.

BLADYM ŚWITEM, OKOŁO 6 RANO WYSIADAMY NA DWORCU AUTOBUSOWYM AUNG MINGALAR STATION W RANGUNIE. WYDAJE MI SIĘ, ŻE PRZEJAZD W GRANICACH 10,5 GODZINY JEST BARDZO DOBRY. MIMO WCZESNEJ PORY ŁATWO ZNAJDUJEMY TAKSÓWKĘ. PODAJEMY ADRES HOSTELU I USTALAMY CENĘ JAZDY NA 2000 KYATÓW, PROSZĄC JEDNOCZEŚNIE, ABY KIEROWCA ZATRZYMAŁ SIĘ GDZIEŚ, GDZIE O TEJ PORZE MOŻNA WYMIENIĆ PIENIĄDZE. NIE WIDAĆ ZBYT WIELU PRZECHODNIÓW NA ULICY, RUCH JEST MAŁY I WSZYSTKO JEST POZAMYKANE. W HOSTELU WHITE HOUSE, POLECANYM PRZEZ ZNAJOMYCH AMERYKANO-ROSJAN NIESTETY NIE MA WOLNYCH MIEJSC.

DZIELNICA WYDAJE SIĘ NIE BYĆ CIEKAWA. TAKSÓWKA JEŹDZI OD HOSTELU DO HOSTELU, ALE NIE MA MIEJSC. KIEROWCA WYDAJE SIĘ BYĆ ZNIECIERPLIWIONY TYM JEŻDŻENIEM. W KOŃCU ZNAJDUJEMY MIEJSCE, W KTÓRYM SĄ WOLNE POKOJE. POKÓJ JEST MALUTKI, ŁAZIENKA TEŻ. JEST W NIM TYLKO ŁÓŻKO I NOCNY STOLIK. MNIE SIĘ ZUPEŁNIE NIE PODOBA, ALE PIETRUSZKA USIŁUJE MNIE PRZEKONAĆ, ŻE POKÓJ JEST CZYSTY – CO JEST PRAWDĄ – A DALSZE SZUKANIE NIE MA SENSU. NIECHĘTNIE SIĘ ZGADZAM. WNOSIMY BAGAŻE, BIERZEMY PRYSZNIC I IDZIEMY NA ŚNIADANIE DO NAJSŁYNNIEJSZEJ HERBACIARNI SEI TAING KYA TEASHOP MIESZCZĄCEJ SIĘ POD ADRESEM 223 SULE PAYA Rd., NIEDALEKO PAGODY SULE.
NASZ HOSTEL TEŻ ZNAJDUJE SIĘ NIEDALEKO TEJ PAGODY. W MAŁYM POMIESZCZENIU HERBACIARNI MOŻNA ZJEŚĆ PRZEKĄSKĘ np. DWA PIEROŻKI Z KREWETKAMI (BARDZO DOBRE), NAPIĆ SIĘ HERBATY, CZY ZAMÓWIĆ MAKARON. ZA TAKIE BIRMAŃSKIE TAPAS JAKO ŚNIADANKO PŁACIMY 2200 KYATÓW. CAŁOŚĆ MA ATMOSFERĘ.

WRACAMY SIĘ KAWAŁEK DO NAJSTARSZEJ PAGODY RANGUNU – SULE (WSTĘP 3000 KAYATÓW OD OSOBY). O OŚMIOBOCZNYM KSZTAŁCIE, WYRASTA CENTRALNIE Z PLACU, OTOCZONA SKLEPIKAMI. OD PLACU GWIEŹDZIŚCIE ROZCHODZĄ SIĘ SZEROKIE ULICE, NA KTÓRYCH ZACZĄŁ JUŻ PANOWAĆ DUŻY RUCH. CENTRALNE POŁOŻENIE PAGODY SPRAWIA, ŻE PEŁNO TU WIERNYCH, KTÓRZY OD RANA WPADAJĄ, ABY PRZEZ CHWILĘ POMODLIĆ SIĘ.
CIEKAWOSTKĄ NIE SPOTKANĄ PRZEZ NAS NIGDZIE INDZIEJ – W ŻADNEJ ŚWIĄTYNI – JEST MINIATUROWA KRÓLEWSKA BARKA, DO KTÓREJ MOŻNA WŁOŻYĆ KARTELUSZEK Z MODLITWĄ. BARKA ZA POMOCĄ ŁAŃCUCHA ZOSTANIE PRZETRANSPORTOWANA DO GÓRY.

RANGUN - ULICZNE PRZEKĄSKI
RANGUN – ULICZNE PRZEKĄSKI

.

POSTANAWIAMY IŚĆ NA PIECHOTĘ DO NAJWIĘKSZEGO, NAJPIĘKNIEJSZEGO, NAJBARDZIEJ UZNAWANEGO SANKTUARIUM BIRMY – SHWEDAGON PAYA. KIERUJEMY SIĘ ULICĄ SULE PAYA. MIJAMY UNIWERSYTET, WCHODZIMY DO JAKIEJŚ ŚWIĄTYNI I PO OKOŁO 90 min. DOCIERAMY DO JEDNEGO Z WEJŚĆ SHWEDAGON PAYA. WSTĘP PŁATNY 8000 KYATÓW OD OSOBY.

SHWEDAGON PAYA - ZAPADA MROK
SHWEDAGON PAYA – ZAPADA MROK

.

O TEJ PAGODZIE NAPISANO WSZYSTKO LUB PRAWIE WSZYSTKO. SHWEDAGON PAYA ROBI RZECZYWIŚCIE KOLOSALNE WRAŻENIE. PRZEDE WSZYSTKIM JEST OGROMNA, MONUMENTALNA, ALE JEDNOCZEŚNIE PRZYJAZNA. WSZYSTKO CO TAM SIĘ ZNAJDUJE JEST DUŻE. POSĄGI, DZWONY, FIGURY POPRZEDNICH BUDDÓW, KRÓLI, KOLEJNE ŚWIĄTYNIE. PRZEPIĘKNY DZIEDZINIEC. POSZCZEGÓLNE PAWILONY ORAZ KAPLICZKI OŚMIU DNI TYGODNIA Z LICZNYMI RZEŹBAMI, PRZYPISANE PLANETOM. OBEJŚCIE CAŁOŚCI, OBEJRZENIE I NAPATRZENIE SIĘ DO SYTA NA WSZYSTKO, CO SIĘ TAM ZNAJDUJE ZAJMUJE SPORO CZASU. NIE MOŻNA TAK PO PROSTU WEJŚĆ I WYJŚĆ. ILOŚĆ SZCZEGÓŁÓW, KTÓRYM WARTO POŚWIĘCIĆ UWAGĘ JEST BARDZO DUŻA. WIELOKROTNIE PRZYSIADAM I CORAZ TO ZNAJDUJĘ JAKIŚ NOWY ELEMENT, KTÓREGO W NATŁOKU WRAŻEŃ NIE ZAUWAŻYŁAM. KOLEJNY RAZ WCHODZĘ DO MAŁYCH ŚWIĄTYŃ, PODCHODZĘ DO OŁTARZY. WOKÓŁ BARDZO DUŻO LUDZI. WIELE PIELGRZYMEK. JEDNE IDĄ W SZEREGU ŚPIEWAJĄC, DRUGIE SIEDZĄCE NA KAMIENNYM DZIEDZIŃCU Z POCHYLONYM GŁOWAMI RECYTUJĄ SŁOWA MODLITWY. ZACZYNA ZMIERZCHAĆ I ZAPALANE SĄ ŚWIECE, POTEM LATARNIE. WIDOK SZARO-ZŁOTEGO KOMPLEKSU OŚWIETLONEGO CIEPŁYM ŚWIATŁEM ŚWIEC JEST FANTASTYCZNY. CZYTAŁAM, ŻE PO OBEJRZENIU SHWEDAGON PAYA ŻADNA INNA NIE ROBI WRAŻENIA. MOŻE TAK, MOŻE NIE, ZALEŻY TO OD SPOJRZENIA, POSZUKIWANIA, EMOCJI ZWIEDZAJĄCEGO. ALE Z PEWNOŚCIĄ NIE POZOSTAWIA NIKOGO OBOJĘTNYM NA JEJ NIEZAPRZECZALNE PIĘKNO. MYŚLĘ, ŻE JEST DLA MNIE, JEDNYM Z PIĘKNIEJSZYCH MIEJSC W BIRMIE.

.

SZAŃSKA RESTAURACJA - SHAN YOE YAR
SZAŃSKA RESTAURACJA – SHAN YOE YAR

.

WYCHODZIMY GDY JEST JUŻ ZUPEŁNIE CIEMNO. PATRZYMY NA ZŁOTĄ KOPUŁĘ WYSADZANĄ KLEJNOTAMI, HTI, LOTOS, BANAN. WYGLĄDA WSPANIALE.
NA ULICY WOKÓŁ PAGODY PEŁNO LUDZI. WSZĘDZIE TAM, GDZIE ZNAJDUJĄ SIĘ ATRAKCJE, SĄ ZAWSZE ŚRODKI TRANSPORTU. ŁAPIEMY TAKSÓWKĘ PODAJĄC ADRES RESTAURACJI SZANÓW, W KTÓREJ CHCEMY ZJEŚĆ KOLACJĘ. PEŁNA NAZWA TO SHAN YOE YAR. TAKSÓWKARZ, Z KTÓRYM JAK ZWYKLE NAJPIERW USTALANY CENĘ NA 2000 KYATÓW, POCZĄTKOWO NIE ZA BARDZO WIE GDZIE TO JEST, ALE ROBI DOBRĄ MINĘ DO ZŁEJ GRY. PO CHWILI WIDAĆ, ŻE UŚWIADOMIŁ SOBIE ULICĘ, NA KTÓRĄ CHCIELIŚMY JECHAĆ.

RESTAURACJA SZANÓW, PO 8 TYGODNIACH PODRÓŻY PRZENOSI NAS W ŚWIAT RESTAURACJI EUROPEJSKICH. ELEGANCKIE WNĘTRZE, ŁADNE ZDOBIENIA, BIAŁE OBRUSY, STOSOWNIE UBRANA OBSŁUGA. ZAMAWIAM DANIE POLECANE PRZEZ PRZEWODNIK LONELY PLANET: CURRY Z BAKŁAŻANA. JEST ZNAKOMITE. PO CAŁYM DNIU CHODZENIA MAM OCHOTĘ NA COŚ JESZCZE. ZAMAWIAM ZDROWE SZAŃSKIE DANIE, A PRZYNAJMNIEJ TAK OPISANE W MENU I DOSTAJĘ DO ZJEDZENIA WYPISZ WYMALUJ MECH. TYLE, ŻE BARDZO SŁONY. DANIE JEST PRZEDZIWNE. WŁAŚCIWIE, TAK NAPRAWDĘ NIE WIEM, CO TO JEST. ZIOŁO, WARZYWO, JAGODA, JAKIŚ SZALONY GRZYB. SMAK W KATEGORII JARZYNY. ZAMAWIAMY TEŻ WINO. DO TAKIEGO JEDZENIA I LOKALU AŻ SIĘ PROSI. RESTAURACJA, MENU BARDZO NAM SIĘ PODOBA, RACHUNEK US$ 59 TROCHĘ MNIEJ, ALE JAK SIĘ OKAZUJE W ŻYCIU MAŁO JEST SZALEŃSTW, KTÓRE NIE WYMAGAŁABY KASY, NAWET TE NAJMNIEJSZE.

.

>     ZOBACZ FOTY     <

.

.

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz