.
O GODZINIE 5 RANO STAWIAMY SIĘ W RECEPCJI. AUTOBUS JUŻ CZEKA. JEST KOMPLETNIE CIEMNO. PRZEWODNIK WITA WSZYSTKICH, OPOWIADA CO BĘDZIEMY OGLĄDAĆ. PO KILKUNASTU MINUTACH JAZDY POJAZD STAJE. NA PARKINGU SZEREG AUTOBUSÓW, Z KTÓRYCH WYSIADAJĄ TAK JAK MY WSZYSCY, KTÓRZY CHCĄ OGLĄDAĆ WSCHÓD SŁOŃCA. KIEROWANI PRZEZ PRZEWODNIKA IDZIEMY. JEST NADAL CIEMNO TAK, ŻE LEDWO WIDAĆ WŚRÓD NISKIEGO BUSZU DROGĘ. IDZIEMY PARĘ MINUT, PO CZYM ZATRZYMUJEMY SIĘ W WYZNACZONYM MIEJSCU. PO CHWILI ZACZYNA SZARZEĆ. CIERPLIWIE CZEKAMY AŻ WZEJDZIE SŁOŃCE. WZROK PRZYZWYCZAJA SIĘ DO PANUJĄCEGO PÓŁMROKU I ZACZYNAMY ODRÓŻNIAĆ POSZCZEGÓLNE ELEMENTY KRAJOBRAZU, W TYM GÓRĘ ULURU. PO DŁUŻSZEJ CHWILI NIEŚMIAŁO POJAWIAJĄ SIĘ PIERWSZE PROMIENIE SŁOŃCA. ROBI SIĘ CORAZ JAŚNIEJ I ROZPOCZYNA SIĘ GRA PROMIENI SŁONECZNYCH NA MASYWIE ULULURU.
PODZIWIAMY TO WIDOWISKO. WRACAMY DO AUTOBUSU, KTÓRY PODWOZI NAS PRAWIE DO SAMEGO MASYWU.
WIERZENIA ABORYGENÓW, W KTÓRYCH KLUCZOWĄ ROLĘ ODGRYWA CZAS SNU MAJĄ TYSIĄCE LAT. WÓWCZAS ŻYLI ICH PRZODKOWIE, KTÓRZY NADAWALI ŚWIATU OKREŚLONY KSZTAŁT, TWORZYLI RZEKI, JEZIORA, FLORĘ, FAUNĘ.
W PEWNYM MOMENCIE PRZODKOWIE ODESZLI. ODCISNĘLI SWOJE WIZERUNKI NA SKAŁACH PRZYKAZUJĄC LUDZIOM, ABY DBALI O WIZERUNKI, ALE ICH NIE ZMIENIALI. ABORYGENI ZACHOWUJĄ ŁĄCZNOŚCI ZE SWOIMI PRZODKAMI. CZAS SNU FUNKCJONUJE RÓWNOLEGLE DO CZASU RZECZYWISTEGO. MOŻNA SIĘ DO NIEGO DOSTAĆ, POROZUMIEWAĆ Z TYMI, KTÓRZY TAM PRZEBYWAJĄ.
Z BLISKA GÓRA NIE TRACI NIC ZE SWOJEGO MAJESTATU. WIDAĆ JEJ SZCZELINY, ZAGŁĘBIENIA, WYBRZUSZENIA. KAŻDE Z NICH MA SWOJE MITOLOGICZNE ZNACZENIE.
ABORYGENI SĄ ZWIĄZANI WSZYSTKIM, CO ICH OTACZA. UWAŻAJĄ, ŻE ŚWIAT ROŚLINNY, ZWIERZĘCY, RZEKI, GÓRY, CAŁA PRZYRODA NA ZIEMI, SĄ ZE SOBĄ POWIĄZANE I TWORZĄ JEDEN WIELKI SYSTEM. ŚMIERĆ JAKO TAKA NIE ISTNIEJE, JEST RYTUAŁEM PRZEJŚCIA.
ŚWIĘTE MIEJSCA W PODNÓŻA ULURU TO MALOWIDŁA NAŚCIENNE PRZEDSTAWIAJĄCE PRZODKÓW, ZWIERZĘTA, ROŚLINY. Z KAŻDYM Z NICH WIĄŻĄ SIĘ MITY.
GÓRA, KTÓRĄ STWORZYŁA PRAMATKA NA PEWNO ROBI WRAŻENIE. SKAŁA WYRASTAJĄCA NA BEZKRESNEJ RÓWNINIE, JEST NIECODZIENNA. JEJ BARWA, FAKTURA POWIERZCHNI TWORZY DOSKONAŁĄ KOMPOZYCJĘ. PATRZĄC, MA SIĘ WRAŻENIE JEJ CAŁKOWITEJ JEDNOŚCI Z OTACZAJĄCYM ŚWIATEM. PADAJĄCE PROMIENIE ŚWIATŁA ZMIENIAJĄ KOLOR MONOLITU.
ROZPOCZYNAMY DROGĘ PO MIEJSCACH, KTÓRE DLA ABORYGENÓW MAJĄ SZCZEGÓLNE ZNACZENIE. IDZIEMY WOKOŁO, PRZYSTAJĄC PRZED RYSUNKAMI. PRZEWODNIK WYJAŚNIA CO PRZEDSTAWIAJĄ. OPOWIADA LEGENDY ZWIĄZANE Z MALOWIDŁAMI.
ABORYGENI SĄ NIECHĘTNI WCHODZENIU NA ULURU. WEJŚCIE JEST OBWAROWANE TAK LICZNYMI WYMOGAMI, JAKIE MUSI SPEŁNIAĆ POGODA – np. TEMPERATURA POWIETRZA W OKREŚLONYCH GODZINACH, WILGOTNOŚĆ, PORA ROKU, ŻE PRAKTYCZNIE NIGDY TE WARUNKI NIE SĄ SPEŁNIONE.
DLA MNIE JEST TO ZROZUMIAŁE. DLA NICH TO JEST SANKTUARIUM I NIE CHCĄ, ABY KTOŚ DEPTAŁ ŚWIĘTOŚĆ.
OBOWIĄZKOWYM PUNKIEM W DRODZE POWROTNEJ JEST WIZYTA W CENTRUM KULTURY I SZTUKI ABORYGEŃSKIEJ. MOŻNA TAM KUPIĆ PRZEDMIOTY SZTUKI WYTWARZANE PRZEZ ABORYGENÓW. SĄ OBRAZY, ZDOBIONE NACZYNIA, INSTRUMENTY MUZYCZNE.
.
[metaslider id=4190]
.
WRACAMY OKOŁO 10 TEJ. WYSIADAMY NA PRZYSTANKU PRZY CENTRUM HANDLOWYM. WSTĘPUJEMY PO DRODZE DO SKLEPU. KUPUJEMY WARZYWA, WODĘ, MIĘSKO NA JUTRZEJSZE ŚNIADANIE. JESZCZE RAZ OGLĄDAMY SKLEPY Z PAMIĄTKAMI. JEST OGROMNY UPAŁ.
W SAMO POŁUDNIE ODPOCZYWAMY W NASZYM KLIMATYZOWANYM POKOJU W OUTBACK PIONEER LODGE.
O 15 ROZPOCZYNA SIĘ NASTĘPNA WYCIECZKA. JEDZIEMY DO MASYWU KATA TJUTA, POTEM ZACHÓD SŁOŃCA I KOLACJA POD GWIAZDAMI.
PRZED WEJŚCIEM DO AUTOBUSU PRZEWODNICZKA SPRAWDZA ILE MAMY ZE SOBĄ WODY DO PICIA. PANUJE UPAŁ I WODA JEST NIEZBĘDNA. NIEZALEŻNIE OD POSIADANEJ PRZEZ WYCIECZKOWICZÓW WODY, W BAGAŻNIKU AUTOBUSU SĄ DWA OLBRZYMIE POJEMNIKI Z ZIMNĄ WODĄ, SERWOWANĄ DLA KAŻDEGO KTO CHCE.
CAŁY PERSONEL TUTAJ JEST NADOPIEKUŃCZY. STALE PRZYPOMINA O KONIECZNOŚCI PICIA WODY, ZGŁASZANA POTRZEB, DOLEGLIWOŚCI. JEST TO DLA MNIE ZROZUMIAŁE. ROZCIĄGAJĄCE SIĘ PUSTKOWIE, UPAŁ, NAKAZUJĄ SZCZEGÓLNĄ OSTROŻNOŚĆ. NIKT NIE MOŻE SOBIE POZWOLIĆ NA TO, ŻE UCZESTNIK WYCIECZKI ZASŁABNIE Z POWODU DUCHOTY, BRAKU WODY, CZY TEŻ ODDALI SIĘ ZA DALEKO, ZABŁĄDZI, NIE TRAFI DO HOTELU. TA TROSKLIWOŚĆ MOŻE TROCHĘ IRYTOWAĆ ALE JEST ZROZUMIAŁĄ, BO LUDZIE MIEWAJĄ DZIWNE POMYSŁY.
KATA TJUTA TO SKAŁA ZNAJDUJĄCA SIĘ TERENIE PARKU NARODOWEGO KATA TJUTA. NAZYWANY INACZEJ THE OLGAS. ODKRYTY PRZEZ BRYTYJCZYKA ERNESTA GILESA I NAZWANY PRZEZ NIEGO NA CZEŚĆ WIRTEMBERSKIEJ KRÓLOWEJ OLGI. MA WYSOKOŚĆ 450 M. PODOBNIE JAK W PRZYPADKU ULULURU PROCES FORMOWANIA TRWAŁ MILIONY LAT
W JĘZYKU ABORYGENÓW NAZWA OZNACZA „WIELE GŁÓW”. JEST TO ŚWIĘTE MIEJSCE GDZIE ODPRAWIONO RÓŻNE CEREMONIE, SĄDY PUBLICZNE.
MASYW SKALNY WIDAĆ Z DALEKA. POTRZEBA ŁADNYCH PARĘ MINUT ABY NA OTWARTEJ PRZESTRZENI DO NIEGO DOJŚĆ. NASTĘPNIE IDZIEMY JAKBY WĄWOZEM MIĘDZY DWOMA ZBOCZAMI. OCZYWIŚCIE PORUSZAMY SIĘ PO WYZNACZONEJ I PRZYSTOSOWANEJ DO PRZEJŚCIA DRODZE. MIMO TEGO, ŻE JEST 16-ta PANUJE BARDZO DUŻY UPAŁ. IDĘ BARDZO WOLNO, GDYŻ TA TEMPERATURA MNIE WYKAŃCZA, CHOCIAŻ DOŚĆ DOBRZE ZNOSZĘ CIEPŁO. WIDOK JEST BARDZO PIĘKNY. SKAŁY MAJĄ CZERWONY KOLOR. GDZIENIEGDZIE WIDAĆ SZCZELINY, WGŁĘBIENIA. MONOLIT JEST NIERÓWNY. WYGLĄDA JAKBY SKAŁY FALOWAŁY. CAŁOŚĆ ROBI NIESAMOWITE WRAŻENIE I JEST CIEKAWSZA NIŻ ULURU.
PO TYM TROCHĘ MĘCZĄCYM SPACERZE AUTOBUS ZAWODZI NAS NA MIEJSCE SKĄD MAMY OGLĄDAĆ ZACHÓD SŁOŃCA NAD ULURU. MIEJSCE JEST DO TEGO SPECJALNIE PRZYGOTOWANE. MOŻNA DOSTAĆ MAŁE KRZESEŁKA, USIĄŚĆ I PODZIWIAĆ. NIEWĄTPLIWĄ ATRAKCJĘ TEGO WIDOWISKA STANOWI WINO. AUSTRALIJSKIE WINA, NASZYM ZDANIEM, SĄ FANTASTYCZNE. SZCZEGÓLNIE ODMIANA SHIRAZ. JEST TO NAJLEPSZE WINO TEGO SZCZEPU NA ŚWIECIE.
STOŁY UGINAJĄ SIĘ POD LAMPKAMI Z WINEM, BIAŁYM LUB CZERWONYM, DIPAMI DO POKROJONYCH WARZYW, CHIPSAMI, CIASTECZKAMI.
SIEDZISZ SOBIE W ŚRODKU AUSTRALII, CZYLI W ŚRODKU KONTYNENTU, NA MALUTKIM KRZESEŁKU, NA MISTYCZNO – MAGICZNEJ ZIEMI PLEMION, KTÓRE JAKIMŚ CUDEM NIE ZOSTAŁY DO KOŃCA EKSTERMINOWANE PRZEZ BIAŁEGO CZŁOWIEKA, Z KOLEJNĄ LAMPKA WINA W RĘKU, PATRZYSZ NA ZJAWISKO Z PREKAMBRYJSKIEGO PIASKOWCA I MASZ POCZUCIE ABSOLUTNEJ MAŁOŚCI WOBEC ŚWIATA NATURY.
SCENERIA TYCH MIEJSC JEST DLA MNIE ZJAWISKOWA. BEZMIERNA, NIEOGARNIONA PRZESTRZEŃ NIEKIEDY POKRYTA NISKIMI CZĘSTO PEŁZAJĄCYMI ZIEMI KRZEWAMI. GDZIENIEGDZIE SAMOTNE DRZEWO, WYGIĘTE , WYKRĘCONE. ZIEMIA MA RÓŻNORAKI KOLOR, CZERWONY ,ZŁOTAWY, RUDY. ULULURU TAK JAK KATA TJUTA MIENIĄ SIĘ BARWAMI MINERAŁÓW ZAWARTYCH W PIASKOWCU Z KTÓRYCH SĄ ZBUDOWANE SETKI MILIONÓW LAT TEMU. KRAJOBRAZ TUTAJ MOŻE DZIAŁAĆ KOJĄCO I NIEPOKOJĄCO JEDNOCZEŚNIE.
NIESTETY WSZYSTKO DO PIĘKNE NIE TRWA WIECZNIE I TRZEBA JECHAĆ NA KOLACJĘ. JEST JUŻ CIEMNO ACZKOLWIEK PORA NIE JEST PÓŹNA – OKOŁO 20-tej. PO KILKUNASTU MINUTACH DOJEŻDŻAMY NA MIEJSCE KOLACJI, KTÓRE JEST MAŁO WIDOCZNE MIMO KILKU REFLEKTORÓW. PODCHODZIMY DO USTAWIONYCH, DŁUGICH STOŁÓW PRZY KTÓRYCH JUŻ SIEDZĄ LUDZIE. Z BOKU SĄ STANOWISKA Z JEDZENIEM. PRZY KAŻDYM Z NICH STOI OBSŁUGA I NAKŁADA CI JEDZENIE. MOŻNA JEŚĆ STEKI Z KANGURA, KIEŁBASKĘ Z KANGURA, ŚWINKĘ, WOŁOWINĘ, KREWETKI. Z DRUGIEJ STRONY STOJĄ STOŁY Z SAŁATĄ I PIECZONYMI ZIEMNIAKAMI. NO I OCZYWIŚCIE HEKTOLITRY WINA. JEDZENIE JEST DOBRE. OBJADAM SIĘ KREWETKAMI I CIENKIMI KIEŁBASKAMI Z KANGURA, KTÓREGO ZRESZTĄ JEM PO RAZ PIERWSZY. NIGDY NIE JADŁAM KANGURA, BO JAKOŚ BYŁO MI WSTYD GO JEŚĆ. NA KIEŁBASKI SIĘ JEDNAK SKUSIŁAM MOŻE DLATEGO, ŻE BYŁY NIEWIELKIE. NIE STARCZA MI CZASU NA SAŁATĘ. WSZYSTKO DOBYWA SIĘ W SZALONYM TEMPIE. JEST TO ABSOLUTNIE BARDZO POWAŻNY MANKAMENT TEJ KOLACJI. CENA JAKĄ ZA NIĄ PŁACIMY, POWINNA UWZGLĘDNIAĆ SPOKOJNE ZJEDZENIE, NIE MÓWIĄC O DELEKTOWANIU SIĘ OTOCZENIEM, CISZĄ, GWIAŹDZISTYM NIEBEM, JEDZENIEM I WINEM. PSUJE TO CAŁĄ PRZYJEMNOŚĆ. LEDWO ZAMIENIAMY PARĘ SŁÓW Z SIEDZĄCYMI OBOK ANGLIKIEM I FILIPINKĄ, A JUŻ SERWOWANY JEST DESER. ODMAWIAM JEGO JEDZENIA, GDYŻ JEST TO BISZKOPT Z BITĄ ŚMIETANĄ A JESTEM UCZULONA NA NABIAŁ. PO CHWILI DOSTAJĘ SAM BISZKOPT. TO DLA MNIE POZYTYWNE I MIŁE ZASKOCZENIE. ACZKOLWIEK Z DRUGIEJ STRONY ZA TĘ CENĘ ….
SPRAWIEDLIWIE TRZEBA JEDNAK PRZYZNAĆ, ŻE MOŻNA BYŁO JEŚĆ I PIĆ ILE SIĘ CHCIAŁO, NIE BYŁO ŻADNYCH OGRANICZEŃ. WYSTARCZYŁO PODEJŚĆ DO UPATRZONEGO DANIA I OBSŁUGA NAKŁADAŁA JE PO KILKA RAZY JAK KTOŚ MIAŁ OCHOTĘ, NIE MÓWIĄC O WINIE.
POTEM POPROSZONA NAS O PRZEJŚCIE KAWAŁEK DALEJ. PRZEWODNIK ZACZĄŁ WSKAZYWAĆ GWIAZDY, A MY ZADZIERALIŚMY GŁOWY STWIERDZAJĄC, ŻE JESZCZE TAK NISKO NAD NAMI NIE ŚWIECIŁY. RZECZYWIŚCIE tzw. NIEBOSKŁON W TEJ CZĘŚCI ŚWIATA JEST NIESŁYCHANIE WYRAZISTY, ŚWIECI BARDZO JASNO I JEST TAK NISKO, IŻ WYDAJE SIĘ, ŻE MOŻNA MIEĆ KAŻDĄ GWIAZDKĘ Z NIEBA. PO CHWILI POPROSZONO NAS DO AUTOBUSU I NASZA PRZYGODA DOBIEGŁA KOŃCA.
DO MIEJSCA SPANIA DOTARLIŚMY OKOŁO 22.30. IDĄC DO NASZEGO DOMKU MIJALIŚMY ZGROMADZONYCH LUDZI PRZY MALUTKIEJ SCENIE, W ŚRODKU OŚRODKA, GDZIE ODBYWAŁY SIĘ JAKIEŚ WYSTĘPY UMILAJĄCE KLIENTOM POBYT …
.
.
.