.
DZIEŃ ZACZĘLIŚMY OD POZYTYWNEGO SPOJRZENIA NA NASZĄ SYTUACJĘ. OGARNĘLIŚMY SIĘ I WYRUSZYLIŚMY NA MIASTO, ZOSTAWIAJĄC BAGAŻE W RECEPCJI HOSTELU. POSZLIŚMY W STRONĘ PAŁACU. PO DRODZE WSTĄPILIŚMY DO ŚWIĄTYNI DŻAGDIŚ (JAGDISH) SKĄD DOCHODZIŁY ODGŁOSY DZWONECZKÓW, PISZCZAŁEK. WIERNI MIESZALI SIĘ Z TURYSTAMI. OBESZLIŚMY ŚWIĄTYNIĘ WOKOŁO, TAK JAK TRZEBA OD LEWEJ DO PRAWEJ. SZCZEGÓLNIE IMPONUJĄCE SĄ SŁONIE PRZED GŁÓWNYM WEJŚCIEM.
ULICĄ PEŁNĄ LUDZI, KRAMÓW, SKLEPÓW DOSZLIŚMY DO PAŁACU MIEJSKIEGO.
BILET WSTĘPU 250 RUPII OD OSOBY ORAZ TYLE SAMO ZA APARAT, CZYLI PRAWO DO ROBIENIA ZDJĘĆ. JEDNOCZEŚNIE KASJER PROPONUJE WYCIECZKĘ ŁÓDKĄ PO JEZIORZE, JEDNEJ Z WIĘKSZYCH ATRAKCJI W UDAJPURZE. CO CIEKAWE, CENA ZALEŻY OD PORY DNIA. PO POŁUDNIU, CZYLI PO 15-tej ZNACZNIE WYŻSZA – 730 RUPI. PRZED POŁUDNIEM – 450.
PAŁAC JEST POTĘŻNĄ BUDOWLĄ POPRZEDZONĄ DZIEDZIŃCEM ZE SKLEPIKAMI.
MAMY ZE SOBĄ RESZTKI KOLACJI Z POPRZEDNIEGO DNIA. PRZYSIADAMY W CIENIU, ROZPAKOWUJEMY NASZE DOBRA I ZABIERAMY SIĘ DO JEDZENIA. TERAZ DOPIERO WSZYSTKO JEST PYSZNE!!!
NAJEDZENI WCHODZIMY DO ŚRODKA PAŁACU, KTÓREGO BUDOWĘ ROZPOCZĘTO W 1559 ROKU. KOMPLEKS MA CHARAKTER OBRONNY, ALE BUDOWANY OD 1559 STALE SIĘ ROZRASTAŁ. PRZYBYWAŁY KOLEJNE CZĘŚCI. WIELE Z NICH MA KOPUŁY, WIEŻYCZKI, BALKONY, BASZTY.
WIELKOŚĆ TEGO WSZYSTKIEGO JEST OLBRZYMIA. OGLĄDAMY SALE AUDIENCJI PRYWATNYCH I OFICJALNYCH, GABINETY, JADALNIE, SYPIALNIE. WSZYSTKIE POMIESZCZENIA SĄ DUŻE, PIĘKNE ZDOBIONE. JEDNE MNIEJ DRUGIE BARDZIEJ UMEBLOWANE. PRZECHODZIMY DZIEDZIŃCAMI DO INNYCH POMIESZCZEŃ PODZIWIAJĄC BOGATĄ ORNAMENTYKĘ, RZEŹBY, MALOWIDŁA. WIDAĆ, ŻE MAHARADŻOWIE MIELI SWÓJ STYL I KLASĘ.
PO WYJŚCIU Z PAŁACU DAJE NAM SIĘ TROCHĘ WE ZNAKI RÓŻNICA TEMPERATUR, TYM BARDZIEJ, ŻE NIE MAMY NA SOBIE PRZEWIEWNEGO UBRANIA.
LEKKO ZGRZANI KIERUJEMY SIĘ DO KAWIARNI. PIETRUSZKA CHCE SKOSZTOWAĆ PIWA INDYJSKIEGO. NIE BĘDĄC MIŁOŚNIKIEM PIWA GODZĘ SIĘ, BO PRZECIEŻ TRZEBA DEGUSTOWAĆ LOKALNE PRODUKTY. WYBRALIŚMY INDYJSKI STANDARD – KINGFISCHERA ORAZ AUSTRALIJSKIEGO FOSTERA.
ODSAPNĘLIŚMY TROCHĘ I RUSZYLIŚMY W STRONĘ JEZIORA.
SKRĘCAJĄC PIERWSZĄ PRZECZNICĄ W LEWO PO WYJŚCIU Z PAŁACU MOŻNA DOJŚĆ DO PRZYSTANI NA JEZIORZE, GDZIE ZNAJDUJĄ SIĘ ŁÓDKI DO WYNAJĘCIA. JEST TO JEDYNA PRZYSTAŃ W TEJ OKOLICY. CENA, ZNACZNIE NIŻSZA NIŻ TA PROPONOWANA W PAŁACOWEJ KASIE, WYNOSI 300 RUPI OD OSOBY.
W UDAJPURZE MIELIŚMY BYĆ NIESTETY TYLKO JEDEN DZIEŃ, WIĘC UZNALIŚMY, ŻE TRZEBA ZALICZYĆ TĘ ATRAKCJĘ. REJS TRWA OKOŁO 60 MINUT. ŁÓDKA PRZEPŁYWA OBOK NAJWIĘKSZYCH HITÓW JEZIORA, CZYLI PAŁACY ZAMIENIONYCH NA HOTELE. W TYM OCZYWIŚCIE WOKÓŁ SŁYNNEGO PAŁACU NA WODZIE, ORAZ POMNIEJSZYCH, NIEKIEDY PODUPADŁYCH REZYDENCJI. FAJNIE BYŁO JE OGLĄDAĆ W ŚWIETLE ZACHODZĄCEGO SŁOŃCA.
.
ZOSTAŁO NAM JESZCZE DWIE GODZINY DO ODJAZDU AUTOBUSU.
IDĄC ULICAMI ROZGLĄDALIŚMY SIĘ ZA JAKIMIŚ KOSMETYKAMI I UBRANIEM NA ZMIANĘ. OBAWIALIŚMY SIĘ, ŻE JESZCZE JUTRO NASZEGO BAGAŻU NIE BĘDZIE. WESZLIŚMY DO JEDNEGO ZE SKLEPÓW, GDZIE OBSŁUGUJĄCĄ, CO BYŁO WIDAĆ NA PIERWSZY RZUT OKA, BYŁA EUROPEJKA. OKAZAŁO SIĘ, ŻE TO NASZA SĄSIADKA Z ZAGRANICY – NIEMKA, KTÓREJ PARTNEREM JEST HINDUS PROWADZĄCY MANUFAKTURĘ ODZIEŻOWĄ. ONA SAMA, POZA SKLEPEM, UCZY JĘZYKA ANGIELSKIEGO W SZKOLE.
OBEJRZAŁAM RÓŻNE UBRANIA, SPODNIE, ŻAKIETY. WYBRAŁAM JEDEN, W MIARĘ „NORMALNY”. RZECZY INDYJSKIE, CZY Z INNYCH KRAJÓW AZJI SĄ WYGODNE I ŚWIETNIE WYGLĄDAJĄ TAM. KIEDY JEDNAK WRACA SIĘ DO EUROPY CZY AUSTRALII NIE PREZENTUJĄ SIĘ RÓWNIE DOBRZE.
POROZMAWIALIŚMY CHWILĘ I ZOSTAŁO NAM JESZCZE TYLE CZASU, ABY ZJEŚĆ JAKĄŚ KOLACJĘ.
WYBRALIŚMY BARDZO POLECANY JAGAT NIWAS PALACE HOTEL. RESTAURACJA MIEŚCIŁA SIĘ NA DACHU I BYŁA ŚWIETNA, WIDOK NA JEZIORO ZAPIERAŁ DECH W PIERSIACH, ALE NIESTETY KOLACJĘ SERWOWANO OD 19-tej A BYŁA 18-ta.
POSZLIŚMY, WIĘC DO NIEZBYT DOBRZE BRZMIĄCEJ Z NAZWY RESTAURACJI GRECKIEJ, POLECANEJ PRZEZ NIEMKĘ. RESTAURACJA TEŻ MIEŚCIŁA SIĘ NA DACHU I TEŻ MIAŁA WIDOK NA JEZIORO. MOŻE WSZYSTKO NIE BYŁO TAK ŁADNE, ALE ATMOSFERA I JEDZENIE ZUPEŁNIE DOBRE. ZAPYTALIŚMY CZY MOŻE JEST WINO. KU NASZEMU ZADZIWIENIU OKAZAŁO SIĘ, ŻE TAK. CENA WINA W RESTAURACJI WYNOSIŁA 1400 RUPII.
JEDLIŚMY PODZIWIAJĄC WIDOK, DLA KTÓREGO MIĘDZY INNYMI UDAJPUR NOSI MIANO WENECJI W TYM REGIONIE. SZYBKO PODERWALIŚMY SIĘ JEDNAK, BO ABY ZDĄŻYĆ NA AUTOBUS, MUSIELIŚMY DOJECHAĆ RIKSZĄ NA DWORZEC. W TYM PRZYPADKU DWORZEC AUTOBUSOWY OZNACZAŁ STOJĄCE PRZY DUŻEJ, RUCHLIWEJ ULICY AUTOBUSY.
AUTOBUSY ODJEŻDŻAJĄ W RÓŻNE STRONY I NIE ZAWSZE WIADOMO, KTÓRY JEST TWÓJ, ALE ZAWSZE ZARZĄDZAJĄCY TYM CAŁYM BAŁAGANEM WSADZI CIĘ DO WŁAŚCIWEGO POJAZDU. NASZ SLEEPER BYŁ PO PROSTU MAŁŻEŃSKIM ŁÓŻKIEM USYTUOWANYM NA GÓRNYM POZIOMIE I DO TEGO MIAŁ ZASŁONĘ ODGRADZAJĄCĄ OD KORYTARZA. ŁÓŻKA MIEŚCIŁY SIĘ W DWÓCH RZĘDACH, GÓRNYM I DOLNYM, PO OBU JEGO STRONACH. BYŁA TEŻ KLIMATYZACJA. W TRAKCIE JAZDY PRZERWY NA JEDZENIE I PÓJŚCIE DO TOALETY. WYGODNIE, SZYBKO. POLECAM.
.
.