.
BLADYM ŚWITEM, POCIĄGIEM O GODZINIE 7:26 JECHALIŚMY NA WYCIECZKĄ DO MADRASU. ZGODNIE Z PRZEWODNIKAMI ĆENNAJ JEST MAŁO CIEKAWY; ROZLEGŁY. DO ZOBACZENIA: FORT; DZIELNICA GEORGE TOWN; NA DRUGIM KOŃCU MIASTA ŚWIĄTYNIA I KOŚCIÓŁ.
KUPILIŚMY BILETY PO 25 RUPI / os. I STOIMY NA PERONIE. POCZĄTKOWO BYŁO PUSTAWO. Z UPŁYWEM CZASU NA PERON WCHODZIŁY TŁUMY LUDZI. PERON ZROBIŁ SIĘ PEŁNY. OD RAZU PRZYPOMNIAŁA MI SIĘ SYTUACJA Z DWORCU W BOMBAJU, DWA LATA TEMU, KIEDY TŁUM BYŁ TAK WIELKI, ŻE ZA RADĄ HINDUSA, PRZEPUŚCILIŚMY CHYBA ZE CZTERY POCIĄGI, BO NIE BYŁO SZANS NA WEJŚCIE DO WAGONU.
KIEDY POCIĄG WJECHAŁ NA STACJĘ TŁUM RZUCIŁ SIĘ DO OTWARTYCH DRZWI. MAŁO KTO CZEKAŁ AŻ POCIĄG STANIE. WSZYSCY W BIEGU WSKAKUJĄ DO ŚRODKA. FALA LUDZI JEST NA TYLE DUŻA, ŻE MOŻNA ZOSTAĆ NIEBEZPIECZNIE POTRĄCONYM. JAKO NIELICZNI WSIADAMY DO ZATRZYMANEGO JUŻ WAGONU. W ŚRODKU, PRZY DRZWIACH NIE MOŻNA PRZEJŚĆ BO WSZYSCY JUŻ SIEDZĄ NA PODŁODZE. CZŁOWIEK PRZY CZŁOWIEKU. PRZECISKAMY SIĘ DO WNĘTRZA. UPRZEJMI HINDUSI ROBIĄ NAM MIEJSCA NA BRZEŻKU SIEDZENIA. CAŁA PODŁOGA MIĘDZY SIEDZENIAMI ROBI SIĘ TEŻ ZAJĘTA PRZEZ SIADAJĄCYCH NA ZIEMI LUDZI.
PO PRAWIE 2 GODZINNEJ JEŹDZIE WYSIADAMY NA STACJI MADRAS FORT. TROCHĘ PYTAMY, TROCHĘ BŁĄDZIMY, AŻ W KOŃCU BIERZEMY RIKSZĘ. ODLEGŁOŚĆ JEST JEDNAK ZBYT DUŻA ABY JĄ PRZEJŚĆ NA PIECHOTĘ.
FORT ST. GEORGE, A WRAZ Z NIM KOMPLEKS BUDYNKÓW RZĄDOWYCH ROZCZAROWYWUJE.
CHŁOPAKI SPODZIEWAŁY SIĘ FORTU Z PRAWDZIWEGO ZDARZENIA, Z MURAMI OBRONNYMI, WIEŻAMI, ARMATAMI A TU JAKIŚ MAŁY MUR, BUDYNEK A W NIM MUZEUM. PRZYKŁADNIE OBEJRZELIŚMY TO CO ZAWIERA, CZYLI TROCHĘ BRONI, PORCELANY, PORTRETÓW, PŁACĄC BILET W KWOCIE 200 RUPI. CENA ZDECYDOWANIE WYGÓROWANA W STOSUNKU DO KLASY EKSPONATÓW.
PRZESZLIŚMY POTEM WZDŁUŻ I WSZERZ BUDYNKÓW RZĄDOWYM NIE MOGĄC WYJŚĆ Z TEJ OGRODZONEJ ENKLAWY. WYJŚCIE JEST TYLKO JEDNO – TAM GDZIE WEJŚCIE. Z MAPY WYNIKAŁO, ŻE JESTEŚMY BLISKO POLECANEJ DO OGLĄDNIĘCIA DZIELNICY GEORGE TOWN. NIE BYŁO TO TAK BLISKO, JAK MOŻNA BYŁO SIĘ SPODZIEWAĆ. NAJPIERW PRZECHODZILIŚMY OBOK SĄDU. WIDAĆ PEŁNO PETENTÓW. ADWOKACI W URZĘDOWYCH STROJACH A NA NOGACH JAPONKI !!
POTEM UTKNĘLIŚMY W RUCHU ULICZNYM. TO BYŁO CZYSTE SZALEŃSTWO. WCALE NIE WĄSKA ULICA, A NA NIEJ PO BOKACH KRAMY Z RÓŻNEGO RODZAJU TOWARAMI. NA CAŁEJ DŁUGOŚCI TŁUMY LUDZI, MOTORYNKI, RIKSZE, WOZY CIĄGNIĘTE PRZEZ KROWY. WSZYSCY POSUWAJĄ SIĘ KROK PO KROKU W RÓŻNE STRONY TKWIĄC W GIGANTYCZNYM KORKU.
USIŁOWALIŚMY IŚĆ DO PRZODU, CO WCALE NIE BYŁO ŁATWE BO BYLIŚMY ZEWSZĄD OTOCZENI LUDŹMI, A KOŃCA TŁUMU NIE BYŁO WIDAĆ. ZUPEŁNIE JAKBYŚMY BYLI NA JAKIEJŚ WIELOTYSIĘCZNEJ MANIFESTACJI PORUSZAJĄCEJ SIĘ WE WSZYSTKICH KIERUNKACH. HAŁAS, ZGIEŁK, PYŁ, UPAŁ DOPEŁNIAŁY RESZTY.
W KOŃCU ZMORDOWANI WYDOSTALIŚMY SIĘ NA TROCHĘ MNIEJ ZALUDNIONĄ ULICĘ GDZIE WESZLIŚMY DO JAKIEJŚ RESTAURACJI. SZYBKO Z NIEJ WYSZLIŚMY. BARDZO MĘCZĄCE.
.
.
PIETRUSZKA KUPIŁ PO DRODZE SAMOSY. DAWNO TAK OKROPNYCH NIE JADŁAM.
IDĄC DALEJ ZACZEPIŁAM JAKĄŚ PARĘ Z PROŚBĄ O WSKAZANIE JAKIEJŚ JADŁODAJNI. POSZLIŚMY WE WSKAZANYM PRZEZ NICH KIERUNKU I DOTARLIŚMY DO LOIEE SWEETS & SNACKS (77 ELEPHANT GATE Str.). MOŻE NIE BYŁO TO TO, CO TYGRYSY LUBIĄ NAJBARDZIEJ ALE BYLIŚMY TAK SKONANI I GŁODNI, ŻE ZJEDLIŚMY BEZ WIĘKSZEGO GRYMASZENIA OTRZYMANE PORCJE.
MIELIŚMY KOMPLETNIE DOŚĆ, A PERSPEKTYWA PRZEJAZDU PRAWIE NA DRUGI KONIEC MADRASU, ABY ZOBACZYĆ KATOLICKI KOŚCIÓŁ I JEDNĄ ŚWIĄTYNIĘ ZUPEŁNIE NAM SIĘ NIE UŚMIECHAŁA. TYM BARDZIEJ, ŻE ZUPEŁNIE PRZYPADKIEM IDĄC PRZEZ GEORGE TOWN, PRZY MINT STREET NATRAFILIŚMY NA BARDZO ŁADNĄ ŚWIĄTYNIĘ O NAZWIE SHREE CHANDRAPRABHU JAIN NAYA MANDIR. WARTO ZOBACZYĆ.
ZARZĄDZILIŚMY WIĘC ODWRÓT DO NASZEGO KANCHI. PO DRODZE WSTĄPILIŚMY DO MONOPOLOWEGO, MIESZCZĄCEGO SIĘ W CIASNEJ ULICZCE. AKURAT BYŁO PRZYJĘCIE TOWARU, ALE CHŁOPAKOM UDAŁO SIĘ ZAKUPIĆ ZA 750 RUPI MIEJSCOWE BRANDY W CELACH DEZYNFEKCYJNYCH.
ZŁAPALIŚMY POCIĄG OKOŁO 16-tej, ALE ALBO ODBYWAŁY SIĘ ZAWODY POD TYTUŁEM „KTO NAJDŁUŻEJ BĘDZIE JECHAŁ DO KANCHI”, ALBO POCIĄG JECHAŁ TYLKO SOBIE ZNANYMI TORAMI. POWRÓT DO DOMU TRWAŁ PONAD 2 GODZINY. JEST TO ODLEGŁOŚĆ 94 km, POCIĄG JEDZIE PRZEZ CHENGALPATTU, ALE I TAK CHYBA BYŁ TO REKORD TRASY. WYSIEDLIŚMY DLA ODMIANY NA STACJI KANCHIPURAM EAST.
TRUDNO BYŁO STWIERDZIĆ CZY TEN DZIEŃ NALEŻAŁ DO UDANYCH. ILOŚĆ CZASU SPĘDZONEGO W POCIĄGU, NIJAKOŚĆ OGLĄDANYCH ATRAKCJI, TRUDNY SPACER PO MADRASIE ZMĘCZYŁY NAS. NIEŁATWO TEŻ OCENIĆ W TEJ MASIE LUDZKIEJ NA ILE NAPOTKANI LUDZIE BYLI CIEKAWI.
DLA POPRAWY HUMORU POSZLIŚMY DO ROYAL BRIRIYANI (255C GANDHI Rd. KANCHIPURAM, kom. 9751045198), GDZIE KOLEJNY RAZ ZAMÓWIŁAM KURCZAKA Z CZOSNKIEM A CHŁOPAKI POSZŁY ZA MOIM PRZYKŁADEM. TAKI KURCZAK Z CZOSNKIEM WIELE MOŻE DLA PSYCHIKI CZŁOWIEKA.
.
.
.