.
W KORACIE BYLIŚMY PUNKTUALNIE. NIESPODZIEWANIE, LEDWO WYSZLIŚMY Z AUTOBUSU, POWIEDZIANO NAM ŻE PRZEWÓZ DO SURINU, W KTÓRYM MAMY OGLĄDAĆ DOROCZNY FESTIWAL SŁONI, WŁAŚNIE GRZEJE SILNIK.
BŁYSKAWICZNIE ZAŁADOWANI MOGLIŚMY SPOKOJNIE UDAĆ SIĘ PONOWNIE SPATKI. TYM BARDZIEJ, ŻE CZEKAJĄCA NAS PODRÓŻ NIE BYŁA DŁUGA.
KOŁO 4:30 STANĘLIŚMY NA DWORCU AUTOBUSOWYM W SURINIE. TA ZUPEŁNIE NIECIEKAWA Z PUNKTU WIDZENIA TURYSTY MIEJSCOWOŚĆ MA JEDEN WIELKI ATUT. RAZ DO ROKU ODBYWA SIĘ TU FESTIWAL SŁONI. WTEDY MIASTO SZALEJE.
DO ZAREZERWOWANEGO HOTELU O TEJ PORZE NIE BYŁO CO JECHAĆ. MUSIELIŚMY ODCZEKAĆ PRZYNAJMNIEJ DO 8-mej. WOMBAT WYPIŁ HERBATĘ, JA MOCNĄ KAWĘ. TROCHĘ PODŁADOWALIŚMY KOMÓRKI. DECZKO POKRĘCIŁEM SIĘ WOKÓŁ DWORCA DOWIEDZIAWSZY SIĘ PRZY OKAZJI, ŻE O 8-mej STARTUJE PIERWSZA IMPREZA FESTIWALU – UROCZYSTE KARMIENIE SŁONI.
TUK-TUK DO HOTELU THE PHANT KOSZTUJE 100 BATÓW I TEJ CHŁOSTY RACZEJ NIE MOŻNA OMINĄĆ. HOTEL TEORETYCZNIE LEŻY BLISKO CENTRUM, ALE W PRAKTYCE TO WŁAŚCIWIE KRZYŻÓWKA DWÓCH DUŻYCH DRÓG (226 I 293) TAK USYTUOWANA, ŻE CIĘŻKO TAM NAWET ZNALEŹĆ TARYFĘ. TO JEDYNY JEGO MANKAMENT.
THE PHANT ZAJMUJE OGROMNY POWIERZCHNIOWO TEREN PRZY DRODZE 226. W SPOREJ ODLEGŁOŚCI OD RECEPCJI STOJĄ TU DŁUGIE, JEDNOPIĘTROWE BUDYNKI MIESZKALNE. SOLIDNE, MUROWANE. PRZED NIMI MASA PARKINGOWEGO MIEJSCA.
MIMO DRAMATYCZNIE WCZESNEJ PORY, NIE MIESZCZĄCEJ SIĘ ABSOLUTNIE W ŻADNYM STANDARDZIE CHECZ-inu, RECEPCJA Z UŚMIECHEM NA BUZI PRZYJĘŁA NASZE POJAWIENIE SIĘ I BŁYSKAWICZNIE ZAMELDOWAŁA. DOSTALIŚMY APARTAMENT NA PIĘTRZE. OGROMNY, BARDZO WYSOKI, ZE SPORĄ ŁAZIENKĄ. DO TEGO KLIMA, LODÓWKA, TELEWIZOR, TELEFON, WI-FI. TO WSZYSTKO TERAZ, W NAJWAŻNIEJSZYM DLA MIASTA DNIU ROKU KOSZTUJE 64,5 zł / NOC.
HOTELOWA NOCLEGOWNIA SERWUJE W TEJ CENIE LEKKIE NAMIASTKI ŚNIADAŃ: HERBATĘ, KAWĘ ROZPUSZCZALNĄ, TOST Z DŻEMEM.
PRAWDZIWE ŚNIADANKOSY I INNE POSIŁKI MOŻNA SOBIE STRZELIĆ NA ROGU OBOK I TUŻ ZA NIM. W TYM DRUGIM PRZYPADKU WIECZOREM WCHODZI W GRĘ OPCJA BUFETU @ 129 BACIORÓW.
THE PHANT OFERUJE TEŻ NIEKTÓRE USŁUGI TRANSPORTOWE ZA OPŁATĄ. MOŻNA RÓWNIEŻ ZROBIĆ PRANIE @ 30-40 BACIKÓW W JEDNEJ Z KILKU MASZYN.
WYKĄPANI I ODŚWIEŻENI RUSZYLIŚMY W KIERUNKU CENTRUM. NIE JEST TO WCALE PROSTE PRZEDSIĘWZIĘCIE, BO JAK JUŻ WSPOMNIAŁEM WCZEŚNIEJ WYPATRZENIE NA TYM MIESZKALNYM PUSTKOWIU TAKSÓWKI GRANICZY Z CUDEM.
STANĄWSZY NA POBLISKIM DUŻYM SKRZYŻOWANIU USIŁOWALIŚMY ZATRZYMAĆ COKOLWIEK. WRESZCIE COŚ STANĘŁO. TAKA TUTEJSZA WIELOOSOBOWA TARYFA. WSIEDLIŚMY. BYŁEM NA TYLE CZUJNY, BY WSKOCZYĆ DO SZOFERKI I SPRÓBOWAĆ WYTŁUMACZYĆ KIEROWCY, DOKĄD CHCEMY TRAFIĆ. TAKSIARZ, ANGIELSKO NIEKUMATY, NATYCHMIAST ZORIENTOWAŁ SIĘ, ŻE JEDZIEMY DOKŁADNIE W PRZECIWNYM KIERUNKU I WYSADZIŁ NAS 20 BACIKÓW DALEJ, POKAZUJĄC W KTÓRĄ STRONĘ MAMY JECHAĆ.
UWAGA: WYDOSTAJĄC SIĘ Z TEGO MIEJSCA NIE RYZYKUJ STRATY KASY I CZASU. POPROŚ O PRZEWÓZ W RECEPCJI. POWINIEN KOSZTOWAĆ W GRANICY 100 BATÓW NIEZALEŻNIE GDZIE W OBRĘBIE MIASTA JEDZIESZ.
WRESZCIE DOJECHALIŚMY DO CENTRUM SURINU I RUSZYLIŚMY NA WSKAZYWANĄ PRZEZ WSZYSTKICH ULICĘ, GDZIE OD RANA TRWAŁY PRZYGOTOWANIA DO JUTRZEJSZEGO ŚWIĘTA.
PANOWAŁO NA NIEJ ISTNE SZALEŃSTWO. CHODNIK PO LEWEJ ODDZIELONO OD ULICY RZĘDEM ZBITYCH Z DESEK STOŁÓW, PEŁNYCH SŁONIOWYCH PRZYSMAKÓW: MINI BANANÓW, ANANASÓW, OGÓRKÓW, ARBUZÓW, JAKICHŚ BULW. ZA TĄ SOLIDNĄ ZAPORĄ KŁĘBI SIĘ TŁUM WIDZÓW. WIELU Z DZIEĆMI. SŁONIE – RÓŻNE WIEKOWO I ROZMIAROWO, POWOLNYM DOSTOJNYM KROKIEM SPACERUJĄ WZDŁUŻ TEJ ZAPORY, OD CZASU DO CZASU PODCHODZĄC DO LEŻĄCYCH PRZYSMAKÓW I ŁASKAWIE POZWALAJĄC GAWIEDZI NA PODANIE SOBIE JEDZONKA. OCZYWIŚCIE ZWIERZĘTA SĄ KONTROLOWANE PRZEZ SIEDZĄCYCH NA ICH GŁOWACH „OPIEKUNÓW”, I TO ONI TAK NAPRAWDĘ DECYDUJĄ CZY SŁOŃ COŚ ZJE W DANEJ CHWILI. NA PEWNO BĘDZIE MÓGŁ SIĘGNĄĆ PO PRZYSMAK, JEŚLI OPIEKUN DOSTRZEŻE W RĘCE EWENTUALNEGO KARMICIELA BANKNOT, WSPIERAJĄCY SZANSĘ WYBORU WŁAŚNIE JEGO NA DARCZYŃCĘ.
GDY W TAKIEJ CHWILI ZWIERZAK OGŁUPIEJE I SKIERUJE SWOJĄ TRĄBĘ NIE TAM GDZIE TRZEBA, DOSTANIE NIEWIDZIALNEGO DLA TŁUMU KUKSAŃCA, DUŻYM LEKKO STĘPIONYM GWOŹDZIEM. NIE SĄDZĘ BY GO TO ZBYTNIO ZABOLAŁO, ALE NA PEWNO UŚWIADOMI ZWIERZĘCIU, ŻE NIE NADĄŻA ZA WZROKIEM SWOJEGO PANA.
.
.
PRYM W KARMIENIU DŁUGONOSYCH WIODĄ DZIECI I WSZYSCY CI, KTÓRZY WIERZĄ, ŻE DAJĄC W ŁAPĘ POGANIACZOWI SŁONI – A W REZULTACIE POZWALAJĄC ZWIERZĘCIU NA ZJEDZENIU CZEGOŚ CO MU PASI – UZYSKAJĄ JAKIEŚ PRZYWILEJE ŻYCIOWE.
PRZY OKAZJI CEREMONII KARMIENIA, DRENAŻ KIESZENI TURYSTYCZNEJ BRACI NASTĘPUJE TEŻ Z INNYCH STRON. NAJWIĘKSZE, JAK SĄDZĘ WPŁYWY OSIĄGA SIĘ Z UMOŻLIWIENIA WSZELKIEJ MAŚCI ODWIEDZACZOM-OGLĄDACZOM PRZEJAŻDŻKI NA GRZBIECIE SŁONI. KOLEJNY SPOSÓB TO np. POZWOLENIE PRZEJŚCIA POD BIAŁYM SŁONIEM. PRZYNOSI TO PONOĆ DUŻO SZCZĘŚCIA (SZCZEGÓLNIE WŁAŚCICIELOWI KASUJĄCEMU NALEŻNOŚĆ:)), NIEZALEŻNIE OD TEGO, CZY SŁONIA POMALOWANO FARBĄ, CZY FAKTYCZNIE JEST ALBINOSEM, CO W DZISIEJSZEJ PRAKTYCE CHYBA NIE ISTNIEJE.
DOSZLIŚMY Z WOMBATEM DO WNIOSKU, ŻE NIE BĘDZIEMY SIĘ PRZEDZIERAĆ PRZEZ STŁOCZONĄ ZA BARIERKĄ GAWIEDŹ, TYLKO ŻWAWO POMKNIEMY SZEROKĄ ULICĄ, PO KTÓREJ OD CZASU DO CZASU PRZECHADZAJĄ SIĘ SŁONISIE. UZYSKAWSZY W TEN PROSTY SPOSÓB PEŁNĄ KONTROLĘ NAD EWENTUALNYM ZDERZENIEM Z KILKUSETKILOGRAMOWYM CIELSKIEM, SZLIŚMY SPOKOJNIE DO PRZODU DOKARMIAJĄC CZASEM JAKIEŚ ZWIERZĄTKO. SZYBKO ZŁAPAŁEM, ŻE PRZYSMAKIEM KŁAPOUCHÓW JEST MAŁA BULWA PRZYPOMINAJĄCA BRUKIEW ALBO BURAK CUKROWY. NIKT ICH NIE BRAŁ ZE STOŁÓW, BO BYŁY NIEWIELKIE. SŁONIE JEDNAK ZAJADAŁY JE ZE SMAKIEM, GARDZĄC INNYM POŻYWIENIEM.
SPACER PO SŁONIOWISKU ZAJĄŁ NAM LEKKO GODZINĘ. NA KOŃCU DOTARLIŚMY DO CENTRALNEGO MIEJSCA, Z KTÓREGO ROZPOCZĘŁA SIĘ DZISIEJSZA IMPREZA. TO TU WŁAŚNIE m.in. ODBYWAŁY SIĘ ODPŁATNE BIEGI POD BIAŁYM OD FARBY ZWIERZAKIEM.
WRACAMY STRONĄ RZEKI, CZYLI TĄ PEŁNĄ LUDZI. WYPADA COŚ ZJEŚĆ. ROZGLĄDAJĄC SIĘ ZA KULINARNYMI CIEKAWOSTKAMI TRAFIAMY NA WYBITNIE INTERESUJĄCE STOISKO ZE SPORYM WYBOREM BIAŁKA. TRZY JEGO RODZAJE WYSTAWIONE NA SPRZEDAŻ PRZYCIĄGAŁY OKO. NAJBARDZIEJ WYGLĄDAJĄCE NA CHRUPKIE, CHRZĄSZCZOWATE, PODOBNE DO SZARAŃCZY OWADY. BYŁY TEŻ LARWY USMAŻONE NA OLIWIE, ALE JAKIEŚ MAŁE. NIE POCIĄGAŁY MNIE ZUPEŁNIE. KUPUJĘ SZARAŃCZO-PODOBNE. BĘDĄ ŚWIETNYM UZUPEŁNIENIEM JEDZONYCH PRZEZ NAS CIĄGLE SAŁATEK.
NABYTA CHWILĘ PÓŹNIEJ KULKA RYŻOWA NA PATYKU NIE ZACHWYCA. NATOMIAST GOLONKO ROZPŁYWA SIĘ W USTACH. ŚWIETNE.
TROCHĘ KŁOPOTU MAMY Z KUPNEM BILETÓW NA JUTRZEJSZY, KULMINACYJNY PORANNY SHOW. KTOŚ NAM POWIEDZIAŁ, ŻE DOSTANIEMY JE W RATUSZU, ALE NIE UMIEMY GO ZLOKALIZOWAĆ. PYTAM GLINIARZA KIERUJĄCEGO RUCHEM, CZY BUDYNEK, NA KTÓRY WSKAZUJĘ TO WŁAŚCIWE MIEJSCE. CHCĄC MI POMÓC KOMUNIKUJE SIĘ Z BAZĄ. NIESTETY, SĄDZĄC PO TWARZY NASZEGO ROZMÓWCY, GDZIEŚ KTOŚ KOGOŚ NIE ROZUMIE. SZYBKO PODZIĘKOWAWSZY ZA POMOCNIE WYCIĄGNIĘTĄ DŁOŃ Z WALKIE-TALKIE, UCIEKAMY. SZKODA CZASU. GUCIO ZDECYDOWANIE NIE WIE CO TO ZNACZY PO ANGIELSKU „CITY HALL”.
CHWILĘ PÓŹNIEJ JAKAŚ KOBITKA WSKAZUJE NA w/w PRZEZE MNIE BUDYNEK, MÓWIĄC, ŻE TAM DOSTANIEMY BILETY I BY TEGO NIE ODKŁADAĆ NA JUTRO.
FAKTYCZNIE, NA DRUGIM PIĘTRZE W JEDNEJ Z DUŻYCH SAL WYPEŁNIONYCH RZĘDAMI BIUREK KILKA PAŃ SPRZEDAJE BILETY. SĄ ZRÓŻNICOWANE CENOWO. 500 BATÓW (BEZBOLESNYCH NA SZCZĘŚCIE) KOSZTUJE PEŁNY WYPAS, tzn. NUMEROWANE MIEJSCE NA ZADASZONEJ, CHRONIĄCEJ PRZED KLARĄ TRYBUNIE. ZA TAKĄ SAMĄ, ALE STOJĄCĄ W PEŁNYM SŁOŃCU TRZEBA WYBECALOWAĆ 4 STÓWKI.
NA WSZELKI WYPADEK URZĘDNICZKI PYTAJĄ CZY NIE CHCĘ CZASEM WEJŚCIÓWEK NA DZISIEJSZĄ UROCZYSTĄ KOLACJĘ Z BUFETEM ALL INCLUSIVE I POKAZAMI OGNI SZTUCZNYCH. JEDYNE 2 900 BACIORÓW SZTUKA. NIE CHCĘ …
WRACAMY. PO DRODZE ZNALEŹLIŚMY TYLKO JEDEN PUNKT WYMIANY WALUT. BYŁ TO KRUNG THAI BANK WSPÓŁPRACUJĄCY Z WESTERN UNION. NA WPROST SZPITALA I STOJĄCEJ OBOK SZKOŁY. (LUCK MUANG Rd.). KURS ZDECYDOWANIE NIŻSZY OD TYCH Z ZACHODNIEJ CZĘŚCI TAJLANDII, ALE LEPSZEGO NIE WIDZIAŁEM.
PIESZO Z CENTRUM DO NASZEJ SYPIALNI TO NIBY TYLKO 3 km. DROGA ŁATWA. BEZ JAKICHKOLWIEK TRUDNOŚCI MOŻNA JĄ SZYBKO POKONAĆ. TYLE TYLKO ŻE MY, WYMĘCZENI TROCHĘ NOCNĄ PODRÓŻĄ, KARMIENIEM SŁONI I SŁOŃCEM WLEKLIŚMY SIĘ STRAAAAAAAASZNIE DŁUGO.
WYPOCZĘCI I ODŚWIEŻENI WYSZLIŚMY PO KILKU GODZINACH NA KOLACJĘ W BARDZO POLECANEJ I ZACHWALANEJ W LP RESTAURACJI O INTERESUJĄCEJ DLA TEJ CZĘŚCI AZJI „SYDNEY CANALE„.
BĘDĄC PEWNYM, ŻE W PRZECIĄGU KRÓTKIEGO CZASU ZŁAPIĘ TAXI ALBO INNY ŚRODEK LOKOMOCJI I TYM RAZEM NIE SKORZYSTAŁEM Z USŁUG RECEPCJI I NIE ZAMÓWIŁEM PRZEJAZDU. DRUGI BŁĄD TEGO SAMEGO DNIA!!! WYSTROJENI JAK PRZYSTAŁO NA LUDZI IDĄCYCH WIECZOREM NA KOLACJĘ W POWAŻNYM LOKALU, LEDWO BYLIŚMY WIDOCZNI NA POBOCZU 3 PASMOWEJ, SŁABO OŚWIETLONEJ, DOŚĆ RUCHLIWEJ DROGI. GDYBYŚMY BYLI W EUROPIE, WZIĘTO BY NAS PRZYPUSZCZALNIE ZA ŻAŁOBNIKÓW IDĄCYCH HEN, HEN ZA KONDUKTEM. ALE W TAJLANDII CZARNY NIE JEST CHYBA KOLOREM ŻAŁOBY, WIĘC TYLKO ZATRĄBIONO PARĘ RAZY.
ZNIESMACZENI NIEPOWODZENIAMI TRANSPORTOWYMI ZAWRÓCILIŚMY W STRONĘ HOTELU. NIE MUSIELIŚMY IŚĆ DŁUGO. KILKADZIESIĄT METRÓW PRZED WJAZDEM DO NASZEJ SYPIALNI STOI RODZAJ ZAJAZDU. WŁAŚNIE PODNIESIONO W NIM CENĘ ZA BUFET, CZYLI PO NASZEMU SZWEDZKI STÓŁ.
NIE WIDZIELIŚMY POTRZEBY SZUKANIA INNEGO MIEJSCA. WESZLIŚMY SPRAWDZIĆ JAK NAS WYBATOŻĄ ZA TE 220 BATÓW OD ŁBA. ZAPOWIADA SIĘ CIEKAWIE. SIADA SIĘ PRZY STOLIKU UZBROJONYM W RODZAJ GRILLA POŁĄCZONEGO Z WOKIEM. KELNER ZAPALA PALNIKI, A TWOJA ROLA OGRANICZA SIĘ DO POŁOŻENIU NA NIM WYBRANYCH Z LAD CHŁODNICZYCH ARTYKUŁÓW. SĄ TU m.in. KAWAŁKI FILETOWANYCH RYB, KALMARY, KRABY, MAŁŻE; WIEPRZOWE MIĘSO POD RÓŻNYMI POSTACIAMI Z PODROBAMI WŁĄCZNIE; JAKIEŚ CZĘŚCI KURCZAKÓW, PODOBNIE Z ELEMENTAMI JADALNYCH ORGANÓW; TOFU; WŚRÓD WARZYW DOMINUJE KAPUSTA, BIAŁE GRZYBKI NA CIENIUTKICH NÓŻKACH, SZCZYPIOREK, KIEŁKI SOI.
ZA NAPOJE TRZEBA OCZYWIŚCIE PŁACIĆ OSOBNO. NARZUT MAJĄ PRZYZWOITY. JEDYNE, CO LEKKO MNIE ZDZIWIŁO, TO OPŁATA ZA LÓD.
GRILL TUTEJSZY JEST INNY NIŻ ZNANE NAM Z EUROPY URZĄDZENIA SŁUŻĄCE DO PIECZENIA NA RUSZCIE. JEGO BUDOWA PRZYPOMINA TROCHĘ CZAPECZKĘ MARYNARSKĄ. PROSZĘ WYOBRAZIĆ SOBIE GÓRĘ W KSZTAŁCIE DORODNEJ KOBIECEJ PIERSI WYRASTAJĄCEJ Z DNA MIEDNICY. TROCHĘ PERWERSYJNE. WIEM.
TAK WŁAŚNIE WYGLĄDA TEN GRILL. TYLE TYLKO, ŻE JEGO ŚRODKOWA, PÓŁKULISTA CZĘŚĆ – TA PRZYPOMINAJĄCA CYCEK JEST PONACINANA POPRZECZNIE NA WYLOT. DZIĘKI TEMU, GORĄC BIJĄCY SPOD NIEGO MA DROGĘ UJŚCIA.
DZIAŁA TEŻ INACZEJ. DO ROWKA POWSTAŁEGO WOKÓŁ WZGÓRKA WLEWA SIĘ WODĘ. KIEDY ZACZNIE WRZEĆ MOŻNA DO NIEJ WRZUCIĆ RÓŻNE RZECZY DO PODGOTOWANIA, ALBO ZSUNĄĆ UPIECZONE NA GÓRCE ELEMENTY. TWORZY SIĘ W TEN SPOSÓB SUPER ESENCYJNY WYWAR, DOBRY JAKO SOS LUB ZUPA. WAŻNĄ ROLĘ SPEŁNIA POSMAROWANIE PRZED ROZPOCZĘCIEM PIECZENIA WZGÓRKA ŁONOWEGO GRILLOWNICY, SPECJALNIE PRZYGOTOWANĄ DO TEGO CELU SŁONINĄ. ZAPOBIEGA TO PRZYWIERANIU DO PODŁOŻA SMAŻONYCH PRODUKTÓW, CHRONIĄC JE PRZED SPALENIEM.
JEDZENIE DOBRE, CHOĆ BEZ PRZYTUPU. MYŚLĘ, ŻE LICZNI HOTELOWI GOŚCIE SZTURMUJĄ TĘ RESTAURACJĘ STADAMI. MAJĄ SUPER BLISKO I DO SYPIALNI I DO LEŻĄCEGO POMIĘDZY TYMI MIEJSCAMI BARU … POLECAM, ALE TYLKO GOŚCIOM THE PHANT.
.
.
.