.
AUTOBUS, MIMO, ŻE BYŁA TO NIEDZIELA WIELKANOCNA, PODJECHAŁ ZGODNIE Z ROZKŁADEM O 5 RANO. NA LOTNISKO JEDZIE SIĘ Z HOTELU GOLD DOSŁOWNIE 10 MINUT.
SAMOLOTEM O 7 RANO, PO DWÓCH GODZINACH LOTU ZNALEŹLIŚMY SIĘ W BARCELONIE.
NA MIEJSCE NASZEGO POSTOJU W KATALONII NIE WYBRALIŚMY JEDNAK ZNANEJ NAM BARCELONY, ALE CHCĄC POZWIEDZAĆ JEJ OKOLICE, TROCHĘ PRZEZ PRZYPADEK MIEJSCOWOŚĆ O NAZWIE SANT JOAN DESPI.
Z LOTNISKA, DO SANT JOAN DESPI JEDZIE OKOŁO 40 MINUT (BEZPOŚREDNI AUTOBUS L 77). BILET KOSZTUJE 4.30 € OD OSOBY. KIEROWCA NIE PRZYJMUJE BANKNOTÓW O NOMINALE WYŻSZYM NIŻ 10 €. MIELIŚMY 20 €, ALE DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KIEROWCY I JEGO POMOCNIKA JAKOŚ KUPILIŚMY BILETY.
OSTATNI PRZYSTANEK LEŻY PRZY DUŻYM SZPITALU I JEDNOCZEŚNIE OBOK HESPERII DE SAN JOAN SUITES, CZYLI NASZYM HOTELU. JEST TO WYSOKI WIEŻOWIEC, Z OLBRZYMIĄ NAZWĄ NA DACHU.
NIESTETY MIMO ŚWIĄTECZNEJ NIEDZIELI POKÓJ MOŻNA BYŁO ZAJĄĆ DOPIERO O 15-TEJ. ZOSTAWILIŚMY, WIĘC NASZE RZECZY I POSTANOWILIŚMY ZOBACZYĆ JEDNĄ Z OKOLICZNYCH ATRAKCJI TURYSTYCZNYCH, KOLONIĘ GÜELL Z KAPLICĄ PROJEKTU GAUDIEGO. DRUGA ATRAKCJA TO PENEDES – REGION PRODUKCJI WINA – SZCZEGÓLNIE CAVY – SZTANDAROWEGO, MUSUJĄCEGO WINA HISZPANII.
KIEDY W RECEPCJI ZAPYTALIŚMY JAK DOTRZEĆ DO GAUDIEGO, LEKKA KONSTERNACJA POJAWIŁA SIĘ NA TWARZACH DWÓCH RECEPCJONISTÓW. NIE ZA BARDZO POTRAFILI WSKAZAĆ PUBLICZNE ŚRODKI TRANSPORTU, WIĘC ZGODNIE OŚWIADCZYLI, ŻE NAJLEPIEJ WZIĄĆ TAKSÓWKĘ …
MY I TAXI W ŚRODKU EUROPY!!!!
ZAPYTALIŚMY O MOŻLIWOŚCI DOJŚCIA NA PIECHOTĘ. OBSŁUDZE ODEBRAŁO MOWĘ. GDY JĄ ODZYSKALI STWIERDZILI, ŻE PRZEJŚĆ NIE MOŻNA, BO JEST AUTOSTRADA – WIĘC TYLKO TAXI. NASZE PYTANIE NIE BYŁO WCALE GŁUPIE. Z MAPY WYGLĄDAŁO, ŻE ODLEGŁOŚĆ JEST NAPRAWDĘ NIEWIELKA.
PO KOLEJNYCH PERYPETIACH Z USTALANIEM – JUŻ NA PRZYSTANKU – CZY, I JAKI AUTOBUS JEDZIE TAM GDZIE CHCEMY, DOSZLIŚMY DO WNIOSKU, ŻE PÓJDZIEMY JEDNAK NA PIECHOTĘ. GOOGLOWSKA MAPA TRASY W TELEFONIE WYGLĄDAŁA OPTYMISTYCZNIE. TO TYLKO 2 GODZINY W JEDNA STRONĘ. MIELIŚMY CZAS NO I TRZEBA TEŻ ZACZĄĆ ĆWICZYĆ FORMĘ PRZED PERU.
RUSZYLIŚMY ŻWAWO. DROGA PRZECHODZIŁA PRZEZ MIASTECZKO, POTEM W PEWNYM MOMENCIE DOSZLIŚMY RZECZYWIŚCI DO DROGI SZYBKIEGO RUCHU. MUSIELIŚMY JĄ PRZECIĄĆ DWA RAZY. NA SZCZĘŚCIE BYŁO POBOCZE. MOŻE TROCHĘ DZIWNIE WYGLĄDALIŚMY MASZERUJĄC POBOCZEM DROGI SZYBKIEGO RUCHU, ALE NIE ZOSTALIŚMY ARESZTOWANI PRZEZ POLICJĘ DROGOWĄ. NIKT TEŻ NA NAS NIE TRĄBIŁ ANI NIE STUKAŁ SIĘ W CZOŁO. PRZEJŚCIE NIE TRWAŁO TEŻ DŁUGO. PO DRUGIEJ STRONIE DROGI PRZECHODZILIŚMY PRZEZ REKREACYJNY PARK, TERENY OGRÓDKÓW DZIAŁKOWYCH I ULICE MAŁEGO MIASTECZKA. W KOŃCU DOTARLIŚMY NA MIEJSCE. OSTATNI KAWAŁEK TROCHĘ NAM SIĘ DŁUŻYŁ, BO WYDAWAŁO NAM SIĘ ŻE TO TUŻ TUŻ, A TRZEBA BYŁO JESZCZE PODEJŚĆ KILKASET METRÓW.
PRZEMYSŁOWIEC, INŻYNIER I MECENAS SZTUKI EUSEBI GÜELL, CHCĄC PRZENIEŚĆ SWOJĄ FABRYKĘ POZA BARCELONĘ ZLECIŁ GAUDIEMU, KTÓREGO TWÓRCZOŚCIĄ BYŁ ZAFASCYNOWANY, STWORZENIE OSIEDLA MIESZKANIOWEGO DLA SWOICH PRACOWNIKÓW.
ASYSTENCI GAUDIEGO ZAPROJEKTOWALI DOMY MIESZKALNE, SZKOŁY, TEATR, BOISKA. POWSTAŁO W TEN SPOSÓB MIASTECZKO O PIĘKNYCH ZABUDOWANIACH NIEJEDNOKROTNIE OTOCZONYCH OGRÓDKAMI, WĄSKICH ULICZKACH, MAŁYCH PLACYKACH.
SAM GAUDI ZAJĄŁ SIĘ KAPLICĄ, KTÓREJ JEDNAK NIGDY NIE UKOŃCZYŁ.
KAPLICA W FORMIE KRYPTY NIE ZAWIEDZIE MIŁOŚNIKÓW TEGO ARCHITEKTA. SKLEPIENIE PODTRZYMYWANE PRZEZ SZEREG KRZYWYCH KOLUMN PRZYWODZI NA MYŚL GROTĘ, ZGODNIE Z ZAMIAREM TWÓRCY. DO TEGO OKRĄGŁE OKNA, WITRAŻE, STYLOWE KRZESŁA. WSZYSTKO W CHARAKTERYSTYCZNYM DLA MISTRZA STYLU. PODOBAŁO NAM SIĘ BARDZO.
POTEM USIEDLIŚMY W JEDNYM Z TUTEJSZYCH BARÓW, ABY SIĘ CZEGOŚ NAPIĆ. NALEŻAŁO NAM SIĘ ZA TĘ DROGĘ, KTÓRĄ PRZESZLIŚMY. ZAMÓWIONY ZA 10 € „VERMUT SPORT” ZAWIERAŁ DWIE MAŁE SZKLANKI PIWA, TALERZYK Z OLIWKAMI, ŚLEDZIKAMI ANCHOVIES I MAŁŻAMI (BEZ MUSZLI). SIEDZĄC PATRZYLIŚMY NA OTACZAJĄCE NAS DOMY, PARK, PLACYK, ZACHWYCAJĄC SIĘ URODĄ TEGO MIEJSCA.
MIELIŚMY PRZED SOBĄ POWRÓT, ALE WARTO BYŁO ZROBIĆ TE 8 km W JEDNĄ STRONĘ, ABY ZOBACZYĆ KRYPTĘ I OSIEDLE.
WRACALIŚMY TĄ SAMĄ DROGĄ, KTÓRA OCZYWIŚCIE WYDAWAŁA NAM SIĘ KRÓTSZA, CHOCIAŻ TO ZNOWU BYŁO 8 km. W NASZEJ MIEJSCOWOŚCI W DRODZE DO HOTELU ZROBILIŚMY JESZCZE 1,5 km ROBIĄC ZAKUPY NA ŚWIĄTECZNĄ KOLACJĘ. JEDYNYMI OTWARTYMI SKLEPIKAMI BYŁY TE PROWADZONE PRZEZ AZJATÓW.
.
HOTELOWY EN SUITE OKAZAŁ SIĘ BYĆ DUŻYM POKOJEM Z ANEKSEM KUCHENNYM I OSOBNĄ SYPIALNIĄ. W KĄCIKU KUCHENNYM Z DWOMA PALNIKAMI I KUCHENKĄ MIKROFALOWĄ, POZA DWIEMA SZKLANKAMI NIE BYŁO ŻADNEGO TALERZA, MISECZKI, KUBKA, PATELNI, GARNKA. NIE WSPOMINAJĄC O SZTUĆCACH. NA CO KOMU KUCHNIA SKORO NAWET NIE MA TALERZA. GOTOWAĆ W HOTELU CHYBA NIKT NIE ZAMIERZA, ALE CHOCIAŻ HERBATĘ MOŻNA BY ZROBIĆ SKORO JEST KUCHENKA.
ZAREZERWOWAŁAM GO NIESTETY PRZEZ POMYŁKĘ. BYŁAM PEWNA, ŻE ODWOŁANIE REZERWACJI JEST BEZPŁATNE. WIELKOŚĆ BEZUŻYTECZNEGO APARTAMENTU ZAWYŻAŁA JEGO CENĘ.
TAKŻE, MOIM ZDANIEM, OPINIA ŻE HESPERIA JEST DOBRZE SKOMUNIKOWANA Z RESZTĄ ŚWIATA NIE POLEGA CAŁKIEM NA PRAWDZIE. OBIEKT LEŻY DALEKO OD CENTRUM I DWORCA KOLEJOWEGO. ZDECYDOWANYM PLUSEM JEST BLISKOŚĆ PRZYSTANKU AUTOBUSOWEGO, NA KTÓRYM ZATRZYMUJE SIĘ AUTOBUS JADĄCY Z LOTNISKA.
.
.