01.02.2019 – PRZEMOC W KOŚCIELE GONDERU

.
NIE MAMY ŚNIADANIA W HOTELU WIĘC WYRUSZAMY RANO W POSZUKIWANIU LOKALU ŚNIADANIOWEGO WSKAZANEGO PRZEZ PRZEWODNIK BRADT. MA SIĘ NAZYWAĆ TELESATELITE. IDZIEMY NASZĄ ULICĄ W KIERUNKU CENTRUM MAJĄC PO LEWEJ STRONIE SZPITAL. ULICA ZAKRĘCA A MY Z NIĄ. WCHODZIMY DO MAŁEGO SKLEPIKU PO PRAWEJ STRONIE, GDZIE KUPUJEMY OD BARDZO UPRZEJMEJ ETIOPKI WODĘ GAZOWANĄ. SĄ RÓWNIEŻ INNE TOWARY – W TYM WINO – WIĘC OBIECUJEMY WRÓCIĆ WIECZOREM.

ŁAPIEMY RIKSZĘ I WYSIADAMY W CENTRUM MIASTA CZYLI NA PIAZZA. SZUKAMY TEGO LOKALU. OKAZUJE SIĘ ŻE NAZYWA SIĘ TELE CAFE (BEZ SATELITE). LOKAL TAKI SOBIE CHOCIAŻ Z OGRÓDKIEM NA ZEWNĄTRZ. WCHODZIMY DO ŚRODKA ABY NAMIERZYĆ JAKIEŚ MENU. NIE ZA BARDZO NAM SIĘ UDAJE, A NA PYTANIA CO MOŻNA ZJEŚĆ KTOŚ Z PERSONELU PROWADZI MNIE POD KUCHENNE OKIENKA GDZIE WYDAWANE JEST JEDZENIE. DOSTAJĘ TŁUMACZA, Z KTÓRYM DOGADUJĘ SIĘ NA POZIOMIE JĘZYKA WCZESNEJ GRUPY PRZEDSZKOLAKA ALE NA TYLE DOBRZE, ŻE ZOSTAJEMY.

CHŁOPAKI LECĄ DO ZNAJDUJĄCEGO SIĘ OBOK WIELKIEGO GMASZYSKA POCZTY, TELEFONU I CHYBA TELEGRAFU. CHODZI O SIM-KARTY, KTÓRE POZWALAJĄ NA KORZYSTANIE Z MIEJSCOWEGO INTERNETU.

ZAMAWIAM HERBATĘ, KAWĘ I CZEKAM. DOSTAJĘ HERBATĘ I DOSIADA SIĘ DO STOLIKA OKOŁO 20 OS. CZĘSTUJĘ JE UPRZEJMIE HERBATĄ NA SPODECZKU, ALE NADAL LATAJĄ NADE MNĄ. PO DOBRYCH KILKU MINUTACH DOSTAJĘ KAWĘ DLA PIETRUSZKI.
NADCHODZI MAPNIK. ZOSTAWIAM GO Z OSAMI, BIORĘ KAWĘ I FORSUJĘ GMACH POCZTY TELEFONU I TELEGRAFU. PRZYCHODZI MI TO ŁATWO BO STRAŻNICZKA JEST KOBIETĄ. ROZUMIEMY SIĘ NATYCHMIAST. UDAJE MI SIĘ WYCIĄGNĄĆ PIETRUSZKĘ Z GMACHU ZA POMOCĄ KAWY. SIEDZIMY NA ZEWNĄTRZ  I USIŁUJEMY COŚ ZAMÓWIĆ. NIE ZA BARDZO ROZUMIEMY SIĘ Z KELNERKĄ. W KOŃCU PRZY UŻYCIU JĘZYKA MIGOWEGO I KARTY DAŃ, KTÓRA NAGLE SIĘ ZNALAZŁA, OSIĄGAMY SUKCES.

OKAZUJE SIĘ, ŻE REGUŁA WYBIERANIA Z KARTY NAJDZIWNIEJ BRZMIĄCYCH DAŃ SIĘ SPRAWDZA. MY Z MAPNIKIEM TRAFIAMY ZNOWU NA JAJECZNE ŚNIADANIE. ALE TYM RAZEM TO JAJECZNICA. PIETRUSZKA DOSTAJE JAKIŚ SMAKOWITY SOSIK. CO ZA ODMIANA PO CIĄGŁYCH OMLETACH NA ŚNIADANIE. DO TEGO PODAJĄ BUŁKI, TAKIE NORMALNE, KTÓRE SĄ PO PROSTU ZJAWISKOWE. JAK ONI ROBIĄ TAKIE BUŁKI! CHRUPIĄCE, W SAM RAZ WYROŚNIĘTE. PYCHA.

SIEDZIELIŚMY W OGRÓDKU PRZED KAWIARNIĄ, PRZYGLĄDALIŚMY SIĘ LUDZIOM, TEMU CO DZIEJE SIĘ NA PLACU, JEDLIŚMY TE OBŁĘDNE BUŁKI I TRWALIBYŚMY W TYM BEZRUCHU JESZCZE NIE WIADOMO JAK DŁUGO, ALE PRAGNIENIE ZOBACZENIA TEGO CO ZBUDOWALI WŁADCY ETIOPII RUSZYŁA NAS Z MIEJSCA.

.

gonder
GONDER – W DRODZE DO FASIL GHEBBI

.
ZACZYNAMY OD FASIL GHEBBI CZYLI KRÓLEWSKIEJ DZIELNICY. FASILADES W 1636 ROKU ZAŁOŻYŁ W GONDERZE PIERWSZĄ STAŁĄ STOLICĘ PAŃSTWA. DO TEGO CZASU WŁADCY ETIOPSCY NA PRZESTRZENI WIELU STULECI PRAKTYKOWALI PRZEJAZDY Z MIEJSCA NA MIEJSCE, KOCZUJĄC W NAMIOTACH WRAZ ZE SWOIMI PODDANYMI. STOLICY JAKO TAKIEJ NIE BYŁO.
NIE WIADOMO CZY ARCHANIOŁ, CZY BAWÓŁ PRZYCZYNIŁ SIĘ DO POWSTANIA STOLICY W TYM MIEJSCU ALE NA PEWNO FASILADES WYKREOWAŁ  Z DUŻYM ROZMACHEM ZAMEK DAJĄCY PODWALINY STOLICY. SALE BANKIETOWE, JADALNE, SYPIALNIE, KOŚCIÓŁ, TARASY, BUDYNEK KRÓLEWSKIEGO ARCHIWUM SĄ MIESZANKĄ  RÓŻNYCH STYLÓW. TROCHĘ ETIOPSKICH, ARABSKICH, HINDUSKICH NAWET EUROPEJSKICH. NASTĘPCY FASILADESA POCZYTYWALI SOBIE ZA PUNKT HONORU BUDOWANIE WŁASNYCH ZAMKÓW, NIE SZCZĘDZĄC NA TO NAKŁADÓW. POWSTAŁA W TEN SPOSÓB, OTOCZONA MURAMI WSPANIAŁA KRÓLEWSKA DZIELNICA.

LICZY 6 ZAMKÓW, STAJNIE, BUDOWLE, KLATKI DLA LWÓW. OGLĄDAJĄC TO WSZYSTKO WYOBRAŻAM SOBIE PRZEJEŻDŻAJĄCYCH KONNO RYCERZY; ZNIKAJĄCE W OKNACH POSTACI WŁADCÓW, UWIĘZIONE W WIEŻACH KRÓLEWNY; KLATKI NIE DLA LWÓW ALE DLA SMOKÓW, KTÓRYCH POKONAJĄ RYCERZE. CAŁOŚĆ ZUPEŁNIE NIE PRZYSTAJE DO NASZEGO WYOBRAŻENIA AFRYKI. FASIL GHEBBI WYGLĄDA JAK SŁYNNY Z OKRĄGŁEGO STOŁU CAMELOT.

NASTĘPNIE ŁAPIEMY TUK-TUKA I OCZYWIŚCIE PO UPRZEDNICH TARGACH O CENĘ ZA PRZEJAZD JEDZIEMY DO KOŚCIOŁA DEBRE BIRHAN SELASSIE. KOŚCIÓŁ UFUNDOWAŁ CESARZ IYASU II. TO JEDYNY KOŚCIÓŁ W MIEŚCIE, KTÓRY – PONOĆ BRONIONY PRZEZ SAMEGO MICHAŁA ARCHANIOŁA – NIE ZOSTAŁ ZNISZCZONY PODCZAS ATAKU MAHADYSTÓW.

POŁOŻONY JEST NA WZGÓRZU, OTOCZONY KAMIENNYM MUREM, DRZEWAMI. PRZED SAMYM WEJŚCIEM ZOSTAJĘ SKIEROWANA DO PRZEJŚCIA, PRZEZ KTÓRE WCHODZĄ KOBIETY. MNICH REZYDUJĄCY W KOŚCIELE ZAPALA ŚWIATŁO.

PRZEPIĘKNY KOŚCIÓŁEK Z CUDOWNYM MALOWIDŁAMI POKRYWAJĄCYMI CAŁE ŚCIANY. TRZECH BIAŁOWŁOSYCH MĘŻÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH TRÓJCĘ ŚWIĘTĄ NA WPROST WEJŚCIA. POD NIMI UKRZYŻOWANY JEZUS. Z DRUGIEJ STRONY ŚWIĘTY JERZY ZABIJAJĄCY SMOKA, RÓŻNE SCENY BIBLIJNE: NARODZENIE, UKRZYŻOWANIE, ZDJĘCIE Z KRZYŻA, WNIEBOWSTĄPIENIE. NAPATRZEĆ SIĘ NIE MOŻNA. CORAZ TO ODKRYWAM NOWE POSTACI, KADRY. PODZIWIAM FINEZYJNE ZDOBIENIA, KOLORY JAKIE MAJĄ MALOWIDŁA. TWARZE OSÓB, ICH STROJE, ZWIERZĘTA, JEST TEGO TAK WIELE NA TAK MAŁEJ POWIERZCHNI.

PORTRET STRASZNEGO DIABŁA W KRWISTO CZERWONYM KOLORZE JAK OGNIE PIEKIELNE. Z SUFITU, WIELKIMI OCZAMI PATRZĄ ANIOŁY. JEDNE Z TROSKĄ, DRUGIE ZE WSPÓŁCZUCIEM, JESZCZE INNE Z ROZBAWIENIEM, SMUTKIEM, RADOŚCIĄ, ZDZIWIENIEM. KRĘCIMY SIĘ W KÓŁKO, ZADZIERAMY GŁOWY. USIŁUJEMY OGARNĄĆ I ZAPAMIĘTAĆ JAK NAJWIĘKSZĄ ILOŚĆ DETALI. WNĘTRZE DEBRE BIRHAN SELASSIE JEST ZJAWISKOWE. MNICH PATRZY NA NAS ZE STOICKIM SPOKOJEM. OCZYWIŚCIE ZOSTAJE WYNAGRODZONY ZA SWOJĄ CIERPLIWOŚĆ. NALEŻY MU SIĘ TO ABSOLUTNIE.

PO WYJŚCIU JESZCZE RAZ DOKŁADNIE PRZYPATRUJĘ SIĘ MUROWI OTACZAJĄCEMU KOŚCIÓŁ, JEGO 12-tu WIEŻOM SYMBOLIZUJĄCYM APOSTOŁÓW, I 13-tej, SYMBOLIZUJĄCEJ CHRYSTUSA. JAK DO TEJ PORY JEST TO DLA MNIE NAJPIĘKNIEJSZA RZECZ JAKĄ WIDZIAŁAM W ETIOPII.

WRACAMY DO CENTRUM GDZIE ZATRZYMUJEMY SIĘ PRZY RAS GHIMB, ALE PAŁAC JEST ZAMKNIĘTY WIĘC IDZIEMY DO POBLISKIEGO KOŚCIOŁA MEDHANE ALEM – SIEDZIBY BISKUPA GONDERU.

ROZDZIELAMY SIĘ. JA WCHODZĘ WEJŚCIEM DLA KOBIET. POMIESZCZENIE PEŁNE JEST ETIOPEK, KTÓRE BŁOGOSŁAWI KAPŁAN. KAŻĄ MI WYJŚĆ. WYCHODZĘ I WCHODZĘ INNYM WEJŚCIEM. IDĘ PO ZEWNĘTRZNYM OKRĘGU KOŚCIOŁA MAJĄCEGO KSZTAŁT ROTUNDY. RÓWNOLEGLE BIEGNIE DRUGI OKRĄG DO KTÓREGO MOŻNA WEJŚĆ PRZEZ SZEREG OTWARTYCH DREWNIANYCH DRZWI. SPOTYKAM MAPNIKA, KTÓRY MÓWI, ŻE CHODZI I NIE WIE JAK SIĘ DOSTAĆ DO ŚRODKA. IDĘ DALEJ I DOSTRZEGAM WEJŚCIE ZASŁONIĘTE KOTARĄ. WCHODZĘ PO PARU STOPNIACH, ZATRZYMUJĘ SIĘ I ODSŁANIAM POWOLI KAWAŁEK KOTARY. DOSTRZEGAM KAPŁANA, KTÓREGO WIDZIAŁAM WCZEŚNIEJ. ON TEŻ MNIE ZAUWAŻYŁ I WYKRZYWIA TWARZ. W SEKUNDZIE ORIENTUJĘ SIĘ, ŻE ZROBIŁAM COŚ, CZEGO NIE POWINNAM, WIĘC SIĘ ODWRACAM I SZYBKO IDĘ DO DRZWI USIŁUJĄC NATYCHMIAST WYJŚĆ Z TEJ CZĘŚCI KOŚCIOŁA. PO DWÓCH, TRZECH KROKACH CZUJĘ JAK KTOŚ MNIE Z TYŁU POPYCHA Z TAKĄ SIŁA, ŻE PRZELATUJĘ DWA, TRZY METRY I UDERZAM LEWĄ STRONĄ GŁOWY O DRZWI I LEWYM UDEM O KAMIENNY PRÓG. ZACZYNAM WRZESZCZEĆ WOŁAJĄC PIETRUSZKĘ. OBAJ Z MAPNIKIEM SĄ W CIĄGU KILKU SEKUND PRZY MNIE.  MÓWIĘ CO SIĘ STAŁO. MÓJ WRZASK ZWABIŁ JAKIŚ DUCHOWNYCH. KIEDY TŁUMACZYMY IM CO SIĘ STAŁO SĄ TROCHĘ WYSTRASZENI, ALE OD RAZU ZACZYNAJĄ SIĘ BRONIĆ. WEDŁUG NICH, TEN KTÓRY MNIE POPCHNĄŁ NIE JEST NORMALNY, A TAK W OGÓLE NIE NALEŻY DO ICH PARAFII.

NA CZOLE MAM GUZA WIELKOŚCI JAJKA. PYTAM PRZERAŻONA CZY MAM ROZCIĘTĄ GŁOWĘ. MAPNIK LEJE MI WODĘ NA GŁOWĘ I MÓWI, ŻE NIE. CHŁOPAKI STOJĄ NADE MNĄ I STWIERDZAJĄ, ŻE TRZEBA JECHAĆ DO LEKARZA BO TO ŹLE WYGLĄDA.

PODNOSZĄ MNIE I JEDZIEMY DO WSKAZANEGO PRZEZ MIEJSCOWYCH LEKARZA. POCZEKALNIA JEST PUSTA. PO CHWILI WCHODZĘ Z PIETRUSZKĄ DO GABINETU. LEKARZ BADA MI GŁOWĘ I UDO. NIE POWIEM, ROBI TO DOKŁADNIE. PRZY BADANIU UDA PISZCZĘ, ODCZUWAJĄC SPORY BÓL. LEKARZ WZYWA PIELĘGNIARKĘ KTÓRA PRZYKŁADA MI LÓD NA CZOŁO. DOSTAJĘ RECEPTĘ NA VOLTAREN, KTÓREGO – JAK WYNIKA Z ROZMOWY – PAN DOKTOR JEST FANEM.

CHŁOPAKI WIOZĄ MNIE DO DOMU, GDZIE DOSTAJĘ LÓD NA GŁOWĘ I DRINKA TEŻ Z LODEM DO RĘKI. OMAWIAMY CAŁE TO WYDARZENIE. ONI BYLI BARDZO BLISKO MNIE BO TEŻ SZUKALI WEJŚCIA DO ŚRODKA. JA ROZUMIEM, ŻE NARUSZYŁAM JAKIEŚ TABU ALE UŻYCIE WOBEC MNIE SIŁY FIZYCZNEJ BYŁO NIEDOPUSZCZALNE.
TAKIE WYDARZENIA UJAWNIAJĄ JAK ŁATWO JEST W IMIĘ ORTODOKSYJNOŚCI – FANATYZMU W CZYSTYM WYDANIU – POSUNĄĆ SIĘ DO UŻYCIA PRZEMOCY. NAWET GDYBYM SIĘ PCHAŁA DO ŚRODKA, CZY CHOCIAŻ POSTAWIŁA ZA TĄ KOTARĄ STOPĘ, DLA ZDROWO MYŚLĄCEGO CZŁOWIEKA JEST NIE DO POMYŚLENIA ZAATAKOWANIE OD TYŁU I TO KOBIETY. TO BYŁO DLA MNIE WSTRZĄSAJĄCE PRZEŻYCIE.

PO PARU GODZINACH KULEJĄC WSIADAM DO TUK-TUKA CO NIE JEST TAKIE PROSTE. NIE MOGĘ Z BÓLU ZGIĄĆ NOGI WIĘC WSUWAM SIĘ TYŁEM. JEDZIEMY NA KOLACJĘ DO HOTELU QUARA W CENTRUM. TO JEDEN Z BUDYNKÓW OTACZAJĄCYCH CENTRALNY PLAC – PIAZZA. WYBRALIŚMY GO RANO BO MA NI TO TARAS, NI TO BALKON, CZYLI MOŻNA JEŚĆ PATRZĄC Z WYSOKA NA INNYCH. WLOKĘ SIĘ TAM PODTRZYMYWANA Z DWÓCH STRON.

Z TARASU WIDAĆ PANORAMĘ MIASTA, DACHY, KOPUŁY, W DOLE SPIESZĄCYCH SIĘ GDZIEŚ LUDZI, PĘDZĄCE TUK-TUKI. CENTRUM JEST OŚWIETLONE. NIE JEST TO MOŻE NOWY JORK NOCĄ ALE I TAK PRZYJEMNIE POPATRZEĆ. DOSTAJEMY KARTĘ. JAK W KAŻDYM ETIOPSKIM MENU WIELE DAŃ SERWOWANE JEST Z INDŻERĄ, SĄ MAKARONY, TIBS (POCIĘTE NA KAWAŁKI MIĘSO SMAŻONE NA MAŚLE Z WARZYWAMI), PIZZA. DLA CUDOZIEMCÓW ODWIEDZAJĄCYCH LOKAL MENU MA BARDZIEJ LUB MNIEJ ROZBUDOWANE MAKARONY. MOŻNA TEŻ TRAFIĆ SAŁATKĘ Z POMIDORÓW. TO FAJNE MIEJSCE I NIE NAJGORSZE JEDZENIE BYŁO WARTE MOJEGO WYSIŁKU.

.

>     ZOBACZ FOTY     <

.

.

Komentarze

Dodaj komentarz