.
O 6 RANO WYJEŻDŻAMY DO PLEMIENIA MURSI. MUSIMY NAJPIERW DOJECHAĆ DO PARKU NARODOWEGO MAGO. STAMTĄD DO WIOSEK MURSI.
MURSI, NAJBARDZIEJ WIDOWISKOWE DLA TURYSTÓW KOCZOWNICZE PLEMIĘ, ZAJMUJE SIĘ Z JEDNEJ STRONY UPRAWĄ SORGO, KUKURYDZY CZY CIECIORKI, Z DRUGIEJ ZAŚ HODOWLĄ – WYPASANIEM BYDŁA. ZAJMUJĄCY SIĘ BYDŁEM POZOSTAJĄ W GŁĘBI LĄDU NA TRAWIASTYCH TERENACH. CI, KTÓRZY UPRAWIAJĄ ZIEMIĘ, PRZEMIESZCZAJĄ SIĘ ZGODNIE Z WYLEWAMI RZEK OMO I MAGO ORAZ PORĄ DESZCZOWĄ. ZAPEWNIA TO DWUKROTNE ZBIORY. O ILE WYLEWY RZEKI OMO SĄ W MIARĘ REGULARNE, O TYLE PORA DESZCZOWA NIE. JEŻELI DESZCZU JEST MAŁO PLONY NIE SĄ OBFITE.
TRZODA MA SZCZEGÓLNE, PODWÓJNE ZNACZENIE. ZAPEWNIA NIE TYLKO MLEKO, MIĘSO, MOŻLIWOŚĆ HANDLU. POZWALA TAKŻE NA ZAPŁATĘ ZA WYBRANKĘ PRZEZ CHCĄCEGO SIĘ ŻENIĆ MŁODZIEŃCA. ZWYCZAJOWO JEST TO 38 SZTUK INWENTARZA ODDAWANE OJCU PANNY MŁODEJ. POTEM ON ROZDYSPONOWUJE BYDŁO POMIĘDZY CZŁONKÓW RODZINY. MURSI CHRONIĄ WIĘC SWOJE BYDŁO Z BRONIĄ W RĘKU. KONFLIKTY MIĘDZYPLEMIENNE WYBUCHAJĄ Z POWODU WZAJEMNYCH KRADZIEŻY BYDŁA.
CIEKAWY JEST UKŁAD SPOŁECZNY MURSI. PLEMIĘ DZIELI SIĘ NA GRUPY WIEKOWE. PRZY CZYM DOTYCZY TO TYLKO MĘŻCZYZN. ZAMĘŻNA KOBIETA PRZYNALEŻY Z MOCY PRAWA DO GRUPY MĘŻA.
Z PRZYNALEŻNOŚCIĄ DO GRUPY WIĄŻE SIĘ SZEREG OBOWIĄZKÓW. GRUPA DZIECI 8-9 LETNICH ODPOWIEDZIALNA JEST ZA WYPAS KÓZ, NASTĘPNIE PRZECHODZI DO STARSZEJ GRUPY, ODPOWIEDZIALNEJ ZA WYPAS BYDŁA. DOROSŁOŚĆ UZYSKUJE SIĘ WCHODZĄC DO GRUPY, W KTÓREJ MOŻNA UCZESTNICZYĆ W POJEDYNKACH NA KIJE. POTEM JEST GRUPA OCHRANIAJĄCA BYDŁO, ASYSTUJĄCA RADZIE STARSZYCH. OSTATNIA TO MĘŻCZYŹNI STANOWIĄCY RADĘ STARSZYCH. RADA STARSZYCH PODEJMUJE DECYZJE KOLEGIALNIE. ORGANIZOWANE SĄ CEREMONIE FORMOWANIA SIĘ GRUP WIEKOWYCH.
ZARÓWNO KOBIETY JAK I MĘŻCZYŹNI ZDOBIĄ SWOJE CIAŁO. KOBIETY NIEZALEŻNIE OD NACINANIA WARG, W KTÓRE WKŁADANE SĄ KRĄŻKI DOKONUJĄ NACIĘĆ NA KLATCE PIERSIOWEJ. RANY POCIERA SIĘ KURZEM I PIASKIEM, TAK ABY GOIŁY SIĘ W OKREŚLONY WZÓR. MĘŻCZYŹNI MAJĄ ZNAKI NA RAMIONACH. NOSZĄ KOLOROWE KOCE PRZEWIĄZANE PRZEZ JEDNO RAMIĘ. KOBIETY SPÓDNICZKI ZE SKÓRY.
NACINANIA WARGI U DZIECKA DOKONUJE MATKA. W NACIĘCIE WKŁADA SIĘ DREWNIANĄ ZATYCZKĘ. PO ZAGOJENIU RANY POSZERZA SIĘ NACIĘCIE PRZEZ WKŁADANIE CORAZ TO WIĘKSZYCH KRĄŻKÓW. WIELKOŚĆ OTWORU JAKI POWSTAJE WIĄŻE SIĘ Z ZAMOŻNOŚCIĄ KOBIETY A KRĄŻEK Z DOJRZAŁOŚCIĄ. GOTOWOŚCIĄ DO POSIADANIA POTOMSTWA.
MŁODZI MĘŻCZYŹNI TOCZĄ MIĘDZY SOBĄ WALKI NA DŁUGIE KIJE. KIJE MIERZĄCE 2 m WYKONANE SĄ ZE SPECJALNEGO GATUNKU DRZEWA. ZAWODNICY MAJĄ POMALOWANE CIAŁA, MASKI. PRZYGOTOWUJĄ SIĘ DO WALKI KILKA TYGODNI.
WALKA MA SWOJE REGUŁY, OCENIANA JEST PRZEZ SĘDZIÓW. MOŻE TRWAĆ KILKA DNI. KOŃCZY SIE POWALENIEM PRZECIWNIKA NA ZIEMIĘ. STAWKĄ JEST NIE TYLKO SMAK ZWYCIĘSTWA, ALE I ZACHWYT W OCZACH DZIEWCZYN. POZA WSZYSTKIM SŁUŻY CHYBA TAKŻE DO ROZŁADOWYWANIA AGRESJI. MURSI UWAŻANI SĄ ZA ZADZIORNE I OBCESOWE PLEMIONA.
PLEMIĘ WYRÓŻNIAJĄ 4 RODZAJE MAŁŻEŃSTWA: ARANŻOWANE PRZEZ RODZICÓW, ZAWARTE DOBROWOLNIE, ZAWARTE PRZEZ UPROWADZENIE LUB DZIEDZICZENIE.
JEST CIEMNO I GŁUCHO. PO DRODZE MIJAMY JEDEN LUB DWA SAMOCHODY PORUSZAJĄCE SIĘ JAK WIDMA. PO OKOŁO GODZINIE JAZDY DOSIADA SIĘ DO NAS STRAŻNIK Z BRONIĄ W RĘKU. ZNAK, ŻE WJECHALIŚMY NA TEREN PARKU NARODOWEGO MAGO.
PO MNIEJ WIĘCEJ 50 MINUTACH DOSTRZEGAMY PARĘ CHAT MURSI. WYDAJE MI SIĘ, ŻE JAZDA TRWA BARDZO KRÓTKO. Z INFORMACJI PRZEWODNIKÓW I Z TEGO CO PISZĄ BLOGERZY POWINNA TRWAĆ ZNACZNIE DŁUŻEJ, OKOŁO 3 GODZIN.
WJEŻDŻAMY DO MAŁEJ WIOSKI. WYSIADAMY ALE NASZ KIEROWCA ZOSTAJE W AUCIE. NIE PODCHODZI DO NAS TEŻ ŻADEN MIEJSCOWY PRZEWODNIK. STRAŻNIK STOI Z BOKU. JESTEŚMY ZUPEŁNIE ZDEZORIENTOWANI I NIE BARDZO WIEMY, W KTÓRĄ STRONĘ MAMY SIĘ OBRÓCIĆ. CZŁONKOWIE PLEMIENIA PODCHODZĄ BLIŻEJ. WIDZĘ PARĘ KOBIET Z CHARAKTERYSTYCZNIE ZWISAJĄCYMI WARGAMI.
NA PIERWSZY PLAN WYSUWA SIĘ MŁODY CZŁOWIEK O POMALOWANEJ W BIAŁE PASKI TWARZY. NI TO KRZYWI SIĘ NI TO UŚMIECHA. ROBI MINY, MACHA RĘKAMI, DOMAGA SIĘ ZDJĘĆ. POKAZUJE RĘKĄ, ŻE MAMY IŚĆ DALEJ. NIE BARDZO ORIENTUJEMY SIĘ JAK PORUSZAĆ SIĘ PO WIOSCE. UZBROJONY SKAUT NIE REAGUJE.
POSUWAMY SIĘ NAPRZÓD OTOCZENI GRUPKĄ MURSI, KTÓRYM PRZEWODZI TEN Z POMALOWANĄ TWARZĄ. POZUJE, WYKRZYWIA TWARZ, JEST NATARCZYWY W CIĄGŁYM DOPRASZANIU SIĘ ZDJĘĆ. CHYBA MU SIĘ WYDAJE, ŻE JEST SUPER GWIAZDĄ FILMOWĄ. KIEDY USIŁUJEMY PODEJŚĆ DO KOBIET BY JE SFOTOGRAFOWAĆ PRZESZKADZA NAM.
ZNAJDUJEMY SIĘ MIĘDZY CHATAMI WIOSKI. KOBIETY NIE PATRZĄ NA NAS ŻYCZLIWIE. CHCĄ SPRZEDAĆ SŁYNNE KRĄŻKI. TE UMIESZCZANE W NACIĘTYCH WARGACH. NA BIODRACH MAJĄ KRÓCIUTKIE SPÓDNICZKI, NA SZYI OZDOBY. NAGLE ZACZEPIA NAS JAKIŚ INNY CZŁONEK PLEMIENIA, CHYBA MU CHODZI O PIENIĄDZE ZA WEJŚCIE. ROBI SIĘ NIEPRZYJEMNIE. CYKAMY JESZCZE KILKA ZDJĘĆ I WRACAMY DO AUTA GDZIE SPOKOJNE LEŻY SOBIE NASZ KIEROWCA.
ZIRYTOWANI ZAISTNIAŁĄ SYTUACJĄ CHCEMY ABY NAS ZAWIÓZŁ DO INNEJ WIOSKI. KIEROWCA PROTESTUJE, BO NIBY W CENIE JEST JEDNO MIEJSCE. MAPNIK ZDENERWOWANY BO JEGO ZDANIEM CAŁA TA WIZYTA NARUSZYŁA MU POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA.
JESTEŚMY JUŻ TAK WNERWIENI, ŻE PO KOLEJNEJ WYMIANIE ZDAŃ PIETRUSZKA STWIERDZA: “SAMI ZAPŁACIMY ZA NASTĘPNĄ WIOSKĘ, A POTEM ROZLICZYMY TO Z ADDISEM”. MOJE PODEJRZENIA, ŻE TEN CAŁY KIEROWCA TO ŻADEN BRAT ADDISA SĄ CAŁKIEM SŁUSZNE.
W DRUGIEJ WIOSCE BYŁO INACZEJ. USTALILIŚMY CENĘ ZA WEJŚCIE NA JEJ TEREN. NIE BYŁO Z TYM PROBLEMÓW BO CENA ZA WEJŚCIE DO WIOSKI JEST CHYBA STAŁA. JAKO TŁUMACZ PRZY WEJŚCIU POSŁUŻYŁ NAM SKAUT.
O TYM, ŻE ZA ZDJĘCIA PŁACI SIĘ OSOBNO WIEMY.
CHATY MURSI USADOWIONE SĄ MIĘDZY KRZAKAMI, DRZEWAMI. TOWARZYSZY NAM CHYBA WÓDZ ALBO JAKIŚ STARSZY Z PLEMIENIA. JEST W MIARĘ ŻYCZLIWY. PRZYNAJMNIEJ NA TYLE NA ILE MOŻNA WYWNIOSKOWAĆ Z JEGO ZACHOWANIA. SPOGLĄDAMY NA CHATY PRZED KTÓRYMI SIEDZĄ MŁODE KOBIETY Z MAŁYMI DZIEĆMI NA RĘKACH. WIDAĆ, ŻE DZIECI KARMIONE SĄ JESZCZE PIERSIĄ. ROBIMY ZDJĘCIA OCZYWIŚCIE ZA OPŁATĄ 5 BIRR. KOBIETY JAK W POPRZEDNIEJ WIOSCE TROCHĘ NATARCZYWE. CZŁONKOWIE PLEMIENIA ZNAJĄ SWOJE OBOWIĄZKI I USTAWIAJĄ SIĘ DO ZDJĘĆ. NIE MOGĄ PRZEPUŚCIĆ OKAZJI DO ZAROBIENIA PARU GROSZY. TROCHĘ TO BŁĘDNE KOŁO, BO ZDJĘCIE JEST NAJCIEKAWSZE KIEDY OBIEKT FOTOGRAFOWANY O TYM NIE WIE. Z DRUGIEJ STRONY ROBIENIE ZDJĘĆ ZNIENACKA RODZI OD RAZU PODEJRZENIE I REAKCJĘ, ŻE TURYSTA NIE CHCE ZA NIE ZAPŁACIĆ. TAK JAK POPRZEDNIO NIKT NAM NIC NIE OBJAŚNIA, NIE OPOWIADA O PLEMIENIU. NIE MAMY Z KIM SKONFRONTOWAĆ NASZEJ WIEDZY O MURSICH.
POJAWIA SIĘ NOWA GRUPA TURYSTÓW. NATYCHMIAST CAŁA UWAGA PLEMIENIA SKUPIA SIĘ NA NIEJ. JEST SZANSA NA KOLEJNE PIENIĄDZE. Z TĄ GRUPĄ LUDZI JEST PRZEWODNIK. OD RAZU WIDAĆ INNĄ JAKOŚĆ ZWIEDZANIA. ZAINTERESOWANIE NAMI SPADA DO ZERA. SPOKOJNIE WRACAMY DO SAMOCHODU.
NA ŚNIADANIE DOJECHALIŚMY O godz. 10:30 DO TEJ SAMEJ RESTAURACJI W KTÓREJ JEDLIŚMY KOLACJĘ. PO DRODZE ZATRZYMALIŚMY ABY POMÓC LUDZIOM KTÓRYCH AUTO MIAŁO PROBLEM. OKAZAŁO SIĘ ŻE PODRÓŻUJE NIM GRUPA MŁODYCH POLAKÓW. POGADALIŚMY CHWILĘ. BYLIŚMY GŁÓWNIE ZAINTERESOWANI ICH WIZYTĄ U MURSICH, PLANEM PODRÓŻY. Z TEGO CO MÓWILI BYLI ZUPEŁNIE GDZIE INDZIEJ. PODOBAŁO IM SIĘ.
RUSZYLIŚMY DALEJ. NIE MOGLIŚMY IM POMÓC. CZEKALI NA DRUGI SAMOCHÓD.
W RESTAURACJI O TEJ GODZINIE BYŁO PUSTAWO. USIEDLIŚMY W CIENIU. ZACZYNAŁO SIĘ ROBIĆ CIEPŁO. ZAMÓWILIŚMY ŚNIADANIE. STANDART. DOMAGALIŚMY SIĘ OD KIEROWCY KONTAKTU Z ADDISEM. KIEROWCA POWIEDZIAŁ, ŻE ADDIS PRZYJEDZIE ZA GODZINĘ.
ZJEDLIŚMY ŚNIADANIE, WYPILIŚMY PO DWIE HERBATY I CZEKAMY. PO PRAWIE PÓŁTOREJ GODZINY POSZLIŚMY DO KIEROWCY CHCĄC, ABY ZAWIÓZŁ NAS NA TARG DO KEY AFER ZGODNIE Z PLANEM. ILEŻ MOŻNA CZEKAĆ. NIE BARDZO CHCIAŁ JECHAĆ. UWAŻAŁ, ŻE TRZEBA ZACZEKAĆ NA ADDISA.
W KOŃCU ADDIS SIĘ POJAWIŁ. OD RAZU WIDAĆ BYŁO, ŻE JEST RASTAFARIANINEM. CZERWONO ZIELONO ŻÓŁTA, ZROBIONA Z WŁÓCZKI, CZAPECZKA I DŁUGIE DREDY.
POWITAŁ NAS UŚMIECHEM PRZEPROSIŁ ZA NIEDOGODNOŚCI ALE NICZEGO NIE WYJAŚNIŁ. ANI DLACZEGO NIE MIELIŚMY PRZEWODNIKA, ANI DLACZEGO NIE POJECHAŁ RANO Z NAMI SKORO POPRZEDNI KLIENCI PRZEDŁUŻYLI POBYT TYLKO O JEDEN, CZYLI WCZORAJSZY DZIEŃ. OŚWIADCZYLIŚMY, ŻE POTRĄCIMY Z NALEŻNOŚCI KWOTĘ DRUGIEGO WEJŚCIA DO MURSICH, ZDYSKREDYTOWALIŚMY HOTEL BEZ CIEPŁEJ WODY, NIE MÓWIĄC JUŻ NIC O TYM GRUCHOCIE, KTÓRYM ODBYLIŚMY KILKUGODZINNĄ JAZDĘ.
CO Z TEGO, ŻE KIEROWCĄ PROWADZIŁ DOBRZE, KIEDY NIE MIAŁ POJĘCIA O TYM CO MA ROBIĆ, JAKA JEST NASZA TRASA, NIE BYŁ NAMI SPECJALNIE ZAINTERESOWANY. OCZYWISTYM BYŁO RÓWNIEŻ, ŻE TO ŻADEN BRAT.
PRZESIEDLIŚMY SIĘ DO WYGODNEGO, KLIMATYZOWANEGO AUTA I POJECHALIŚMY NA TARG DO KEY AFER.
.
.
NA DUŻEJ PRZESTRZENI LEŻĄ POROZKŁADANE NA ZIEMI NAJRÓŻNIEJSZE RZECZY, TOWARY DO SPRZEDANIA. W JEDNEJ CZĘŚCI ARTYKUŁY JEDZENIOWE, W DRUGIEJ NACZYNIA, W TRZECIEJ RĘKODZIEŁO MOŻNA POWIEDZIEĆ ARTYSTYCZNE, GŁÓWNIE NASZYJNIKI, BRANSOLETKI, NARAMIENNIKU, OPASKI NA GŁOWĘ.
JEST TEŻ MIEJSCE GDZIE SPRZEDAJE SIĘ MIEJSCOWY NAPÓJ. CHYBA COŚ JAK PIWO PRZY KTÓRYM STOI TŁUM LUDZI.
ADDIS PROWADZI NAS PRZEZ TEN TARG ALE NIE UDZIELA ŻADNYCH INFORMACJI O PLEMIONACH KTÓRE WYSTAWIAJĄ SWOJE TOWARY, O ICH ZWYCZAJACH, O TYM PO CZYM ROZPOZNAĆ JEDNYCH OD DRUGICH. OGRANICZA SIĘ DO STWIERDZENIA, ŻE TO SĄ HAMEROWIE A TO BANA.
KIEDY PRZECHODZIMY OBOK “BIŻUTERII” SPRZEDAWCY ZACHWALAJĄ TOWARY, NAKŁANIAJĄ NAS DO KUPNA. ROBIĄ TO Z UŚMIECHEM, TARGUJEMY SIĘ. ADDIS WYKORZYSTUJE TE TARGI DO ZAGADYWANIA CO ŁADNIEJSZYCH DZIEWCZYN. NICZEGO NIE KUPUJEMY BO WSZYSTKO WYDAJE NAM SIĘ ZA DROGIE. NASZYJNIKI, BRANSOLETKI , OPASKI ZROBIONE SĄ Z KORALIKÓW POŁĄCZONYCH SZNURECZKIEM CZY RZEMYKIEM. SĄ BARDZO ETNICZNE I FAJNIE WYGLĄDAJĄ ALE TYLKO W TAMTEJSZEJ SCENERII. A CENY KTÓRE ŻĄDAJĄ SPRZEDAWCY TO KONCERT ŻYCZEŃ.
PIETRUSZKA ULEGŁ I KUPIŁ OD WYJĄTKOWO WYTRWAŁEGO SPRZEDAWCY, KTÓRY SZEDŁ ZA NAMI, OPASKĘ NA GŁOWĘ. TAKĄ DLA PODTRZYMANIA CZY ODGARNIĘCIA WŁOSÓW. CAŁA Z KORALIKÓW CZERWONO-ZIELONYCH. NADAŁA MU ZDECYDOWANIE PLEMIENNY WYGLĄD. MOŻNA JĄ TEŻ BYŁO UŻYĆ JAKO PASEK ALE CHYBA TYLKO PRZY TALII OSY.
WŁAŚCIWIE TEN TARG NIE ZROBIŁ NA MNIE JAKIEGOŚ SZCZEGÓLNEGO WRAŻENIA. NIE BYŁ ANI SPECJALNIE KOLOROWY, ANI CIEKAWY. NIE PORAŻAŁ ATRAKCYJNOŚCIĄ CZY ILOŚCIĄ TOWARÓW, ATMOSFERĄ JAKA Z REGUŁY TOWARZYSZY TAKIM IMPREZOM.
UZNALIŚMY, ŻE NIC TAM PO NAS I ZARZĄDZILIŚMY JAZDĘ DO HOTELU, Z CIEPŁĄ WODĄ !!!
JESZCZE PRZED WYJAZDEM Z KEY AFER DO TURMI, GDZIE MIELIŚMY MIESZKAĆ PRZEZ POZOSTAŁE KILKA DNI POBYTU W DOLINIE OMO, PADŁA, ZE STRONY ADDISA PROPOZYCJA WSTĄPIENIA NA PIWO DO NI TO BARU NI TO RESTAURACJI. DOŁĄCZYŁ DO NAS JAKIŚ JEGO KUMPEL.
ZNALEŹLIŚMY SIĘ W TYPOWYM ETIOPSKIM LOKALU POŁOŻONYM OBOK TARGOWISKA – NASA HOTEL. RUCH DOŚĆ DUŻY. ZARÓWNO MIEJSCOWI JAK I TURYŚCI. CHŁOPAKI ZAMÓWILI SOBIE PIWO. DLA MNIE NIESTETY NIC TAM NIE BYŁO.
ADDIS CHWILĘ SIEDZIAŁ Z NAMI CHWILĘ POTEM POSZEDŁ SIĘ Z KIMŚ PRZYWITAĆ. MY Z KOLEI ZAPRZYJAŹNILIŚMY SIĘ Z CAŁY CZAS ŚMIEJĄCYM SIĘ, MÓWIĄCYM JAK KARABIN MASZYNOWY WŁOCHEM Z NEAPOLU.
WIDZIAŁAM JAK NASZ PILOT ZAJADAŁ LUNCH PRZY INNYM STOLIKU, ALE NAM JEDZENIA NIE ZAPROPONOWAŁ CHOCIAŻ POWINIEN ZGODNIE Z UMOWĄ.TO, ŻE PORA LUNCHU MINĘŁA BYŁO BEZ ZNACZENIA.
W KOŃCU RUSZYLIŚMY DO TURMI. JAZDA TRWAŁA OKOŁO 1,5 GODZINY. PÓŹNYM POPOŁUDNIEM DOJECHALIŚMY DO KIZO LODGE. HOTEL OKAZAŁ SIĘ BYĆ TAK PRZYZWOITY JAK WYNIKAŁO Z OPISU. WŁAŚCIWIE TO NIE BYŁ HOTEL W SENSIE JEDNEGO BUDYNKU. NA OGRODZONYM TERENIE DUŻE BETONOWE BUNGALOWY. PROWADZĄ DO NICH DRÓŻKI. CENTRALNIE POSADOWIONA JEST RESTAURACJA W KSZTAŁCIE ROTUNDY. WSZĘDZIE NOWO POSADZONE DRZEWKA, KRZEWY. OŚRODEK SIĘ DOPIERO TWORZY ALE WIDAĆ STARANIA O TO ABY BYŁO ZIELONO I ŁADNIE.
W ŚRODKU BUNGALOWU ŁÓŻKO LUB DWA Z MOSKITIERĄ, MAŁY STOLIK Z KRZESŁAMI W OGRODOWYM STYLU I DWA POSTUMENTY WYCHODZĄCE RÓWNOLEGLE ZE ŚCIANY Z OKNAMI, ODLEGŁE OD SIEBIE NA OKOŁO 1 METRA. ICH PŁASZCZYZNA WYNOSIŁA OKOŁO 25 x 25 cm. DO KOŃCA NIE POJĘŁAM MYŚLI ARCHITEKTONICZNEJ TYCH TAJEMNICZYCH PÓŁSŁUPKÓW. OŚRODEK JEST NOWY WIĘC NIE MA MOWY O POZOSTAŁOŚCIACH Z INNEJ EPOKI. MOŻE MIAŁY STANOWIĆ REGAŁ CZY MINI SZAFKĘ ? NAM SŁUŻYŁY JAKO MIEJSCE NA KTÓRYM MOŻNA BYŁO POŁOŻYĆ NP. WALIZKĘ, TORBĘ . BYŁY NA TYLE WYSOKO, ŻE NIE TRZEBA BYŁO SIĘ SCHYLAĆ.
W POZOSTAŁEJ CZĘŚCI PRZESTRONNEGO POMIESZCZENIA MOŻNA BYŁO TAŃCZYĆ.
WIECZÓR MIELIŚMY SPĘDZIĆ SAMI. PROSILIŚMY ADDISA O KUPNO GAZOWANEJ WODY MINERALNEJ. OBIECAŁ PRZYWIEŹĆ JĄ DO HOTELU. ROZPAKOWALIŚMY SIĘ I PODESZLIŚMY DO RESTAURACJI. WYBÓR KOLACJI BYŁ JAK TOTOLOTEK. CO WYBRALIŚMY JAKIEŚ DANIE Z MENU TO NIE TRAFILIŚMY, BO GO NIE BYŁO. Z BRAKU JAKICHKOLWIEK TRAFIEŃ ZAPYTALIŚMY CO MOŻEMY DOSTAĆ DO JEDZENIA. KURCZAK, ALE TRZEBA CZEKAĆ. BĘDZIEMY CZEKAĆ.
WODY GAZOWANEJ NIE MA. CHŁOPAKI BIORĄ PIWO. PO JAKIEJŚ GODZINIE PRZYNOSZĄ KURCZAKA. TAK TWARDEGO NIGDY NIE JEDLIŚMY. WŁAŚCIWIE TO NIE DAŁO SIĘ GO ZJEŚĆ. BYŁ JAK Z KAMIENIA. MOWY NIE BYŁO O JEGO POKROJENIU, A CO DOPIERO O POGRYZIENIU.
ALE ZA TO BYŁA CIEPŁA WODA. MIELIŚMY TEŻ W NASZYCH ZAPASACH COŚ NA POPRAWIENIE NASTROJU.
.
.
.