.
IM WCZEŚNIEJ PRZYCHODZIMY NA ŚNIADANIE TYM DŁUŻEJ NA NIE CZEKAMY. A JESTEŚMY SAMI W RESTAURACJI. PRZYGOTOWANIE TRZECH OMLETÓW ZAJMUJE KUCHARZOWI CODZIENNIE GODZINĘ. POTEM CHYBA ODDAJE SIĘ ZASŁUŻONEMU ODPOCZYNKOWI.
W HOTELU NIE MA WIELU GOŚCI CHOCIAŻ JEST – NASZYM ZDANIEM – FAJNY.
DZISIAJ W PLANIE PLEMIĘ DASSANECHÓW. MUSIMY DOJECHAĆ DO RZEKI OMO, PRZEPRAWIĆ SIĘ NA DRUGI BRZEG GDZIE PLEMIĘ MA SWOJĄ WIOSKĘ.
DOWIADUJĘ SIĘ, ŻE JAZDA POTRWA GODZINĘ. KOLEJNY RAZ OKAZUJE SIĘ, ŻE TO NIE TAK JAK TO OPISUJĄ BLOGERZY I PRZEWODNIKI. DROGA, TAK JAK TA DO PLEMIENIA MURSI, WEDŁUG OPISÓW MA BYĆ POKONYWANA W TRUDZIE I ZNOJU I TRWAĆ DWIE DO TRZECH GODZIN. A MY JEDZIEMY SPOKOJNIE, RÓWNĄ DROGĄ I TO TROCHĘ PONAD GODZINĘ. TO JAKAŚ KOLEJNA UNOWOCZEŚNIONA I PRZEBUDOWANA DROGA. INFRASTRUKTURĘ BUDUJĄ TUTAJ CHIŃCZYCY. WIDAĆ SZYBKO IM TO IDZIE.
NAD RZEKĄ, W CIENIU DRZEW, SIADAMY PRZY MAŁYM STOLICZKU ABY SIĘ CZEGOŚ NAPIĆ. DOSIADA SIĘ DO NAS MIEJSCOWY PRZEWODNIK.
MAŁE PLASTIKOWE STOLIKI NA TRAWIE, BAR, KELNERKA CZYLI ZAPLECZE GASTRONOMICZNE.
SAMA RZEKA JEST ROZLEGŁA, W KOLORZE BEŻOWYM, MA DOŚĆ STROME BRZEGI POROSŁE JAKĄŚ TRAWĄ. NURT MA SPOKOJNY, LENIWY. WSTĘGA KAWY Z MLEKIEM.
PO PARUNASTU MINUTACH PRZEPRAWIAMY SIĘ DŁUBANKAMI NA DRUGA STRONĘ RZEKI.
NAJPIERW ZEJŚCIE PO LEKKO STROMYM BRZEGU. POTEM SKOK DO DŁUBANKI I NATYCHMIASTOWE KUCNIĘCIE, KLĘKNIĘCIE LUB SIAD NA DNIE, BO INACZEJ WYPADNIEMY DO WODY. CZÓŁNO CHYBOCZE SIĘ NA WSZYSTKIE STRONY.
ŁAPIEMY JAKOŚ RÓWNOWAGĘ. NAJGORZEJ MA MAPNIK – Z RACJI WZROSTU.
PRZEWOŹNICY STOJĄC NA TEJ PSEUDO ŁÓDCE ZA POMOCĄ DŁUGICH WIOSEŁ WPRAWIAJĄ JĄ W RUCH. OD CZASU DO CZASU SPADAJĄ NA NAS KROPLE WODY Z POWODU ICH ZBYT ZAMASZYSTYCH RUCHÓW.
RZEKA JEST PEŁNA WIRÓW, RÓŻNEGO RODZAJU ŻYJĄTEK DLA NAS NIEBEZPIECZNYCH, ZDARZA SIĘ TEŻ KROKODYL ALE NIGDZIE GO NIE WIDAĆ.
PRZYBIJAMY I ZOSTAJEMY WCIĄGNIĘCI NA DRUGI BRZEG. TYM RAZEM TRZEBA ZROBIĆ WYSKOK, CZYLI NASKOK NA BRZEG.
IDZIEMY SPACERKIEM PRZEZ POLA UPRAWIANE Z WYKORZYSTANIEM ZASOBÓW WODY Z RZEKI. NAWADNIA SIĘ JE STOSUJĄC NOWOCZESNE SPOSOBY IRYGACJI. TO NOWY PROGRAM PAŃSTWA MAJĄCY NA CELU UNIEZALEŻNIENIE ROLNICTWA OD PORY DESZCZOWEJ. TAK TŁUMACZY MIEJSCOWY PRZEWODNIK.
W PEWNYM MOMENCIE POJAWIA SIĘ OBOK MOJEGO BOKU MŁODY, BARDZO SZCZERBATY CHŁOPAK I MÓWI, ŻE MA NA IMIĘ ZEBRA. JAK ZEBRA. SZCZERZY SIĘ DO MNIE BARDZO SYMPATYCZNIE. I TAK SOBIE RAZEM DOCHODZIMY DO WIOSKI.
UPAŁ JEST NIEMIŁOSIERNY.
WCHODZIMY NA TEREN OSADY. SZEREGI OKRĄGŁYCH CHAŁUPEK Z OTWORAMI WEJŚCIOWYMI.
PRZEWODNIK OPISUJE DOMOSTWA ZROBIONE DOSŁOWNIE ZE WSZYSTKIEGO CO MOŻNA ZNALEŹĆ. BLACHA, PAPIER, TEKTURA, DREWNO, PLASTIK POŁĄCZONE TAK ABY STWORZYĆ OCHRONĘ PRZED SŁOŃCEM I DESZCZEM. MIMO RÓŻNORODNOŚCI BUDULCA WYGLĄDAJĄ SCHLUDNIE. PLEMIĘ NIE NALEŻY DO BOGATYCH.
OPOWIADA JAKIMI LUDŹMI SĄ CZŁONKOWIE PLEMIENIA, JAKIE MAJĄ ZASADY, OBYCZAJE. PODKREŚLA ICH GODNOŚĆ I DUMĘ. RODZAJE MAŁŻEŃSTW SĄ JAK U INNYCH. ZA PANNĘ MŁODĄ TRZEBA JAK WSZĘDZIE ZAPŁACIĆ. MA WIEDZĘ I DOBRZE OPOWIADA. TERENY DASANECHÓW, MIMO ŻE POŁOŻONE PRZY RZECE SĄ PUSTYNNE. UPRAWA ROLI JEST TRUDNA. PLEMIĘ ZAJMUJE SIĘ TAKŻE HODOWLĄ BYDŁA, RYBOŁÓWSTWEM. ZNANI SĄ Z POLOWAŃ NA KROKODYLE.
PYTAM GO O KLANY NA KTÓRYCH OPARTA JEST STRUKTURA PLEMIENNA. KLANY SĄ BARDZO ISTOTNE, BO POSIADAJĄ RÓŻNE MOCE. KLAN WODY I KROKODYLI POSIADA MOC PANOWANIA NAD KROKODYLAMI I WODĄ, INNY KLAN MA MOC UZDRAWIANIA, JESZCZE INNY ODSTRASZANIA WROGA OD KRADZIEŻY BYDŁA ALBO UZDRAWIANIA OD UKĄSZENIA WĘŻA.
WOKÓŁ NAS GROMADZI SIĘ TŁUMEK. CHĘTNIE POZUJĄ DO ZDJĘCIA.
MĘŻCZYŹNI NOSZĄ SARONG CZYLI KAWAŁEK MATERIAŁU OWINIĘTY WOKÓŁ BIODER, KOBIETY SPÓDNICZKI. NOSZĄ TEŻ RÓŻNORAKIE OZDOBY,
NAGLE ZACZYNA SIĘ COŚ DZIAĆ. WSZYSCY ZBIEGAJĄ SIĘ PRZY JEDNEJ Z CHAT I GWAŁTOWNIE COŚ MÓWIĄ. WYGLĄDA TO NA KŁÓTNIĘ CZY JAKIŚ PLEMIENNY ZATARG. UCZESTNICZY W TEJ AWANTURZE CORAZ WIĘCEJ DASANECHÓW.
PYTAMY O CO CHODZI. OKAZUJE SIĘ PLEMIĘ OTRZYMAŁO PACZKI Z DARAMI. TERAZ NIEKTÓRZY CZŁONKOWIE NALEGAJĄ NA ICH OTWARCIE. WSZYSCY GWAŁTOWNIE RZUCAJĄ SIĘ W JEDNO MIEJSCE. Z KŁĘBOWISKA LUDZI DOCHODZĄ KRZYKI. CI Z TYŁU USIŁUJĄ SIĘ PRZECISNĄĆ DO PRZODU.
DOMYŚLAMY SIĘ, ŻE PACZKA ZOSTAŁA OTWARTA. ZACZYNA SIĘ WALKA. Z PLĄTANINY LUDZI CORAZ TO WYSKAKUJE KTOŚ Z ŁUPEM.
DARY OKAZUJĄ SIĘ BYĆ RZECZAMI DO UBRANIA. WIDZĘ DZIEWCZYNĘ TULĄCĄ Z WYRAZEM SZCZĘŚCIA NA BUZI ZDOBYTĄ KWIECISTĄ SUKIENKĘ. INNA MA PODKOSZULEK. O WIELE NA NIĄ ZA DUŻY ALE NIE MĄCI TO JEJ UŚMIECHU. WIDAĆ TEŻ CHŁOPAKÓW TRZYMAJĄCYCH W RĘKACH JAKIEŚ CIUCHY. TAK SAMO ZADOWOLENI JAK DZIEWCZYNY. CHYBA NIE DLA WSZYSTKICH WYSTARCZYŁO PREZENTÓW, BO NIEKTÓRZY MAJĄ SMUTNE MINY I PUSTE RĘCE.
NIE JESTEM DO KOŃCA PRZEKONANA CZY ABY NA PEWNO TE DARY TAK ODMIENNE OD ICH STROJÓW I TAK NIE PASUJĄCE DO ICH KULTURY SĄ DLA PLEMIENIA DOBRE. PODOBNEGO ZDANIA JEST PRZEWODNIK, Z KTÓRYM ROZMAWIAMY PRZYGLĄDAJĄC SIĘ TEMU CO SIĘ DZIEJE.
CHODZIMY JESZCZE PRZEZ JAKIŚ CZAS PO WIOSCE OTOCZENI PRZEZ GROMADKĘ MŁODYCH LUDZI. SĄ NAS CIEKAWI ALE I TEŻ PRZYZWYCZAJENI DO TURYSTÓW.
.
.
W DRODZE POWROTNEJ WYPYTUJĘ PRZEWODNIKA O LOS I TRAKTOWANIE KOBIET W TYM PLEMIENIU. TEMAT JEST TRUDNY BO DASANECHOWIE DOKONUJĄ OBRZEZANIA KOBIET.
WEDŁUG NIEGO UZASADNIENIEM DLA TEGO PROCEDERU JAK WIERNOŚĆ KOBIETY. SZYBKO DODAJE, ŻE TAKA JEST TRADYCJA I KOBIETA WIEDZĄC O TYM, SAMA CHCE SIĘ TEMU PODDAĆ. SZCZEGÓLNIE JAK MA 5 CZY 7 LAT – DOPOWIADAM W MYŚLACH. WTEDY WŁAŚNIE DOKONUJE SIĘ OBRZEZANIA.
PRZEWODNIK ABY RATOWAĆ NASZĄ ROZMOWĘ SZYBKO DODAJE, ŻE OBRZEZUJE SIĘ TAKŻE MĘŻCZYZN. TEŻ DLA WIERNOŚCI ? CHCĘ ZADAĆ TAKIE PYTANIE ALE NIE MAM ODWAGI. TO JEST PRZECIEŻ SPRAWA TRADYCJI LOKALNEJ SPOŁECZNOŚCI.
MY MOŻEMY TO WIDZIEĆ INACZEJ, ALE ONI TO AKCEPTUJĄ OD WIEKÓW. NA SWOIM TERENIE MOGĄ ROBIĆ TO CO UWAŻAJĄ ZA SŁUSZNE.
FAKTEM JEST NATOMIAST, ŻE RYTUAŁ OBRZEZANIA PODOBNIE JAK BŁOGOSŁAWIENIE PIERWSZEJ URODZONEJ CÓRKI W RODZINIE, STANOWI DUŻĄ UROCZYSTOŚĆ. DZIEWCZYNKI NIE OBRZEZANE NIE BĘDĄ MOGŁY WYJŚĆ ZA MĄŻ. CELEM KOBIETY – GENERALNIE WE WSZYSTKICH PLEMIONACH – JEST WYJŚCIE ZA MĄŻ CO WIĄŻE SIĘ OCZYWIŚCIE Z POSIADANIEM DZIECI. ALE NIE TYLKO. TO TEŻ PRZEJŚCIE DO INNEJ POZYCJI W SPOŁECZEŃSTWIE.
POWRÓT MIJA NAM BEZ PRZESZKÓD I PODJEŻDŻAMY DO GREEN HOTELU NA OBIAD. MY Z MAPNIKIEM JEMY RYŻ Z WARZYWAMI A PIETRUSZKA INDŻERĘ Z SOSAMI.
PO POŁUDNIU POJECHALIŚMY NATARG DO DIMEKI (DIMEKA)
DIMEKA WYDAWAŁA MI SIĘ WIĘKSZA I BARDZIEJ “MIEJSKA” NIŻ KEY AFER. BARDZIEJ TEŻ PODOBAŁ MI SIĘ TARG.
MOŻNA BYŁO ZOBACZYĆ DUŻO LOKALNYCH PRODUKTÓW: ŁUSKI KAWY, ZBOŻA WSZELKIEGO RODZAJU, MĄKĘ, JARZYNY PRZYPOMINAJĄCE CHWASTY, MIÓD, FASOLĘ PRZYPRAWY. TOWARY LEŻAŁY NA ZIEMI, NA DUŻYCH PŁACHTACH LUB W WORKACH,
KUPOWAŁY GŁÓWNIE KOBIETY. SZCZEGÓLNIE Z PLEMIENIA HAMERÓW. RZUCAŁY SIĘ W OCZY ICH ZGRABNE SYLWETKI, ŁADNE BUZIE. NOSIŁY WORKI PEŁNE ZAKUPÓW, A DO TEGO JESZCZE DZIECI W NOSIDŁACH NA PLECACH LUB PRZEWIESZONYCH PRZEZ RAMIĘ. BARDZO TO BYŁO INTERESUJĄCE.
MNIEJ CIEKAWA BYŁA CZĘŚĆ ARTYSTYCZNA CZYLI BIŻUTERIA I RZEMIOSŁO. OBSŁUGIWAŁY JĄ MIEJSCOWE DZIEWCZYNY, CO CIESZYŁO ADDISA SKUPIAJĄCEGO SIĘ NA NAWIĄZYWANIU KONTAKTÓW TOWARZYSKICH.
DLA NAS BYŁA TO OSTATNIA SZANSA NA KUPIENIE ETNICZNYCH PAMIĄTEK, BIŻUTERII. POTARGOWALIŚMY SIĘ NA KILKU KRAMACH WYBIERAJĄC KORALIKOWE BRANSOLETKI I TO BYŁO WSZYSTKO CO KUPILIŚMY.
BYŁO TRUDNO ROBIĆ ZDJĘCIA W TYM TŁOKU. PROŚCIEJ NA ULICY GDZIE MIELIŚMY ZAPARKOWANY SAMOCHÓD. KIEDY TYLKO PIETRUSZKA PRZYKŁADAŁ DO OCZU APARAT ZARAZ ZJAWIAŁ SIĘ JAKIŚ MODEL Z WYCIĄGNIĘTĄ RĘKĄ.
NA KOLACJĘ POSZLIŚMY DO KOLEJNEGO HOTELU POŁOŻONEGO W JEDNEJ LINII Z NASZYM HOTELEM I GREEN HOTELEM. CHCIELIŚMY POGADAĆ Z ADDISEM O NASZEJ PODRÓŻY. NIESTETY ZUPEŁNIE NIE PRZYJMOWAŁ DO SIEBIE NASZYCH UWAG.
OKAZAŁO SIĘ TEŻ, ŻE RESTAURACJA JEST BARDZO SŁABA WIĘC WRÓCILIŚMY DO NASZEGO HOTELU. ZAMÓWILIŚMY SAŁATKĘ Z TUŃCZYKIEM KTÓRA OKAZAŁĄ SIĘ BYĆ NADSPODZIEWANIE DOBRA.
.
.
.