.
PODCZAS ŚNIADANIA PODESŁANY PRZEZ NASZEGO KIEROWCĘ MŁODY AMERYKANIN SPYTAŁ, CZY MOŻE PRZEŁĄCZYĆ SIĘ DO NASZEJ GRUPY. MA TYLKO JEDEN WOLNY DZIEŃ I PRZYLECIAŁ NA SAFARI SPECJALNIE Z NAIROBI. USTALILIŚMY, ŻE DORZUCI SIĘ DO OPŁATY ZA SAMOCHÓD ORAZ PRZEWODNIKA-KIEROWCĘ I RUSZYLIŚMY W DROGĘ.
JOSPAD OD SAMEGO POCZĄTKU SAFAROWANIA PILNIE NASŁUCHIWAŁ CO SIĘ DZIEJE W SKRZYNCE POTOCZNIE NAZYWANEJ WALKIE-TALKIE. SZŁO MU ŚWIETNIE. NIE MIELIŚMY CZASU NA NUDĘ. CO CHWILA COŚ SIĘ DZIAŁO. JEŻDŻĄC TAM I NAZAD PO REZERWACIE OGLĄDNĘLIŚMY Z BLISKA ŻYRAFY, LWY, BAWOŁY, SŁONIE I CAŁE STADA POMNIEJSZEJ ZWIERZYNY.
NAGLE ZŁAPALIŚMY GUMĘ. OD RAZU POJAWIŁO SIĘ KILKA AUT Z GOTOWYMI DO POMOCY LUDŹMI. W REZULTACIE KOŁO WYMIENIONE ZOSTAŁO W KILKA MINUT PRZY ZNIKOMYM ZAANGAŻOWANIU NASZEGO KIEROWCY. WYGLĄDAŁO NA TO, ŻE CIESZY SIĘ ON DUŻYM POWAŻANIEM WŚRÓD KOLEGÓW.
.
.
MASAI MARA LEŻY NA POGRANICZU KENII I TANZANII. KAWAŁEK DALEJ STANĘLIŚMY NA KRÓTKI POPAS OBOK WIELKIEGO KAMIENIA GRANICZNEGO.
NIEDALEKO STĄD JEST MIEJSCE ŻEROWANIA – A WŁAŚCIWIE SPANIA – HIPOPOTAMÓW I KROKODYLI.
PO PODJECHANIU DO HIPPO POOL VIEWPOINT ZOSTALIŚMY ODDANI POD OPIEKĘ UZBROJONEGO GOŚCIA, KTÓRY W KILKU SŁOWACH UŚWIADOMIŁ NAS JAK MAMY SIĘ ZACHOWYWAĆ BY NIE DOPROWADZIĆ DO STRESU ANI HIPOPOTAMÓW ANI KROKODYLI.
STANĘLIŚMY NA NIEWYSOKIEJ SKARPIE. W DOLE, ŚCIŚNIĘTA KAMIENISTYMI BRZEGAMI WIŁA SIĘ RZEKA MARA. SCHODZĄC WIDZIELIŚMY JEJ OSTRY ZAKRĘT Z LICZNYMI GŁAZAMI WYSTAJĄCYMI Z WODY. ZSZEDŁSZY TROCHĘ NIŻEJ ZDALIŚMY SOBIE SPRAWĘ, ŻE „GŁAZY” CZASEM WYKONUJĄ RUCHY. TAK TO JUŻ JEST – CZŁONEK STARY, TO I HIPOPOTAMY MYLI Z KAMULCAMI …
TE PRZEMIŁE – PRZYNAJMNIEJ NA ODLEGŁOŚĆ ZWIERZĘTA, FAKTYCZNIE NAJWYRAŹNIEJ LUBIĄ TO MIEJSCE. JEST ICH TU NAPRAWDĘ DUŻO. NAJCZĘŚCIEJ LEŻĄ W WODZIE CAŁYMI RODZINAMI. CZASEM MATKA Z DZIECKIEM OSOBNO. W CAŁEJ OKOLICY SŁYCHAĆ GŁOŚNE SAPANIE, RZADZIEJ GŁĘBOKI GARDŁOWY RYK.
IDĄC POWOLI BRZEGIEM RZEKI SŁUCHALIŚMY Z ZAINTERESOWANIEM PRZEWODNIKA-OPOWIADACZA INFORMUJĄCEGO NAS O ZWYCZAJACH HIPOPOTAMÓW I KROKODYLI. NAWET ZOBACZYLIŚMY JEDNEGO OGROMNEGO GADA ŚPIĄCEGO – MOŻNA POWIEDZIEĆ DOŚĆ SMACZNIE – BLISKO BRZEGU, W SPORYM ODDALENIU OD HIPKÓW.
SPACER TRWAŁ NIE WIĘCEJ NIŻ 40 MINUT. PRZEWODNIK OPEROWAŁ DOBRYM ANGIELSKIM I SPORYM ZASOBEM WIEDZY. OCZYWIŚCIE TRZEBA BYŁO DAĆ BAKSZYSZ. ZROBILIŚMY ZRZUTKĘ PO US $ 1 OD CZŁOWIEKA.
KILKASET METRÓW DALEJ, KOŁO MOSTU NAD MARĄ (PURUNGAT (MARA) BRIDGE GATE) CZEKAŁ JUŻ NASZ KIEROWCA Z PRZYGOTOWANYM LUNCHEM. POSILENI RUSZYLIŚMY NA DALSZE ŁOWY.
CO ZA FART!!! PĘDZĄC DO MIEJSCA GDZIE NA DRZEWIE WYLEGIWAŁ SIĘ PIĘKNY LAMPART USŁYSZELIŚMY, ŻE OBOK WYPOCZYWAJĄ LWY. PODJECHALIŚMY POD DRZEWO ZE ZWISAJĄCYM Z JEGO KONARÓW WSPANIAŁYM KOTEM, USTAWIONYM DO ZDJĘĆ JAK MODELKA NA WYBIEGU I ZACZĘLIŚMY STRZELAĆ FOTY.
PO 10 MINUTOWEJ SESJI, 200 m DALEJ DOŁĄCZYLIŚMY DO KILKU POJAZDÓW 4×4, KTÓRYCH KIEROWCY WYCZYNIALI CUDA BY PODJECHAĆ JAK NAJBLIŻEJ PARU GRUP LEŻĄCYCH WŚRÓD ZAROŚLI LWÓW.
SUPER ZABAWA, ALE CHYBA NIE DLA BIEDNYCH ZWIERZĄT. ZAMIAST ODPOCZYWAĆ W SPOKOJU PO GORĄCYM DNIU, MUSZĄ SIĘ KRYĆ PRZED WARCZĄCYMI POTWORAMI, CHCĄCYMI DO TEGO WSZYSTKIEGO JE ROZJECHAĆ!
JOSPAD DWOIŁ SIĘ I TROIŁ BYŚMY MIELI JAK NAJLEPSZĄ MOŻLIWOŚĆ UPOLOWANIA FAJNEJ FOTY KRÓLA ZWIERZĄT LUB JEGO PARTNERKI.
LWY PRAKTYCZNIE NIE REAGOWAŁY. TU I TAM Z ZAROŚLI WYSTAWAŁY JAKIEŚ ICH KOŃCZYNY MOCNO UTRUDNIAJĄC MANEWRY SAMOCHODOM. SAME ZWIERZĘTA PATRZYŁY NA NAS DOŚĆ OBOJĘTNIE.
DZISIAJ NAPRAWDĘ SZCZĘŚCIE NAM DOPISAŁO. NIE DOŚĆ, ŻE SPOTKALIŚMY I OBFOTOGRAFOWALIŚMY LAMPARTA, TO DWUKROTNIE USTRZELILIŚMY LWY !!!
PO TAKIM DNIU I TAK DOBRA KOLACJA SMAKOWAŁA JESZCZE LEPIEJ …
.
.
.