.
O 5:15 STANĘLIŚMY NA KOŃCU BARDZO DŁUGIEJ KOLEJKI. ZA NAMI USTAWIALI SIĘ INNI. O DZIWO BYŁO CIEPŁO. PO 15 MINUTACH KOLEJKA RUSZYŁA. ZBLIŻYLIŚMY SIĘ DO SKLEPIKU, GDZIE JUŻ SPRZEDAWANO CIEPŁĄ KAWĘ I HERBATĘ Z LIŚCI KOKA. KUPILIŚMY HERBATĘ I WODĘ MIMO, IŻ MIELIŚMY ZROBIONY ZAPAS HERBATY NA CAŁĄ DROGĘ, CHYBA ZE DWA LITRY.
KOLEJKA POSUWAŁA SIĘ SZYBKO. JEDYNYM MANKAMENTEM BYŁ BRAK KOSZY NA ŚMIECI. WIELE OSÓB TAK JAK MY STAŁO BEZRADNIE Z PUSTYMI KUBKAMI PO NAPOJACH NIE MAJĄC ICH GDZIE WYRZUCIĆ. PERSONEL W PRZYDROŻNYCH SKLEPIKACH CZY BARACH NIE GODZIŁ SIĘ NA WYRZUCANIE ŚMIECI DO ICH POJEMNIKÓW, CHOCIAŻ WIEDZIELI, ŻE NIE MA CO Z NIMI ZROBIĆ.
SZYBKO KROK PO KROKU ZBLIŻALIŚMY SIĘ DO AUTOBUSU. CAŁY CZAS OBSŁUGA CZUWAŁA NAD PORZĄDKIEM WCHODZENIA. ORGANIZACJA PAKOWANIA LUDZI DO AUTOBUSÓW DZIAŁAŁA BEZ ZARZUTU. POJAZDY NIEPRZERWANYM CIĄGIEM PODJEŻDŻAŁY NA PRZYSTANEK. WSZYSTKO PRZEBIEGAŁO MEGA SPRAWIE. POWSZECHNIE ROZPOWSZECHNIANE INFORMACJE O TYM JAK KORZYSTAĆ Z AUTOBUSU, CO MOŻNA I TRZEBA MIEĆ ZE SOBĄ, JAK PRZEBIEGA TRASA, POWODOWAŁY KARNOŚĆ ZWIEDZAJĄCYCH.
PATRZĄC Z PERSPEKTYWY ULICY, KOLEJKA OCZEKUJĄCYCH NA AUTOBUS NA WJAZD DO MACHU PICCHU BYŁA JAK WĄŻ KTÓREGO KOŃCA NIE WIDAĆ. MIMO TO NIE MINĘŁO 30-40 MINUT JAK SIEDZIELIŚMY W AUTOBUSIE CZEKAJĄC AŻ RUSZY.
ZACZĘŁO ŚWITAĆ KIEDY ZNALEŹLIŚMY SIĘ U GÓRY. ZJEDLIŚMY BARDZO LEKKIE ŚNIADANIE Z PRZYNIESIONYCH KANAPEK, I CO BARDZO WAŻNE SKORZYSTALIŚMY Z TOALETY. NA MACHU PICCHU NIE WOLNO JEŚĆ, NIE MA TEŻ TOALET. W RAZIE POTRZEBY MOŻNA JEDNAK DWA RAZY OPUŚCIĆ RUINY I WRÓCIĆ.
PIERWSZE WRAŻENIE JAKIE ODNOSI SIĘ WCHODZĄC NA TEREN ZABYTKU JEST OSZAŁAMIAJĄCE. WIDOK MACHU PICCHU ZAPIERA DECH W PIERSIACH. ZIELONE MAJESTATYCZNE GÓRY WOKÓŁ, A NA NIERÓWNEJ PŁASKIEJ POWIERZCHNI KAMIENNA ZABUDOWA. MY DO TEGO MIELIŚMY SŁOŃCE OŚWIETLAJĄCE TO WSZYSTKO. WIDOK KTÓREGO NIE ZAPOMNĘ DO KOŃCA ŻYCIA.
PO KILKU CHWILACH ZACZYNAM ROZRÓŻNIAĆ CO WIDZĘ. KAMIENNE ZABUDOWANIA, TARASY, DOMKI, MURKI. ŻADNEGO CHAOSU. WSZYSTKO RÓWNE, REGULARNE. IDĄC W GŁĄB ZABUDOWY, PRZYNAJMNIEJ NA PIERWSZY RZUT OKA NIE MA ZNACZENIA CO JAK SIĘ NAZYWA. CHŁONIE SIĘ SAM FAKT BYCIA W TYM MIEJSCU. JEGO LEGENDĘ. ZACZYNAMY ROZGLĄDAĆ SIĘ WOKOŁO, ROBIĆ ZDJĘCIA.
ZAGADUJE NAS JAKAŚ PARA Z POLSKI. WYMIENIAMY POGLĄDY I IDZIEMY DALEJ. NASZĄ UWAGĘ PRZYCIĄGA WIDOCZNA NA JEDNYM Z TARASÓW FLAGA AUSTRALIJSKA I POLSKA. OKAZUJE SIĘ, ŻE TO POLACY MIESZKAJĄCY W AUSTRALII I ICH AUSTRALIJSCY KOLEDZY. OCZYWIŚCIE NIE OBYŁO SIĘ BEZ WYMIANY AUSTRALIJSKICH DOŚWIADCZEŃ I WSPÓLNYCH ZDJĘĆ.
O 8:00 DOTARLIŚMY DO WEJŚCIA I WPISALIŚMY SIĘ DO KSIĄŻKI OSÓB WCHODZĄCYCH NA MONTANĘ. JAK POWSZECHNIE WIADOMO Z MACHU PICCHU MOŻNA WEJŚĆ NA DWA SZCZYTY: HUAYNA PICCHU I MONTAÑA MACHU PICCHU. KAŻDY MA SWOJE WADY I ZALETY.
ZDECYDOWALIŚMY SIĘ NA IŚĆ NA WYŻSZY CZYLI MONTAÑA, BO Z RELACJI ZNAWCÓW TEMATU WYNIKAŁO, ŻE CHOĆ WYŻSZY O 600 m MA ŁAGODNIEJSZE PODEJŚCIA, PIĘKNE MIEJSCA WIDOKOWE I NIE JEST TAK PRZEPEŁNIONY TURYSTAMI.
ROZPOCZĘLIŚMY ŻWAWYM KROKIEM. ZAKŁADALIŚMY, A PRZYNAJMNIEJ JA, ŻE IDĘ TYLE ILE DAM RADĘ. MOŻE TO BYĆ TYLKO 100 CZY 200 METRÓW DO GÓRY.
PIERWSZY POSTÓJ MIELIŚMY PRZY DWÓCH DZIEWCZYNACH, JEDNA ZE SZWAJCARII. WYSOKOŚĆ NIE BYŁA WIELKA. WIDOK NATOMIAST WSPANIAŁY. PRZED NAMI ROZCIĄGAŁO SIĘ MACHU PICCHU. PODZIWIALIŚMY JE PRZEZ PARĘ CHWIL. ZROBILIŚMY ZDJĘCIA, POGADALIŚMY CHWILĘ I RUSZYLIŚMY DALEJ. DZIEWCZYNY ZOSTAŁY, UZNAŁY, ŻE MAJĄ DOSYĆ.
PO KILKUNASTU MINUTACH ZNOWU PRZYSTANĘLIŚMY. WDALIŚMY SIĘ W DŁUŻSZĄ POGAWĘDKĘ ZNOWU ZE SZWAJCAREM. OPISYWAŁ SWOJE PODRÓŻE PO ŚWIECIE. UZNALIŚMY, ŻE MUSIMY NADROBIĆ TROCHĘ CZASU WIĘC JUŻ BEZ ŻADNEGO ZATRZYMYWANIA NA POGADUSZKI RUSZYLIŚMY POD GÓRĘ.
SZLIŚMY, A RACZEJ, CO TU DUŻO MÓWIĆ: WALCZYLIŚMY Z GÓRĄ, PALĄCYM OD CZASU DO CZASU SŁOŃCEM, NASZYM WIEKIEM, ZWĄTPIENIEM. SAPALIŚMY, DYSZELIŚMY, WZMACNIALIŚMY SIĘ HERBATĄ, I SZLIŚMY …
CI, KTÓRZY JUŻ SCHODZILI W DÓŁ NIE MIELI DLA NAS DOBRYCH WIEŚCI, CIĄGLE JESZCZE BYLIŚMY DALEKO OD SZCZYTU. MIJAJĄCA NAS MŁODZIEŻ TEŻ SAPAŁA BO NIKOMU NIE BYŁO ŁATWO. TRZEBA PRZYZNAĆ, ŻE NAS WSPIERALI. MÓWILI: IDŹCIE DALEJ, SPOKOJNIE, KROK ZA KROKIEM DOJDZIECIE. I TAK TEŻ SIĘ STAŁO.
PO DRODZE WIELOKROTNIE ZATRZYMYWALIŚMY SIĘ ABY SPOJRZEĆ NA MALEJĄCE CORAZ BARDZIEJ RUINY. KAŻDORAZOWO WIDOK BYŁ PRZEPIĘKNY. PO PROSTU JAK Z BAJKI.
KIEDY W KOŃCU WDRAPALIŚMY SIĘ NA SZCZYT, WOKOŁO NAS ROZTACZAŁY SIĘ ZIELONE GRZBIETY GÓRSKIE A MACHU PICCHU Z PERSPEKTYWY 600 M WYDAWAŁO SIĘ BARDZO ODLEGŁE ALE NIEZMIENNIE PIĘKNE.
CI, KTÓRZY DOSZLI NA SZCZYT, ROZSIADALI SIĘ NA ZIEMI, ZAJADAJĄC SŁODYCZE, OWOCE. WSZYSCY WYMAGALI POKRZEPIENIA. MY TEŻ ZJEDLIŚMY GORZKĄ CZEKOLADĘ Z ORZECHAMI DLA UCZCZENIA NASZEGO SUKCESU. JAK NA ZDOBYWCÓW PRZYSTAŁO, ZROBILIŚMY SOBIE PAMIĄTKOWE ZDJĘCIA I CZYM PRĘDZEJ ZACZĘLIŚMY SCHODZIĆ W DÓŁ.
CAŁOŚĆ ZAJĘŁA NAM 5 GODZIN. O GODZINĘ WIĘCEJ NIŻ MÓWIĄ PRZEWODNIKI. ALE CHYBA NIE BIORĄ POD UWAGĘ WIEKU NIEKTÓRYCH WCHODZĄCYCH SZALEŃCÓW. PIETRUSZKA POBIEGŁ JESZCZE ZOBACZYĆ MOST INKÓW. JA MUSIAŁAM SIĘ POROZBIERAĆ BO ZROBIŁO SIĘ BARDZO CIEPŁO.
.
POTEM OGLĄDALIŚMY SAMO MIASTECZKO. JEGO BUDYNKI, ŚWIĄTYNIE, DOMY, PAŁACE, ŚWIĘTE MIEJSCA, INTIHUATANĘ, TARASY. NIEJEDNOKROTNIE WRACAŁAM SIĘ ABY JESZCZE RAZ, CZY TEŻ Z INNEJ PERSPEKTYWY COŚ OBEJRZEĆ. WSZYSTKO BARDZO INTERESUJĄCE. PIĘKNE.
UWAŻAM JEDNAK, ŻE MACHU PICCHU NAJWIĘKSZE WRAŻENIE ROBI W MOMENCIE WEJŚCIA, Z PERSPEKTYWY. A POTEM KIEDY OGLĄDA SIĘ JE Z ODDALI, KIEDY WIDAĆ CAŁOŚĆ. DLA MNIE JEST TO JEDEN Z CUDÓW ŚWIATA. NIEZALEŻNIE OD OSOBISTYCH DOZNAŃ RZUCA SIĘ W OCZY JESZCZE JEDNA RZECZ. CZYSTOŚĆ. NIE MA ANI JEDNEGO KOSZA NA ŚMIECI, ALE TEŻ NIE MA ANI JEDNEGO PAPIERKA, BUTELKI, SKÓRKI, TOREBKI. NIE WIEM CZY TO DZIAŁA ORGANIZACJA ZWIEDZANIA, CZY CZAR I WIELKOŚĆ TEGO MIEJSCA. COŚ NAKAZUJE LUDZIOM ZACHOWAĆ MACHU PICCHU W ABSOLUTNEJ CZYSTOŚCI I POSZANOWANIU.
JEDNYM Z OSTATNICH AUTOBUSÓW ZJECHALIŚMY DO AQUAS CALIENTES. NIE BARDZO MOGLIŚMY SIĘ ZDECYDOWAĆ CZY COŚ JEŚĆ CZY NIE. UZUPEŁNILIŚMY WIĘC TYLKO PŁYNY I POSZLIŚMY W STRONĘ DWORCA.
AQUAS CALIENTES TO TAKŻE PRZEMYSŁ PAMIĄTKOWY. USYTUOWANY JEST WPROST GENIALNIE. WCHODZĄC NA LUB WYCHODZĄC Z DWORCA KOLEJOWEGO MUSISZ PRZEJŚĆ PRZEZ OLBRZYMI BAZAR, PEŁEN NAJRÓŻNIEJSZYCH KRAMÓW Z LOKALNYMI WYROBAMI. CENY OCZYWIŚCIE WZIĘTE Z SUFITU.
POCIĄG POWROTNY OKAZAŁ SIĘ BYĆ MNIEJ KOMFORTOWY, JAKBY BYŁ MNIEJ ZADBANY. POCZĘSTUNEK STANOWIŁ JAKIŚ MAŁY BATONIK I COŚ DO PICIA. OKOŁO 21-szej DOJECHALIŚMY DO OLLANTAYTAMBO. NASZ HOSTEL EL BOSQUE MIEŚCI SIĘ TUŻ PRZY DWORCU. OBOK DWIE RESTAURACJE. W JEDNEJ ZJEDLIŚMY DOŚĆ CIEKAWĄ KOLACJĘ. NACHOS Z GUACAMOLE, SAŁATKĘ Z QUINOI ORAZ NADZIEWANE AWOKADO. DLA MNIE W TYM OSTATNIM BYŁO ZBYT DUŻO MARCHEWKI …
.
.