.
WCZEŚNIE RANO SCHODZIMY NA ŚNIADANIE.
ALE ŚNIADANIE NIE CZEKA. POWOLI ORGANIZUJE SIĘ KUCHNIA. MAMY TROCHĘ ZAPASU CZASOWEGO, WIĘC CIERPLIWIE CZEKAMY. W KOŃCU DOSTAJEMY NIEŚMIERTELNY OMLET. STÓŁ ZAPEŁNIA SIĘ NOWYMI ŚNIADANIOWICZAMI. TO WŁOSI. CIĄGLE NIE MA TEŻ NASZEGO TRANSPORTU NA LOTNISKO. PIETRUSZKA GADA Z WŁOCHAMI, A CZAS UCIEKA.
WCZORAJ UMÓWILIŚMY SIĘ Z TESTIM, ŻE ZORGANIZUJE NAM TRANSPORT NA LOTNISKO. USTALILIŚMY CENĘ I GODZINĘ ODJAZDU. GODZINA MINĘŁA A NIKT PO NAS NIE PRZYJECHAŁ. PIETRUSZKA BOMBARDUJE TESTIEGO TELEFONAMI, ALE ON NIE ODPOWIADA. NIE MA RÓWNIEŻ WŁAŚCICIELA HOTELU, KTÓRY SWEGO CZASU OFEROWAŁ NAM TRANSFER NA LOTNISKO. UZNALIŚMY GO ZA DROGI. NASZ LOT ZOSTAŁ ZNACZNIE PRZESUNIĘTY W CZASIE. ZAMIAST O 9 RANO, LECIMY O 13-tej. ŻAŁOWALIŚMY BO SKRACAŁO TO ZNACZNIE NASZ POBYT W ADDIS ABEBIE.
LEKKO ZDEZORIENTOWANI ZACZĘLIŚMY SIĘ ZASTANAWIAĆ JAK DOSTAĆ SIĘ NA LOTNISKO. TRANSPORT PUBLICZNY BYŁ OSTATECZNOŚCIĄ. MIELIŚMY JESZCZE TROCHĘ CZASU. NAGLE POJAWIŁ SIĘ WŁAŚCICIEL WINTA HOTEL Z ZAKUPIONYMI NA TARGU WARZYWAMI. DOPADŁ GO ZARAZ PIETRUSZKA Z PROŚBĄ O POMOC. FACET ZNALAZŁ SIĘ BEZ ZARZUTU. ZAPYTAŁ JAKĄ CENĘ USTALILIŚMY ZA PRZEJAZD I ROZPOCZĄŁ POSZUKIWANIA TRANSPORTU. CZEKALIŚMY CIERPLIWIE BO I TAK NIE MIELIŚMY WYBORU. PO MNIEJ WIĘCEJ 25 MINUTACH W DRZWIACH HOTELU STANĄŁ KIEROWCA GOTOWY ZAWIEŚĆ NAS NA LOTNISKO ZA CENĘ 800 BIRR – TAKĄ SAMĄ JAKĄ PROPONOWAŁ WCZORAJ NASZ PRZEWODNIK. NAPRAWDĘ TEN HOTEL, OBSŁUGA I WŁAŚCICIEL SĄ BEZ ZARZUTU.
JECHALIŚMY ZNACZNIE KRÓCEJ NIŻ DWA DNI TEMU. MNIEJ WIĘCEJ W GRANICACH GODZINY. TO DLATEGO, ŻE SAMOCHÓD NIE ZATRZYMYWAŁ SIĘ NA ŻADNYM PRZYSTANKU, NIKOGO NIE ZABIERAŁ ANI WYSADZAŁ. W TRAKCIE DROGI ZADZWONIŁ TESTI Z PRZEPROSINAMI. POSZEDŁ NA JAKĄŚ IMPREZĘ I ZAPOMNIAŁ O NAS.
.

.
LOTNISKO MIEŚCI SIĘ W NISKIM, PODŁUŻNYM, PARTEROWYM BUDYNKU. HOL ZE STANOWISKAMI ODPRAWY ORAZ RESTAURACJA.
USIEDLIŚMY W RESTAURACJI PRZY STOLIKU. OBOK NAS JACYŚ ANGLOJĘZYCZNI PODRÓŻNI JEDLI COŚ, CO PRZYPOMINAŁO HAMBURGERA. JEDZENIE WYGLĄDAŁO TAK SMAKOWICIE I KUSZĄCO, ŻE NATYCHMIAST ZAMÓWILIŚMY TAKĄ KANAPKĘ. BUŁKĘ MOŻNA BYŁO DOSTAĆ Z KURCZAKIEM LUB RYBĄ. DO TEGO PODANO FRYTKI. BARDZO DOBRE.
W ADDIS ABEBIE PO WYJŚCIU Z LOTNISKA OTOCZYLI NAS NAGANIACZE. KAŻDY OFERUJE NAJLEPSZY I NAJTAŃSZY PRZEJAZD DO MIASTA. TYLE TYLKO, ŻE TRZEBA UZGODNIĆ ILE TO JEST TEN NAJTAŃSZY PRZEJAZD. JEDNI SIĘ TARGUJĄ, INNI NIE CHCĄ JECHAĆ ZA NASZĄ CENĘ. PODESZLIŚMY TROCHĘ DALEJ I PRZEJAZD ZAPROPONOWAŁ NAM SAM KIEROWCA TAKSÓWKI. PODALIŚMY NAZWĘ HOTELU. ON CENĘ. ZACZĘŁO SIĘ TARGOWANIE. STANĘŁO NA KWOCIE 200 BIRR.
KIEROWCA JECHAŁ BARDZO DOBRZE. POD HOTELEM PIETRUSZKA CHCIAŁ MU DAĆ DODATKOWO 20 BIRRÓW NAPIWKU, ALE FACET ZAŻĄDAŁ WYŻSZEGO. KIEDY ODMÓWILIŚMY POWIEDZIAŁ, ŻE TAKI NAPIWEK TO DLA NIEGO OBRAZA. ZROBIŁO SIĘ NIEPRZYJEMNIE. TUTAJ POWSZECHNE JEST OCZEKIWANIE NA DODATKOWĄ ZAPŁATĘ.
WESZLIŚMY DO HAVEN HOTEL. MIELIŚMY TAM ZAREZERWOWANE 2 POKOJE ZE ŚNIADANIEM ZA CENĘ 132 zł ZA NOC OD POKOJU. RECEPCJONISTA KAZAŁ NAM CHWILĘ ZACZEKAĆ. ZAPROPONOWAŁ COŚ DO PICIA. PIJEMY HERBATĘ I CZEKAMY. W KOŃCU PO 40 MINUTACH ZACZĘLIŚMY INTERWENIOWAĆ. OKAZAŁO SIĘ, ŻE MAMY PRZEJŚĆ DO BUDYNKU OBOK. ZDARZA SIĘ CZASEM, ŻE HOTELE MAJĄ FILIE LUB ZAJMUJĄ np. 2 BUDYNKI – JEDEN OD FRONTU, DRUGI Z TYŁU.
TAK CAŁKIEM OBOK TO NIE BYŁO. KILKA ULIC DALEJ. UWAGĘ MOJĄ PRZYKUŁA JEDNAK NAZWA TEGO DRUGIEGO MIEJSCA – VAMOS GUEST HOUSE – ZUPEŁNIE INNA NIŻ HOTELU, KTÓRY REZERWOWAŁAM. POKÓJ DOSTALIŚMY PRZYZWOITY.
BYŁO JUŻ DOBRZE 15-tej, A CHCIELIŚMY KONIECZNIE PÓJŚĆ NA MARCATO. WYLATYWALIŚMY NASTĘPNEGO DNIA I MIELIŚMY MAŁO CZASU NA OGLĄDANIE STOLICY I ZAKUP CZEGOKOLWIEK. GŁÓWNIE INTERESOWAŁA NAS KAWA. ZOSTAWIŁAM WIĘC ROZWIĄZANIE PROBLEMU SPANIA NA POTEM.
MARCATO LEŻY W ODLEGŁOŚCI, KTÓRĄ Z HOTELU MOŻNA POKONAĆ PIESZO. IDĄC ROZGLĄDALIŚMY SIĘ ZA JAKIMŚ PRZYBYTKIEM DO JEDZENIA. WESZŁAM DO BARDZO PRZYJEMNEGO LOKALU O NAZWIE ELILTA CAFE AND RESTAURANT. UPRZEJMY, CHYBA WŁAŚCICIEL, POWIEDZIAŁ, ŻE BĘDĘ MOGŁA DOSTAĆ RYBĘ, SAŁATKĘ I WINO. PIETRUSZKA TEŻ WSZEDŁ DO INNEJ RESTAURACJI ZAPYTAĆ CO MOŻNA BY U NICH ZJEŚĆ.
DOSZLIŚMY DO MARCATO.
FAKTYCZNIE JEST OLBRZYMIE I TEMATYCZNE, CO UŁATWIA PORUSZANIE. POD WARUNKIEM ŻE WIESZ W KTÓRĄ STRONĘ NALEŻY IŚĆ, BY ZNALEŹĆ TO CO CHCESZ. POKRĘCILIŚMY SIĘ TO TU, TO TAM, OGLĄDAJĄC RÓŻNE KRAMY. NIGDZIE NIE WIDZIAŁAM KAWY. W KOŃCU ZAPYTALIŚMY O TO GDZIE JĄ KUPIĆ POLICJANTA. ZACZĄŁ TŁUMACZYĆ, ALE MACHNĄŁ RĘKĄ I KAZAŁ IŚĆ ZA SOBĄ. I DOBRZE ZROBIŁ, BO NIGDY BYŚMY DO TEJ KAWY NIE DOSZLI.
KUPILIŚMY KILKA PACZEK I ZAWRÓCILIŚMY DO HOTELU, NAPOTYKAJĄC PO DRODZE MAŁĄ PALARNIĘ KAWY. CHŁOPAKOM ZACHCIAŁO SIĘ JEJ TUTAJ NAPIĆ. W TEJ PALARNI MOŻNA TEŻ OCZYWIŚCIE KUPIĆ PACZKOWANĄ HERMETYCZNIE KAWĘ W DOWOLNEJ ILOŚCI. ZNOWU NABYLIŚMY PARĘ PACZEK.
KIEDY DOTARLIŚMY DO UPATRZONEJ PRZEZE MNIE RESTAURACJI BYŁO CIEMNO. BARDZO GOŚCINNIE ZOSTALIŚMY PRZYJĘCI. JEDZENIE BARDZO DOBRE. ATMOSFERA FAJNA.
WRACALIŚMY ZASTANAWIAJĄC SIĘ OD CZEGO JUTRO ZACZNIEMY OGLĄDANIE ADDIS ABEBY.
W NASZYM POKOJU WESZŁAM DO INTERNETU SPRAWDZAJĄC GDZIE MIESZKAMY. INTUICJA MNIE NIE ZAWIODŁA. TO BYŁ ZUPEŁNIE INNY HOTEL. POKÓJ BYŁ TAŃSZY NIŻ TEN ZAREZERWOWANY.
NAGLE OKAZAŁO SIĘ, ŻE NIE MA CIEPŁEJ WODY. KIEDY ZESZŁAM DO RECEPCJI, ZAPROPONOWANO MI ZAGRZANIE WIADRA CIEPŁEJ WODY …
.
.
.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.