIWIAMY.

POD KONIEC WYSTĘPU ZOSTAJEMY ZAPROSZENI DO WSPÓLNYCH PODRYGÓW. PLĄSAMY WIĘC W LONGHOUSIE W TAKT DAWNEJ MUZYKI. NA KONIEC OTRZYMUJEMY KOLOROWE OPASKI Z NAZWĄ MIEJSCA W KTÓRYM JESTEŚMY. KULTURA I ZWYCZAJE ZANIKAJĄ, BO WIELE MŁODYCH LUDZI WYBIERA INNE ŻYCIE NIŻ W WIOSCE. WYSTĘP W SUMIE BYŁ ZA KRÓTKI I BYŁ TO CHYBA JEDEN Z DWÓCH ZARZUTÓW JAKI MIELIŚMY. DRUGI DOTYCZYŁ ŁAZIENKI ZNAJDUJĄCEJ SIĘ NA TYŁACH DOMU. BYŁA WYKAFELKOWANA, MIAŁA PRYSZNIC I UMYWALKI, ALE WYMAGAŁA CZĘSTSZEGO CZYSZCZENIA, DBANIA O NIĄ. LEŻELIŚMY W CIEMNOŚCIACH, SAMI W DUŻYM DOMU. NAOKOŁO NAS TEŻ NIKOGO NIE BYŁO, BO WSZYSCY, KTÓRZY ZAJMUJĄ SIĘ TYM LONGHOUSEM MIESZKAJĄ  W WIOSCE. Z NASTANIEM CIEMNOŚCI POJAWIAJĄ SIĘ PRZERÓŻNE ODGŁOSY WSZYSTKICH MIESZKAŃCÓW OKOLICZNEJ DŻUNGLI. CISZA WOKÓŁ JESZCZE ZWIĘKSZA WSZYSTKIE PISKI, RECHOTY, GWIZDY JAKIE WYDAJĄ.

.

>     ZOBACZ FOTY     <

.

.

Komentarze

Dodaj komentarz