.
WCZEŚNIE RANO OPUŚCILIŚMY ZABYTEK KLASY ZEROWEJ – HOTEL ATHITYAA – ODPOWIEDNIK SPOTYKANYCH JESZCZE DZISIAJ W POLSCE PRZYBYTKÓW NOCLEGOWYCH Z ERY WCZESNEGO GIERKA. UMÓWIONEGO TUK-TUKA NIE WIDAĆ, BIERZEMY WIĘC PIERWSZEGO AKCEPTUJĄCEGO NASZĄ OFERTĘ. CHWILĘ PÓŹNIEJ I O 50 RUPOLASÓW UBOŻSI LĄDUJEMY NA STACJI KUMBAKONAM.
BILET KOLEJOWY DO TAŃDŹAWURU KOSZTUJE ZALEDWIE 10 RUPOLI. PO GODZINIE JESTEŚMY U CELU. ZOSTAWIAMY KARASIA Z RZECZAMI NA DWORCU, I RUSZAMY NA POSZUKIWANIE NOCLEGOWNI.
OBOK STACJI W TAŃDŹAWURZE JEST SPORO MIEJSC OFERUJĄCYCH SPANIE. CENY BARDZO RÓŻNE. JUŻ 150 m NA PRAWO OD DWORCA SĄ PIERWSZE TUTEJSZE SYPIALNIE. CENY OD 800 RUPI ZA POKÓJ Z ŁAZIENKĄ, W BUDYNKU, KTÓREGO WNĘTRZE LEKKO PRZYPOMINA AMERYKAŃSKIE WIĘZIENIA STANOWE. ZA TAKIE PIENIĄDZE OCZYWIŚCIE BEZ INTERNETU. IDZIEMY DALEJ. CO CHWILĘ WCHODZIMY DO CORAZ TO NOWEGO HOTELO-HOSTELU. IM DALEJ OD STACJI TYM DROŻEJ. DWA OSTATNIE ODWIEDZONE HOTELE SĄ DUŻE I DOSYĆ DROGIE (PLA RESIDENCY I ORIENTAL TOWERS) W PIERWSZYM CENY SĄ DO PRZYJĘCIA – ok. 1 400 RS, ALE OKNA WYCHODZĄ NA TORY …
DRUGI MA LOBBY JAK SHERATON I PODOBNIE KOSZTUJE.
ZAWRACAMY W KIERUNKU DWORCA I HOTELU, O KTÓRYM CZYTALIŚMY W INTERNECIE. STOI KILKASET METRÓW OD BUDYNKU STACJI I MA BYĆ BARDZO CICHY ORAZ TANI.
W RECEPCJI HOTELU VALLI CENY PODANE PRZEZ OBSŁUGĘ NIE SĄ ZŁE. ALE TO NIE ZNACZY, ŻE NIE MOŻNA POPRAWIĆ ICH ATRAKCYJNOŚCI. PROPOZYCJĘ OBNIŻENIA OPŁATY O 20% (OCZYWISTE PO OGLĄDNIĘCIU POKOI) ZAŁOGA PRZYJMUJE ZE STOICKIM SPOKOJEM. DZWONIĄ DO HOTELOWEGO MENAGO. MOJA KRÓTKA Z NIM ROZMOWA ROZWIĄZUJE SPRAWĘ. JEST POZA SEZONEM A MY CHCEMY DWA POKOJE NA TRZY DOBY. NATYCHMIAST DOSTAJEMY KLUCZE …
IDĘ NA DWORZEC PO BRAKUJĄCY CZŁON NASZEJ ŚW(IETNEJ) TRÓJCY. CZEKAJĄCY KARAŚ ZABIJA SOBIE CZAS KONWERSUJĄC Z JAKIMŚ MŁODYM HINDUSEM. DZIĘKI NOWYM TECHNOLOGIOM DOBRZE IM IDZIE. JEDEN MA W RĘKU TABLET, DRUGI SMARCIAKA. POMIĘDZY NIMI HULA INTERNET, A W NIM WUJEK GOOGLE, USIŁUJĄCY POPRAWNIE PRZETŁUMACZYĆ TO, O CO IM CHODZI … 🙂
WŁĄCZAM SIĘ DO ROZMOWY KORZYSTAJĄC Z TRADYCYJNEJ FORMY – JĘZYKA. KILKA MINUT GADAM Z NOWYM KUMPLEM KARASIA. JEGO ANGIELSKI JEST NIEZŁY. CHWILĘ PÓŹNIEJ TNIEMY Z BAGAŻAMI DO HOTELU.
WYKĄPANI RUSZAMY NA PODBÓJ MIASTA.
TUŻ OBOK HOTELU, PRAWIE DOKŁADNIE NA WPROST WYJŚCIA Z DWORCA WPADAMY NA PÓŹNE ŚNIADANIE DO NIEWIELKIEJ JADŁODAJNI. W HOTELU RANI ŻAREŁKO JEST PRZEDNIE, CENY TEŻ. TYLE TYLKO, ŻE ZA WODĘ SODOWĄ PRZYNIESIONĄ ZE SKLEPU OBOK CHCĄ DWA RAZY WIĘCEJ NIŻ NORMALNIE.
NASZYM DZISIEJSZYM CELEM JEST ŚWIĄTYNIA BRIHADEESWARA (BRIHADISVARA) NIE MAMY DO NIEJ ZBYT DALEKO. TE NIECAŁE DWA KILOMETRY POKONUJEMY PIESZO.
ŚWIĄTYNIA BRIHADISVARA – NAZYWANA TEŻ RAJARAJESVARAM LUB PERUVUDAIYAR KOVIL – ROBI WRAŻENIE. JUŻ Z BARDZO DALEKA WIDAĆ DWIE OGROMNE GOPURY. IMPONUJĄCE. PO PRZEJŚCIU PRZEZ PIERWSZĄ, ZEWNĘTRZNĄ BRAMĘ TRZEBA ZDJĄĆ I ODDAĆ DO PRZECHOWALNI BUTY. ODPŁATNIE.
W KOLEJNEJ, TEJ WIODĄCEJ DO WNĘTRZA KOMPLEKSU BRAMIE, STOI JAKAŚ POZOSTAŁOŚĆ KASY BILETOWEJ. TERAZ, GDY TU JESTEŚMY ZAMKNIĘTA NA GŁUCHO, BYĆ MOŻE OTWIERANA JEST NA CZAS SEZONU.
PO JEJ PRZEKROCZENIU OTWIERA SIĘ PRZED NAMI WIDOK NA ŚWIĄTYNIĘ I OTACZAJĄCY JĄ PODWORZEC.
JEST POŁUDNIE. WEJŚCIE DO GŁÓWNEJ CZĘŚCI SANKTUARIUM …. ZATRZASKUJE SÌĘ WŁAŚNIE NA CZTERY DŁUGIE GODZINY. BĘDZIEMY MUSIELI ALBO CZEKAĆ DO 16-tej, ALBO WRÓCIĆ TU JESZCZE RAZ.
ALE KOMPLEKS SKŁADA SIĘ Z KILKU BUDOWLI. PRZED w/w BUDYNKIEM CENTRALNYM STOI DUŻY, DOSYĆ WYSOKI POSTUMENT Z WIELKĄ FIGURĄ BYKA NANDIŚWARY. NATOMIAST WZDŁUŻ MURÓW CIĄGNĄ SIĘ ZADASZONE KORYTARZYKI (A RACZEJ KRUŻGANKI) Z RÓŻNEGO RODZAJU WYTWORAMI LUDZKIEJ WYOBRAŹNI – INSKRYPCJAMI, PŁASKORZEŹBAMI I RYSUNKAMI. JEST WIĘC CO OGLĄDAĆ I PODZIWIAĆ PRZEZ TE KILKA GODZIN, KIEDY GŁÓWNA ATRAKCJA POZOSTAJE ZAMKNIĘTA.
DO TEGO WSZYSTKIEGO PANUJĄCY UPAŁ SPRAWIA, ŻE STĄPANIE BOSO NAWET TYLKO PO JASNYCH KAMIENIACH PODWORCA GROZI CO NAJMNIEJ POPARZENIEM. CIEMNE SĄ PRAKTYCZNIE NIE DO POKONANIA W TYM SKWARZE. SPECJALNE KORJALOWE (Z WŁÓKNA KOKOSOWEGO) CHODNIKI MAJĄ CHRONIĆ ODWIEDZAJĄCYCH PRZED EFEKTAMI SŁONECZNEGO SZALEŃSTWA. NIESTETY TO MRZONKA. SĄ ZBYT KRÓTKIE. DLATEGO TEŻ CO CHWILĘ – TU CZY TAM – WIDZIMY LUDZI GALOPUJĄCYCH PRZEZ TEN OGROMNY DZIEDZINIEC JAK PO ROZŻARZONYCH WĘGLACH. Z DALEKA WYGLĄDA TO ŚMIESZNIE, ALE W RZECZYWISTOŚCI O ŚMIECHU NIE MA MOWY.
.
.
OBCHODZĄC PODCIENIAMI OGROMNY DZIEDZINIEC NIESPODZIEWANIE WPADAMY NA POZNANEGO DZISIAJ RANO NA DWORCU ZNAJOMEGO KARASIA. CHWILĘ GADAMY I RUSZAMY DALEJ.
LEJĄCY SIĘ Z NIEBA ŻAR, SPOTĘGOWANY PRZEZ NAGRZANE NIM KAMIENIE ŚWIĄTYNI POWODUJĄ CHĘĆ DRZEMKI W ZACISZNYM, OCIENIONYM KĄCIE. ZNAJDUJEMY ODPOWIEDNIE MIEJSCE I PRZYSYPIAMY NA CHWILĘ DELEKTUJĄC SIĘ PRZEPŁYWAJĄCĄ PRZEZ NIE STRÓŻKĄ ŚWIEŻEGO POWIETRZA.
TROCHĘ WYPOCZĘCI PODZIWIAMY PRZEZ KILKANAŚCIE MINUT OTWARTĄ O 16-tej ŚWIĄTYNIĘ. FAKTYCZNIE, WARTO BYŁO CZEKAĆ. GORĄCO POLECAMY 🙂 🙂 🙂 🙂
CZAS POTRZEBNY NA STARANNEGO OGLĄDNIĘCIA TEGO MIEJSCA SPROWADZA SIĘ DO 150 min. OCZYWIŚCIE BEZ CZEKANIA NA OTWARCIE GŁÓWNEJ ATRAKCJI – WNĘTRZA ŚWIĄTYNI.
KOSZT W NASZYM PRZYPADKU SPROWADZIŁ SIĘ DO OPŁATY ZA PRZECHOWANIE BUTÓW – 5 RUPI / os.
NIESTETY, CHWILOWO NIE MA JUŻ SŁONIA OPISYWANEGO NA RÓŻNYCH STRONACH WWW, BĘDĄCEGO STOJĄCĄ PRZED WEJŚCIEM DODATKOWĄ ATRAKCJĄ. BYŁ ZDECHŁ BIEDACZEK. TRWAJĄ POSZUKIWANIA SPONSORÓW NOWEGO ZWIERZAKA … CHĘTNYM MOGĘ PODAĆ ADRES … 🙂
POSZLIŚMY W KIERUNKU CENTRUM MIASTA TRAFIAJĄC NA BARDZO DOBRĄ KAWĘ TUŻ OBOK MONOPOLOWEGO.
TUTEJSZE SKLEPY Z ALKOHOLEM WYGLĄDAJĄ BARDZO SPECYFICZNE. WŁAŚCIWIE WSZYSTKIE SĄ SKRYTE ZA WĄSKIMI, NAJCZĘŚCIEJ STRASZNIE BRUDNO I ODPYCHAJĄCO WYGLĄDAJĄCYMI WĄSKIMI PRZEJŚCIAMI POMIĘDZY JAKIMIŚ MURKAMI ALBO SZOPAMI. TYLKO DWA RAZY SPOTKALIŚMY TAKIE PRZYBYTKI STOJĄCE WPROST PRZY ULICY. PRZYPOMINAJĄ MAŁE FORTECE ALBO WIĘZIENIE. FRONT MAJĄ SOLIDNIE OKRATOWANY I WZMOCNIONY. ZAŁOGA WYDAJE TOWAR PRZEZ NIEWIELKIE OKIENKO. WOKÓŁ ZWYKLE JEST BRUDNIEJ NIŻ NORMALNIE. CZASEM MOŻNA JE ROZPOZNAĆ PO NAPISIE MÓWIĄCYM O ZAKAZIE SPOŻYWANIA ALKOHOLU W MIEJSCU PUBLICZNYM.
ODKRYTY PRZEZ NAS WŁAŚNIE MONOPOLOWY JEST UKRYTY GŁĘBOKO POMIĘDZY LOKALNĄ „KAWIARNIĄ” A JAKIMŚ INNYM BUSINESSEM. PROWADZI DOŃ STOSUNKOWO DŁUGA ŚCIEŻKA IDĄCA OBOK SZCZOCHO-ŚCIANY, PRZECHODZĄCA PÓŹNIEJ W SPORE, CZĘŚCIOWO ZADASZONE PODWÓRKO, NA KOŃCU KTÓREGO JEST SKLEP WYGLĄDAJĄCY TROCHĘ JAK BEZKOŁOWA, ZNISZCZONA FURGONETKA DO PRZEWOZU KASIORKI.
WOKÓŁ SIEDZĄ TYPOWI GOŚCIE DLA TAKICH PRZYBYTKÓW. LEGLI NA GOŁEJ ZIEMI – NIE MA TU KRZESEŁ. JEST ZA TO KILKA METALOWYCH STOŁÓW BY POSTAWIĆ PRZED SOBĄ np. 125 ml NAJTAŃSZEGO OTUMANIACZA KOSZTUJĄCEGO 110 RUPOLI.
CENY Z REGUŁY (CHOCIAŻ NIE ZAWSZE) – PODOBNIE JAK W MUZEACH, MAJĄ DWIE OPCJE. NIŻSZĄ DLA TUBYLCÓW, WYŻSZĄ O ok. 10 % DLA BIAŁASÓW.
SPACERUJĄC DALEJ PO TAŃDŹAWURZE SZUKAMY USILNIE JAKIEGOŚ KANTORU. WSZYSTKIE NA JAKIE TRAFIAMY HOTELOWE WYMIENIALNIE – MAJĄ NIECIEKAWE DLA NAS CENY (DO 10 % MNIEJ NIŻ W DOTYCHCZAS SPOTYKANYCH TEGO TYPU MIEJSCACH). NA CAŁE SZCZĘŚCIE NIE JESTEŚMY W PILNEJ POTRZEBIE. UWAGA: ZNALEZIENIE KANTORU WYMIANY W TYM MIEŚCIE JEST NAPRAWDĘ BARDZO TRUDNE. NAJLEPSZE CENY – ZDECYDOWANIE WYŻSZE OD OFEROWANYCH W HOTELACH – ZAOFEROWANO MI W P MOHAN SHOPPING CENTRE. WYSTARCZY PODEJŚĆ DO KASY I SPYTAĆ O WYMIANĘ PIENIĘDZY. ADRES:
NA ZAKOŃCZENIE DNIA SPOŻYLIŚMY ŚWIETNĄ KOLACJĘ U LOKALSÓW, NIEDALEKO DWORCA, NA SRINIVASAM PILLAI ROAD. GDZIEŚ TU … 350 m OD NASZEGO HOTELU
.
.
.