.
CZEKA NAS DZISIAJ ZMIANA MIEJSCA POBYTU. OPUSZCZAMY AKSUM I JEDZIEMY DO GONDERU.


UMÓWIONA TOYOTA PODJECHAŁA O CZASIE. TO MNIE ZRESZTĄ NIE ZDZIWIŁO, BO ZAŁATWIACZ ŚRODKA TRANSPORTU MIAŁ ODEBRAĆ ZAPŁATĘ DOPIERO GDY WSIĄDZIEMY DO AUTA. DAŁEM MU UZGODNIONĄ WCZORAJ KWOTĘ – US$ 50 – I PRZY NIM OŚWIADCZYŁEM, ŻE KIEROWCA DOSTANIE SWOJĄ DOLĘ PO DOTARCIU DO WYZNACZONEGO MIEJSCA W GONDERZE.

RUSZYLIŚMY DO ODDALONEGO O KILKASET METRÓW HOTELU NYALA ODEBRAĆ DWÓJKĘ NIEZNANYCH NAM TOWARZYSZY PODRÓŻY.

SYLWIA I MATTI JUŻ CZEKALI PRZED BUDYNKIEM. NIESTETY, NIE OZNACZAŁO TO WCALE, ŻE RUSZAMY NATYCHMIAST W DALSZĄ DROGĘ. OKAZAŁO SIĘ, ŻE CHOCIAŻ ZAPŁACILI ZA NORMALNE MIEJSCA SIEDZĄCE, TO JEDNO Z NICH MUSI SIEDZIEĆ Z TYŁU SAMOCHODU W CZĘŚCI BAGAŻOWEJ. A TAM O JAKIEJKOLWIEK WYGODZIE MOŻNA ZAPOMNIEĆ.
OCZYWIŚCIE NIE CHCIELI SIĘ NA TO ZGODZIĆ. PRZEPYCHANKI SŁOWNE TRWAŁY DOBRE PÓŁ GODZINY. ZAKOŃCZYŁY SIĘ DOPIERO PO PRZYJECHANIU CZŁOWIEKA, KTÓRY ORGANIZOWAŁ WYJAZD I POBRAŁ PROWIZJĘ. PRZYCIŚNIĘTY PRZEZ SYLWIĘ ODDAŁ CZĘŚĆ KASIORKI I NARESZCIE MOGLIŚMY RUSZAĆ.

PIERWSZY ODCINEK PODRÓŻY – AŻ DO SZIRIE BYŁ NAJMNIEJ INTERESUJĄCY. POTEM WJECHALIŚMY W OBSZAR GÓR SEMIEN? DROGA ZROBIŁA SIĘ KRĘTA, A WIDOKI CORAZ TO ŁADNIEJSZE.

ZATRZYMALIŚMY SIĘ NA KRÓTKI POPAS W ADI ARKAY. NAROŻNY HOTEL TEKEZE (HOTEL AXUM?) OFEROWAŁ NIEZŁĄ KAWĘ. WIĘKSZOŚĆ NASZEJ GRUPY WOLAŁA JEDNAK SKORZYSTAĆ Z BUTELKOWANYCH NAPOJÓW. TO WYNIK WCZEŚNIEJSZEJ WIZYTY W TUTEJSZEJ TOALECIE I RZUCENIA OKIEM NA WYNAJMOWANE POKOJE.

RUSZAMY DALEJ. WJEŻDŻAMY CORAZ GŁĘBIEJ W PASMA WSPANIAŁYCH GÓR SEMIEN LEŻĄCYCH NA PÓŁNOCNY-WSCHÓD OD GONDERU. SĄ TAK NIEZWYKŁE, ŻE W 1978 OBEJMUJĄCY JE PARK ZOSTAŁ WPISANY NA LISTĘ ŚWIATOWEGO DZIEDZICTWA UNESCO.

ZATRZYMUJEMY SIĘ NA SZYBKIE STRZELENIE KILKU FOT Z NASZYMI SZWAJCARSKIMI WSPÓŁTOWARZYSZAMI PODRÓŻY.

.

etiopia, okolice gonder, góry semien
W DRODZE Z AKSUM DO GONDERU

.

DOJEŻDŻAMY DO DEBARKU. ZATRZYMUJEMY SIĘ PRZED HOTELEM SONA – NASI LEDWO CO POZNANI ZNAJOMI WYSIADAJĄ. MAJĄ ZAMIAR POŁAZIĆ PO GÓRACH. ŻEGNAJĄC SIĘ ŻAŁUJEMY, ŻE SPĘDZILIŚMY ZE SOBĄ TYLKO KILKA GODZIN.

KILKANAŚCIE KILOMETRÓW OD GONDERU STAJEMY PONOWNIE. KIEROWCA WSKAZUJE NIEPRAWDOPODOBNE PIĘKNY WIDOK. FAKTYCZNIE PRZED NASZYMI OCZAMI ROZTACZA SIĘ PANORAMA ZA MILION BAKSÓW.

CHWILĘ PÓŹNIEJ LĄDUJEMY U CELU. JAZDA Z AKSUM, RAZEM Z POSTOJEM W DEBARKU NA POZOSTAWIENIE SZWAJCARÓW TRWAŁA 7 godz. 20 min. UZNALIŚMY, ŻE KIERUJĄCY ZASŁUŻYŁ NA MAŁY NAPIWEK – DALIŚMY 200 PIWEK (US$ 6).

HOTEL LAMMERGEYER LEŻY KILKA KILOMETRÓW OD CENTRUM MIASTA.

DOSTAJEMY POKOJE NA PARTERZE OD STRONY ULICY. MAJĄ PRZESZKLONE OKNA I DRZWI WEJŚCIOWE OD PODŁOGI DO SUFITU. TROCHĘ MNIE TO MARTWI. NA CAŁE SZCZĘŚCIE TEREN JEST ODGRODZONY OD RUCHLIWEJ ARTERII WYSOKIM MUREM. HAŁASÓW WŁAŚCIWIE NIE SŁYCHAĆ.
SYPIALNIE SĄ ŚREDNIO DUŻE. WYPOSAŻENIE PRAWIE STANDARDOWE: ŁÓŻKA Z MOSKITIERĄ, DUŻA SZAFA, KLIMA, TELEWIZOR, LUSTRO. NAPISAŁEM „PRAWIE” BO NIE BYŁO STOLIKA ANI KRZESEŁ. COŚ DO SIEDZENIA MUSIELIŚMY PRZYNIEŚĆ SOBIE Z ZEWNĄTRZ.
ŁAZIENKĘ NATOMIAST MIELIŚMY BARDZO FAJNĄ. NAJWYRAŹNIEJ NIEDAWNO WYŁOŻONA NIEBANALNYMI KAFELKAMI OTRZYMAŁA W MIARĘ NOWOCZESNY WYGLĄD. WSZYSTKO CZYSTE I DZIAŁAJĄCE BEZ ZARZUTU. POKÓJ PRZY NIEJ WYGLĄDAŁ JAKBY Z INNEJ EPOKI.
NOCLEG BEZ ŚNIADANIA KOSZTOWAŁ US$ 105 (2 900 PIWEK). 🙂 🙂

PO ZAAKLIMATYZOWANIU RUSZAMY DO MIASTA. OCZYWIŚCIE Z BUTA. JAKIŚ KILOMETR OD HOTELU NATYKAMY SIĘ NA NIEPOZORNY SKLEPIK Z RÓŻNYM BADZIEWIEM I NAPOJAMI. TO WŁAŚNIE TE NAPOJE PRZYCIĄGAJĄ NASZĄ UWAGĘ. JEST TU WSZYSTKO CO POTRZEBUJEMY: GAZOWANA WODA MINERALNA, PIWO, WINO, JAKIEŚ MIEJSCOWE WHISKY. ALE NA TYM NIE KONIEC. CENY TYCH PŁYNÓW SĄ REWELACYJNE. ŚREDNIO O 20-25% NIŻSZE OD NAJLEPSZYCH JAKIE SPOTKALIŚMY DOTYCHCZAS. DO TEGO WSZYSTKIEGO SUPER MIŁA I UCZYNNA WŁAŚCICIELKA, A GODZINY OTWARCIA SKLEPU ŚWIETNE. 🙂 🙂 🙂
BĘDZIEMY MIELI FAJNE MIEJSCE NA UZUPEŁNIANIE ZAPASÓW BRAKUJĄCYCH NAPOJÓW. OJ, BĘDZIE SIĘ DZIAŁO…

KONTYNUUJEMY SPACER W KIERUNKU CENTRUM STAREGO MIASTA – DO FASIL GHEBBI.

IDĄC GŁÓWNĄ ULICĄ CO RUSZ TO WPADAMY NA STADA BARANÓW. RZADZIEJ KÓZ. POWOLI DOCHODZIMY DO CENTRALNEJ CZĘŚCI STARÓWKI. OSTATNIE KILKASET METRÓW WSPINAMY SIĘ NIEZBYT STROMĄ, NIEWIELKĄ ULICZKĄ. WOMBAT DREPCZE NA KOŃCU STRZELAJĄC FOTY. WOKÓŁ NIEJ GROMADKA DZIECI. NAGLE KTÓREŚ Z NICH DAJE JEJ KUKSAŃCA. DZIEWCZYNA ODWRACA SIĘ, KRZYCZY NA DZIECIARNIĘ. TE UCIEKAJĄ ZE ŚMIECHEM …

BIERZEMY WOMBATA W ŚRODEK. PO KILKU MINUTACH DOCHODZIMY DO FASIL GHEBBI. JEST ZA PÓŹNO NA ZWIEDZANIE. SPACERUJEMY TROCHĘ WOKÓŁ MURÓW I OGROMNEGO DRZEWA ROSNĄCEGO NA SKWERZE PRZED WEJŚCIEM DO MUZEUM.

CZAS WRACAĆ – ROBI SIĘ CIEMNO. SCHODZIMY W DÓŁ. W PEWNYM MOMENCIE MAPA GOOGLE’A KIERUJE NAS NA JAKĄŚ MAŁĄ ULICZKĘ. NIE JEST DŁUGA, ALE PO PRZEJŚCIU MOŻE 50 m WYDOBYWAJĄCY SIĘ ZEWSZĄD ODÓR URYNY, PRAWIE ŻE ZWALA Z NÓG. NIE ROZUMIEM JAK MOŻNA ŻYĆ W TAKIM SMRODZIE. A MOŻE TO NIESKANALIZOWANA ULICA CZERWONYCH LATARNI? KLIENCI PRZED BZYKNIĘCIEM ROBIĄ CZYSZCZENIE ORGANIZMU Z PŁYNÓW USTROJOWYCH?

TROCHĘ DALEJ WSIEDLIŚMY DO TUK-TUKA I WRÓCILIŚMY DO HOTELU ZATRZYMUJĄC SIĘ PO DRODZE W SKLEPIKU Z NAPOJAMI.

KOLACJĘ ZJEDLIŚMY W PRZYHOTELOWEJ RESTAURACJI LAMERGINE.
WYBRALIŚMY STOLIK NA DWORZE – A CO – TRZEBA WYKORZYSTAĆ MOŻLIWOŚĆ JEDZENIA AL FRESCO. W SPOREJ WIELKOŚCI OGRODZIE STOJĄ LUŹNO POROZSTAWIANE W ROZSĄDNEJ ODLEGŁOŚCI STOLIKI I UKRYTE TU I ÓWDZIE WYGODNE NISZE PRZEZNACZONE NA 4-6 os. GRUPY. JEST TEŻ SALA BAROWA I DRUGA, RESTAURACYJNA.
POSZLIŚMY OCZYWIŚCIE W LOKALNE ŻAREŁKO. INDŻERA Z DOBRZE DOPRAWIONYMI SOSAMI KRÓLOWAŁA …
ZA WOMBATA I MOJE JEDZENIE ZAPŁACIŁEM 205 PIW (US$ 7).

.

> ZOBACZ FOTY <

.

.

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz