.
PO ŚNIADANIU WYRUSZYLIŚMY, TYM RAZEM W CZWÓRKĘ NA KOLEJNĄ WYCIECZKĘ PO APULII.
PIERWSZY STOP ZARZĄDZILIŚMY W ORII. MIASTECZKO DŹWIGA NA SWOICH BARKACH WIEKI HISTORII, WIĘC WYDAJE SIĘ OBOWIĄZKOWYM PUNKTEM POSTOJU. NIESTETY, ROZCZAROWAŁA DOSYĆ SPORA, KORZENIAMI SIĘGAJĄCA CO NAJMNIEJ X w. DZIELNICA ŻYDOWSKA. WYSTARCZYŁO NAM 30 min SPACERU PO JEJ ULICZKACH. NIE ZOBACZYLIŚMY NICZEGO INTERESUJĄCEGO. GÓRUJĄCY NAD MIASTECZKIEM ZAMEK JEST ZAMKNIĘTY ZE WZGLĘDU NA RENOWACJĘ, A 36°C UPAŁ NIE ZACHĘCA DO WSPINACZKI.
KOLEJ NA NARDÒ. STARE MIASTO MOŻE ZACHWYCIĆ BARDZO WYBREDNEGO ZWIEDZACZA. JEST TU SPORO KOŚCIOŁÓW, ALE TO KATEDRA WZBUDZA NASZE OGROMNE EMOCJE. POSTAWIONA W 1725 r. FASADA MA W SOBIE SPORO ELEMENTÓW DEKORACYJNYCH KOJARZĄCYCH SIĘ NIEODPARCIE Z SEKSEM. GŁÓWNIE ORALNYM. RÓŻNE POSTACI W RÓŻNYCH DZIWNYCH POZACH RACZEJ NIE BUDZI WĄTPLIWOŚCI.
KRYSIA Z MISZKĄ MUSZĄ COŚ ZJEŚĆ W ŚRODKU DNIA. UDAJEMY SIĘ DO SKLEPU-KNAJPKI …. NA PLACU OBOK KATEDRY. CENY TROCHĘ PRZESADZONE. DANIA BARDZO DUŻE. NIEZŁE W SMAKU.
OSTATNI PUNKT PROGRAMU – KĄPIEL W MORZU JOŃSKIM.
SPRAWNIE DOTARLIŚMY DO POLECANEGO PUNTA PROSCIUTTO. BYŁO DOSYĆ PÓŹNO – KOŁO 16-tej, WIĘC ZAPARKOWALIŚMY BEZ PROBLEMÓW. NA PLAŻY DZIKI TŁUM. NIE MA SZANSY NA ROZŁOŻENIE RĘCZNIKÓW JAKIMI DYSPONUJEMY. BŁYSKAWICZNIE DECYDUJEMY SIĘ NA ZMIANĘ MIEJSCA. JEDZIEMY DO ODLEGŁEJ O KILKA KILOMETRÓW PUNTA GROSSA 2. TUTAJ NIE MA TŁUMU. PEWNIE DLATEGO, ŻE PLAŻA JEST BRZYDSZA I DO TEGO DNO MORZA TROCHĘ KAMIENISTE. NIE PRZESZKADZA TO JEDNAK W OPALANIU.
DWIE GODZINY PÓŹNIEJ, W DRODZE POWROTNEJ DO DOMU SPOTYKAMY POZOSTAŁYCH MIESZKAŃCÓW TRULLA I ICH PRZYJACIÓŁ W RESTAURACJI-PIZZERII VILLA KAILIA, LEŻĄCEJ NIEDALEKO CEGLIE MESSAPICA. CZEKA TU NA NAS ZAREZERWOWANY STÓŁ.
.
JEST W CZYM WYBIERAĆ. PIZZE SMAKOWO NIE OSZAŁAMIAJĄ. MAJĄ NIEZBYT CIENKI SPÓD I SZEROKI RANT. MICHAŁ, PRACUJĄCY OD 10 LAT W PIZZERIACH TWIERDZI, ŻE TO NAJSŁABSZA Z TRZECH JEDZONYCH PRZEZ NAS W CIĄGU OSTATNICH DNI PIZZ. WOMBAT I JA CAŁKOWICIE SIĘ ZGADZAMY. MIEJSCE JEST PIĘKNE, PIZZA PRZECIĘTNA, CENY NA BOGATO.
.
.