.
KOLEJNY RAZ ZOSTAŁEM WYCIĄGNIĘTY Z CIEPŁEGO ŁÓŻKA WCZESNYM RANKIEM. JEDNAK TYM RAZEM SPOTKAŁA MNIE BARDZO MIŁA NIESPODZIANKA. GOSPODARZ SAM ODEBRAŁ ZAGUBIONĄ TORBĘ Z AUTOBUSU. HURRA !!! NIE MUSZĘ NIGDZIE JECHAĆ!
WIDOK ODZYSKANEGO BAGAŻU UCIESZYŁ RÓWNIEŻ WOMBATA. WRESZCIE BĘDZIEMY MOGLI SIĘ POPRZEBIERAĆ.
PLANUJĄC WYPAD DO JAISALMERU POSTANOWILIŚMY ZALICZYĆ tzw. PUSTYNNE SAFARI. DOSTOSOWUJĄC SIĘ DO ZAISTNIAŁEJ SYTUACJI JUŻ OD DWÓCH DNI ROBILIŚMY ROZPOZNANIE W TEJ MATERII.
JEST KILKA OPCJI PUSTYNNEGO, KOMERCYJNEGO BUSZOWANIA: DWUDNIOWA, JEDNODNIOWA I PÓŁDNIOWA. WOMBAT NA POCZĄTKU CHCIAŁ ODBYĆ DWUDNIOWĄ PRZEJAŻDŻKĘ ZE WSZYSTKIMI SZYKANAMI – JAZDĄ NA WIELBŁĄDACH, KOLACJĄ Z POGANIACZAMI ZWIERZĄT, NOCĄ NA PUSTYNI I WIECZORNYM POWROTEM DRUGIEGO DNIA. JEDNAK PROBLEM Z ZAGINIONYM BAGAŻEM WYPROSTOWAŁ NASZE PLANY. NIE MOGLIŚMY WYBRAĆ INNEJ OPCJI POZA PÓŁ DNIOWĄ. POTEM OKAZAŁO SIĘ, ŻE WYBÓR BYŁ STRZAŁEM W DZIESIĄTKĘ.
PONIEWAŻ WIELBŁĄDZIE SAFARI ZACZYNAŁO SIĘ O 13:00, A MY MIELIŚMY POCIĄG PÓŹNO W NOCY, SKORZYSTALIŚMY Z MOŻLIWOŚCI PRZYTRZYMANIA POKÓJ DO SAMEGO WYJAZDU. KOSZTOWAŁO GROSZE, A UŁATWIŁO NAM BARDZO ŻYCIE. PO PRZEPAKOWANIU PRZEZ WOMBATA CAŁEGO DOBYTKU ZOSTAŁO JESZCZE TROCHĘ CZASU BY OSTATNI RAZ RZUCIĆ OKIEM NA FORT.
O 14-tej Z MINUTAMI W UMÓWIONYM MIEJSCU SPOTKALIŚMY SIĘ ZE WSZYSTKIMI CHĘTNYMI NA SAFARI. BYŁO NAS 7 OSÓB. TUTAJ POZNALIŚMY DANA Z IZRAELA, KTÓREGO UMOWNIE NAZWALIŚMY „KOSZERNY”, KILKA CHINEK I AUSTRALIJCZYKA. MIELIŚMY JECHAĆ JAKO OSOBNA GRUPA, ALE ZAWSZE JAK JEST MOŻLIWOŚĆ POZNANIA KOGOŚ NOWEGO, JEGO KULTURY I SPOSOBU NA ŻYCIE, TO TO ROBIMY. RAZEM Z KOSZERNYM JECHALIŚMY SAMOCHODEM PROWADZĄC BARDZO CIEKAWĄ ROZMOWĘ NA TEMATY RELIGIJNO-SPOŁECZNOŚCIOWO-KULTOWE.
PIERWSZY PUNKT WYCIECZKI – OSADA NA PUSTYNI SPEŁNIŁA MOJE OCZEKIWANIA. CHODZĄC WOKÓŁ KILKU OBEJŚĆ ZOBACZYLIŚMY WNĘTRZE ZAGRODY, POZNAJĄC JEJ MIESZKAŃCÓW I OGLĄDAJĄC ZE WSZYSTKICH STRON DOMOSTWO. ZADZIWIŁA MNIE PANUJĄCA TU CZYSTOŚĆ. NIE WIEM. MOŻE TO tzw. OBIEKT POKAZOWY…
DRUGI PRZYSTANEK BYŁ USYTUOWANY BLIŻEJ PRAWDZIWEJ PUSTYNI. KILKA NAMIOTÓW I LEŻĄCE WOKÓŁ WIELBŁĄDY MÓWIŁY SAME ZA SIEBIE.
TUTAJ ZMIENILIŚMY WIERZCHOWCE MECHANICZNE NA WIELBŁĄDY. ZWIERZĘTA NIE WYGLĄDAŁY NA BARDZO ZADBANE.
.
RUSZYLIŚMY.
KOŁYSZĄC SIĘ NA WIELBŁĄDZIE PRZYPOMNIAŁY MI SIĘ „STEPY AKERMAŃSKIE” MICKIEWICZA.
SZLIŚMY JAK KARAWANA. PASTUSZEK, ZWANY TUTAJ „CHŁOPCEM PUSTYNI” PROWADZIŁ NAS RAZ LEPIEJ RAZ GORZEJ WIDOCZNĄ ŚCIEŻKĄ. NAOKOŁO, POŚRÓD UBOGIEJ PUSTYNNEJ ROŚLINNOŚCI PRZYKRYWAJĄCEJ DOŚĆ GĘSTO PIASEK WAŁĘSAŁ SIĘ PIESEK POGANIACZA I OD CZASU DO CZASU PRZEMYKAŁY OWCE I KOZY.
PO GODZINNYM ŻEGLOWANIU, KIEDY ZACZĄŁ NAM DOSKWIERAĆ BÓL ZWISAJĄCYCH NÓG (NIE ROZUMIEM DLACZEGO NIE DANO NAM STRZEMION) UJRZELIŚMY WYDMY. NIE BYŁO ICH WIELE, ALE BUDOWAŁY NASTRÓJ.
TUTAJ ZOSTAJEMY NA POPAS. PUSTYNNI CHŁOPCY JUŻ POD KONIEC SPACERU ZBIERALI ZBIELAŁE OD SŁOŃCA GAŁĘZIE. POSŁUŻYŁY DO ROZPALENIA I UTRZYMYWANIA OGNISKA, NA KTÓRYM WKRÓTCE GOTOWAŁ SIĘ PUSTYNNY POSIŁEK. WOKÓŁ NAS KRĘCIŁ SIĘ LOKALNY CHŁOPCZYK. JAK SIĘ OKAZAŁO MÓGŁ ON PRZYNIEŚĆ Z NIEDALEKIEGO SKLEPU np. PIWO W CENIE RESTAURACYJNEJ.
KOLACJA NA PUSTYNI JEST SWEGO RODZAJU WYZWANIEM. CHODZI MI O PRZYGOTOWANIE JADŁA W SPECYFICZNYCH WARUNKACH. DO MOMENTU, DO KTÓREGO NIE WIDZIMY PICHCENIA, WSZYSTKO JEST OK. SCHODY ZACZYNAJĄ SIĘ KIEDY MAMY JEŚĆ. PUSTYNNY CHŁOPIEC ROBIĄCY POSIŁEK MYJE RĘCE CO CHWILA, PO KAŻDEJ CZYNNOŚCI ZLEWAJĄC JE WODĄ. ALE NIE JESTEM PEWIEN CZY TO WYSTARCZY …
WRESZCIE PODAJĄ JEDZENIE. WEGETARIAŃSKIE OCZYWIŚCIE, BO CO MOŻNA ZJEŚĆ NA PUSTYNI? PRZECIEŻ NIE WIELBŁĄDA. KOSZERNY, CO ZROZUMIAŁE, NIE JE. POTRAWY DOBRE, NIEŹLE PRZYPRAWIONE. TYLKO RYŻ NIE MA SMAKU.
WIECZÓR ZAMYKA WYSTĘP ARTYSTYCZNY. JEDEN Z POGANIACZY ZACZYNA ŚPIEWAĆ WYBIJAJĄC RĘKAMI RYTM NA PLASTIKOWYM POJEMNIKU Z WODĄ.
KOŃCZYMY WIECZÓR NA PUSTYNI I WRACAMY Z POWROTEM. ZA 7 GODZINNĄ WYCIECZKĘ ZAPŁACILIŚMY 1 200 RUPOLASÓW / os.
KIEDY DOCHODZIMY DO HOSTELU JEST NA TYLE PÓŹNO, ŻE TRZEBA SIĘ ZBIERAĆ. TYM BARDZIEJ, ŻE TO NASZA DZIEWICZA PRZEJAŻDŻKA KOLEJAMI INDYJSKIMI I NIE MAMY JESZCZE DOŚWIADCZENIA. JEDYNĄ WSKAZÓWKĄ SĄ PRZYWOŁYWANE PRZEZ WOMBATA WSPOMNIENIA Z JEGO PIERWSZEJ WYPRAWY DO INDII. PONAD ĆWIERĆ WIEKU TEMU. MUSIMY NIESTETY POŻEGNAĆ KOSZERNEGO I ZABRAĆ SIĘ DO PAKOWANIA.
WŁAŚCICIEL GUEST HOUSE-u CHCIAŁ NAM ZAŁATWIĆ RYKSZARZA DO DWORCA ZA 200 RUPOLI. ODMÓWIŁEM, LICZĄC NA TAŃSZĄ OPCJĘ.
PRZY PAŁACU, CZYLI TAM GDZIE MAKSYMALNIE MOŻE DOJECHAĆ MOTO-RIKSZA ZNAJDUJEMY 1 POJAZD. OBUDZONY KIEROWCA ZAWOZI BEZ PROBLEMU NAS NA DWORZEC ZA 100 RUPOLASÓW.
DO ODJAZDU JEST PONAD GODZINA, ALE POCIĄG JUŻ STOI. SZUKAM ODPOWIEDNIEGO WAGONU I PRZEDZIAŁU. ROZKŁADAMY SIĘ W ŚWIECĄCYM PUSTKAMI POJEŹDZIE. JESTEŚMY SAMI. A MIAŁO BYĆ TAK ŹLE !!!
PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ PRZYCHODZI KONDUKTOR. DAJĘ MU BILET … A ON MI NA TO, ŻE TEN BILET JEST NIEWAŻNY …
OKAZAŁO SIĘ, ŻE KUPUJĄC BILET PRZEZ INTERNET ZROBILIŚMY BŁĄD POLEGAJĄCY NA TYM, IŻ NIE ZMIENILIŚMY DATY USTALAJĄC WYJAZD NA GODZINĘ 0:40. NOC TO NOC. KOGO OBCHODZI ŻE WŁAŚNIE W TYM CZASIE DATA MOŻE SIĘ ZMIENIĆ… STARY NUMER !!!
PYTAM GOŚCIA CO ROBIĆ, A ON USPOKAJAJĄCO WYPISUJE NOWY BILET + COŚ TAM JESZCZE. WRĘCZA MI TĄ CAŁĄ MINI BIUROKRACJĘ DO RĘKI I PROWADZI DO KASY. OCZYWIŚCIE OD D… STRONY. UISZCZAM 390 RUPOLASOWĄ PŁATNOŚĆ I VOILA !
WRACAM DO MOJEGO WOMBATA W CIĄGLE PUSTYM WAGONIE. NIEDŁUGO POTEM RUSZAMY …
WAGON MIAŁ OKNA, KTÓRE SIĘ NIE DOMYKAŁY. ZIMNO BYŁO PIEKIELNIE. ALE JAKOŚ PRZETRZYMALIŚMY TĘ PONAD 300 km PODRÓŻ ZA 24 ZŁOTE …
.
.