.
WSTALIŚMY NA DŁUGO PRZED WZWODEM SŁOŃCA. PODOBNO WTEDY MOŻNA ŁATWIEJ TRAFIĆ NA NIEKTÓRE OKAZY AFRYKAŃSKIEJ FAUNY. ROZBUDZONE ZWIERZAKI, CIĄGLE OPATULONE ZNIKAJĄCYMI POWOLI WSTĘGAMI NOCNYCH CIEMNOŚCI SPRAWIAJĄ WRAŻENIE MNIEJ OSTROŻNYCH. ŁATWIEJSZYCH DO PODEJŚCIA.
LEDWO WIDOCZNE Z DALEKA SĄ BARDZO TRUDNYM CELEM DLA APARATÓW. TRZEBA DO NICH PODJECHAĆ TAK, BY WSTAJĄCE SŁOŃCE ROZJAŚNIAŁO TŁO ZA NIMI.
MIMO PANUJĄCYCH CIEMNOŚCI UDAŁO NAM SIĘ SPOTKAĆ KILKA RAZY HIENY, BAWOŁY I TROCHĘ RÓŻNYCH ANTYLOP.
W PEWNYM MOMENCIE ZOBACZYLIŚMY WZNOSZĄCE SIĘ MAJESTATYCZNIE, PIĘKNE, RÓŻNOKOLOROWE BALONY. W PROMIENIACH KLARY WYGLĄDAŁY NAPRAWDĘ WSPANIALE.
NA TLE ROZJAŚNIONEGO NIEBA Z OGROMNYMI, NISKO PRZEPŁYWAJĄCYMI BALONAMI ZWIERZAKI PREZENTUJĄ SIĘ ŚWIETNIE.
KILKA GODZIN KRĄŻYLIŚMY PO OKOLICY SZUKAJĄC CIEKAWSZYCH OKAZÓW AFRYKAŃSKICH STWORZEŃ.
UDAŁO NAM SIĘ NATKNĄĆ NA HIENY, RAZ SPOTKALIŚMY LWY I WIELE RAZY MOGLIŚMY NAPATRZEĆ SIĘ DO SYTA NA WCZEŚNIEJ SPORADYCZNIE SPOTYKANE ŻYRAFY.
HIENY WYWARŁY NA NAS NAJWIĘKSZE WRAŻENIE. TE DOSYĆ BRZYDKIE CZWORONOGI SĄ RACZEJ PŁOCHLIWE I DLATEGO TRUDNE DO PODEJRZENIA Z BLISKA. A JEDNAK ZOBACZYLIŚMY KILKA SZTUK KRYJĄCYCH SIĘ W WYSOKICH TRAWACH.
PO SPÓŹNIONYM ŚNIADANIU SKORZYSTALIŚMY Z OFERTY JEDNEGO Z KRĘCĄCYCH SIĘ PO OBOZOWISKU KOLESI, CHCĄCEGO POKAZAĆ NAM WIOSKĘ MASAJÓW. NAJPIERW OCZYWIŚCIE USTALILIŚMY KOSZTY. PRZEWODNIK MIAŁ NAS DOPROWADZIĆ DO WIOSKI ZA FRIKO (I DYSKUTOWAĆ O SWOIM WYNAGRODZENIU Z JEJ WODZEM). KOSZT WEJŚCIA NA TERYTORIUM MASAJÓW MIELIŚMY NEGOCJOWAĆ BEZPOŚREDNIO Z WODZEM.
POSZLIŚMY NA PIECHOTĘ. DROGA OKAZAŁA SIĘ ZDECYDOWANIE DŁUŻSZA NIŻ PRZEWIDYWALIŚMY. TRZEBA IŚĆ JAKIEŚ 3 km SZUTROWO-PIASZCZYSTĄ DROGĄ, KTÓRA Z CZASEM PRZECHODZI W UKLEPANY PIACH. FAJNY SPACER, ALE ODRADZAM TYM, KTÓRZY NIE MAJĄ ZBYT DUŻO WOLNEGO CZASU, LUB NIE LUBIĄ (MAJĄ PRZECIWWSKAZANIA) CHODZIĆ. SZCZEGÓLNIE W SŁOŃCU.
DOJŚCIE DO WIOSKI ZAJĘŁO NAM OKOŁO 45 min.
TUŻ PRZED CELEM NATKNĘLIŚMY SIĘ NA DUŻE STADO BYDŁA PASIONEGO PRZEZ KILKUNASTU MASAJÓW. MOŻNA TU ZOBACZYĆ TRADYCYJNE POKAZY SKOKÓW PRZEZ BYKA I INNE ATRAKCJE ZWIĄZANE Z ŻYCIEM TEGO LUDU W LEKKO SKOMERCJALIZOWANEJ WERSJI.
PODESZLIŚMY DO WIOSKI OTOCZONEJ OKRĄGŁYM OGRODZENIEM ZROBIONYM Z NIEZBYT GRUBYCH, WYSOKICH NA PLUS MINUS 140 cm PALIKÓW.
.

.
WÓDZ, NAJWYRAŹNIEJ WCZEŚNIEJ POINFORMOWANY TELEFONICZNIE, WYSZEDŁ NAM NAPRZECIW. ZACZĘLIŚMY PERTRAKTOWAĆ. ROZMOWY NIE BYŁY DŁUGIE. USTALILIŚMY CO CHCEMY ZOBACZYĆ, ZAZNACZAJĄC ŻE NIE JESTEŚMY FANAMI PRZEDSTAWIEŃ ORGANIZOWANYCH DLA TURYSTÓW NIEMAL W KAŻDEJ WIOSCE. W SZCZEGÓLNOŚCI JASNO POWIEDZIELIŚMY: CHCEMY MIEĆ MOŻLIWOŚĆ ROBIENIA ZDJĘĆ PORTRETOWYCH KAŻDEMU CZŁONKOWI GRUPY I WEJŚCIA DO ŚRODKA DOMOSTW. DODALIŚMY TEŻ, ŻE PONIEWAŻ DOPIERO ZACZYNAMY NASZĄ PODRÓŻ, NIE PRZEWIDUJEMY ŻADNYCH ZAKUPÓW, WIĘC PROSIMY O NIENAGABYWANIE. SZEF WIOSKI, DOBRZE WŁADAJĄCY ANGIELSKIM 30-to + LATEK ZGODZIŁ SIĘ NA NASZĄ CENĘ (US$ 15 / os.)
OGLĄDNIĘCIE CAŁEJ, NIEZBYT DUŻEJ OSADY TRWAŁO TROCHĘ PONAD 60 min.
ZACZĘŁO SIĘ OD PRZYWITANIA Z KILKOMA KOBIETAMI I MŁODYM MASAJEM. NASTĘPNIE ZOSTALIŚMY OPROWADZENI PO LEPIANKACH STOJĄCYCH WE WNĘTRZU OKRĘGU UTWORZONEGO PRZEZ PŁOT. WESZLIŚMY DO KILKU BARDZO CIASNYCH I DOŚĆ CIEMNYCH CHAŁUP. MIEJSCA W NICH JEST NIEWIELE. RAZEM ZE SZCZUPŁYM WODZEM-PRZEWODNIKIEM LEDWO SIĘ MIEŚCILIŚMY W ŚRODKU. W CHATKACH NAJCZĘŚCIEJ SĄ DWA POMIESZCZENIA. JEDNO – BLISKO WEJŚCIA – ROBI ZA MINI OBORĘ-KURNIK. JEST TAK MAŁE, ŻE np. BARAN – BO KROWA TU NIE WEJDZIE – MOŻE MIEĆ PROBLEM Z OBRÓCENIEM SIĘ. DRUGIE JEST PODZIELONE NA TRZY CZĘŚCI: W ŚRODKU UMIEJSCOWIONO PALENISKO I CZĘŚĆ KUCHENNO-JADALNĄ. PO BOKACH SĄ MIEJSCA DO SPANIA. OSOBNE DLA DZIECI I OSOBNE DLA STARSZYCH.
PRZEZ CAŁY CZAS PYTALIŚMY O WARUNKI ŻYCIA SZCZEPU. WÓDZ CHĘTNIE I WYCZERPUJĄCO ODPOWIADAŁ NA PYTANIA.
OSOBIŚCIE NAJBARDZIEJ ZAINTERESOWANY BYŁEM TECHNOLOGIĄ STAWIANIA CHAŁUPY. OKAZUJE SIĘ, ŻE KOBIETY BUDUJĄCE DOMY (TAK, TAK, TO PANIE MAJĄ „PRZYWILEJ” KONSTRUOWANIA DOMU) UŻYWAJĄ „SZABLONU”. WIEDZĄC JAKI BUDULEC BĘDZIE POTRZEBNY NAJPIERW GO ZBIERAJĄ. CZASAMI MUSZĄ SIĘ NACHODZIĆ, BO POTRZEBUJĄ SPORO DŁUGICH, PROSTYCH GAŁĘZI. POSZCZEGÓLNE WYMIARY MAJĄ OKREŚLONE. ZA MIARKĘ SŁUŻY ODPOWIEDNI KIJASZEK. WIELOKROTNOŚĆ JEGO DŁUGOŚCI POZWALA NA WYMIERZENIE WSZYSTKIEGO. KOLEJNE ETAPY BUDOWY SĄ ZAWSZE WYKONYWANE W TEJ SAMEJ KOLEJNOŚCI. DZISIAJ STAWIAJĄC CHATĘ UŻYWA SIĘ CIĄGLE MATERIAŁÓW NATURALNYCH, ALE WYKORZYSTANIE np. PLASTIKOWYCH FOLII DO POKRYCIA DOLNEJ WARSTWY PŁASKIEGO DACHU ZDECYDOWANIE UŁATWIA I PRZYSPIESZA CAŁY PROCES. NIEPRZEMAKALNOŚĆ POWIERZCHNI MOŻNA OCZYWIŚCIE UZYSKAĆ STOSUJĄC TRADYCYJNE TECHNIKI, LECZ SĄ ONE BARDZO PRACOCHŁONNE.
NA TYŁACH WIOSKI JEST PLACYK SŁUŻĄCY ZA SKLEP DLA TURYSTÓW. OBESZLIŚMY GO NIE KUPUJĄC NICZEGO. NA KILKU STOISKACH BYŁO TROCHĘ TOWARU STRASZĄCEGO CENAMI. ZGODNIE Z WCZEŚNIEJSZĄ UMOWĄ NIKT NAS NIE NAGABYWAŁ.
WRACAJĄC DO OBOZOWISKA TRAFILIŚMY W PEWNYM MOMENCIE NA USIŁUJĄCEGO PRZEJŚĆ SZEROKĄ, PIASZCZYSTĄ DROGĘ, NIEDUŻEGO KAMELEONA. MALUCH MĘŻNIE POKONYWAŁ CENTYMETRY DZIELĄCE GO OD PRZECIWLEGŁEJ KRAWĘDZI DROGI-NIEDROGI. DZIELNY PŁAZ ZUPEŁNIE NIE ZWRACAŁ NA NAS UWAGI. PEWNO SIĘ ZASTANAWIAŁ CZY IDZIE PO „ZEBRZE” I CZY COŚ GO NIE POTRĄCI 🙂
W TALEK BUSH CAMP ZJEDLIŚMY LUNCH I PÓŹNYM POPOŁUDNIEM PONOWNIE RUSZYLIŚMY SAFAROWAĆ.
MIELIŚMY DUŻE SZCZECHO JAK MÓWIĄ TERAZ MŁODSI OD NAS O 40 LAT LUDZIE. PRAWIE OD RAZU WPADLIŚMY NA ODPOCZYWAJĄCEGO W WYSOKICH TRAWACH GEPARDA. JOSPAD KOMBINOWAŁ JAK KOŃ POD GÓRĘ JAKBY TU PODJECHAĆ DO NIEGO BLIŻEJ. BEZ REZULTATU. ZWIERZĘ TAK SIĘ USADOWIŁO NA OTWARTEJ PRZESTRZENI, ŻE NIE MOŻNA BYŁO SIĘ DO NIEGO ZBLIŻYĆ BEZ ZJECHANIA Z WYTYCZONEJ ŚCIEŻKI. A TAKI MANEWR SŁONO KOSZTUJE I ŻADEN ROZSĄDNY KIEROWCA NIE ZARYZYKUJE ZŁAMANIA PRAWA. MUSIELIŚMY SIĘ ZADOWOLIĆ OGLĄDANIEM DRAPIEŻNIKA Z ODLEGŁOŚCI KILKUDZIESIĘCIU METRÓW.
TROCHĘ PÓŹNIEJ, DZIĘKI SYGNAŁOM OTRZYMANYM PRZEZ WALKIE-TALKIE SPOTKALIŚMY ODPOCZYWAJĄCE W CIENIU KRZEWÓW LWIE RODZINY. SPORA ICH GRUPA OLEWAŁA TOTALNIE KRĄŻĄCE WOKÓŁ ŚMIERDZĄCO-MRUCZĄCE MASZYNY USIŁUJĄC ZASNĄĆ.
CZAS PŁYNĄŁ POWOLI NA POSZUKIWANIACH KOLEJNYCH, ATRAKCYJNYCH CZWORONOGÓW. WIDZIELIŚMY NIEZLICZONE ILOŚCI ŻYRAF. W ŚWIETLE ZACHODZĄCEGO SŁOŃCA PIĘKNIE WYGLĄDAŁY CAŁE STADA WIELU RODZAJÓW ANTYLOP I INNYCH PARZYSTOKOPYTNYCH. CO PRAWDA JUŻ ŻADEN DRAPIEŻNIK NIE PRZECIĄŁ NAM DROGI, ALE I TAK BYLIŚMY ZACHWYCENI.
WRACAJĄC, PRZY BRAMIE WJAZDOWEJ DO PARKU (TALEK) ZROBILIŚMY NIEWIELKIE ZAKUPY PAMIĄTKOSÓW. TRUDNO BYŁOBY TRAFIĆ NA LEPSZY MOMENT. OSTATNIA MASAJKA WŁAŚNIE LIKWIDOWAŁA SWÓJ KRANIK. ZA ROZSĄDNĄ CENĘ ZDOBYLIŚMY KILKA FAJNYCH TUTEJSZYCH WYROBÓW.
ZADOWOLENI POSZLIŚMY NA KOLACJĘ. SOLIDNY POSIŁEK Z WARZYW I MIĘSA DODAŁ NAM SIŁ POTRZEBNYCH DO SPAKOWANIA SIĘ. JUTRO JEDZIEMY DO NAIROBI. ZNOWU TRZEBA WSTAWAĆ Z KURAMI …
.
.
.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.