.
POKÓJ W HOTELU JUNGLE JEST MAŁY I JAK ZWYKLE TUTAJ WYPOSAŻONY TYLKO W LODÓWKĘ I JEDNO KRZESŁO. JA ROZUMIEM, ŻE TO TYLKO DLA MĘŻCZYZNY BO KOBITKA SIEDZI U JEGO STÓP ALE CO JAK NOCUJE np. DWÓCH BRACI. CHYBA DECYDUJE STARSZEŃSTWO.
NASZ POKÓJ MA DODATKOWĄ ATRAKCJĘ. NA SUFICIE ZNAJDUJE SIĘ TKANINA. JEJ ODSUNIĘCIE UKAZUJE PRZESZKLONY DACH, PRZEZ KTÓRY WIDAĆ GWIAZDY NA NIEBIE. SUPER FAJNE POD WARUNKIEM, ŻE TKANIA NIE SPADA, TAK JAK W NASZYM POKOJU. STRACH BYŁO JĄ RUSZYĆ.
CZYSTO. ŚNIADANIE SERWOWANE NA TARASIE. KLASYKA GATUNKU ALE DODATKOWO JEST CHAŁWA. HOTEL PROWADZI BYŁY PILOT WOJSKOWY, KTÓRY MÓWI PO ANGIELSKU I STARA SIĘ BYĆ BARDZO POMOCNY.
.
PO ŚNIADANKU RUSZAMY W MIASTO. IDZIEMY STARĄ CZĘŚCIĄ JAZDU. WĄSKIE ULICZKI, WIEKOWE DOMY, MAŁE SKLEPIKI, PODCIENIA. MIJAMY SKLEPIK Z RĘCZNI WYROBAMI. SPRZEDAJĄCA DZIEWCZYNA WIDZĄC NASZE APARATY MÓWI, ŻE JAK DOJDZIEMY DO KSIĘGARNI TO MOŻEMY TAM WEJŚĆ NA DACH I MIEĆ PIĘKNY WIDOK. KSIĘGARNIA JEST ZA ROGIEM ALE WIDOK Z DACHU TAKI SOBIE. PIĘKNE SĄ NATOMIAST DYWANY KTÓRE OGLĄDAMY IDĄC DALEJ.
DOCHODZIMY DO XV-to WIECZNEGO MECZETU PIĄTKOWEGO – JAME MOSQUE. JEGO DWA MINARETY SĄ UWAŻANE ZA NAJWYŻSZE W IRANIE. WSTĘP PŁATNY – 20 TOMANÓW. NA WPROST NIEGO KOMERCYJNA ULICA Z BIUREM TURYSTYCZNYM, SKLEPAMI, RESTAURACJAMI. W HOTELU SILK ISTNIEJE MOŻLIWOŚĆ ZAKUPU WYCIECZKI DO OKOLICZNYCH MIEJSCOWOŚCI ZA 100 TOMANÓW. WYJDZIE TANIEJ JAK POJEDZIEMY Z KIMŚ. IDZIEMY DALEJ DO WIĘZIENIA ALEKSANDRA I DOMU KUPIECKIEGO LARI (KHAN-E LARI).
WSTĘPUJEMY NA HERBATKĘ DO JEDNEJ Z HERBACIARNI. OBSZERNE PATIO, ZIELEŃ, DEKORACYJNE ŁÓŻKA, NA KTÓRE SIĘ GRAMOLIMY. DOSTAJEMY DO HERBATY DAKTYLE I CIASTECZKA. POKRZEPIENI IDZIEMY DALEJ OGLĄDAJĄC PO DRODZE STARY MŁYN WODNY KUSHKNO (KOSHKNOU QANAT). TYLKO DLA AMATORÓW TAKICH URZĄDZEŃ. CENA MOIM ZDANIEM ZBYT DUŻA, BO 15 TOMANÓW OD OSOBY.
WYCHODZIMY ZE STAREGO MIASTA NA SZEROKĄ, RUCHLIWĄ, PEŁNA SKLEPÓW ULICĘ IMAMA CHOMEINIEGO. MIJAMY PLACYK Z ZEGAREM. ZEGAR BYŁ JUŻ WIDOCZNY Z DUŻEJ ODLEGŁOŚCI SPOD MECZETU. JAK ZWYKLE ROZGLĄDAMY SIĘ ZA CZYMŚ DO JEDZENIA. JAZD JAK POZOSTAŁE MIASTA NIE OSZAŁAMIA W TYM WZGLĘDZIE. JEST MOŻE TROCHĘ LEPIEJ NIŻ GDZIE INACZEJ. SĄ KURCZAKI Z ROŻNA, JAKIŚ KEBAB. WCHODZIMY NA DZIEDZINIEC MIJANEGO WŁAŚNIE MECZETU. STOI PARĘ OSÓB. JEDNA PARA OKAZUJE SIĘ BYĆ Z POLSKI. GAWĘDZIMY O NASZYCH TRASACH PODRÓŻY I USTALAMY WSPÓLNE ZWIEDZANIE OKOLIC JAZDU NA JUTRO. FAJNIE BĘDZIE POJECHAĆ RAZEM.
DOCHODZIMY DO CAŁEGO KOMPLEKSU AMIR CHAKMAK. PLAC JEST OŚWIETLONY, PEŁEN LUDZI, SKLEPÓW, KRAMÓW. MOŻNA PODZIWIAĆ DUŻY, 8,5 METROWY NAKHL. TROCHĘ MNIEJSZY ZNAJDUJE SIĘ NA PLACYKU PRZY HOTELU MEHR. KOLACJĘ JEMY W ULICZNEJ JADŁODAJNI. TRZY STOLIKI, LEKKO BRUDNAWO. KUCHARZ JEST POTĘŻNYM UŚMIECHNIĘTYM MĘŻCZYZNĄ W OSTRO ZIELONEJ CZAPECZCE. JEST COŚ W TYM MIEJSCU, ŻE MIMO WYGLĄDU LOKALIK WYGRYWA RANKING TEGO WIECZORU. JEDYNE DANIE, JAKIE SERWUJE TO KEBAB NA DOŚĆ DUŻYCH SZPADACH PODANY Z CHLEBEM, POMIDOREM PIECZONYM. JEDZENIE JEST BARDZO DOBRE, TANIE, PORCJA DUŻA. CENA 18 TOMANÓW ZA PORCJĘ DLA DWOJGA.
.
.
.