.

NA SZCZĘŚCIE ŚNIADANIA SERWOWANE W FORMIE SZWEDZKIEGO STOŁU – W NASZYM W SUMIE DOŚĆ DROGIM HOSTELU – OKAZAŁY SIĘ BYĆ DOBRE I BOGATE. DWA RODZAJE PŁATKÓW, JOGURT, SZYNKA, MASŁO, SER, OLIWKI, DŻEM, OWOCE, ŚWIEŻE BUŁKI, KAWA, HERBATA RÓŻNEGO RODZAJU (DO DYSPOZYCJI 7/24).

WYCIECZKĘ ROZPOCZĘLIŚMY OD DYSKUSJI Z KIEROWCĄ, KTÓRY PRZYJECHAŁ WCZEŚNIEJ NIŻ BYLIŚMY UMÓWIENI. CHYBA TROCHĘ Z WINY RECEPCJONISTEK, SKĄDINĄD BARDZO MIŁYCH I UPRZEJMYCH. TAKSIARZ NIE ZA BARDZO AKCEPTOWAŁ NASZĄ TRASĘ, TROCHĘ ODBIEGAJĄCĄ OD OGÓLNIE PRZYJĘTEJ KOLEJNOŚCI ZWIEDZANIA.  JEGO ZNIKOMY ANGIELSKI NIE UŁATWIAŁ POROZUMIENIA. DOSZLIŚMY JEDNAK DO KOMPROMISU I ZACZĘLIŚMY OD CHINCHERO ZWANEGO MIASTEM TĘCZY. INKASKIE RUINY, TARASY, PIĘKNE WIDOKI.

KIEDY STAMTĄD WYCHODZILIŚMY, INDIANKI DOPIERO ROZKŁADANY SWOJE KRAMY. STALE CZUŁAM ZIMNO. MIMO SŁOŃCA TEMPERATURA NIE BYŁA WYSOKA. WYPATRZYŁAM SWETEREK, KTÓRY MI SIĘ PODOBAŁ I UDAŁO MI SIĘ GO WYTARGOWAĆ ZA 30 SOLI. BYŁAM PIERWSZĄ KLIENTKĄ, WIĘC CENĘ ZNIŻONO NA DOBRY POCZĄTEK. POTEM INNE TEŻ CHCIAŁY ABYM BYŁA ICH PIERWSZĄ KLIENTKĄ.

NASTĘPNE W KOLEJCE BYŁO PISAC.

JEDZIEMY DOŚĆ SZEROKĄ DROGĄ, PRZY KTÓREJ STOJĄ INDIANKI Z NADZIANYMI NA PATYK ŚWINKAMI MORSKIMI, I WYMACHUJĄC NIMI ZACHĘCAJĄ DO SKOSZTOWANIA TEGO NIECODZIENNEGO PRZYSMAKU. ZWIERZĄTKA SPRAWIAŁY WRAŻENIE BARDZIEJ PULCHNYCH NIŻ TO JEDZONE WCZORAJ W RESTAURACJI. WYGLĄDAŁO TEŻ JEDNAK TROCHĘ MAKABRYCZNIE. KIEROWCA WYJAŚNIŁ NAM, ŻE ŚWINKA RZECZYWIŚCIE STANOWI PRZYSMAK PERUWIAŃCZYKÓW. PODAJE SIĘ JĄ PIECZONĄ W PIECU LUB Z GRILLA.
PO DRUGIEJ STRONIE JEZDNI, WIDAĆ NA STOLIKACH PRZED DOMAMI JAKIEŚ BANIAKI. ZAPYTALIŚMY CO TO JEST. OKAZAŁO SIĘ, ŻE TO PRODUKOWANE DOMOWO PIWO CHICA. POWSTAJE ONO W WYNIKU FERMENTACJI KUKURYDZY. POPROSILIŚMY BY ZATRZYMAŁ AUTO, BO CHCEMY JE SKOSZTOWAĆ.

PANIENKA NALAŁA NAM Z BANIAKA LEKKO RÓŻOWEGO PŁYNU. PIWO JEST RÓŻOWE, BO DODAJE SIĘ DO NIEGO TRUSKAWKI. TROCHĘ SŁODKIE, TROCHĘ MUSUJĄCE, TROCHĘ SFERMENTOWANE. MNIE BARDZO SMAKOWAŁO. KOSZTOWAŁO 1 SOLA. PIETRUSZKA CO PRAWDA TĘSKNIE SPOGLĄDAŁ W STRONĘ ŚWINEK, ALE NIE MOGLIŚMY IM POŚWIĘCIĆ CZASU.

DO PISAC JECHALIŚMY W DESZCZU OKOŁO GODZINY. ZATRZYMALIŚMY SIĘ PRZED WEJŚCIEM NA SAMEJ GÓRZE. NIESTETY OBECNIE MOŻNA ZWIEDZAĆ TYLKO GÓRNĄ CZĘŚĆ KOMPLEKSU. Z MAPY WYNIKA, ŻE KIEDYŚ MOŻNA BYŁO ZEJŚĆ Z GÓRNEJ NA DÓŁ I VICE VERSA. OBECNIE NIE.

PADAŁO DO TEGO STOPNIA, ŻE KUPILIŚMY SOBIE PŁASZCZYKI PRZECIWDESZCZOWE I NIEZRAŻENI WESZLIŚMY NA TEREN TWIERDZY.

 

PISAC – ZWIEDZAMY NA ZMIANĘ: RAZ W DESZCZU, RAZ WE MGLE …

.

PISAC TO OGROMNE MIASTO-FORTECA. CAŁOŚĆ ZBUDOWANE JEST Z RELATYWNIE MAŁYCH KAMIENI POŁĄCZONYCH PRECYZYJNIE ZE SOBĄ. DOMY MIESZKALNE, ŚWIĄTYNIE, MURY NIEKIEDY WYSOKO POŁOŻONE, WYMAGAJĄ OD WYCIECZKOWICZÓW WYSIŁKU. CZASEM TRZEBA DOŚĆ MOCNO WSPINAĆ SIĘ POD GÓRĘ.

PISAC ZOSTAŁO ZAŁOŻONE W 1440 ROKU. POŁOŻENIE ZAPEWNIAŁO OBSERWACJĘ OKOLICZNYCH TERENÓW. NA STROMYCH ZBOCZACH MOŻNA OGLĄDAĆ ŚWIETNIE ZACHOWANE TARASY UPRAWNE. NAPRAWDĘ JEST CO OGLĄDAĆ. LEKKO DWIE GODZINY.

POTEM POJECHALIŚMY DO PUCA PUCARA , TAMBO MACHY, QUENKO. NA KOŃCU DO SACSAYHUAMAN.

PUCA PUCARA TO NIEWIELKIE RUINY FORTECY. NAJPRAWDOPODOBNIEJ MIAŁY ZAPEWNIAĆ OBRONĘ DROGI DO DOLINY INKÓW.

TAMBOMACHAY TO ZADZIWIAJĄCY SYSTEM AKWEDUKTÓW DOPROWADZAJĄCY WODĘ ZE ŚWIĘTEGO ŹRÓDŁA DO BASENÓW SŁUŻĄCYCH DO RYTUALNYCH KĄPIELI. RUINY OBEJMUJĄ TRZY MASYWNE MURY Z KTÓRYCH SPŁYWAŁA WODA. WARTO ZOBACZYĆ.

QUENKO (Q’ENQO) – SANKTUARIUM POŚWIĘCONE MATCE ZIEMI. NA SZCZEGÓLNĄ UWAGĘ ZASŁUGUJE JASKINIA W SKALE Z NISZAMI, WNĘKAMI, MALOWIDŁAMI NA ŚCIANACH. RESZTA NIE ZROBIŁA NA MNIE WIĘKSZEGO WRAŻENIA MOŻE DLATEGO, ŻE CAŁY DZIEŃ OGLĄDALIŚMY RÓŻNE RUINY. TAKI MOMENT PRZESYCENIA.

OGLĄDANIE TYCH WSZYSTKICH MIEJSC ZAJĘŁO NAM CZAS PRAWIE DO GODZINY 15:30

POZOSTAŁY JESZCZE KAMIENNE MURY W ROZLEGŁYM SACSAYHUAMAN.

W MAJU 1536 ROKU NA POLACH PRZED SACSAYHUAMAN ROZEGRAŁA SIĘ KRWAWA BITWA. MANCO INCA, MAJĄCY NIE NAJLEPSZĄ OPINIE U KONKWISTADORÓW, POSTANOWIŁ JEDNAK ICH WYPĘDZIĆ ZE SWOJEJ ZIEMI. PO ZGROMADZENIU PONAD STUTYSIĘCZNEJ ARMII, ROZPOCZĄŁ OBLĘŻENIE CUZCO. ZAPOCZĄTKOWAŁ OGÓLNE POWSTANIE PRZECIWKO HISZPAŃSKIM NAJEŹDŹCOM. JEDNAK PO DZIESIĘCIU MIESIĄCACH, NIE MOGĄC ZŁAMAĆ OPORU OTOCZONYCH W MIEŚCIE HISZPANÓW I ICH SPRZYMIERZEŃCÓW, POSTANOWIŁ WYCOFAĆ SWOJE SIŁY. ATAKOWANY I WYPIERANY SCHRONIŁ SIĘ W DŻUNGLI, GDZIE STWORZYŁ ZRĘBY NOWEGO POWSTAŃCZEGO PAŃSTWA INKÓW, DZIŚ NAZYWANEGO KRÓLESTWEM VILCABAMBA. STAMTĄD KONTYNUOWAŁ PARTYZANCKĄ WALKĘ Z HISZPANAMI.

FORTECA TO PODWÓJNY ZYGZAKOWATY CIĄG MURÓW PRZYPOMINAJĄCY PONOĆ Z LOTU PTAKA GŁOWĘ PUMY, CHOCIAŻ SAMA NAZWA MIEJSCA OZNACZA ZADOWOLONEGO SOKOŁA. NIE WIADOMO TEŻ DO KOŃCA, CZY BYŁA TO TWIERDZA, CZY MIEJSCE KULTU RELIGIJNEGO. HISTORYCY UWAŻAJĄ, ŻE W TYM MIEJSCU NIE BYŁO ZAGROŻENIA UZASADNIAJĄCEGO BUDOWANIE FORTECY, A  HARMONIA MIĘDZY OTOCZENIEM I CAŁĄ KONSTRUKCJĄ ŚWIADCZY RACZEJ O JEJ RELIGIJNYM CHARAKTERZE.

SACSAYHUAMAN ROBI WRAŻENIE PRZEDE WSZYSTKIM PRZEZ SWOJĄ POWIERZCHNIĘ I WIELKOŚĆ GŁAZÓW UŻYTYCH DO BUDOWY MURÓW. TO NIESAMOWITE, JAK INKOWIE NIEZNAJĄCY KOŁA PRZETACZALI TE MNIEJ LUB BARDZIEJ OGROMNE GŁAZY I JAK PRECYZYJNIE JE DOPASOWYWALI, NIE STOSUJĄC ŻADNEJ ZAPRAWY.

MURY Z ZACHODU I WSCHODU OTOCZONE SĄ TARASAMI UPRAWNYMI. MIĘDZY POSZCZEGÓLNYMI POZIOMAMI ZNAJDUJĄ SIĘ PRZEJŚCIA OKREŚLANE MIANEM DRZWI. W ŚRODKU POZOSTAŁOŚCI WIEŻ OBRONNYCH I TWIERDZY. KIEDY SIĘ PATRZY MA POTĘŻNE GŁAZY, PRECYZYJNIE UŁOŻONE I DOPASOWANE, NIEWYOBRAŻALNYM WYDAJE SIĘ JAK MOGŁA POWSTAĆ TAKA BUDOWLA PRZY UŻYCIU PRYMITYWNYCH NARZĘDZI I SIŁ LUDZKICH. JAKI MUSIAŁ BYĆ GENIUSZ CZŁOWIEKA, CZY TEŻ LUDZI, KTÓRZY POTRAFILI STWORZYĆ PROJEKT TAKIEJ TWIERDZY I GO ZREALIZOWAĆ.

NA KOŃCU PRZESZLIŚMY MAŁYM KAMIENNYM TUNELEM, KTÓRY POKAZAŁ NAM NASZ KIEROWCA, ALE NIE ZA BARDZO ZROZUMIELIŚMY CZEMU MIAŁ SŁUŻYĆ.

WIECZOREM OBEJRZELIŚMY BARDZO PIĘKNY KOŚCIÓŁ ŚW. MERCEDES. AKURAT TRAFILIŚMY NA PRZYGOTOWANIA DO ŚLUBU. UDAŁO NAM SIĘ MIMO TO OBEJRZEĆ BOGATE WNĘTRZE KOŚCIOŁA, PIĘKNY OŁTARZ. POTEM KOŚCIÓŁ ZAMKNIĘTO. PO JAKIMŚ CZASIE Z OKNA HOSTELOWEGO POKOJU WIDZIELIŚMY JAK  PARA MŁODA WYCHODZI Z KOŚCIOŁA. BYŁO PODOBNIE JAK U NA, ALE PARZE MŁODEJ TOWARZYSZYŁO TRZECH MUZYKÓW UBRANYCH W TRADYCYJNE STROJE, KTÓRZY PRZYGRYWALI W TRAKCIE SKŁADANIA ŻYCZEŃ.

POTEM SZWENDALIŚMY SIĘ ULICAMI W POSZUKIWANIU CZEGOŚ DO JEDZENIA. W JEDNEJ Z ULICZNYCH JADŁODAJNI ZJEDLIŚMY RYBĘ Z RYŻEM. W KOLEJNEJ NALEŚNIKI Z SZYNKĄ I SEREM. STRASZNIE BYŁY SUCHE, A SER SIĘ NIE ROZPUŚCIŁ. NIE NAJLEPIEJ TEŻ CHYBA BYŁA ZORGANIZOWANA PRODUKCJA TYCH NALEŚNIKÓW. SMAŻONE SĄ NA ULICY, NA ZEWNĄTRZ LOKALU. JEDNI PODCHODZĄ I JEDZĄ NA ZEWNĄTRZ, DRUGICH PO PRZYJĘCIU ZAMÓWIENIA, KIERUJE SIĘ DO ŚRODKA ABY USIEDLI. PANUJE LEKKI CHAOS, TYM BARDZIEJ, ŻE ZAMÓWIENIA DOTYCZĄCE PICIA SĄ REALIZOWANE WEWNĄTRZ.

.

►ZOBACZ FOTY◀︎

.

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz