.
W KERMANIE ZNALEŹLIŚMY SIĘ BARDZO WCZEŚNIE RANO PO MĘCZĄCEJ PODRÓŻY. AUTOBUSY NOCNE W IRANIE Z PRZYDOMKIEM VIP NIEWIELE MAJĄ WSPÓLNEGO Z tzw. SLEEPERAMI JEŻDŻĄCYMI W INNYCH W KRAJACH AZJI. TUTAJ TO PO PROSTU ZWYKŁY AUTOBUS, TYLE TYLKO ŻE MA TROCHĘ ROZKŁADANE SIEDZENIA – JAK W SAMOLOCIE. DLACZEGO SĄ VIP I CZY MOŻNA SIĘ W TAKIM AUTOBUSIE CZUĆ JAK BARDZO WAŻNA OSOBA TEGO NIE WIEM. KOMFORT JAZDY RACZEJ TEMU PRZECZY.
BYŁO NA TYLE WCZEŚNIE RANO, ŻE NIE ODWAŻYLIŚMY SIĘ O TEJ PORZE SZUKAĆ HOTELU. NA TERMINALU PEŁNYM CZEKAJĄCYCH NA TRANSPORT LUDZI, WSZYSTKO STAŁO OTWOREM, WIEC KUPILIŚMY HERBATKĘ I PRZYSIEDLIŚMY NA JAKIEJŚ ŁAWCE. PO CHWILI Z BOKU PADŁO SAKRAMENTALNE: „SKĄD JESTEŚ?”. ODPOWIEDZIELIŚMY. NASI ROZMÓWCY OKAZALI SIĘ AMBITNI I NIE POPRZESTALI NA TYM PYTANIU. URUCHOMILI TŁUMACZA GOOGLE I ZACZĘLI ZADAWAĆ KOLEJNE PYTANIA NAWET PO POLSKU. TŁUMACZENIE BYŁO TAKIE, ŻE NIEWIELE MOŻNA BYŁO Z TEGO ZROZUMIEĆ. MOMENTAMI KOMPLETNIE BEZ SENSU ALE I TAK FAJNIE JEST NAWIĄZAĆ CHOCIAŻ TAKI KONTAKT.

.
JAK TROCHĘ PRZEJAŚNIAŁO POTARGOWALIŚMY SIĘ Z TAKSÓWKARZEM USTALAJĄC KWOTĘ 8 TOMANÓW ZA PRZEJAZD DO CENTRUM. DROGA OKAZAŁA SIĘ TAK DALEKA, ŻE KIEROWCA DOSTAŁ 10 T, CZYLI TYLE ILE CHCIAŁ. PODJECHALIŚMY POD HOTEL WSKAZANY PRZEZ PRZEWODNIK. TU NIE POSZŁO TAK ŁATWO JAK SIĘ SPODZIEWALIŚMY. CENA POKOJU W HOTELU AMIN – US$ 38 BYŁA DLA NAS WYSOKA. RECEPCJONISTA DZWONIŁ DO INNYCH HOTELI, ALE PONOĆ NIE MIELI WOLNYCH MIEJSC. CZAS NAS TROCHĘ POPĘDZAŁ, BO CHCIELIŚMY POJECHAĆ DO TWIERDZY W BAM, POŁOŻONEJ PRAWIE 200 km DALEJ. ZDECYDOWALIŚMY SIĘ WIĘC NA NI TO POKÓJ NI TO APARTAMENT – DUŻY POKÓJ Z ANEKSEM KUCHENNYM I ŁAZIENKĄ. STANDARD MIEJSCA KWALIFIKOWAŁ JE DO WYNAJĘCIA ZA GÓRA US$ 10. O ILE PIERWSZE WRAŻENIE MOGŁO TROCHĘ ZMYLIĆ, O TYLE DRUGIE UJAWNIŁO CAŁĄ NĘDZĘ TEGO POMIESZCZENIA. ODPADAJĄCE TAPETY, ROZPADAJĄCE SIĘ ŁÓŻKA, UMYWALKA ODERWANIA OD POSTUMENTU. LEKKI KURZ PORYWAJĄCY WSZYSTKO. TO HOTEL NA JEDNĄ NOC. JAKOŚ TO PRZEŻYJEMY. SZYBKO SIĘ ZBIERAMY. W RECEPCJI PORADZONO ABYŚMY POSZLI NA POSTÓJ TAKSÓWEK, KTÓRE MOŻNA WYNAJĄĆ Z KIMŚ NA SPÓŁKĘ CZYLI Z ANGIELSKA MÓWIĄC: TAXI SHARE. PLAC TAKSÓWKOWY WYDAJE SIĘ BYĆ DALEKO, ALE W GRANICACH DOJŚCIA PIESZO. IDZIEMY PRZEZ MIASTO Z MAPĄ, KTÓRĄ DOSTALIŚMY. PYTAMY O DROGĘ MŁODEGO CZŁOWIEKA. PO CHWILI TŁUMACZENIA OFERUJE NAM PODWÓZKĘ. DO SAMOCHODU WSIADA TAKŻE JEGO MAMA. JEDZIEMY DOŚĆ DŁUGO. PO DRODZE ROZMAWIAMY JAK ZWYKLE O TYM SKĄD JESTEŚMY, JAKĄ MAMY TRASĘ PODRÓŻY, CZY NAM SIĘ PODOBA IRAN.
NA PLACU DUŻA ILOŚĆ SAMOCHODÓW, KRĘCĄCYCH SIĘ LUDZI, POKRZYKUJĄCYCH KIEROWCÓW. WYSIADAMY, NASZ NOWY ZNAJOMY IDZIE Z NAMI. OKAZUJE, ŻE TRZEBA W ZNAJDUJĄCEJ SIĘ BUDCE PODAĆ GDZIE SIĘ CHCE JECHAĆ, NASTĘPNIE ZAPŁACIĆ I CZEKAĆ AŻ KIEROWCA PODEJDZIE. CENA PRZEJAZDU 37 TOMANÓW. PANUJE LEKKI CHAOS I PRZEPYCHANIA MIEDZY KIEROWCAMI, PRZYPUSZCZALNIE DLATEGO, ŻE KAŻDY CHCE MIEĆ JAK NAJSZYBCIEJ KOMPLET PASAŻERÓW. WIDAĆ, ŻE CZŁOWIEK Z KTÓRYM MAMY JECHAĆ JEST GWAŁTOWNY. NASZ NOWY ZNAJOMY MÓWI MU, ŻE MA NAS PODWIEŹĆ DO TWIERDZY. NAM RÓWNIEŻ ZWRACA NA TO UWAGĘ. JEDZIEMY Z DWOMA MUZUŁMANAMI W CISZY, NIE ODZYWAJĄ SIĘ ANI DO SIEBIE ANI DO NAS. KIEROWCA WYSADZA NAS OCZYWIŚCIE TAM GDZIE CHCE. NIE POMAGAJĄ NASZE PROTESTY. ŁAPIEMY INNY SAMOCHÓD ZA 5 TOMANÓW, ALE TEŻ NIE ZAWOZI NAS DO CELU, TYLKO WYSADZA GDZIEŚ, NIBY BLISKO TWIERDZY. IDZIEMY ŁADNY KAWAŁEK DROGI PYTAJĄC SIĘ MIEJSCOWYCH, CZY ABY W DOBRYM KIERUNKU, BO WYDAJE SIĘ ŻE TO STRASZNIE DALEKO. POTAKUJĄ. W KOŃCU KOLEJNY ZAPYTANY LITUJE SIĘ NAD NAMI I PODWODZI POD TWIERDZĘ. OCZYWIŚCIE NIE ZA DARMO.
TWIERDZA ARG-E PREZENTUJE SIĘ WSPANIALE. MOŻNA SOBIE WYOBRAZIĆ JAKA BYŁA PRZED TRZĘSIENIEM ZIEMI. WIDAĆ TRWAJĄCE TU PRACE RESTAURACYJNE. PŁACIMY PO 20 TOMANÓW WSTĘPU. KIEDY JESTEŚMY JUŻ W ŚRODKU, PODCHODZI DO NAS JAKIŚ CHŁOPAK I POKAZUJE W KTÓRYM KIERUNKU MAMY IŚĆ. JEGO ANGIELSZCZYZNA JEST ŻADNA. IDZIE Z NAMI. PODCHODZIMY POD JEDNĄ Z WIEŻ I WIDZIMY JAK SCHODZI Z NIEJ DWÓJKA TURYSTÓW Z JAKIMŚ MIEJSCOWYM CZŁOWIEKIEM. OBAJ Z CHŁOPAKIEM, KTÓRY NAM TOWARZYSZY POKAZUJĄ, ŻE JEŻELI CHCEMY WEJŚĆ WYŻEJ MAMY ZAPŁACIĆ. JESTEŚMY OBURZENI. DWAJ TURYŚCI ZGADZAJĄ SIĘ Z NAMI ALE CHCIELI MIEĆ ŁADNY WIDOK WIEC ZAPŁACILI. MY ODMAWIAMY. KOŃCZYMY ZWIEDZANIE. GDY ZMIERZAMY DO WYJŚCIA, NASZ NIBY PRZEWODNIK ZACZYNA DOMAGAĆ SIĘ NAPIWKU. PO PROSTU NACIĄGACTWO.
Z MAPY WYNIKA, ŻE DROGA DO PRZYSTANKU AUTOBUSÓW, O KTÓRYM NAM WCZEŚNIEJ WSPOMNIANO MA BYĆ MNIEJ OKRĘŻNA. PYTAMY O NIEGO. DOŚWIADCZENIE NAS UCZY, ŻE W IRANIE TRZEBA PYTAĆ PARĘ RAZY O TO SAMO. DOBRA ZNAJOMOŚĆ JĘZYKA ANGIELSKIEGO JEST BARDZO RZADKA, A NIEKTÓRZY LUDZIE, CZASEM NAWET TAKSÓWKARZE NIE ZNAJĄ SWOICH MIEJSCOWOŚCI. KOŃCZY SIĘ NA TYM, ŻE ZOSTAJEMY PODWIEZIENI NA PRZYSTANEK, A KIEROWCA MIMO ŻE TO MIAŁA BYĆ PRZYJACIELSKA PRZYSŁUGA BIERZE 10 TOMANÓW.
NA PRZYSTANKU NIE MA ŻADNEGO OZNAKOWANIA, ALE STOJĄ LUDZIE, SĄ SAMOCHODY, WSZYSCY NA COŚ CZEKAJĄ. PODCHODZIMY DO DWÓCH MŁODYCH DZIEWCZYN I DOWIADUJEMY SIĘ, ŻE AUTOBUS DO KERMANU PRZYJEDZIE NIEDŁUGO. ONE TEŻ CZEKAJĄ. SĄ STUDENTKAMI. FAKTYCZNIE PODJEŻDŻA AUTOBUS, ALE JEDZIE DO SZIRAZU. TROCHĘ ROZMAWIAMY O WSZYSTKIM, ROBIMY WSPÓLNIE ZDJĘCIA. UBOLEWAMY NAD CENĄ TAKSÓWEK. OBSERWUJĄC CO SIĘ NA TEJ ULICY DZIEJE, ORIENTUJEMY SIĘ ŻE TAKŻE TUTAJ KWITNIE PRZEWÓZ OSÓB PRYWATNYMI POJAZDAMI. KIEROWCY SZUKAJĄ POTENCJALNYCH KLIENTÓW CHCĄC ZAPEWNIĆ SOBIE JAK NAJSZYBCIEJ PEŁEN SAMOCHÓD. NAGLE NASZE ZNAJOME BEZ JEDNEGO SŁOWA WSIADAJĄ DO JAKIEGOŚ AUTA. ZUPEŁNIE ZGŁUPIELIŚMY. NAWET NIE USIŁOWALIŚMY PYTAĆ CZY MOŻEMY TEŻ SIĘ ZABRAĆ. ICH REAKCJĄ BYŁ BRAK REAKCJI. JEDNOCZEŚNIE PODJECHAŁ JAKIŚ AUTOBUS WIEC BIEGNIEMY W JEGO STRONĘ. CHCEMY WIEDZIEĆ DOKĄD JEDZIE. OBOK NAS STOI GRUPA DZIEWCZĄT I PYTA DOKĄD ZMIERZAMY. WYWIĄZUJE SIĘ ROZMOWA Z KTÓREJ WYNIKA, ŻE TEN AUTOBUS JEDZIE DO JAKIEJŚ MIEJSCOWOŚCI OBOK KERMANU. MOŻEMY TAM DOJECHAĆ I POTEM PRÓBOWAĆ DALEJ. W TO WSZYSTKO WŁĄCZA SIĘ KIEROWCA, CZY TEŻ JEGO POMOCNIK. NIE CHCĄ NAS ZABRAĆ. Z TEGO CO ROZUMIEMY, CHODZI O JAKIŚ DOKUMENT TOŻSAMOŚCI. GWAŁTOWNIE SZUKAM W TOREBCE KSERO PASZPORTÓW, ALE AUTOBUS ODJEŻDŻA. ZOSTAJEMY NA TYM NIBY PRZYSTANKU ZUPEŁNIE OTUMANIENI. ZROBIŁA SIĘ PRAWIE 18-ta A MY DALEJ TKWIMY W BAM. PODCHODZI DO NAS JAKIŚ FACET I PROPONUJE JAZDĘ DO KERMANU ZA 15 T / os. CZYLI 30 OD DWÓCH OSÓB. MUSIMY PRZYJĄĆ TĘ PROPOZYCJĘ. CZEKAMY NA JESZCZE JEDNĄ OSOBĘ, KTÓRA ZNAJDUJE SIĘ DOŚĆ SZYBKO I JEDZIEMY. W MIEŚCIE IDZIEMY NA BAZAR CHCĄC KUPIĆ COŚ DO JEDZENIA. DYSPONUJEMY WSZAKŻE KUCHNIĄ. ZA BARDZO JEDNAK NIE MA CO KUPIĆ. DECYDUJEMY SIĘ NA OWCZĄ FETĘ ZA AŻ 12 TOMANÓW, POMIDORA, CEBULĘ I JEDYNĄ WĘDLINĘ JAK TU MOŻNA MASOWO SPOTKAĆ – TAKĄ NIBY SZYNKĘ W PLASTERKACH. W KAŻDYM JEJ PLASTERKU SĄ KAWAŁKI Z CIEMNIEJSZEGO MIĘSA. SZYNKA W CĘTKI. TUTAJ W SKLEPACH WIDZIMY TYLKO KONSERWY Z TUŃCZYKIEM LUB SARDYNKAMI. INNE PUSZKI, JEŻELI W OGÓLE SĄ, TRZEBA PODGRZEWAĆ. KUPILIŚMY TEŻ BAKŁAŻANA W PUSZCE Z SOSEM POMIDOROWYM. SZYNKA MDŁA, A BAKŁAŻANY TAKI SOBIE. ALE MAMY SÓL I PIEPRZ.
JUTRO BĘDZIE NOWY DZIEŃ.
.
.
.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.