.
SPOTYKAMY SIĘ RANO NA ŚNIADANIU.
HOTEL MA CZĘŚĆ RESTAURACYJNĄ OTWARTĄ JEDNĄ ŚCIANĄ NA ULICĘ. ROBI TO ŚWIETNĄ PRZESTRZEŃ DLA POMIESZCZENIA, W KTÓRYM ZNAJDUJE SIĘ BUFET ŚNIADANIOWY. TAM TEŻ ZNAJDUJE SIĘ BAR NA WYSOKICH STOŁKACH. KILKA STOLIKÓW JEST NA ZEWNĄTRZ, NA ULICY.
NA ŚNIADANIE MOŻNA DOSTAĆ PŁATKI, DWA RODZAJE SERA, WĘDLINĘ, POKROJONE POMIDORY I OGÓRKI, OLIWKI. DO TEGO SOKI, KAWA I HERBATA, A NA DESER CIASTECZKA.
PO ŚNIADANIU ZWABIAMY RUDYCH DO NASZEGO POKOJU. MAJĄ DZISIAJ CZWARTĄ ROCZNICĘ ŚLUBU. PRZYWIEZIONY Z POLSKI TORCIK WEDLOWSKI I ŚWIECZKA Z POWODZENIEM UCHODZI ZA REPLIKĘ TORTU WESELNEGO. DO TEGO „BĄBELKI” SEKRETNIE KUPIONE PRZEZE MNIE WCZORAJ.
TOAST WESELNY I PORA NA ZWIEDZANIE PAFOS – MIASTO ZNANE JUŻ OD STAROŻYTNOŚCI, BĘDĄCE W CZASACH ŚWIETNOŚCI STOLICĄ WYSPY. PANOWAŁ TU KULT AFRODYTY. W CAŁOŚCI JEST WPISANE NA LISTĘ DZIEDZICTWA KULTUROWEGO UNESCO.
ZACZYNAMY OD BLISKO POŁOŻONEGO KOŚCIOŁA AYIA KYRIAKI CHRYSOPOLITISSA. WOKÓŁ WYKOPALISKA, KTÓRE OGLĄDA SIĘ PRZECHODZĄC KOLEJNYMI POMOSTAMI. DOCHODZIMY DO PROMENADY NADMORSKIEJ. PRZY NADBRZEŻU STOJĄ ZACUMOWANE JACHTY, ŁODZIE WSZELKIEGO RODZAJU. GÓRUJE ZAMEK-FORT ZBUDOWANY W CELU OCHRONY PORTU W CZASACH BIZANTYJSKICH. PRZEBUDOWYWANY PRZEZ ZMIENIAJĄCYCH SIĘ WŁADCÓW PAFOS I CYPRU. OKAZAŁY Z ZEWNĄTRZ. W ŚRODKU JEST MNIEJ CIEKAWY.
TERAZ NAJWIĘKSZA ATRAKCJA PAFOS – MOZAIKI. WCHODZIMY DO PARKU ARCHEOLOGICZNEGO ZA 4€50 OD OSOBY. NA OLBRZYMIM TERENIE RUINY ŚWIĄTYŃ, DOMÓW, ŁAŹNI, TEATRU. NAJWIĘKSZYM ZAINTERESOWANIEM CIESZĄ SIĘ MOZAIKI. DOMY DIONIZOSA, AJONA, ORFEUSZA; WILLA TEZEUSZA ZACHWYCAJĄ. MOZAIKA W DOMU DIONIZOSA ZAJMUJE 2000 m2.
W DOMU AJONA MAMY PRZEDSTAWIONE WIERZENIA GRECKIE. DOM DIONIZOSA TO MOZAIKA PRZEDSTAWIAJĄCA ORSZAK DIONIZOSA, ALEGORIE PÓR ROKU, WIZERUNEK NARCYZA ORAZ SZEREGU INNYCH POSTACI, SCENY Z MITOLOGII, ZWIERZĘTA, PTAKI. BUDZĄ NIEKŁAMANY PODZIW.
JACY RZEMIEŚLNICY I ARTYŚCI MUSIELI PRACOWAĆ NAD DOBOREM KOLORU, MATERIAŁU W POSTACI KAMYKÓW, SZKIEŁEK. KTO PROJEKTOWAŁ OBRAZY – POSZCZEGÓLNE ICH ELEMENTY? KIM BYLI ARTYŚCI, KTÓRZY MAJĄC TAKI MATERIAŁ POTRAFILI WYCZAROWAĆ POSTACI, RUCH, UŚMIECH, GNIEW, NADAĆ TEMU WSZYSTKIEMU ŻYCIE?
ZWIEDZANIE TYCH CUDÓW ZAJMUJE DUŻO CZASU. POMOCNA JEST MAPKA OTRZYMANA PRZY WEJŚCIU; DOBRE JEST TEŻ OZNAKOWANIE SAMEGO TERENU.
PO PARU GODZINACH WRACAMY DO HOTELU. PAŃSTWO MŁODZI SĄ GŁODNI WIĘC NAPOCZYNAMY NASZE WCZORAJSZE ZAKUPY SIEDZĄC NA BALKONIE.
ZAPADA DECYZJA ABY POZOSTAĆ JESZCZE JEDNĄ NOC W PAFOS. DZIĘKI SZCZĘŚLIWEMU ZBIEGOWI OKOLICZNOŚCI I UPRZEJMOŚCI PRACOWNIKÓW HOTELU UDAŁO NAM SIĘ BŁYSKAWICZNIE ZAŁATWIĆ TĘ SPRAWĘ. PERSONEL NASZEGO HOTELU JEST BARDZO UCZYNNY, BARDZO GRZECZNY.
ODPOCZYWAMY PARĘ MINUT I WYCHODZIMY.
.
NA KOLACJĘ IDZIEMY DO GÓRNEGO PAFOS DO TAWERNY. PEŁNA NAZWA TO 7 St. GEORGES TAWERN. LOKAL POLECANY PRZEZ LP. LUBIĘ ICH TYPY. POZA BARDZO MAŁYMI WYJĄTKAMI, np. LOKAL MA INNY ADRES LUB NIE JEST TAK DOBRY JAK TWIERDZĄ, GENERALNIE MAJĄ BARDZO TRAFIONE OPINIE I JEDZENIE JEST DOBRE.
DO TAWERNY JEST CO NAJMNIEJ 4 km, ALE DOCHODZIMY DO WNIOSKU, ŻE PROFILAKTYKA ZAPOBIEGAJĄCA NASZEMU ŁAKOMSTWU, A CO ZA TYM IDZIE DBAŁOŚĆ O WAGĘ JEST NIEZBĘDNA WIĘC SPOKOJNIE PRZEMIERZAMY PIESZO TĘ ODLEGŁOŚĆ.
PO DRODZE MIJAMY KOTY. SPROWADZIŁA JE TUTAJ W IV WIEKU ŚWIĘTA HELENA ABY ROZPRAWIŁY SIĘ Z PLAGĄ WĘŻY. KOTY POZOSTAŁY DO DZIŚ I SĄ WSZĘDZIE. SĄ WYJĄTKOWO URODZIWE. DŁUGOWŁOSE, KRÓTKOWŁOSE, O JEDNOLITYM LUB WIELU RÓŻNYCH KOLORACH. BIAŁYM POPIELATYM; CZARNO BIAŁO POPIELATYM, RUDYM. MAJĄ CZYSTE FUTERKA, NIE WIDAĆ ABY BYŁY ZABIEDZONE. ZACHOWUJĄ SIĘ Z GODNOŚCIĄ. PATRZĄ FILOZOFICZNIE NA ŚWIAT. WIDAĆ ZNAJĄ SWOJĄ WARTOŚĆ I ŁASKAWIE POZWALAJĄ SIĘ POGŁASKAĆ. NIE GARDZĄ ŻÓŁTYM SEREM KOKOSOWYM.
KIEDY PODESZLIŚMY DO TAWERNY WYDAWAŁO NAM SIĘ, ŻE TO ZA WCZEŚNIE ABY WEJŚĆ DO ŚRODKA. OBESZLIŚMY LOKAL. BYŁ PUSTY. POSZLIŚMY TROCHĘ DALEJ I NATKNĘLIŚMY SIĘ NA MALUTKI KOŚCIÓŁEK ORAZ DWIE JASKINIE Z WOTAMI. SZCZEGÓLNIE FRAPUJĄCE BYŁY WOTA ZE ZDJĘĆ.
WRACAMY. UDAJE NAM SIĘ DOSTAĆ STOLIK W RESTAURACJI, ACZKOLWIEK NIE MIELIŚMY UPRZEDNIEJ REZERWACJI.
PO CHWILI PRZYCHODZI DO NAS WŁAŚCICIEL. KIEDY DOWIADUJE SIĘ, ŻE JESTEŚMY Z POLSKI WSPOMINA ZNAJOMEGO RODZICÓW, POLAKA, OD KTÓREGO DOSTAWAŁ POLSKĄ CZEKOLADĘ. WYJAŚNIA ZASADĘ DZIAŁANIA RESTAURACJI. NIE MA TU KARTY DAŃ. KUCHNIA SERWUJE TO CO JEST PRZYGOTOWANE W DANYM DNIU. JEDZENIE SERWOWANE JEST W MAŁYCH PORCJACH. PODAJE SIĘ JE DOPÓKI GOŚCIE NIE POWIEDZĄ DOSYĆ. TAKI ZESTAW PRZEKĄSEK – MAŁYCH DAŃ OKREŚLA SIĘ MIANEM MEZE. MYŚLĘ, ŻE KOLEJNOŚĆ JEST USTALANA WEDŁUG JAKICHŚ ZASAD. ZAMAWIAMY WINO. PO CHWILI POJAWIA SIĘ TALERZYK Z CZTEREMA PORCJAMI I OBJAŚNIENIEM CO SIĘ NA NICH ZNAJDUJE. POTEM KOLEJNO KOSZTUJEMY BAKŁAŻANY, WOŁOWINĘ, JAGNIĘCINĘ, TARTĘ. NA PEWNO SKOSZTOWALIŚMY 6 DAŃ. SKOŃCZYLIŚMY NA KURCZAKU I JAK POWIEDZIAŁ WŁAŚCICIEL PRAWIE WSZYSCY NA TYM KOŃCZĄ. DEGUSTACJA BYŁA ATRAKCYJNA. CENA NA CZTERY OSOBY Z WINEM € 92.
WRACAMY TAKŻE NA PIECHOTĘ. PO DRODZE ABY UŁATWIĆ TRAWIENIE RACZYMY SIĘ W PRZYDROŻNYM BARZE CYPRYJSKIM SPECJAŁEM – ZIVANIĄ, TRUNKIEM LEKKO BIMBROWATYM, A DLA KONESERÓW O POSMAKU WŁOSKIEJ GRAPPY.
KIEDY DOCHODZIMY DO CENTRUM WIELE RESTAURACJI I MAŁYCH SKLEPIKÓW JEST JESZCZE OTWARTYCH. MOŻNA KUPIĆ PRZYPRAWY, SŁODYCZE, PAMIĄTKI.
.
.
.