.
JAZDA W SLEEPERZE TROCHĘ NAM SIĘ DŁUŻYŁA, TYM BARDZIEJ, ŻE KLIMA PRAKTYCZNIE NIE DZIAŁAŁA. NA SZCZĘŚCIE POJAZD ZATRZYMYWAŁ SIĘ OD CZASU DO CZASU. PIERWSZY PRZYSTANEK MIAŁ NIEZŁE TOALETY I PRZYJEMNIE WYGLĄDAJĄCE ULICZNE ŻAREŁKO. TO SKŁONIŁO MNIE DO ZAMÓWIENIA NA MIGI JAKIEGOŚ DANIA I CHLEBEK DO NIEGO. NAWET NIEZŁE. BYŁ TO TEŻ JAK DOTĄD NAJTAŃSZY POSIŁEK W INDIACH (90 RUPII).
.
STAWALIŚMY JESZCZE KILKA RAZY. NAJGORSZE BYŁO ODDAWANIE MOCZU. W JEDNYM Z WIĘKSZYCH MIAST AUTOBUS ZATRZYMAŁ SIĘ PRZY OGROMNYM DWORCU KOLEJOWYM. WZDŁUŻ DŁUGIEGO BETONOWEGO PŁOTU SPŁYWAŁY SZCZOCHY. NIE WSPOMNĘ JAKI PANOWAŁ TU FETOR …
ALE, CO NAJWAŻNIEJSZE – NIESPODZIANKA – DOJECHALIŚMY NA CZAS !!!
AUTOKAR PRZYJECHAŁ NA JAKIŚ SPORY PLAC, NA KTÓRYM CZEKAŁO ZE DWA TUZINY RYKSZ MOTOROWYCH. ICH WŁAŚCICIELE JAK SZARAŃCZA RZUCIŁA SIĘ DO OBGRYZANIA NAS Z DROBNIAKÓW.
PO TEJ NIEZBYT DOBREJ NOCY NIE CHCIAŁO MI SIĘ SPECJALNIE TARGOWAĆ I UZNAŁEM 100 RUPOLI ZA ROZSĄDNĄ CENĘ DOJAZDU DO WIDNIEJĄCEGO W ODDALI FORTU. PO KILKUNASTU MINUTACH BYLIŚMY NA GŁÓWNYM PLACU FORTECY. DALEJ TRZEBA ZASUWAĆ PIESZO. WSKAZANA DROGA NIE BYŁA DŁUGA, A MY TYLKO Z BAGAŻEM PODRĘCZNYM ŻWAWO POMKNĘLIŚMY DO PRZODU I 5 min PÓŹNIEJ BYLIŚMY U CELU. NASZ NOWY DOMEK „GANESH GUEST HOUSE” WŁAŚNIE SIĘ BUDZIŁ DO ŻYCIA. WŁAŚCICIEL WYKŁADAŁ SWÓJ SKLEPIK, WPISYWAŁ AKTUALNE KURSY WYMIANY WALUT, ZAMIATAŁ I SPŁUKIWAŁ WODĄ ULICZKĘ. ZOSTALIŚMY NATYCHMIAST GORĄCO PRZYJĘCI. CHOCIAŻ BYŁA 8 RANO GOSPODARZ ZAPROWADZIŁ NAS DO PRZYGOTOWANEGO POKOJU, PROSZĄC BYŚMY SIĘ ROZGOŚCILI. PO USŁYSZENIU NASZYCH PRZYGÓD Z BAGAŻEM NATYCHMIAST OBIECAŁ WSZELKĄ POMOC. ZASUGEROWAŁ BYŚMY SPOKOJNIE SIĘ WYKĄPALI W GORĄCEJ WODZIE I ZESZLI DO NIEGO KIEDY BĘDZIEMY GOTOWI.
KORZYSTAJĄC Z DOSTĘPU DO NETU DOWIEDZIAŁEM SIĘ, ŻE JEDNA Z PAR, KTÓREJ RZECZY TEŻ ZAPODZIANO ODZYSKAŁA ICH CZĘŚĆ, A I RESZTA BAGAŻU BYŁA NA DOBREJ DRODZE DO ZNALEZIENIA SIĘ NIEBAWEM U WŁAŚCICIELA.
TO NAS TROSZKĘ PODBUDOWAŁO, CHOCIAŻ, MUSZĘ PRZYZNAĆ Z RĘKĄ NA SWOIM WŁASNYM LEWYM CYCKU, ŻE BRAK MOŻLIWOŚCI KONTAKTU MAILOWEGO Z BIUREM RZECZY ZAGINIONYCH TURKISH AIRLINES BARDZO MNIE ROZSIERDZIŁO. CIĄGLE NIE ROZUMIEM DLACZEGO PODAWANY WSZĘDZIE OFICJALNIE ADRES E-MAIL NIE DZIAŁAŁ …
KORZYSTAJĄC Z POMOCY PANA DOMU DODZWONIŁEM SIĘ DO LINII LOTNICZYCH GDZIE POWIEDZIANO MI, ŻE NASZA TORBA ZOSTAŁA WYSŁANA I MA DO PRZEBYCIA OSTATNI ETAP. BĘDZIEMY JĄ MIELI NAZAJUTRZ RANO. TA WIADOMOŚĆ SZCZERZE NAS UCIESZYŁA, BO PERSPEKTYWA KUPOWANIA WSZYSTKICH POTRZEBNYCH RZECZY, W TYM LEKARSTW NIE WZBUDZAŁA W NAS WIELKIEGO ENTUZJAZMU.
POSZLIŚMY WIĘC DO JAKIEGOŚ TUTEJSZEGO SKLEPU, KUPIĆ SOBIE COKOLWIEK DO PRZEBRANIA, BO TO JUŻ 4 DZIEŃ BEZ ZMIANY BIELIZNY …
PRZEBRANI W ŚWIEŻE CIUCHY I ODŚWIEŻENI RUSZYLIŚMY NA ZWIEDZANIE FORTU. PO NIEDŁUGIM SPACERZE PODCZAS KTÓREGO ZAHACZYLIŚMY O DWIE NIEDUŻE, ALE CIEKAWE ŚWIĄTYNIE, WRESZCIE DOTARLIŚMY DO PAŁACU ZWANEGO ZŁOTYM FORTEM.
TUTAJ ZOSTAŁEM NAGABNIĘTY PRZEZ SZEWCA NIEMOWĘ W SPRAWIE MOJEGO, LEKKO ROZPADAJĄCEGO SIĘ KLAPKA. NIE CHCIAŁEM GO NAPRAWIAĆ, BO W STANIE W JAKIM BYŁ NIE MIAŁEM PROBLEMU Z POZOSTAWIANIEM OBUWIA PRZED ŚWIĄTYNIAMI, JEDNAK MNIE PRZEKONAŁ. UZGODNILIŚMY CENĘ NA 200 RUPOLI I CHŁOPAK ŻWAWO ZABRAŁ SIĘ DO PRACY. MOJE PLASTIKOWE SALOMONY OTRZYMAŁY NOWY SZNIT I NABRAŁY WARTOŚCI PRZEZ DODANIE KAWAŁKA SKÓRY I 20 MINUT PRACY. ARTYSTYCZNA ROBOTA. ZACZYNAM MYŚLEĆ POWAŻNIE O PRZYKUWANIU ŁAŃCUCHEM MOICH KLAPEK PRZED ŚWIĄTYNIAMI … ?
ZWIEDZANIE PAŁACU KOSZTUJE TROCHĘ (1000 RUPII / 2 os. + 2 APARATY), ALE NIE MA CO OSZCZĘDZAĆ. TAK JAK W WIĘKSZOŚCI TUTEJSZYCH ZABYTKÓW RAZEM Z BILETEM DOSTAJE SIĘ ELEKTRONICZNEGO PRZEWODNIKA W KILKU JĘZYKACH. POLSKIEGO NA RAZIE NIE MAJĄ … MOŻNA TEŻ WYKUPIĆ MOŻLIWOŚĆ FOTOGRAFOWANIA ZA 100 RUPOLI. NA ZWIEDZANIE TRZEBA ZAREZERWOWAĆ SOBIE CO NAJMNIEJ 120 min. SZYBKOŚĆ ZALEŻY OD KILKU CZYNNIKÓW: ZNAJOMOŚCI ANGIELSKIEGO, CHĘCI DOWIEDZENIA SIĘ CZEGOŚ MNIEJ LUB BARDZIEJ DOKŁADNIE NA TEMAT ZABYTKU I MOŻLIWOŚCI CZASOWYCH. PROPONUJĘ TEŻ NIE KORZYSTAĆ Z MIEJSCOWYCH PRZEWODNIKÓW, JEŚLI NASZA ZNAJOMOŚĆ ANGIELSKIEGO JEST TAKA SOBIE.
ZOBACZYWSZY BUDOWLĘ CHCIELIŚMY COŚ ZJEŚĆ, ALE WOMBATOWI NIE SPODOBAŁA SIĘ KNAJPKA POŁOŻONA NA WPROST PAŁACU. SZKODA. MYŚLĘ, ŻE MOGŁA BYĆ NIEZŁA.
SZUKAJĄC DALEJ TRAFIAMY NA REKOMENDOWANĄ PRZEZ LONELY PLANET RESTAURACJĘ „FREE TIBET„. PRZECIĘTNE ŻARCIE. CHIŃSKI MAKARON WOMBATA – SŁABIUTKI.
ZMĘCZENI AUTOBUSOWYM NIEDOSPANIEM WRÓCILIŚMY NA TROCHĘ DO GUEST HOUSE-u ODŚWIEŻYĆ CIELSKA POD PRYSZNICEM I ZMIENIĆ BATERIE W APARATACH.
WCZESNYM WIECZOREM PONOWNIE WYSZLIŚMY. TYM RAZEM POZA FORT, CZYLI DO DOLNEGO MIASTA. PRZESZEDŁSZY KILKA KILOMETRÓW POSTANOWILIŚMY COŚ ZJEŚĆ. LONELY PLANET ZACHWYCA SIĘ WEGETARIAŃSKĄ „CHANDAN SHREE RESTAURANT„, ZNAJDUJĄCĄ SIĘ PO PRAWEJ STRONIE PIERWSZEJ BRAMY FORTU, PATRZĄC OD STRONY MIASTA. W RESTAURACJI BYŁO PUSTO, ALE TO NAS NIE WYSTRASZYŁO. USIEDLIŚMY I ZAMÓWILIŚMY NA START RAGASTANI THALI – DUŻĄ TACĘ Z WIELOMA POTRAWAMI – WŁAŚCIWIE PEŁNE DANIE. OBSŁUGUJĄCY NAS GUCIO MIAŁ PROBLEM, UWAŻAJĄC, ŻE NIE WOLNO NAM DZIELIĆ SIĘ PODANĄ PORCJĄ. ZACZĄŁEM BYĆ W……. GUCIOWI, CHYBA SIĘ ZUPEŁNIE POZAJĄCZKOWAŁO. NIEGRZECZNIE NAS TRAKTOWAŁ. COŚ MI SIĘ ZDAJE, ŻE BYŁ NA DOPINGU I WSZEDŁ W ROLĘ KLIENTA, ZAMIAST POZOSTAĆ NA JAWIE KELNEREM… JEGO SPRAWA. ZREZYGNOWALIŚMY Z TEJ PONOĆ TAK WSPANIAŁEJ KNAJPY. ABSOLUTNIE NIE POLECAMY. KRYZYS WOKÓŁ SZALEJE. RESTAURACJE WALCZĄ O KLIENTA, A JAKIŚ DUPEK NIE POTRAFI POTRAKTOWAĆ Z SZACUNKIEM SKS-u …
ZAWRÓCILIŚMY W KIERUNKU FORTU, CHCĄC CIĄGLE COŚ WRZUCIĆ NA RUSZT. WŁOSKA KNAJPA PRZY SAMYM WEJŚCIU „JAISAL ITALY„, OD STRONY FORTU JEST DROGA I MA SŁABIUTKIE MENU LOKALNE. KTOŚ NAM WSPOMNIAŁ RESTAURACJĘ „AMRIT RAS” LEŻĄCĄ NIEDALEKO, POZA FORTEM. CÓŻ BYŁO ROBIĆ … ZAWRÓCILIŚMY I NIEDŁUGO POTEM STALIŚMY PRZED POLECONYM MIEJSCEM. PODANO CIEKAWIE WYGLĄDAJĄCE MENU. SPYTAŁEM, CZY MOŻEMY DOSTAĆ PIWO – BARDZO PASOWAŁO DO LISTY DAŃ. NIE MA SPRAWY – MOŻEMY, TYLKO MUSIMY SIĘ PRZESIĄŚĆ NA PIĘTRO WYŻEJ. TAK ZROBILIŚMY. ZACHWYCENI ZŁOŻYLIŚMY ZAMÓWIENIE. 10 min PÓŹNIEJ JEDLIŚMY ŚWIETNE ŻAREŁKO, POPIJAJĄC JE ZIMNYM PIWEM W ZAMASKOWANYCH SERWETKAMI BUTELKACH I GADAJĄC Z KELNEREM O ŻYCIU. OKAZAŁO SIĘ, ŻE NIE MAJĄ W LOKALU ALKOHOLU, ALE JEŚLI GOŚCIE CHCĄ, TO KUPUJĄ GO W POBLISKIM SKLEPIE. MASKUJĄ BY NIKT Z LOKALNYCH MOHERÓW SIĘ NIE PRZYCZEPIŁ, ŻE NIE SĄ W ZGODZIE Z RELIGIĄ. GAWĘDZĄC DOŚĆ DŁUGO Z NIEŹLE MÓWIĄCYM PO ANGIELSKU KELNEREM DOWIEDZIELIŚMY SIĘ SPORO O TUTEJSZYCH PROBLEMACH. TEN UDANY OBIAD, W BARDZO DOBREJ RÓWNIEŻ CENIE BYŁ MIŁYM ZAKOŃCZENIEM DŁUGIEGO DNIA W INDIACH.
.
.