.
31 GRUDZIEŃ. OSTATNI DZIEŃ ROKU. TRZEBA BY SIĘ WYSPAĆ PRZED CZEKAJĄCĄ SYLWESTROWĄ NOCĄ. TAK PRZYNAJMNIEJ ROBI WIĘKSZOŚĆ LUDZI. WIĘKSZOŚĆ TAK. MY NAJWYRAŹNIEJ JESTEŚMY MNIEJSZOŚCIĄ.
W ANTWERPII
REALIZUJĄC PLAN WOMBATA WCZEŚNIE RANO PĘDZIMY DO POCIĄGU JADĄCEGO DO ANTWERPII. BILETY KUPUJEMY W KASIE. MOŻE I ŁATWIEJ W AUTOMACIE. ALE ZDECYDOWANIE SZYBCIEJ, NIE MAJĄC ZBYT DUŻO CZASU NA ROZKMINIANIE NIEZNANEJ MASZYNY, KUPUJE SIĘ OD ŻYWEGO CZŁOWIEKA.
PRZEJAZD POCIĄGIEM DO ANTWERPII TO KWESTIA 40 min. BILET BEZ ZNIŻKI 10€00. WSZYSCY 60+ 6€80
NIE MAJĄC ZBYT WIELE CZASU POBIEGLIŚMY ŻWAWYM TRUCHTEM DO DOMU RUBENSA. PROSTĄ, SZEROKĄ ULICĄ BIEGNĄCĄ PROSTOPADLE OD DWORCA IDZIE SIĘ ok. 10 min.
W KASIE NABYLIŚMY TROCHĘ TAŃSZE BILETY DLA SENIORÓW I ZACZĘLIŚMY ZWIEDZANIE.
DOM RUBENSA
DOM RUBENSA TO IMPONUJĄCA BUDOWLA ZE SPORĄ DZIAŁKĄ NA ZAPLECZU. ZWIEDZANIE ZAJMUJE PRZECIĘTNIE ok. 120 min I DLA WIELU KOŃCZY SIĘ SPACEREM PO DUŻYM, ZADBANYM (W ZIMIE TROCHĘ MNIEJ) OGRODZIE.
W/w CZAS TO RACZEJ MINIMUM, POTRZEBNE NA NIEZBYT DOKŁADNE ZAPOZNANIE SIĘ Z DOSTĘPNYMI TUTAJ MATERIAŁAMI.
WCHODZĄC DO ŚRODKA WPADAMY W INNY ŚWIAT. ŚWIAT WIELKIEGO ARTYSTY, ZDECYDOWANIE MAJĘTNEGO …. – PRZYNAJMNIEJ W CZASIE KIEDY TU MIESZKAŁ. PRZECHODZĄC PRZEZ KOLEJNE POKOJE PODZIWIAMY MNIEJ I BARDZIEJ ZNANE PRACE MISTRZA. SĄ CIEKAWIE EKSPONOWANE. W WIELU POMIESZCZENIACH RZĄDZI PÓŁMROK. PEWNIE PODOBNE CIEMNOŚCI PANOWAŁY TUTAJ ZA ŻYCIA RUBENSA. W NIEKTÓRYCH MIEJSCACH JEST BARDZO MROCZNO, ALE SKĄPE I JEDNOCZEŚNIE SILNE ŚWIATŁO PRZEMYŚLENIE USTAWIONEGO REFLEKTORA, MA WYSTARCZAJĄCO DUŻO SIŁY BY WYCIĄGNĄĆ Z OTACZAJĄCEJ CZERNI KOLEJNĄ PRACĘ PODKREŚLAJĄC JEJ WALORY.
PO WEJŚCIU DO NOWEJ CZĘŚCI ZNAJDUJEMY SIĘ NAGLE W DOSYĆ DUŻYCH, ZDECYDOWANIE JAŚNIEJSZYCH POMIESZCZENIACH. WISZĄCE NA ŚCIANACH SPOREJ WIELKOŚCI OBRAZY RÓŻNYCH AUTORÓW TEŻ PRZYCIĄGAJĄ UWAGĘ. JA JEDNAK OSOBIŚCIE WOLAŁEM KAMERALNIE PREZENTOWANE PRACE PIERWSZEGO BUDYNKU. MOŻE DLATEGO, ŻE WISZĄCE W ODOSOBNIENIU BARDZIEJ MI ZNANE DZIEŁA ARTYSTY LEPIEJ DO MNIE PRZEMAWIAŁY.
NA TYŁACH MUZEUM ZNAJDZIECIE ŁADNIE UTRZYMANY – NAWET TERAZ, W ZIMIE – DOSYĆ DUŻY OGRÓD. WARTO WPAŚĆ TU NA CHWILĘ.
PODSUMOWUJĄC:
WIZYTA W MUZEUM POZWOLIŁA MI NA NOWO ODKRYĆ RUBENSA. SPOJRZAŁEM NA GOŚCIA INACZEJ. NIE JAK NA MALARZA TŁUSTAWYCH KOBITEK Z MAŁYMI (W STOSUNKU DO MASY CIAŁA) CYCKAMI I WSPANIAŁEGO PORTRECISTĘ. MOGĄC Z BLISKA PRZYJRZEĆ SIĘ SZCZEGÓŁOM MARTWYCH NATUR CZY TEŻ DRUGOPLANOWYM PEJZAŻOM, ZOBACZYŁEM JEGO WSPANIAŁY – NIE TYLKO TECHNICZNIE WARSZTAT.
ZDECYDOWANIE WARTO ZAJRZEĆ DO TEGO MUZEUM NAWET MAJĄC BARDZO OGRANICZONY CZAS POBYTU W ANTWERPII. WSTĘP 8€00, 60+ 6€00
.

.
ŚLADAMI RUBENSA
OBOK WEJŚCIA DO DOMU RUBENSA (PO LEWEJ OD WEJŚCIA) ZNAJDZIECIE LOKAL TYPU CAFÉ – BRASSERIE – THE BISTRO.
SERWUJĄ FAJNE DANIA. CENY – JAK NA TEGO TYPU, I W TAKIM PUNKCIE JADŁODAJNIĘ – MOŻNA UZNAĆ ZA ROZSĄDNE. DUŻY WYBÓR. KANAPKI, SAŁATKI, ZUPY, MAKARONY, DESERY, CIASTKA itp. ZA 20€ JEDNA OSOBA MOŻE SIĘ NAJEŚĆ.
CZASU CORAZ MNIEJ… KONTYNUUJĄC WYTYCZNE NASZEJ PRZEWODNICZKI STADA GNAMY DO KATEDRY NAJŚWIĘTSZEJ MARII PANNY ZOBACZYĆ KOLEJNE DZIEŁA ANTWERPSKIEGO MISTRZA. DO SŁYNĄCEGO Z 5-ciu OGROMNYCH PŁÓCIEN KOŚCIOŁA MAMY TYLKO 850 m. 10 min PÓŹNIEJ PRZEKRACZAMY KATEDRALNE PROGI.
MUSIMY OGRANICZYĆ OGLĄDANIE TEJ WSPANIAŁEJ BUDOWLI DO JEJ NAJBARDZIEJ WYPASIONYCH ELEMENTÓW.
ZWIEDZANIE CAŁOŚCI ZAJĘŁO NAM 50 min. BYŁOBY DRUGIE TYLE GDYBYŚMY DYSPONOWALI CZASEM. WSTĘP 2€00
PO DRODZE NA DWORZEC CHCEMY JESZCZE WPAŚĆ NA MOMENT DO KOŚCIOŁA ŚW. BOROMEUSZA (ST. CHARLES BORROMEO) GDZIE TEŻ SĄ OBRAZY RUBENSA. NIE JEST ON DUŻY, WIĘC POWINNIŚMY DAĆ RADĘ GO ZOBACZYĆ I ZDĄŻYĆ NA POCIĄG.
NIEPOTRZEBNIE GNALIŚMY. DOM BOŻY POD WEZWANIEM Św. BOROMEUSZA PRZYWITAŁ NAS ZATRZAŚNIĘTYMI NA GŁUCHO DRZWIAMI. SZKODA, BO CO PRAWDA WIELKI POŻAR Z 1718 r STRAWIŁ 39 MALOWIDEŁ NA SUFICIE I WIELE RZEŹB, TO JEDNAK CIĄGLE JEST TU SPORO CIEKAWOSTEK.
RAŹNYM KROKIEM DOTARLIŚMY DO DWORCA. A TU KICHA. NA TRASIE DO BRUKSELKI COŚ SIĘ PORYPAŁO I SCHNELLZUGI NIE DOŚĆ, ŻE MUSZĄ GRZAĆ NA OKOŁO, TO TEN NASZ WYPADŁ Z GRAFIKU.
NA SZCZĘŚCIE NIE CZEKALIŚMY DŁUGO.
TRANSPORTOWY CHAOS
DO BELGIJSKIEJ STOLICY DOTARLIŚMY Z 30 min OPÓŹNIENIEM.
TO NAS URATOWAŁO PRZED POZOSTANIEM NA GŁODZIE POST-ALKOHOLOWYM NASTĘPNEGO DNIA – 1 STYCZNIA 2020. MIAŁEM AKURAT TYLE CZASU BY PODSKOCZYĆ DO NIEDALEKIEGO CARREFOURA W CELU UZUPEŁNIENIA MOCNO JUŻ NADWĄTLONYCH ZAPASÓW BĄBELKOWO-ALKOHOLOWYCH.
ODWALENI JAK STRÓŻE WYBIERAJĄCY SIĘ NA PASTERKĘ Z DWIEMA DAMAMI, RUSZYLIŚMY W KIERUNKU STACJI METRA ALBO TRAMWAJU. TROCHĘ MIELIŚMY PROBLEMÓW Z PODJĘCIEM DECYZJI, KTÓRYM ŚRODKIEM TRANSPORTU POJEDZIEMY. ZMARNOWAWSZY KILKANAŚCIE CENNYCH MINUT WSKOCZYLIŚMY DO TRAMWAJU UDAJĄCEGO METRO ALBO ODWROTNIE (GARE DU MIDI). BILET 2€10
TO NAJLEPSZA OPCJA (LINIE nr 3 I 4). WYSIADACIE PO 7 min NA PRZYSTANKU DE BROUCKÈRE I ZA CHWILĘ WYCHODZICIE ok. 100 m OD OPERY.
KIEDY LEKKO ZZIAJANI POBIEGLIŚMY DO GMACHU OPERY LA MONNAIE DE MUNT WŁAŚNIE ZAMYKANO DRZWI. WŚLIZNĘLIŚMY SIĘ W OSTATNIM MOMENCIE. UFFFF…. SZCZĘŚCIARZE. TO CHYBA CIĄGLE JESZCZE FART, KTÓRY TRZYMA SIĘ WOMBATA I MNIE PO TYM, JAK ZOSTALIŚMY OBKAKANI OD GÓRY DO DOŁU PRZEZ PTASZYSKA W QUITO (ZOBACZ).
ODDALIŚMY CIUCHY W SZATNI I RUSZYLIŚMY DO WYZNACZONEJ LOŻY.
5 min PÓŹNIEJ ROZPOCZĄŁ SIĘ SPEKTAKL.
SYLWESTER W OPERZE
TEN KTO ŚLEDZI TO CO ROBIMY 31 GRUDNIA I 1 STYCZNIA KAŻDEGO ROKU WIE, ŻE JEDYNĄ ATRAKCJĄ, KTÓRA NAS RAJCUJE W SYLWESTROWĄ NOC JEST OPERA. NIE CHODZI O SAMO WIDOWISKO. AKCEPTUJEMY TYLKO DZIEŁA WYSTAWIANE W CAŁOŚCI. ŻADNE KOMPILACJE, NAJLEPSZE ARIE itp. NIE WCHODZĄ W RACHUBĘ. MUSZĄ TO BYĆ ODEGRANE OD POCZĄTKU DO KOŃCA DZIEŁA. KONIECZNIE Z DODATKOWYMI ATRAKCJAMI. MILE WIDZIMY NOWOROCZNY TOAST Z ARTYSTAMI I BARDZO UROCZYSTY OBIAD Z JAKIMŚ PARTY PO NIM.
PIERWSZY RAZ BYLIŚMY NA TAKIM PRZEDSTAWIENIU W PRADZE 5 LAT TEMU. POTEM JESZCZE RAZ W CZESKIEJ STOLICY, WE FRANKFURCIE I WENECJI.
NAJFAJNIEJSZE POD KAŻDYM WZGLĘDEM – POZA CENĄ BYŁY OPERY PRASKIE. TYLKO TAM SPEKTAKL TRWAŁ AŻ DO PÓŁNOCY I KOŃCZYŁ GO NOWOROCZNY TOAST NA STOJĄCO. W PRZERWACH I PO WYSTĘPACH SERWOWANO SUPERZASTE JEDZENIE, GODNE GALOWEGO PRZEDSTAWIENIA. CAŁOŚĆ UŚWIETNIAŁY TAŃCE NA SCENIE PRZY AKOMPANIAMENCIE MINI ORKIESTRY JAZZOWEJ.
PODSUMOWUJĄC PRAGA BYŁABY NIE DO POBICIA – GDYBY NIE BARDZO WYSOKA CENA.
WE FRANKFURCIE WIDZIELIŚMY WSPANIAŁY SPEKTAKL. NATOMIAST ZUPEŁNIE PRZECIĘTNE JEDZONKO SERWOWANO TYLKO PO ZAKOŃCZENIU WYSTĘPU. NIE PRZYPOMINAM SOBIE TEŻ ZIMNEJ PŁYTY PODAWANEJ PO KOLACJI. RÓWNIEŻ TUTAJ BYŁA MUZA, TYLE ŻE W WYKONANIU DJ-JA. SPOKO, ALE WOLIMY TAŃCZYĆ PRZY MUZYCE NA ŻYWO.
REASUMUJĄC: FRANKFURT ZASŁUŻYŁ NA 4 Z MAŁYM MINUSEM.
W WENECJI PRZENIEŚLIŚMY SIĘ W CZASIE O PONAD 100 LAT I WYSŁUCHALIŚMY OPERY TAK, JAK TO DRZEWIEJ BYWAŁO W BARDZO BOGATYCH DOMACH. TRAVIATĘ WYSTAWIONO W TROCHĘ WYSŁUŻONYM PAŁACU RODZINY PALAZZO BARBARIGO MINOTTO
WYSŁUCHALIŚMY ARII SIEDZĄC NA KRZESŁACH W POMIESZCZENIACH ok. 50-60 m. KAŻDY AKT W INNYM. NIE BYŁO NICZEGO DO JEDZENIA. PODANO TYLKO RAZ PROSECCO. CENA TAKA SOBIE. ANI ZA DROGO, ANI ZA TANIO. WARTO ZOBACZYĆ, ALE D… NIE URYWA.
NO I TERAZ JESTEŚMY W BRUKSELI. BARDZO CHCIELIŚMY ZALICZYĆ TEGOROCZNY POKAZ. NIE TYLKO DLATEGO, ŻE JAKIMŚ TRAFEM DOSTALIŚMY BILETY NA NIEOGLĄDANE WCZEŚNIEJ DZIEŁO, ALE TEŻ DLATEGO, ŻE REŻYSEROWAŁ JE BARDZO KONTROWERSYJNY POLSKI REŻYSER – WARLIKOWSKI. PRZENIÓSŁ ON MIANOWICIE AKCJĘ XIX w. OPERY „ZAPISKI HOFFMANNA” Z NORYMBERGI DO HOLLYWOOD. STWORZYŁ W TEN SPOSÓB ZUPEŁNIE NOWY WYMIAR ODBIORU DZIEŁA, UWAŻANEGO ZA SZCZYTOWE OSIĄGNIĘCIE TWÓRCY KILKUDZIESIĘCIU OPERETEK – JACQUES’A OFFENBACHA.
CIEKAW JESTEM CO BY POWIEDZIAŁ OFFENBACH, KTÓREMU NIE UDAŁO SIĘ DOCZEKAĆ PRAPREMIERY „OPOWIEŚCI”, NA INTERPRETACJĘ SWOJEGO DZIEŁA PRZEZ WARLIKOWSKIEGO.
RZUT OKIEM NA „ZAPISKI HOFFMANNA”
ORYGINALNIE AKCJA OPERY ROZGRYWANA JEST W NORYMBERSKIEJ WINIARNI LUTRA.
ZAKOCHANEGO W PIĘKNEJ ŚPIEWACZCE POETĘ HOFFMANNA, UNOSZĄ FALE SZCZĘŚCIA. STELLA ZACZĘŁA WRESZCIE ODWZAJEMNIAĆ JEGO ODRZUCANE WCZEŚNIEJ UCZUCIA. BIESIADUJĄC POETA OPOWIADA ZGROMADZONYM HISTORIE SWOICH MIŁOSNYCH PODBOJÓW.
WSPOMNIENIA ZACZYNA OD OLIMPII – CÓRKI FIZYKA SPALLANZANIEGO. WYWARŁA NA NIM SILNYM WRAŻENIE, GDY OGLĄDAŁ JĄ PRZEZ ZACZAROWANE OKULARY, KUPIONE OD MAGIKA COPPELIUSA – KOLEGI JEJ OJCA. TOTALNIE ZAUROCZONY (JAK TO FACET), NIE ZAUWAŻYŁ, ŻE OLIMPIA TO LALKA AUTOMAT. DO TEGO WSZYSTKIEGO W GŁUPI SPOSÓB OSZUKUJE COPPELIUSA, SPŁACAJĄC GO BEZWARTOŚCIOWYM WEKSLEM. TEN MŚCI SIĘ, NISZCZĄC LALĘ-MANEKINA. ŚWIADKOWIE TEGO ZDARZENIA DRWIĄ Z POETY, UŚWIADAMIAJĄC MU JEGO NAIWNOŚĆ.
W DRUGIM AKCIE CIĄGLE KOCHLIWY HOFFMANN STARA SIĘ WYRWAĆ MŁODĄ CÓRKĘ MUZYKA CRESPELA – ŚPIEWACZKĘ ANTONIĘ, Z ŁAP DEMONICZNEGO DOKTORA MIRACLE.
WYSIŁEK WKŁADANY W ŚPIEWANIE ZAGRAŻA JEJ ŻYCIU. DLATEGO DOŚĆ ŁATWO DAJE SIĘ PRZEKONAĆ HOFFMANNOWI DO PORZUCENIA NIEBEZPIECZNEGO ZAWODU.
NIESTETY „DEMONICZNY” DOKTOR MIRACLE, MAJĄCY NA SUMIENIU MATKĘ ANTONII (TEŻ ŚPIEWACZKĘ) CZUWA. CZARAMI I ZAKLĘCIAMI “WSKRZESZA” POSTAĆ Z PORTRETU. OŻYWIONA OBRAZOWA DIVA KAŻE CÓRCE POZOSTAĆ WIERNĄ MUZYCE. ANTONIA PODDAJE SIĘ JEJ WOLI I UMIERA.
A PROPOS: WYOBRAŻACIE SOBIE TAK POSŁUSZNĄ CÓRKĘ W XX w? BO JA NIE …
AKT TRZECI = TRZECIA MIŁOŚĆ POETY: GIULIETTA. TA PIĘKNA WENECKA PANI DO TOWARZYSTWA, PODOBNIE JAK JEJ POPRZEDNICZKI JEST W SZPONACH KOLEJNEJ ZŁEJ MOCY. MANIPULUJE NIĄ ZŁOWROGI DAPERTUTTA („WSZECHOBECNY”). GOŚCIU NAJWYRAŹNIEJ NIE LUBI DOBIEGACZY GIULIETTY. WSZYSCY ONI STAJĄ SIĘ JEGO OFIARAMI. DAPERTUTTA CHCE HOFFMANNOWI UKRAŚĆ LUSTRZANE ODBICIE. OKAZJĄ JEST POJEDYNEK POMIĘDZY POPRZEDNIM KOCHANKIEM GIULIETTY, SCHLEMILEM I POETĄ. HOFFMANN ŚMIERTELNIE TRAFIA KONKURENTA SZPADĄ PODANĄ PRZEZ USŁUŻNEGO DAPERTUTTA. W TEN SPOSÓB STAJE SIĘ SZCZĘŚLIWYM POSIADACZEM KLUCZA DO BUDUARU GIULIETTY.
GDY TAM WCHODZI TRACI LUSTRZANE ODBICIE. WIDZI TYLKO GIULIETTĘ ODPŁYWAJĄCĄ GONDOLĄ W OBJĘCIACH KOLEJNEGO WIELBICIELA.
ZMĘCZENI WYWNĘTRZENIAMI SŁUCHACZE SIEDZĄ MILCZĄCO. W POWIETRZU UNOSI SIĘ NASTRÓJ SMUTKU I BRAKU WIARY W SZCZĘŚCIE. PRZYGNĘBIONY HOFFMANN UPIJA SIĘ. DO WINIARNI WCHODZI RADCA LINDORF ZE STELLĄ. CHCE W TEN SPOSÓB SKOMPROMITOWAĆ W JEJ OCZACH POETĘ….
MĘŻCZYZNA ZAWSZE JEST SKAZANY NA BEZNADZIEJNĄ POGOŃ ZA KOBIETĄ – UDOWADNIA WARLIKOWSKI W „OPOWIEŚCIACH HOFFMANNA”.
WARLIKOWSKI I LA MONNAIE WSPÓŁPRACUJĄ OD DAWNA. WSZYSTKIE PIĘĆ INSCENIZACJI, WYSTAWIONYCH PRZEZ NIEGO W TEJ DAWNEJ MENNICY (LA MONNAIE DE MUNT) UZYSKAŁO WYSOKIE NOTOWANIA. „MAKBETA”, POPRZEDNIKA „OPOWIEŚCI” NIEMIECKI „OPERNWELT” OKRZYKNĄŁ EUROPEJSKIM PRZEDSTAWIENIEM ROKU.
PUBLICZNOŚĆ LA MONNAIE JEST WYJĄTKOWO WYMAGAJĄCA. TO EFEKT PRACY ZARZĄDU OPERY, WYSZUKUJĄCEGO I ZAPRASZAJĄCEGO NAJWYŻEJ NOTOWANYCH REŻYSERÓW DO REALIZOWANIA SWOICH POMYSŁÓW NA DESKACH ICH OPERY. NIEDAWNO MIAŁO TU PREMIERĘ DZIEŁO NAJBARDZIEJ DZIŚ AWANGARDOWEGO TWÓRCY – ROMEO CASTELLUCCIEGO.
NIE WIEM CO SKŁONIŁO WARLIKOWSKIEGO DO ZAJĘCIA SIĘ WŁAŚNIE TERAZ TYM NIEDOKOŃCZONYM DZIEŁEM OFFENBACHA. BYĆ MOŻE POWODEM BYŁ WŁAŚNIE TEN BRAKUJĄCY KAWAŁEK, DAJĄCY SZANSĘ NA SWOBODNĄ INTERPRETACJĘ PRZY PRACY NAD ZAKOŃCZENIEM. A MOŻE 200-tna ROCZNICA URODZIN KOMPOZYTORA?
CIĘŻKO JEST ZNALEŹĆ DWIE TAKIE SAME INTERPRETACJE „OPOWIEŚCI”. „TA JEST NASZA – MÓWI ALAIN ALTINOGLU, FRANCUSKI DYRYGENT, PROWADZĄCY BRUKSELSKI SPEKTAKL. – „…RÓŻNI SIĘ OD TYCH DOTĄD WYSTAWIANYCH I NA PEWNO OD TYCH, KTÓRE NADEJDĄ PO NAS”. WIE CO MÓWI. W POSZUKIWANIU MATERIAŁÓW, TWÓRCY WYKOPALI Z RÓŻNYCH TRUDNO DOSTĘPNYCH MIEJSC, TONY CIEKAWEGO MATERIAŁU MUZYCZNEGO. WSPÓŁPRACUJĄC Z JEANEM CHRISTOPHEREM KOCKIEM – FRANCUSKIM MUZYKOLOGIEM, EKSPERTEM W TEJ MATERII – DODALI NOWE, ODNALEZIONE AUTORSKIE FRAGMENTY.
ALTINOGLU I WARLIKOWSKI BAZUJĄ NA WERSJI Z CZASÓW PREMIERY WIEDEŃSKIEJ. DIALOGI MÓWIONE ZASTĄPILI DOPISANYMI JUŻ PO ŚMIERCI KOMPOZYTORA RECYTATYWAMI. OCZYWIŚCIE WARLIKOWSKI „DOSYPAŁ TROCHĘ DO PIECA” DORZUCAJĄC DIALOGI I SCENKI PRZENOSZĄCE NAS W DZISIEJSZE CZASY.
SIADAJĄC W FOTELU OPERY BUDZIMY SIĘ NAGLE GDZIEŚ W HOLLYWOOD PRZEŁOMU LAT 50/60 XX w.
PODĄŻAJĄC ZA HOFFMANNEM – W TEJ INTERPRETACJI BĘDĄCYM PRODUCENTEM FILMOWYM ALBO TELEWIZYJNYM – PRZEZ TYPOWO HOLLYWOODZKIE PRZESTRZENIE, STUDIA MUZYCZNE, FILMOWE CZY NAGRANIOWE – ŚLEDZIMY LOSY JEGO MIŁOŚCI.
SCENOGRAFIA MAŁGORZATY SZCZĘŚNIAK FANTASTYCZNIE WZMACNIA PRZEKAZ WARLIKOWSKIEGO, WPLĄTUJACEGO PO MISTRZOWSKU FILMOWY SCENARIUSZ NARODZIN GWIAZDY W LIBRETTO OPOWIEŚCI. W DALSZEJ CZĘŚCI WIDZ ZNAJDZIE KOLEJNE KINOWE ODNIESIENIA.
WIDZIMY HOLLYWOOD OKRESU WOJNY W WIETNAMIE. HOFFMANN KRĘCI SIĘ PO SALONACH, STUDIACH FILMOWYCH I BARACH.
W ORYGINALE OFFENBACHA BYŁ POETĄ. TERAZ REŻYSER ZROBIŁ Z NIEGO CZŁOWIEKA Z BRANŻY – WAŻNEGO, ZNANEGO PRODUCENTA (?) OTOCZONEGO WIANUSZKIEM PIĘKNYCH PAŃ. CIĄGLE POSZUKUJĄCEGO KOBIETY IDEAŁU. (SZALENIEC, CZY CO???) IDEAŁ MA NA IMIĘ STELLA.
TERAZ NAJLEPIEJ WIDAĆ JAK WARLIKOWSKI MIESZA IDEE ZACZERPNIĘTE Z DOŚWIADCZEŃ KINOWYCH I TEATRALNYCH.
STELLA JEST WSZECHOBECNA. JEJ WYŚWIETLANE NA KAŻDYM WOLNYM SKRAWKU FOTY, TOWARZYSZĄ HOFFMANNOWI JAK DUCHY PRZEZ CAŁY SPEKTAKL. PRAWDZIWA KOBIETA. ZNA SWOJĄ SIŁĘ PRZEBICIA. ZMIENIA KREACJE, FRYZURY, MAKIJAŻ. KOKIETUJE BEZ PRZERWY WIDZÓW I SWOJĄ OFIARĘ. WIDZĘ JAK WCIELA SIĘ W WIELKIE GWIAZDY AMERYKAŃSKIEGO KINA. ONA, MŁODA, OBIECUJĄCA AKTORKA, JEST DLA HOFFMANNA CORAZ TO INNĄ MIŁOSTKĄ W KOLEJNYCH AKTACH.
TĘ ROLĘ CZTERECH DZIEWCZYN – OBIEKTÓW POŻĄDANIA OSZALAŁEGO Z MIŁOŚCI PRODUCENTA, GRA JEDNA OSOBA – PATRICIA PETIBON. POCZYNAJĄC OD WSZECHOBECNEJ STELLI, POPRZEZ SZTUCZNĄ INTELIGENCJĘ (OLIMPIA – NAJLEPIEJ ODEGRANA ROLA KOBIECA) ANTONIĘ (TOPOWĄ GWIAZDĘ ZŁOTEGO OKRESU HOLLYWOOD), A KOŃCZĄC NA GIULLIECIE (PORNOSTAR).
WYDAJE SIĘ, ŻE WPŁYW HOFFMANNA PRODUCENTA NA STELLĘ I JEJ SZALEJĄCE PO SCENIE ODBICIA JEST PRZEOGROMNY. TO ZŁUDZENIE.
W OSTATNIEJ, „DOPISANEJ” SCENIE STELLA ODBIERAJĄC OSCARA TRIUMFUJE. NATOMIAST GŁÓWNY BOHATER (ŚWIETNY W TEJ ROLI ERIC CUTLER) PONOSI CAŁKOWITĄ KLĘSKĘ. STACZA SIĘ Z HUKIEM DO PRZYSŁOWIOWEGO RYNSZTOKA, NIE ODNALAZŁSZY IDEAŁU.
POMIMO BYCIA ZNANYM, ROZCHWYTYWANYM, MAJĄCYM WZIĘCIE PRODUCENTEM, POZOSTAJE SAM NA SAM ZE SWOIMI PROBLEMAMI. ZJADŁO GO, PODLANE ALKOHOLEM POŻĄDANIE, CHORA AMBICJA I NIEMOŻLIWE DO REALIZACJI FANTASMAGORIE.
SPEKTAKL OSOBIŚCIE BARDZO MI SIĘ PODOBAŁ. JESTEM ZA ZMIANAMI REŻYSERSKIMI WPROWADZAJĄCYMI ŚWIEŻOŚĆ DO OPERY. MOIM ZDANIEM TO BARDZO POMAGA W PROPAGOWANIU TEGO TYPU KULTURY WŚRÓD MŁODZIEŻY.
A ATMOSFERA HOLLYWOODU DAJE DODATKOWEGO KOPA.
SYLWEK W LA MONNAIE
KARNETY KOSZTUJĄCE 150€00 OD GŁOWY ZAPEWNIAŁY NAM DOSTĘP DO PEŁNEGO CATERINGU.
NA KAŻDEJ PRZERWIE MIELIŚMY DO DYSPOZYCJI KILKA PRZEGRYZEK, KIELISZEK MUSUJĄCEGO WINA I RÓŻNE NAPOJE. PRZEKĄSKI W FORMIE TAPAS SMAKOWAŁY FAJNIE, ALE WIELKOŚCIOWO BYŁY LICHE. JEDEN KIELISZEK WINA TEŻ MNIE NIE ZACHWYCAŁ.
JEDNAK NAJBARDZIEJ IRYTOWAŁA DYSTRYBUCJA TYCH DÓBR. SERWOWANO JE NA NIEWIELKICH PÓŁPIĘTRACH, DOSTĘPNYCH Z DWÓCH STRON. CZŁOWIEK WCHODZĄC NA PODEST ODDAWAŁ RODZAJ BILETU-KARNETU, OTRZYMUJĄC W ZAMIAN TALERZYK Z RÓŻNOŚCIAMI I KIELISZEK WINA. WSZYSTKO SZŁO DOBRZE, GDY OBSŁUGA MIAŁA POD KONTROLĄ ILOŚĆ PRZYGOTOWANYCH PORCJI JEDZENIA I ALKOHOLU. NIESTETY ZDARZAŁO SIĘ, ŻE CZEGOŚ IM BRAKOWAŁO. TRAFIŁEM NA TAKĄ SYTUACJĘ. WCHODZĄC DOSTAŁEM TALERZYK, ODDAŁEM BILET I POSZEDŁEM SZUKAĆ WINA. PRZEBIWSZY SIĘ PRZEZ TŁUM DOTARŁEM DO DRUGIEGO WEJŚCIA I POPROSIŁEM O KIELISZEK. ZDZIWIONY KOLEŚ POPROSIŁ O KARNET. POWIEDZIAŁEM, ŻE JUŻ MI GO ZABRANO PRZY WEJŚCIU. MIAŁ MINĘ NIEPRZEKONANEGO, ALE KIELISZEK DOSTAŁEM.
SCENY TAKIE JAK TA POWTARZAŁY SIĘ PODCZAS KOLEJNYCH ANTRAKTÓW I BYŁY ZDECYDOWANIE DENERWUJĄCE. NA TAK UROCZYSTEJ GALI NIE MOGĄ ZAISTNIEĆ TEGO TYPU NIEDOCIĄGNIĘCIA. NIE WYPADA BY SZACOWNA INSTYTUCJA NIE POTRAFIŁA PRZYGOTOWAĆ PŁYNNEJ DYSTRYBUCJI KILKUDZIESIĘCIU DAŃ I PARU BUTELEK WINA.
PO PRZEDSTAWIENIU PRZENIEŚLIŚMY SIĘ DO DUŻEJ SALI NA GÓRZE BUDYNKU, GDZIE ZACZĘŁA SIĘ DRUGA CO DO WIELKOŚCI I WAŻNOŚCI IMPREZA WIECZORU SYLWESTROWEGO, – UROCZYSTA KOLACJA Z UDZIAŁEM AKTORÓW I DYRYGENTA OGLĄDANEJ WCZEŚNIEJ OPERY.
IDĄC DO GÓRY NIE SPIESZYLIŚMY SIĘ I PEWNIE DLATEGO POSADZONO NAS W NIEZBYT DOBRYM MIEJSCU, BO JAKIEŚ 1,5 m OD NASZYCH PLECÓW ZACZYNAŁY SIĘ LADY Z JEDZENIEM. MIAŁO TO I DOBRE I ZŁE STRONY. DOBRĄ BYŁA BLISKOŚĆ JEDZENIA. ZŁĄ TO, ŻE GOŚCIE PODCHODZĄCY PO ŻAREŁKO SERWOWANE PRZEZ FIRMĘ CATERINGOWĄ, KRĘCILI SIĘ ZBYT BLISKO NASZYCH PLECÓW. BYŁO SPOKO DOPÓKI KTOŚ NIE OBLAŁ MNIE SOSEM…
PRZYPADŁ NAM W UDZIALE ZASZCZYT SIEDZENIA PRZY STOLE Z KILKOMA PARAMI Z ANTWERPII I OKOLIC BRUKSELI. WYMIENILIŚMY GRZECZNOŚCI I W SUPER ATMOSFERZE RUSZYLIŚMY DO JEDZENIA.
ZACZĘLIŚMY OD JUŻ STOJĄCEGO PRZED KAŻDYM Z NAS, BARDZO ZACHĘCAJĄCO I ARTYSTYCZNIE PODANEGO ANTRE.
PO RESZTĘ MUSIELIŚMY UDAĆ SIĘ DO STOŁÓW CATERINGOWYCH.
A BYŁO PO CO. NA 4 DUŻYCH PŁASZCZYZNACH CZEKAŁY RÓŻNOŚCI DLA GOŚCI W FORMIE BUFETU Z OBSŁUGĄ DORADZAJĄCĄ I PODAJĄCĄ NIEKTÓRE POTRAWY. KILKA RODZAJÓW DAŃ MIĘSNYCH, TROCHĘ WEGE I WEGANO. ZUPY, RYBY ORAZ OWOCE MORZA.
NAJBLIŻEJ NAS STAŁ STÓŁ Z OSTRYGAMI I MULAMI. PODSZEDŁEM I POPROSIŁEM CATERINGOWCA O 3 OSTRYGI (KAŻDA Z INNEGO REGIONU EUROPY) I DODATKI DO NICH. WOMBACIK MIAŁ MNIEJ SZCZĘŚCIA. OBSŁUGUJĄCA JĄ PANI POWIEDZIAŁA, ŻE REGUŁY POZWALAJĄ JEJ NA SERWOWANIE TYLKO 2 OSTRYG ZA JEDNYM RAZEM, BO JEST OBAWA, ŻE NIE STARCZY TYCH NIEWĄTPLIWIE NAJBARDZIEJ ROZCHWYTYWANYCH PRZYSMAKÓW DLA WSZYSTKICH. TO KOLEJNE FAUX PAS PONOWNIE ZACHWIAŁO NASZE ZAUFANIE DO SERWISU ŻARCIOWEGO.
ZABRAKŁO NAM BIAŁEGO WINA DO OSTRYG. W POBLIŻU NIE WIDZIAŁEM KELNERA. WSTAŁEM BY GO POSZUKAĆ. WŁAŚNIE WTEDY NA KLAPIE MOJEGO SURDUTA WYLĄDOWAŁ JAKIŚ SOS. POCZĄTEK JEGO NIEKONTROLOWANEGO LOTU ZACZĄŁ SIĘ NA TALERZU PRZECHODZĄCEGO ZA MOIMI PLECAMI GOŚCIA, NA KTÓREGO WPADŁA KOBITKA ODCHODZĄCA OD LADY Z OSTRYGAMI.
MUSIAŁEM PODEJŚĆ DO ŁAZIENKI, I ZMYĆ Z KLAPY CIEKAWE KOLORYSTYCZNIE PLAMY… DO POMOCY PRZY ODPLAMIANIU RZUCIŁO SIĘ KILKU KELNERÓW. SKIEROWALI MNIE NA ZAPLECZE, PRZYNIEŚLI JAKIŚ PŁYN I ZABRALI SIĘ DO DOPROWADZANIA MOJEGO WDZIANKA DO STANU UŻYWALNOŚCI.
GDY ZAPROPONOWANO CZYSZCZENIE, BYŁEM PRZEKONANY, ŻE DO ELIMINACJI ZABRUDZEŃ ZASTOSOWANA BĘDZIE JAKAŚ CHEMIA. TYMCZASEM OBSŁUGA PRZYNIOSŁA ŚCIERECZKĘ I TROCHĘ WODY. NIBY PLAMY ZOSTAŁY USUNIĘTE, ALE PO KILKU GODZINACH ZNOWU SIĘ POJAWIŁY. KOLEJNY RAZ SERWIS ZAWIÓDŁ. TYM RAZEM PO RAZ OSTATNI. KORZYSTAJĄC Z OGÓLNEGO ROZLUŹNIENIA PRZESTALIŚMY Z NIEGO KORZYSTAĆ, PRZYNOSZĄC SOBIE SAMI WSZYSTKO.
Ok. 23:30 STOŁY ZOSTAŁY POSPRZĄTANE A BUFETY ZMINIMALIZOWANE DO ZIMNYCH DAŃ. CIĄGLE SERWOWANO NA NICH DUŻO JEDZENIA, CHOCIAŻ CO CIEKAWSZE POTRAWY PRAWIE ZNIKNĘŁY. NAJWIĘKSZYM ZASKOCZENIEM – PRZYNAJMNIEJ WOMBATA I MOIM – BYŁA OGROMNA ILOŚĆ NIETKNIĘTYCH OSTRYG, KTÓRE TAK WYDZIELANO NA STARCIE. TERAZ BRAŁO SIĘ ICH TYLE, ILE DUSZA ZAPRAGNIE. PEŁNE PÓŁMISKI STAŁY JESZCZE GDY OPUSZCZALIŚMY IMPREZĘ PRZED 2:00.
TUŻ PRZED PÓŁNOCĄ ROZNIESIONO SZAMPANA. UDAŁO NAM SIĘ DOSTAĆ NA NIEWIELKI TARAS I WITAĆ NOWY ROK PATRZĄC NA WYBUCHAJĄCE TU I ÓWDZIE SZTUCZNE OGNIE. ZAGADALIŚMY TEŻ DO STOJĄCYCH OBOK WŁOCHÓW NAWIĄZUJĄC NATYCHMIAST FAJNY KONTAKT. ZROBIŁEM NA NICH WRAŻENIE, GDY W FERWORZE DYSKUSJI NA TEMAT MIEJSCA ZAMIESZKANIA JEDNEJ Z BAWIĄCYCH SIĘ PAR, KTOŚ WYMIENIŁ JEZIORO COMO I MIASTECZKO LECCO. WSPOMNIAŁEM WTEDY OGLĄDANY PRZED 35 LATY ŚWIETNY SERIAL TV WŁOSKIEJ “I PROMESSI SPOSI”. NARZECZENI (wł. I PROMESSI SPOSI) TO SŁYNNA, PIERWSZA WŁOSKA POWIEŚĆ HISTORYCZNA AUTORSTWA ALESSANDRO MANZONIEGO, INSPIROWANA DZIEŁEM WALTERA SCOTTA Z 1820 PT. IVANHOE. WŁOSI OSZALELI. TYM BARDZIEJ GDY OKAZAŁO SIĄ, ŻE NIE WSZYSCY Z ICH GRUPY KOJARZĄ O CZYM MÓWIĘ.
OD TEGO TEŻ MOMENTU BAWILIŚMY GŁÓWNIE Z NIMI.
NIEDŁUGO PO PÓŁNOCY ODBYŁ SIĘ SPONTANICZNY RECITAL W WYKONANIU CZOŁOWYCH AKTORÓW OGLĄDANEJ WCZEŚNIEJ OPERY. NI Z TEGO NI Z OWEGO PRZY STOJĄCYM Z BOKU FORTEPIANIE SIĘ ZAKŁĘBIŁO I USŁYSZELIŚMY PIĘKNY, DAMSKI GŁOS. WYSTĘP NIE TRWAŁ DŁUGO, ALE ZDECYDOWANIE ROZRUSZAŁ SALĘ. ZACZĘŁY SIĘ TAŃCE.
W PRZERWACH ROZMAWIALIŚMY – GŁÓWNIE DANUSIA Z FRANCUSKIM DYRYGENTEM PYTAJĄC GO O SZCZEGÓŁY.
CHCĄC ZDĄŻYĆ NA OSTATNIE METRO SKOŃCZYLIŚMY IMPREZOWAĆ KOŁO 2:00. Z GMACHU OPERY DO PRZYSTANKU METRA JEST BLISKO (GÓRA 4 min DLA TAKICH JAK MY „UMRZYKÓW”. NIESTETY O TEJ GODZINIE NAJBLIŻSZE WEJŚCIE JEST ZAWARTE. TRZEBA PODEJŚĆ DO INNEGO. WYSTARCZY NA TO 10 MINUT – ALE WEŹCIE 5 min POPRAWKĘ CZASOWĄ NIE ZNAJĄC DROGI.
ZŁAPALIŚMY OSTATNI TRANSPORT. DARMOWY Z OKAZJI SYLWKA. PERFEKCYJNY POWRÓT DO HOTELU ZAKOŃCZYŁ SYLWESTROWĄ NOC W BRUKSELI.
.
.
.–
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.