.
POSTANOWILIŚMY NIE SPAĆ DŁUŻEJ W P. CALIFORNIA, TYLKO ZOSTAWIĆ SWOJE GRATY U NICH W DEPOZYCIE I NA WYNAJĘTYM PIŹDZIKU POJEŹDZIĆ WOKÓŁ NANG RONG. W NOCY ZAŚ WSIĄŚĆ W AUTOBUS DO CHANTHABURI.
NAJPIERW JEDNAK TRZEBA BYŁO WYMIENIĆ DOLAROSY. POSZEDŁEM DO POBLISKIEGO BANKU. UPEWNIWSZY SIĘ, ŻE MOGĘ TU WYKONAĆ TAKĄ OPERACJĘ STANĄŁEM W DŁUGIEJ (JAK TO ZWYKLE PO WEEKENDZIE) KOLEJCE.
OBSŁUGUJĄCA PANIENKA Z OKIENKA, PO ZESKANOWANIU BANKNOTÓW I MOJEGO PASKA, NIE POTRAFIŁA ZLOKALIZOWAĆ NA NIM NAZWY KRAJU – WYDAWCY DOKUMENTU. JEDNOCZEŚNIE NIE POZWOLIŁA SOBIE POKAZAĆ, GDZIE W POLSKIM PASZPORCIE JEST UMIESZCZONA ANGIELSKA NAZWA PAŃSTWA. NIE MOGĄC SAMA ROZWIĄZAĆ w/w PROBLEMOSA, ZWRÓCIŁA SIĘ O POMOC DO KOLEGI. NIEWIELE JEJ POMÓGŁ, CHOCIAŻ WIDAĆ BYŁO, ŻE CHCE. LEKKO ZNIECIERPLIWIONY WSKAZAŁEM KOBITCE SZUKANE MIEJSCE. ZACZĄŁ SIĘ KOLEJNY AKT SPEKTAKLU. TYM RAZEM POTRZEBNY BYŁ MÓJ NUMER TELEFONU. OCZYWIŚCIE TAJSKIEGO, A PONIEWAŻ GO NIE MAM, TO HOTELU W KTÓRYM JESTEM ZAMELDOWANY. TEGO TEŻ NIE POSIADAŁEM… NA CAŁE SZCZĘŚCIE DZIEWCZYNA NIEŹLE RADZIŁA SOBIE Z NETEM I WRESZCIE NASTĄPIŁA WYMIANA. WSZYSTKO TO TRWAŁO PONAD 30 MINUT. WOMBACIK JUŻ MYŚLAŁ, ŻE MNIE ARESZTOWANO.
.

.
POGODA DZISIAJ NAS NIE ROZPIESZCZA. OD RANA – A TO KROPI, A TO WIEJE. FANTASTYCZNE ŚNIADANIE W MAŁEJ JADŁODAJNI POZYTYWNIE NASTAWIA DO ŻYCIA. RUSZAMY NA OBJAZD MIASTA I OKOLICY. CHCEMY ZOBACZYĆ WATY, NA KTÓRE WSKAZUJĄ STOJĄCE PRZY DRODZE ZNAKI. JEDEN ZNAJDUJEMY JESZCZE W OBRĘBIE ZABUDOWAŃ MIASTECZKA. CIEKAWE, NIESTETY W WIĘKSZOŚCI POZAMYKANE NA GŁUCHO ŚWIĄTYNIE STAREGO KOMPLEKSU WAT KHUN KONG NIE WYMAGAJĄ ZBYT WIELE UWAGI. PĘDZIMY DALEJ. ZAPOWIADANYCH ŚWIĄTYŃ JAKOŚ CIĄGLE NIE WIDAĆ, CHOCIAŻ BETONOWA NAWIERZCHNIA JUŻ DAWNO PRZESZŁA W BŁOTNISTY, PEŁEN DZIUR, WIEJSKI TRAKT. DO TEGO ZACZYNA LAĆ NA POWAŻNIE. JEST WCZESNE POPOŁUDNIE. ZAWRACAMY W KIERUNKU MIASTA.
MAMY BARDZO DUŻO CZASU. NASZ AUTOBUS DO CHANTHABURI ODCHODZI POMIĘDZY 24:00 A 1:00. MOTORYNKA JEST ZAPŁACONA NA CAŁĄ DOBĘ, ALE P. CALIFORNIA ZAMYKA NA NOC BRAMĘ O 22:00. MUSIMY TAK ZORGANIZOWAĆ TRANSPORT BAGAŻY Z HOSTELU NA DWORZEC, BY NIE PŁACIĆ DODATKOWO ZA TAXI.
WYKORZYSTUJĄC PRZERWY W OPADACH SUKCESYWNIE ZBLIŻAMY SIĘ DO CENTRUM. ZABIERA TO SPORO CZASU, BO NIE CHCEMY ZMOKNĄĆ. CZEKA NAS DŁUGA JAZDA I NAJWCZEŚNIEJ ZA 16 GODZIN BĘDZIEMY MOGLI WZIĄĆ PORZĄDNY PRYSZNIC. PODRÓŻ W MOKRYM UBRANIU PRZY TUTEJSZEJ WILGOTNOŚCI NIE NALEŻY DO PRZYJEMNOŚCI.
W CENTRUM NANG RONG NIE MA WIELE DO OGLĄDANIA, ALE GDZIEŚ BLISKO DWORCA STOI PONOĆ SUPER DOBRA RESTAURACJA „PHOB SUK„. AKURAT MAMY TYLE CZASU, ŻE MOŻEMY PO RAZ KOLEJNY SPRAWDZIĆ, O KTÓREJ TAK NAPRAWDĘ BĘDZIEMY MIELI AUTOBUS I ZJEŚĆ OBIAD W w/w RESTAURACJI.
BIEGŁY W TEMACIE TRANSPORTU AUTOBUSOWEGO WOMBAT, USIŁUJE DOWIEDZIEĆ SIĘ COŚ WIĘCEJ NA TEN TEMAT. NIE JEST TO PROSTE. WIADOMO NA PEWNO, ŻE DO CHANTHABURI SĄ 3 POŁĄCZENIA NA DOBĘ. PIERWSZE DWA ŁATWE DO SPRECYZOWANIA GODZINOWO. OSTATNI – TEN ISTOTNY DLA NAS ROBI ZA WIDMO … NO NIC. SIĘ ZOBACZY …
PYTAMY LUDZI O INTERESUJĄCĄ NAS RESTAURACJĘ. W LONELY PLANET JEJ POŁOŻENIE OPISANO W BEZSENSOWNY SPOSÓB. PRAKTYCZNIE PEWNE JEST TYLKO TO, ŻE ZNAJDUJE SIĘ ONA NIEDALEKO DWORCA AUTOBUSOWEGO. WSZYSCY INDAGOWANI O NIEJ SŁYSZELI I WSKAZUJĄ KIERUNEK W KTÓRYM NALEŻY IŚĆ. TO DOPRECYZOWUJE TROCHĘ LOKALIZACJĘ. WIEMY JUŻ, ŻE NALEŻY SZUKAĆ NA GŁÓWNEJ DRODZE BIEGNĄCEJ PRZEZ MIASTO I PO KTÓREJ STRONIE. CHODZIMY WAHADŁOWO. NASZ SPACER JEST CORAZ BLIŻSZY CELU. WYCHODZI NAM, ŻE STOIMY PRZED RESTAURACJĄ, A NAD GŁOWĄ MAMY NAPIS: MASAŻ …
PYTAMY ZACHĘCAJĄCEJ NAS DO WEJŚCIA KOBITKI O POSZUKIWANY CEL. OKAZUJE SIĘ, ŻE ZOSTAŁ ZAMKNIĘTY JAKIŚ CZAS TEMU. DÉJÀ VU Z CHIANG MAI?
DZIEWCZYNA MÓWI, ŻE TO PRAWDA „PHOB SUK” BYŁ NAJLEPSZĄ KNAJPĄ W MIEŚCIE, ALE NO WORRIES – NA WPROST, PO DRUGIEJ STRONIE TRZYPASMÓWKI JEST RESTAURACJA DZIERŻĄCA PRYMAT DRUGIEJ NAJLEPSZEJ W MIEŚCIE. NIE MAMY WYJŚCIA. TRZEBA RYZYKOWAĆ.
„LAKSANA RESTAURANT” FAKTYCZNIE OKAZAŁA SIĘ ŚWIETNĄ, Z BARDZO DOBRYMI CENAMI KUCHNIĄ. ZAMÓWIONE DANIA WYGLĄDAŁY I SMAKOWAŁY FANTASTYCZNIE. ZAŁOGA MIAŁA PEWNE PROBLEMOSY Z ANGIELSKIM, ALE TO PIKUŚ. GORĄCO POLECAMY … :):):)
NAJEDZENI I ZADOWOLENI POMKNĘLIŚMY PIŹDZIKOSEM DO HOSTELU PO RZECZY. NIESTETY, ZNOWU LUNĘŁO I MUSIELIŚMY PRZECZEKIWAĆ OPADY POD JAKIMŚ DASZKIEM. WRESZCIE KOŁO 20:00 DOTARLIŚMY NA MIEJSCE.
TRZEBA BYŁO ZAŁADOWAĆ WSZYSTKIE BAMBETLE NA MOTORYNKĘ I WRÓCIĆ NA DWORZEC AUTOBUSOWY. TAM MIAŁEM ZOSTAWIĆ WOMBATA WARUJĄCEGO PRZY BAGAŻACH, A SAM WRÓCIĆ I ZDAĆ POJAZD. POTEM Z BUTA POTRAKTOWAĆ PONAD 2 km DO DWORCA Z EWENTUALNYMI POZOSTAŁOŚCIAMI DOBYTKU NA GRZBIECIE.
JAKOŚ ZAPAKOWALIŚMY SIĘ ZE WSZYSTKIM NA PIŹDZIKA I KORZYSTAJĄC Z PRZERWY W OPADACH RUSZYLIŚMY. NIE LAŁO TYLKO PRZEZ CHWILĘ. GDZIEŚ W POŁOWIE DROGI ZNOWU ZACZĘŁO MŻYĆ. LEKKO PRZEMOCZENI WYLĄDOWALIŚMY NA DWORCU. WYSADZIŁEM WOMBACIKA I POGNAŁEM Z POWROTEM DO HOSTELU. A TAM NIESPODZIANKA !!! CÓRKA WŁAŚCICIELA MÓWI BYM WRACAŁ NA DWORZEC. CZEKA TAM JUŻ WŁAŚCICIEL I ODBIERZE ODE MNIE PIŹDZIKOSA. MIŁE. ZAWRÓCIŁEM.
DO PRZYJAZDU AUTOBUSU WIDMA BYŁO WCIĄŻ PONAD CZTERY GODZINY CZEKANIA…
KORZYSTAJĄC Z OKAZJI USIŁOWAŁEM POZNAĆ DOGŁĘBNIEJ ŻYCIE DWORCOWEGO PSA.
ZWRÓCIŁEM NA SUKĘ UWAGĘ KIEDY WYLĄDOWALIŚMY NA TYM DWORCU PO RAZ PIERWSZY. PRZYCIĄGNĘŁA MOJĄ UWAGĘ NIETYPOWYM WYGLĄDEM. CHUDA, ALE NIE ZABIEDZONA, MIAŁA DZIWNIE WYGLĄDAJĄCE Z DALEKA UBARWIENIE. JASNO BRĄZOWE FUTERKO NA GÓRNEJ TYLNEJ CZĘŚCI PSIAKA NAGLE NI Z STĄD NI ZOWĄD SIĘ KOŃCZYŁO, PRZECHODZĄC W KOLOR CIEMNOBRĄZOWY. PATRZĄC Z DALEKA ODNIOSŁEM WRAŻENIE, ŻE KTOŚ ZŁAPAŁ PSIAKA POD PRZEDNIMI ŁAPAMI I ZANURZYŁ JEGO TYLNE ŁAPY, CZĘŚĆ KRĘGOSŁUPA I MORDĘ W CIEMNEJ FARBIE.
PRZY TYM WSZYSTKIM PIES SPRAWIAŁ WRAŻENIE BARDZO ZADOWOLONEGO. LATAŁ WYMACHUJĄC OGONEM, NIE SZCZEKAŁ, LUDZIE MU NAJWYRAŹNIEJ NIE PRZESZKADZALI W ŻYCIU OSOBISTYM…
TERAZ MIAŁEM MOŻLIWOŚĆ PRZYJRZENIA SIĘ ZWIERZAKOWI LEPIEJ. MYŚLĄC, ŻE JEST GŁODNY DAŁEM MU JAKIEŚ KUPIONE WCZEŚNIEJ PRZEGRYZKI, KTÓRE MI NIE SMAKOWAŁY. PIES NAJWYRAŹNIEJ PODZIELAŁ MOJE ZDANIE, BO GDY MU JE POŁOŻYŁEM PRZED NOSEM KIEDY SPAŁ, PO CHWILI PRZENIÓSŁ SIĘ W INNE MIEJSCE. WYWNIOSKOWAŁEM Z TEGO, ŻE GŁÓD MU RACZEJ NIE DOSKWIERA, CHOCIAŻ JEST POTWORNIE CHUDY. MIAŁEM TEŻ OKAZJĘ Z BLISKA ZOBACZYĆ DZIWACZNE UBARWIENIE SUKI. MIAŁA RODZAJ OGROMNEGO LISZAJA LUB EGZEMY, PO KTÓRYM ZAWZIĘCIE SIĘ DRAPAŁA. BIDULA. NA ODCINKU DWÓCH METRÓW POTRAFIŁA STANĄĆ PONAD 10 RAZY DRAPIĄC SIĘ NA PRZEMIAN JEDNĄ Z CZTERECH KOŃCZYN. NAJŚMIESZNIEJSZE BYŁO JAK UKŁADAŁA SIĘ DO SNU. NAJCZĘŚCIEJ W MIEJSCU POSTOJOWYM AUTOBUSÓW. CZARNYM OD SMARÓW, ALE JEDNOCZEŚNIE JUŻ ZASCHNIĘTYCH. MOŻE WTEDY MNIEJ JĄ SWĘDZIAŁO?
ZROBIŁEM RUNDKĘ WOKÓŁ PLACU, NA KTÓRYM STOI DWORZEC, BO CHCIAŁEM JEJ KUPIĆ COŚ DO JEDZENIA. WIELE OKOLICZNYCH MIEJSC BYŁO MNIEJ LUB BARDZIEJ OŚWIETLONYCH. O TEJ PORZE JEDNAK WYBÓR JEDZENIA PRAKTYCZNIE NIE ISTNIAŁ, A OŚWIETLONE LOKALE OKAZAŁY SIĘ MASAŻOWNIAMI. NAJCZĘŚCIEJ CZĘŚCI INTYMNYCH …
PSINA NIE PODJADŁA SOBIE ŻADNYCH SMAKOŁYKÓW. SZKODA …
.
.
.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.