.
NIE MA TO JAK WCZESNE WSTAWANIE. ZMIENIAMY DZISIAJ MIEJSCE BIWAKOWANIA. JEDZIEMY DO MAMALLAPURAM (MAHABALIPURAM) NAD ZATOKĄ BENGALSKĄ.
PIERWSZY ETAP – Z HOTELU NA DWORZEC KOLEJOWY TO POWTÓRKA Z WCZORAJSZEGO DNIA. TYM RAZEM ZŁAPALIŚMY TUK-TUKA ZDECYDOWANIE SZYBCIEJ. MOŻE DLATEGO, ŻE BYLIŚMY LEPIEJ WIDOCZNI MASZERUJĄC LEKKO OBŁADOWANI SKRAJEM JEZDNI, A MOŻE PO PROSTU KIEROWCA ZOBACZYWSZY NASZĄ TRÓJCĘ WZIĄŁ NAS ZA TRIMURTI, CZYLI BRAHMĘ, ŚIWĘ I WISZNU (COŚ JAK TRÓJCA ŚWIĘTA W CHRZEŚCIJAŃSTWIE) I POSTANOWIŁ ZACZĄĆ DZIEŃ OD DOBREGO UCZYNKU, PODWOŻĄC NAS ZA NASZĄ CENĘ NA STACJĘ KOLEJOWĄ.
POCIĄG DO CHENGALPATTU PRZYJECHAŁ PUNKTUALNIE. DZISIAJ JEDNAK ŁAPANIE MIEJSC POSZŁO TROCHĘ GORZEJ. KARAŚ ZAŁAPAŁ SIĘ NA ŁAWKĘ, A MY Z WOMBATEM SIEDLIŚMY POD SAMĄ ECO-KLIMĄ – W OTWARTYCH DRZWIACH WAGONU. PRZEZORNIE PRZYGOTOWANY PLASTIKOWY WOREK POSŁUŻYŁ ZA JEDNĄ PODŚCIÓŁKĘ. WOMBAT Z WDZIĘKIEM ZAMRUGAŁ OCZAMI I JUŻ MIELIŚMY KAWAŁEK JAKIEGOŚ DZIENNIKA ROBIĄCY ZA DRUGĄ.
45 min PÓŹNIEJ WYSIEDLIŚMY. ZOSTAWIŁEM RESZTĘ GRUPY Z TOBOŁKAMI I RUSZYŁEM NA POSZUKIWANIE DWORCA AUTOBUSOWEGO. ZNALAZŁEM GO 300 m DALEJ.
PRAWIE PUSTY AUTOBUS DO MAMALLAPURAM STAŁ GOTOWY DO DROGI. POMKNĄŁEM PO WOMBATA I KARASIA. SZYBKO ZAŁADOWALIŚMY GRATY I MIELIŚMY JESZCZE CZAS BY WTRZĄCHNĄĆ ULICZNIE SMAŻONE SOMOZY, A NA DESEROSA PO KAWAŁECZKU DURIANA.
DOJAZD DO CELU ZAJĄŁ ok GODZINY. PO WYJŚCIU Z POJAZDU ZOSTALIŚMY OCZYWIŚCIE OTOCZENI PRZEZ WSZELKIEJ MAŚCI PRZEWOŹNIKÓW. TO KOŃCOWY PRZYSTANEK I CHYBA BYLI PEWNI, ŻE TAKIE TRZY OBJUCZONE MATUZALEMY MUSZĄ W COŚ WSIĄŚĆ. POMYLILI SIĘ. NIE BYŁO SENSU PŁACIĆ ZA KILKASET METRÓW, TYM BARDZIEJ, ŻE DOBA W HOTELU DO KTÓREGO POMASZEROWALIŚMY ZACZYNA SIĘ O PIERWSZEJ.
FAKTYCZNIE SPACER ZAJĄŁ NAM 15 + min, GŁÓWNIE DLATEGO, ŻE POŁOŻENIE HOTELU NA MAPIE GOOGLE NIE KORESPONDUJE Z. RZECZYWISTOŚCIĄ.
MUSZĘ POWIEDZIEĆ, IŻ PRZYJĘCIE JAKIE PRZYGOTOWAŁ NAM MENEDŻER SILVER MOON GUEST HOUSE BYŁO SUPEROWE. WIEDZIAŁ O KOGO CHODZI I CZEGO OCZEKUJEMY. PRZEPROSIŁ – NA PRAWIE DWIE GODZINY PRZED OKREŚLONYM W REGULAMINIE – ŻE TYLKO JEDEN POKÓJ JEST GOTOWY. PO ZAKOŃCZENIU FORMALNOŚCI ZAPROPONOWANO BYŚMY ZŁOŻYLI BAGAŻE W PRZECHOWALNI I WRÓCILI ZA JAKIŚ CZAS. POKOJE WTEDY NA PEWNO BĘDĄ GOTOWE.
NA DACHU TEGO GUEST HOUSE’U JEST NIEWIELKA, DOPIERO CO OTWARTA RESTAURACJA SERWUJĄCA m.in PIWO. DROGAWE (240 RUPOLI), A DO TEGO SPRZEDAJĄ JE W NIEZMROŻONYCH KUFLACH.
ALE JESTEM PEWIEN, ŻE SIĘ POPRAWIĄ.
ŁYKNĘLIŚMY PO PIWKU CZEKAJĄC AŻ NASZE POKOJE BĘDĄ GOTOWE. POTEM, ZOSTAWIWSZY DOBYTEK RUSZYLIŚMY DO MIASTECZKA.
NIEDALEKO NAJBLIŻSZEJ NAM POŁOŻONEJ NAD BRZEGIEM MORZA SHORE TEMPLE – JEDNEGO Z OBIEKTÓW NALEŻĄCYCH DO WPISANEJ NA LISTĘ UNESCO MAHABALIPURAMSKIEJ GRUPY ZABYTKÓW – UDAŁO NAM SIĘ ZJEŚĆ NIEZŁE ŚNIADANIE. CAŁODZIENNE ŻAREŁKO SERWUJE NAROŻNA LOKALNA KNAJPA (SKRZYŻOWANIE BEACH Rd. / THIRUKULA St. W KOLONI RYBAKÓW) NA WPROST ZBIORNIKA WODY – PO PRAWEJ IDĄC OD MIASTECZKA I STAJĄC NA WPROST WEJŚCIA NA TEREN BASENU. 🙂
ZWIEDZANIE SHORE TEMPLE ZACZYNA SIĘ OCZYWIŚCIE OD KUPNA BILETU. DROGIEGO, BO JEGO CENA TO 500 RUPOLI (ok US$ 7). OBEJMUJE ON DWA KOMPLEKSY – w/w ŚWIĄTYNIĘ I PANCHA RATHAS – ODDALONE OD SIEBIE O PRAWIE 2 km.
PIERWSZY, SHORE TEMPLE TO SPOREJ WIELKOŚCI ZIELONA PRZESTRZEŃ, W REALU ODDZIELAJĄCA PLAŻĘ RYBACKĄ OD PLAŻY LOKALSÓW.
ZWIEDZANIE SPROWADZA SIĘ DO SPACERU LEŻĄCYMI WŚRÓD TRAWNIKÓW ŚCIEŻKAMI PROWADZĄCYMI DO ISTNIEJĄCYCH, NIEŹLE ZACHOWANYCH RUIN I ICH OBEJŚCIA. WYSTARCZY GODZINA. ZDECYDOWANIE WARTO 🙂 🙂 🙂
WZDŁUŻ ZEWNĘTRZNEJ STRONY OGRODZENIA, PO PRAWEJ OD KASY BILETOWEJ, JEST PRZEJŚCIE DO ZATOKI. IDĄC NIM POCZUJESZ SIĘ JAK PRZED WEJŚCIEM NA MOLO, NA PRZYKŁAD W KOŁOBRZEGU. SETKI STRAGANÓW Z RÓŻNYMI PAMIĄTKOSAMI, NAPOJAMI I MNIEJ LUB BARDZIEJ PRZETWORZONYM JEDZENIEM STOI PO JEDNEJ STRONIE. PO PRZECIWNEJ – WŚRÓD KURZU I PORZUCONYCH PAPIERÓW – WAŁĘSAJĄ SIĘ ŚWIĘTE KROWY I NIEŚWIĘTE (CHYBA) KOZY.
IDĄC W PRZECIWNĄ DO ZATOKI STRONĘ DOJDZIESZ DO DWORCA AUTOBUSOWEGO I POZOSTAŁYCH ZABYTKOSÓW MAMALLAPURAM.
NAJDALEJ LEŻĄCE – JAKIEŚ 1000 / 1200 m, IDĄC DROGĄ RÓWNOLEGŁĄ DO WYBRZEŻA PANCHA RATHAS (5 WOZÓW), JEST DRUGIM KOMPLEKSEM ZABYTKOSÓW ZA KTÓRY TRZEBA PŁACIĆ. KUPUJĄC BILET COMBO OSZCZĘDZASZ (ZOBACZ WYŻEJ).
MIEJSCE ZDECYDOWANIE ZASŁUGUJĄCE NA STARANNE OGLĄDNIĘCIE JEST POWIERZCHNIOWO NIEDUŻE, NATOMIAST WIDOWISKOWO OGROMNE. TRZEBA NA NIE POŚWIĘCIĆ CO NAJMNIEJ 60 min. 🙂 🙂 🙂 ZAREZERWUJ SOBIE CZAS.
WRACAJĄC – OCZYWIŚCIE PIESZO – SKRĘCILIŚMY NA PRAWO JAKIEŚ 300 m w/w OD KOMPLEKSU W STRONĘ ZATOKI. TEREN TU JEST PRAWIE PŁASKI, POROŚNIĘTY NISKĄ – OBECNIE LEKKO WYSUSZONĄ TRAWĄ. POMIĘDZY JEJ POŁACIAMI PRZEŚWITUJĄ ŁACHY PIASKU. CAŁOŚĆ PRZECINAJĄ ŚCIEŻKI IDĄCE W KIERUNKU WODY I STOJĄCYCH TU I TAM SZAŁASÓW MAŁOMIASTECZKOWEJ BIEDOTY. PO PRAWEJ WIDAĆ JAKIŚ DŁUGI, TROCHĘ ROZPADAJĄCY SIĘ MUR. MYŚLĘ, ŻE KILKUWIEKOWY.
DOJŚCIE DO PLAŻY ZAJMUJE NIE WIĘCEJ NIŻ 15 min.
TERAZ, WIECZOREM TEMPERATURA WODY BYŁA WSPANIAŁA – JAKIEŚ 25°C +. REWELKA. NATYCHMIAST WSKOCZYLIŚMY. CO ZA ROZKOSZ PO TAKIM GORĄCO – LEPKIM DNIU !!!!
PIASEK, ZDECYDOWANIE CIEMNIEJSZY OD BAŁTYCKIEGO! JEST TEŻ TROCHĘ BARDZIEJ GRUBOZIARNISTY. GENERALNIE FAJNY. FALE ZATOKI BENGALSKIEJ ROZBIJAJĄCE SIĘ O BRZEG SĄ BARDZO KRÓTKIE I SILNE. WODA DO ok 50 m OD BRZEGU – PŁYTKA. JEDNAK TRZEBA BARDZO UWAŻAĆ NA WIRY, MEGA NIEBEZPIECZNE W TEJ OKOLICY. POCHŁONĘŁY WIELE OSÓB.
IDĄC BRZEGIEM W STRONĘ MIASTECZKA DOCHODZIMY NAJPIERW DO TUBYLCZEJ, NIESTETY MOCNO ZAŚMIECONEJ PLAŻY.
TO JEST MIEJSCE, DO KTÓREGO BIEGNIE WCZEŚNIEJ WSPOMNIANA ŚCIEŻKA WZDŁUŻ PŁOTU ŚWIĄTYNI …
.
.
PEŁNO TU LUDZI I KRAMÓW Z RÓŻNYM DOBREM. WSZYSCY OCZYWIŚCIE SĄ POUBIERANI, WIĘC NIE CZUJEMY ZBYT WYRAŹNIE WAKACYJNEGO NASTROJU TYPOWEGO DLA NASZYCH WYBRZEŻY.
KONTYNUUJĄC SPACER OBCHODZIMY WIDZIANY WCZEŚNIEJ KOMPLEKS. IDĄC PO OGROMNYCH GŁAZACH CHRONIĄCYCH NADBRZEŻNĄ ŚWIĄTYNIĘ PRZED SZALEJĄCYMI FALAMI DOCIERAMY TYM RAZEM DO LEŻĄCEJ NA WPROST CENTRUM MAMALLAPURAM PLAŻY RYBACKIEJ. WZDŁUŻ NIEJ STOI KILKANAŚCIE LOKALNYCH JADŁODAJNI WALCZĄCYCH O MIANO RESTAURACJI.
MYŚLĄC JUŻ O ZBLIŻAJĄCEJ SIĘ KOLACJI SPRAWDZILIŚMY PO KOLEI KILKA Z NICH. CENOWO NIE ZACHWYCAŁY. WYBÓR DAŃ WYSTARCZAJĄCO DOBRY. PIWO OD 240 DO 300 ZA BUTELKĘ. WYSTRÓJ W WIĘKSZOŚCI PRZAŚNY.
WRÓCILIŚMY DO SEAROCK RESTAURANT NA KOLACJĘ OPARTĄ NA DANIACH Z MORZA. ZAORDYNOWANA, W CAŁOŚCI PIECZONA RYBA (RED SNAPPER) Z SAŁATKĄ NA 3 OSOBY KOSZTOWAŁA 1500 RUPI. PRZYPRAWIONA NIEŹLE ALE tzw. SAŁATKA, Z KTÓRĄ SERWUJĄ RYBĘ TOTALNIE ROZCZAROWUJE. DLA TRZECH OSÓB PODANO DOKŁADNIE SIEDEM PLASTERKÓW POMIDORA I DZIESIĘĆ PLASTERKÓW ŚWIEŻEGO OGÓRKOSA. TO ZA MAŁA PORCJA NAWET DLA JEDNEJ OSOBY, A CO DOPIERO DLA TRZECH. ZUPA RYBNA TEŻ NIE POWALA. BYŁA MAŁO ESENCJONALNA. NIE ZAMAWIAŁEM WODZIONKI … NIE POLECAM
.
.
.