.

MENU JAK ZWYKLE: RYŻ, MAKARON, KIEŁBASKI, TOSTY. MAŁO SMACZNE I MAŁO CIEKAWE.
PO ŚNIADANIU RUSZAMY W DROGĘ. NASZ ELEKTRO-ROWER Z INNEJ WYPOŻYCZALNI, WYDAJE SIĘ BYĆ BARDZIEJ STABILNY, SILNIEJSZY, ALE NIE AŻ TAK, ABY MIEĆ ZAUFANIE I PEŁNY KOMFORT JAZDY.

KIERUJEMY SIĘ W STRONĘ HTILOMINLO, ANANDA PATHO, ANANDA OK KYAUNG, BULEDI (BULETHI). TO KOLEJNE ZABYTKI ZACHWYCAJĄCE ARCHITEKTURĄ, ORNAMENTAMI NA MURACH, POSĄGAMI.

TAM GDZIE MOŻNA WEJŚĆ DO ŚRODKA WCHODZIMY. PRZECHODZIMY KORYTARZAMI, NIEKIEDY PEŁNYMI NISZ, W KTÓRYCH ZNAJDUJĄ SIĘ POSTACI BUDDY I BODISATHÓW. NIEKTÓRE ŚCIANY POKRYTE SĄ MALARSTWEM NAŚCIENNYM. NIESTETY ZACHOWAŁY SIĘ TYLKO FRAGMENTY. WIELE OLBRZYMICH POSĄGÓW BUDDY.
ZADZIWIAJĄ WIELKOŚCIĄ ORAZ KONSTRUKCJĄ TE BUDOWLE, NA KTÓRE MOŻNA SIĘ WSPIĄĆ PO BARDZO STROMYCH SCHODACH. TRUD WEJŚCIA ZOSTAJE NATYCHMIAST WYNAGRODZONY ROZCIĄGAJĄCYM SIĘ WIDOKIEM. ALE NIE TYLKO. JEST BOWIEM COŚ W TYCH WSZYSTKICH ŚWIĄTYNIACH, CO MNIE NAPAWA SPOKOJEM I REFLEKSJĄ.

.

KRAJOBRAZ BAGANU
KRAJOBRAZ BAGANU

.
WCHODZĘ NA KOLEJNY TARAS, PRZYSIADAM GDZIEKOLWIEK PATRZĄC NA SZEROKIE POŁACIE RÓWNINY WIDOCZNEJ CHYBA PRAWIE Z KAŻDEJ WYSOKIEJ PAGODY. ZIEMIA WOKOŁO MA KOLOR OD ŻÓŁTEGO PRZEZ POMARAŃCZOWY DO RUDO-CZERWONEGO. GDZIENIEGDZIE SĄ DRZEWA, KRZEWY RÓŻNEJ WYSOKOŚCI, KĘPY TRAW I OCZYWIŚCIE PAGODY CZY TEŻ ŚWIĄTYNIE. WIDOK JEST BAJKOWY, USPOKAJA I PROWOKUJE DO ZADUMY ALBO DO POZOSTAWANIA W STANIE, W KTÓRYM MYŚLI KRĄŻĄ BEZ KONKRETNEGO TEMATU I CELU. PO PROSTU TRWAM W PRZYGRZEWAJĄCYM SŁOŃCU.

ZEJŚCIE PO PIONOWYCH, WĄSKICH STOPNIACH NAJCZĘŚCIEJ ODBYWA SIĘ TYŁEM LUB BOKIEM I KURCZOWYM TRZYMANIEM SIĘ PORĘCZY.

PRZEMIESZCZAJĄC SIĘ MIĘDZY ŚWIĄTYNIAMI KOLEJNY RAZ JESTEŚMY NA LANMADAW RD (RÓWNOLEGŁEJ DO ANAWRATHA RD) PRAWIE VIS A VIS SZYLDU REKLAMUJĄCEGO REJSY ŁÓDKĄ PO RZECE, OCZYWIŚCIE ZE SZCZEGÓLNYM UWZGLĘDNIENIEM ZACHODU SŁOŃCA. POSTANAWIAMY ZOBACZYĆ, CO TO TAKIEGO. SKRĘCAMY I ZNAJDUJEMY SIĘ MIĘDZY DOMAMI, SZKOŁĄ, SKLEPIKIEM. TO MAŁA OSADA – LEYA, A MY JESTEŚMY  SIĘ NA JEJ GŁÓWNEJ DRODZE. MAŁE TABLICZKI NA SŁUPACH INFORMUJĄ NAS, ŻE DOBRZE JEDZIEMY. OCZYWIŚCIE JEST PEŁNO PIASKU, A NASZ POJAZD PRAWIE WYWRACA SIĘ KOLEJNY RAZ. STAJEMY TAM GDZIE INFORMACJA OBWIESZCZA, ŻE PRZYBILIŚMY DO KOŃCA. WIDZIMY OGRÓD I WEJŚCIE. WITA NAS MĘŻCZYZNA. JAK SIĘ OKAZUJE WŁAŚCICIEL, POJAWIA SIĘ TEŻ ŻONA, PROPONUJĄC ABYŚMY USIEDLI PRZY STOLE. PROWADZI NAS TROCHĘ NIEUFNYCH, PRZEZ KAWAŁEK ZAGOSPODAROWANEGO OGRODU DO MIEJSCA, KTÓRE WZBUDZA NATYCHMIASTOWY ZACHWYT. PROSTE STOŁY NAD URWISKIEM USTAWIONE TAK, ABY WIDZIEĆ RZEKĘ I JEJ BRZEGI. WYGODNE FOTELE.

DOSTAJEMY HERBATĘ, ORZESZKI NA PRZEKĄSKĘ, DLA PIETRUSZKI  PIWO. SIADAMY I NIC NIE MÓWIMY, BO WIDOK WART JEST MILIONY. PO CHWILI ROZPOCZYNAMY POGAWĘDKĘ Z WŁAŚCICIELEM LOKALU, KTÓRY MÓWI, ŻE CZEKA DWA LATA NA ZEZWOLENIE NA PROWADZENIE RESTAURACJI. MIEJSCE JEST IDEALNE. WDAJEMY SIĘ W DALSZE ROZMOWY, O RZĄDACH, WŁADZY, DZIAŁALNOŚCI GOSPODARCZEJ, UISZCZANIU PODATKÓW. PYTAMY O WYNAJĘCIE ŁÓDKI I MOŻLIWOŚĆ ZJEDZENIA OBIADU PRZED WYPŁYNIĘCIEM. PRZYJEMNIE BYŁOBY SKOSZTOWAĆ W TAK PIĘKNEJ SCENERII DOMOWYCH POTRAW, TAKICH, JAKIE ROBI SIĘ NA CO DZIEŃ. POTEM POPŁYNĄĆ ŁÓDKĄ I OBEJRZEĆ ZACHÓD SŁOŃCA. WŁAŚCICIELE CHĘTNIE NA TO PRZYSTAJĄ. UMAWIAMY SIĘ NA JUTRO, CZYLI NA NASZ OSTATNI DZIEŃ, W BAGANIE. KOSZT WYNAJĘCIA ŁÓDKI NIE ZALEŻY OD ILOŚCI OSÓB, MOŻEMY WIEC ZABRAĆ KOGOŚ ZE SOBĄ. WYJEŻDŻAMY Z POWROTEM NA ASFALTOWĄ DROGĘ, CO POZWALA MI ZAZNAĆ TROCHĘ SPOKOJU NA NASZYM NIEBEZPIECZNYM POJEŹDZIE. NIE NA DŁUGO JEDNAK …

DOJEŻDŻAMY DO PAGODY SHWE-SAN-DAW (SHWESANDAW) . PROWADZI DO NIEJ PIASKOWA, NIEUTWARDZANA DROGA, NA KTÓREJ ZNOWU PRAWIE SIĘ WYWRACAMY. DALEJ JEDZIEMY DO ŚWIĄTYNI SHINBINTHALYAUNG I DHAMMA YAN GYI (DHAMMAYANGYI).  WRACAJĄC OGLĄDAMY INNE, NIE ZAWSZE OZNAKOWANE ŚWIĄTYNIE.

.

TŁUMY OGLĄDAJĄ ZNIKAJĄCĄ KLARĘ ...
TŁUMY OGLĄDAJĄ ZNIKAJĄCĄ KLARĘ …

.

ZACHÓD SŁOŃCA, TAK JAK WIELE OSÓB, OGLĄDAMY Z ANANDA PATHO. A MOŻE Z SHWE LEIK TOO (?). TO NASZ TRZECI ZACHÓD, WIĘC PRZYZWYCZAILIŚMY SIĘ TROCHĘ DO UROKU TEGO WIDOWISKA, CO NIE OZNACZA, ŻE MAMY GO DOSYĆ. BYĆ PODCZAS ZACHODU SŁOŃCA POZA MIEJSCEM SKĄD MOŻNA GO PODZIWIAĆ, JEST UTRATĄ ZNAKOMITEGO SPEKTAKLU.

ODDAJEMY NASZ POJAZD. DZISIAJ TYLKO RAZ BYLIŚMY NA POGRANICZU UPADKU CO JEST POSTĘPEM KOMUNIKACYJNYM. WIECZOREM IDZIEMY NA KOLACJĘ DO BLACK BAMBOO, UZNAWANEJ RESTAURACJI PROWADZONEJ PRZEZ FRANCUZKĘ, KTÓRA WYSZŁA ZA MĄŻ ZA BIRMAŃCZYKA. RESTAURACJA MIEŚCI SIĘ OGRODZIE. ARANŻACJA WNĘTRZA PRZYJEMNA. JEDZENIE BARDZO DOBRE. BARDZO DOBRA JEST TEŻ OBSŁUGA, NA ZUPEŁNIE INNYM POZIOMIE ANIŻELI W WIĘKSZOŚCI LOKALI W JAKICH BYLIŚMY. NIESTETY ROZPOCZĘCIE SPRZĄTANIA OPRÓŻNIONYCH STOLIKÓW, GDY ZBLIŻA SIĘ GODZINA ZAMKNIĘCIA LOKALU, MIMO IŻ POZOSTALI GOŚCIE JESZCZE JEDZĄ, PSUJE TROCHĘ OBRAZ LOKALU. ZA KOLACJĘ, JAK NA BIRMĘ, PŁACIMY BARDZO DUŻO BO 29.500 KYATÓW ALE TO DANIA BIRMAŃSKIE Z FRANCUSKIM SZNYTEM.

.

SKLEP NOCNY W NYAUNG-U
SKLEP NOCNY W NYAUNG-U

.

W BAGANIE DOLARY WYMIENIANE BYŁY PO DOBRYM KURSIE. ZA 100 DOLARÓW PŁACONO 102.000 KYATÓW. WYDALIŚMY AŻ 7200 KYATÓW NA NAPOJE. NASZ STOSUNKOWO DUŻY KOSZT NAPOJÓW WYNIKA STĄD, ŻE PIJEMY WODĘ GAZOWANĄ W PUSZKACH. JEST ONA ZNACZNIE DROŻSZA ANIŻELI ZWYKŁA WODA W PLASTIKOWYCH BUTELKACH. LITR WODY TO 3 PUSZKI – 2400 KYATÓW.

.

>     ZOBACZ FOTY     <

.

.

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz