20.11.2016 – SZIRAZ. URODZINY IMAMA

.
RANO KIEDY ZJEDLIŚMY ŚNIADANIE PIETRUSZKA MÓWI DO MNIE: – COŚ TAK CICHO NA ULICY. JA TO SKOMENTOWAŁAM, ŻE JEST JESZCZE RANO I SKLEPY NIE SĄ OTWARTE. 
WYCHODZIMY NA MIASTO CHCĄC PO PIERWSZE WYMIENIĆ PIENIĄDZE; PO DRUGIE ROZEZNAĆ SYTUACJĘ I NAWET KUPIĆ  BILET AUTOBUSOWY DO ISFAHANU; OBEJRZEĆ: MECZET VAKIL, MECZET RÓŻOWY (NASIR OL MOLK, NASIR AL-MULK), OGRÓD NARANDŻESTAN (NARENJESTAN) I ARAMGAH-E SHAH-E CHERAGH (SHAH CHERAGH, SHAHCHERAGH), CZYLI MAUZOLEUM DWÓCH BRACI.

JAKOŚ FAKTYCZNIE DZIWNIE PUSTO, KANTORY ZAMKNIĘTE. W PRZYPADKOWO OTWARTYM LOKALU MÓWIĄ, ŻE DZIŚ MAJĄ WIELKIE RELIGIJNE ŚWIĘTO I WSZYSTKO JEST ZAMKNIĘTE. 
ALE PARĘ METRÓW DALEJ WIDZIMY OTWARTE BIURO TURYSTYCZNE, DO KTÓREGO MAMY INTERES. BIURO OKAZUJE SIĘ BYĆ JEDNAK NIECZYNNE, A DYŻURUJĄCY CZŁOWIEK POCIESZA NAS, ŻE JAK JUTRO PRZYJDZIEMY TO DOSTANIEMY BEZ PROBLEMU BILETY NA AUTOBUS.

PODZIWIAMY PO DRODZE TWIERDZĘ KARIMA KHANA. NA ULICY WIDAĆ WIELE RODZIN Z DZIEĆMI. PANUJE ŚWIĄTECZNY NASTRÓJ. SĄDZIMY, ŻE SKORO  JEST ŚWIĘTO RELIGIJNE TO MECZETY BĘDĄ OTWARTE. W PEWNYM MOMENCIE DROGĘ ZAGRADZA MI DZIEWCZYNKA – MOŻE 14-15 LAT – Z DWOMA LUB TRZEMA KOLEŻANKAMI. DOŚĆ OBCESOWO PYTA JAK MAM NA IMIĘ. KIEDY PYTAM JĄ O TO SAMO, NIE JEST W STANIE MI ODPOWIEDZIEĆ. JEJ ZNAJOMOŚĆ ANGIELSKIEGO OGRANICZA SIĘ TYLKO DO TEJ JEDNEJ FRAZY. USIŁUJĘ JEDNAK NAWIĄZAĆ KONWERSACJĘ BY DOWIEDZIEĆ SIĘ, CO Z TYM ŚWIĘTEM. NIE JESTEM JEDNAK W STANIE DOJŚĆ DO NICZEGO WIĘCEJ POZA TYM, ŻE CHODZI O BODAJ ÓSMEGO IMAMA. TUTAJ NAGMINNIE WSZYSCY WSZCZYNAJĄ ROZMOWĘ OGRANICZAJĄCĄ SIĘ DO PYTANIA O KRAJ POCHODZENIA, IMIĘ I EWENTUALNIE O SAMOPOCZUCIE. MÓWIĄ RÓWNIEŻ: „WELCOME TO IRAN”. WSZELKIE NIESTANDARDOWE ODPOWIEDZI  SPOTYKAJĄ SIĘ Z NIEZROZUMIENIEM. NIE ZMIENIA TO JEDNAK TEGO, ŻE IRAŃCZYCY SĄ MILI I CIESZĄ SIĘ, KIEDY CHWALI SIĘ NAWET TAK PROSTYMI SŁOWAMI ICH KRAJ. WYSTARCZY „IRAN IS GOOD”.

PODESZLIŚMY POD MAUZOLEUM GDZIE WPUSZCZAJĄCY POINFORMOWALI NAS, ŻE TERAZ ODBYWAJĄ SIĘ TU UROCZYSTOŚCI RELIGIJNE, ALE BĘDZIE MOŻNA WEJŚĆ PO POŁUDNIU.
ZASTANAWIAJĄC SIĘ GDZIE PÓJŚĆ ZAFUNDOWALIŚMY SOBIE HERBATKĘ,  Z KTÓRĄ PRZYSIEDLIŚMY NA MURKU. DOWIEDZIELIŚMY SIĘ, ŻE OGRÓD NARANDŻESTAN MA BYĆ CZYNNY OD 15-tej. CHODZIMY WIĘC PO ULICACH MIASTA, ZAGŁĘBIAJĄC SIĘ W CORAZ TO WĘŻSZE ULICZKI. WSZĘDZIE CZUĆ NASTRÓJ ŚWIĘTA. SNUJĄCE SIĘ RODZINY Z DZIEĆMI JEDZĄCE LODY, CIASTKA, KUKURYDZĘ. POZAMYKANE SKLEPY.

PRZED 15-tą PODESZLIŚMY POD OGRÓD. NAPRZECIWKO MAŁA LODZIARNIA. MOŻNA TEŻ DOSTAĆ HERBATĘ. JEMY LODY. NIBY TAKIE JAK NASZE, ALE NIE DO KOŃCA. IRAŃSKIE LODY CIĄGNĄ SIĘ JAK GUMA I MAJĄ COŚ CO CHRZĘŚCI W ZĘBACH. NIE JEST TO NIEPRZYJEMNE. WYDAJE SIĘ, ŻE W DO LODÓW SĄ WSYPANE OKRUSZYNKI KRUCHEGO CIASTA, LUB JAKOŚ SPECJALNIE MIELONY CUKIER.
 PATRZYMY Z NADZIEJĄ NA DRZWI OGRODU, ALE POZOSTAJĄ ZAMKNIĘTE. WRACAMY DO MAUZOLEUM.

SZIRAZ – COŚ DLA MNIE …

.

PO DRODZE, W BOCZNEJ ULICZCE NAPOTYKAMY STARSZĄ PARĘ AUSTRALIJCZYKÓW. WDAJEMY  SIĘ W ROZMOWĘ O PODRÓŻACH; AUSTRALII, KTÓRĄ ZNAMY; POLITYCE – BREXIT; AMERYCE – TRUMP; RELIGII; IRANIE. BARDZO SYMPATYCZNA POGAWĘDKA.


IDĄC DALEJ WIDZIMY JAKIŚ OTWARTY MECZET, PRZED KTÓRYM JEST SPORO LUDZI. PO JEDNEJ STRONIE MĘŻCZYŹNI, PO DRUGIEJ KOBIETY. PIETRUSZKA ZOSTAJE WRAZ Z FALĄ MĘŻCZYZN WCIĄGNIĘTY DO ŚRODKA. JA STAJĘ PO STRONIE KOBITEK. JEDNA Z NICH KAŻE MI USIĄŚĆ OBOK SIEBIE NA MURKU I TŁUMACZY, ŻE CHODZI O JEDZENIE. ZACZYNAM SIĘ DOMYŚLAĆ, ŻE W ŚRODKU JEST WYDAWANE JAKIEŚ JADŁO. ZA CHWILĘ MOJA NOWA KOLEŻANKA SZTURCHA MNIE I POKAZUJE PIETRUSZKĘ Z PUDEŁKIEM
. DOSTAŁ JEDZENIE. Z CIEKAWOŚCI ZAGLĄDAMY CO TAM JEST. RYŻ Z JAKIMŚ SOSEM. PO CHWILI ODDAJEMY PUDEŁKO STARUSZCE WYGLĄDAJĄCEJ NA POTRZEBUJĄCĄ MAŁEGO WSPARCIA.

KOLACJĘ JEM W TYM SAMYM BARZE, CO WCZORAJ, JEDNAK MÓJ RYŻ Z BAKŁAŻANEM NIE JEST DOBRY. PŁACĘ 10 TOMANÓW.
 PIETRUSZKA IDZIE PO BUŁKĘ Z WARZYWAMI SERWOWANĄ NA ULICY. WRACA ZDEGUSTOWANY, BO W NICZYM NIE PRZYPOMINA TO PYSZNEJ BUŁKI, JAKĄ JEDLIŚMY W TEHERANIE …

.

► ZOBACZ FOTY ◀︎

.

.

Komentarze

Dodaj komentarz