11.05.2017 – BOGOTA. KĄPIEL ZŁOTEGO KRÓLA

.

AUTOBUS FIRMY COOMOTOR PRZYJECHAŁ PUNKTUALNIE.
BYŁA 5-ta RANO KIEDY ZNALEŹLIŚMY SIĘ ZNOWU NA DWORCU AUTOBUSOWYM W BOGOCIE. PORA TRUDNA DLA KAŻDEGO ŻYWEGO ORGANIZMU. MIMO TO DWORZEC TĘTNIŁ ŻYCIEM. WIĘKSZOŚĆ LOKALI BYŁA OTWARTA, ALBO PRZYNAJMNIEJ SIĘ OTWIERAŁA. ZDEPONOWALIŚMY BAGAŻE W PRZECHOWALNI. ZJEDLIŚMY COŚ I WYPILIŚMY. TRZEBA BYŁO RUSZYĆ NA ZWIEDZANIE BOGOTY. OBAWIALIŚMY SIĘ JEDNAK, ŻE O TEJ GODZINIE MAŁO CO BĘDZIE OTWARTE.

BOGOTA – ŚNIADANIE NA DWORCU AUTOBUSOWYM

.

ZAPYTALIŚMY KOGOŚ O DROGĘ DO CENTRUM, DO CANDELARII. WSKAZAŁ NAM KIERUNEK DO PRZYSTANKU AUTOBUSOWEGO. CHWILĘ SZLIŚMY, ALE PRZYSTANKU NIE SPOTKALIŚMY. MUSIELIŚMY ZAPYTAĆ PONOWNIE. TYM RAZEM DOSZLIŚMY I WSIEDLIŚMY DO AUTOBUSU, KTÓRY ZAWIÓZŁ NAS DO CELU.

Z TYMI AUTOBUSAMI NIE JEST TAK ŁATWO. BOGOTA JEST BARDZO DUŻA. CZWARTE CO DO WIELKOŚCI MIASTO AMERYKI POŁUDNIOWEJ. LINIE AUTOBUSOWE MAJĄ NIE TYLKO NUMERY ALE TEŻ KOLORY. TRZEBA STALE PYTAĆ O TO, GDZIE JEST PRZYSTANEK DANEJ LINII. POTEM W POJEŹDZIE SPYTAĆ GDZIE WYSIĄŚĆ, KONIECZNIE PODAJĄC KONKRETNIE MIEJSCE np. MUZEUM. SĄ TEŻ AUTOBUSY, KTÓRE MAJĄ TABLICE WYŚWIETLAJĄCE NAZWY KOLEJNYCH PRZYSTANKÓW.

JECHALIŚMY DO CANDELARII – NAJSTARSZEJ I NAJBARDZIEJ ZABYTKOWEJ CZĘŚCI MIASTA. KONTROLOWALIŚMY CZAS PRZEJAZDU. WYNOSIŁ OKOŁO 30-40 MINUT. PO POŁUDNIU MUSIELIŚMY WRÓCIĆ I DOJECHAĆ NA LOTNISKO. WYLATYWALIŚMY O 20:15 DO CARTAGENY DE INDIAS.

KIEDY WYSIEDLIŚMY, NIE ZA BARDZO WIEDZIELIŚMY W KTÓRĄ STRONĘ IŚĆ. PYTAJĄC O CANDELARIĘ – CHOCIAŻ NIBY TAM BYLIŚMY – JAKIMŚ CUDEM DOSZLIŚMY DO KOŚCIOŁA ŚW. FRANCISZKA. JEDNEGO Z NAJBARDZIEJ CENIONYCH W BOGOCIE. KOŚCIÓŁ MA BARDZO PIĘKNE ZDOBIENIA. WESZLIŚMY TAKŻE DO KOŚCIOŁA OBOK – CHURCH OF VERACRUZ.

NAPRZECIWKO ZNAJDUJE SIĘ MUZEUM ZŁOTA. JEDNO OD DRUGIEGO ODDZIELONE SKWEREM Z POMNIKIEM GENERAŁA SANTANDERA, BOHATERA WALK O NIEPODLEGŁOŚĆ KRAJU.

ULICE W BOGOCIE NIE MAJĄ NAZW, TYLKO NUMERY. NALEŻY ODRÓŻNIĆ CALLE OD CARRERY (CARRERA). PIERWSZE TO NUMEROWANE ULICE PRZECINAJĄCE SIĘ, TWORZĄCE KWADRATY, IDĄCE OD ZACHODU NA WSCHÓD. DRUGIE TO TEŻ NUMEROWANE ULICE, TYLE ŻE WIĘKSZE, I IDĄCE RÓWNOLEGLE Z POŁUDNIA NA PÓŁNOC. JEŻELI CALLE  JEST SKOŚNA TO JEST DIAGONAL, A SKOŚNA CARRERA TO TRANSVERSAL.

NA DALSZE ZWIEDZANIE BYŁO JESZCZE TROCHĘ ZA WCZEŚNIE, WIĘC SKRĘCILIŚMY W ULICZKĘ OBOK KOŚCIOŁA. SZLIŚMY BEZ CELU, MIJAJĄC PO DRODZE KSIĘGARNIE PRAWNICZE. MUSIELIŚMY BYĆ KOŁO JAKIEGOŚ SĄDU, PROKURATURY, ADWOKATURY ALBO WYDZIAŁU PRAWA.

BYŁO LEKKIE ZACHMURZENIE. ZAUWAŻYLIŚMY OTWARTY LOKAL I ZAMARZYŁA SIĘ NAM CIEPŁA HERBATA. WESZLIŚMY. CIEMNA SALA, ŚCIANY OBWIESZONE ZDJĘCIAMI, PLAKATAMI, BAR, UŚMIECHNIĘTA OBSŁUGA. W JEDNYM Z JEJ KĄTÓW ZNAJDOWAŁY SIĘ WYŁOŻONE KAFELKAMI, OTWARTE POMIESZCZENIA. NIE WIERZYŁAM SWOIM MYŚLOM. NIE, TO NIE MOŻE BYĆ TO …

USIEDLIŚMY. PIETRUSZKA PRZYNIÓSŁ HERBATĘ, A DO TEGO KIELISZEK RUMU. NO, JAK NA PORANNĄ GODZINĘ BYŁO TO WYZWANIE. PRZY ZAJĘTYCH OBOK STOLIKACH WSZYSCY MIELI FILIŻANKI I KIELISZEK ZŁOCISTO-CIEMNEGO PŁYNU. BYŁAM JEDYNĄ KOBIETĄ W LOKALU. KIEDY ZOBACZYŁAM, ŻE JEDEN Z GOŚCI WSTAŁ I WSZEDŁ DO BOKSU Z BIAŁYMI KAFELKAMI, MOJE PODEJRZENIA OKAZAŁY SIĘ SŁUSZNE. MUSIAŁAM SIĘ NAPIĆ. TO BYŁA MĘSKA TOALETA W KAWIARNIANEJ SALI. CZEGOŚ TAKIEGO W ŻYCIU NIE WIDZIAŁAM. TAKI OBYCZAJ !!!!

POKRZEPIENI NA CIELE RUSZYLIŚMY DO MUZEUM ZŁOTA. SZYKOWALIŚMY SIĘ NA NIE OD POCZĄTKU PODRÓŻY. MUZEUM ZŁOTA W BOGOCIE JEST REKOMENDOWANE JAKO NAJLEPSZE W AMERYCE POŁUDNIOWEJ, A DO TEGO NAJWIĘKSZE NA ŚWIECIE. POWSTAŁO W 1939 ROKU. ZGROMADZONO W NIM OKAZY SZTUKI ZŁOTNICZEJ POCHODZĄCEJ Z CZASÓW PRZEDKOLUMBIJSKICH. OKOŁO 50 TYSIĘCY SZTUK WYKONANYCH ZE ZŁOTA PRZEDMIOTÓW. ZOBACZYLIŚMY TU NIE TYLKO ZŁOTĄ BIŻUTERIĘ, ALE TAKŻE WYKONANE PRZEZ INDIAN CZIBCZA FIGURKI, MASKI I NACZYNIA. MUZEUM JEST OBSZERNE, MA PRZEPIĘKNE EKSPONATY. TYSIĄCE PRZEDMIOTÓW UŻYTKOWYCH: NACZYNIA, WAZY, FIGURKI, MASKI BIŻUTERIA. W GŁOWIE SIĘ KRĘCI.

NAJBARDZIEJ WIDOWISKOWA JEST REALIZACJA LEGENDY O ZŁOTYM KRÓLU – EL DORADO.
MUISKOWIE, TWORZĄCY KILKA KRÓLESTW, ZAJMOWALI ROZLEGŁE OBSZARY AMERYKI ŚRODKOWEJ, A TAKŻE TERENY WOKÓŁ BOGOTY. BYLI MISTRZAMI W OBRÓBCE ZŁOTA I TWORZENIU Z NIEGO RÓŻNYCH PRZEDMIOTÓW. USTRÓJ MUISKÓW TO DZIEDZICZNA MONARCHIA ABSOLUTNA. WŁADZĘ PO KRÓLU DZIEDZICZYŁ SYN JEGO NAJSTARSZEJ SIOSTRY. PRZYSZŁY KRÓL PRZYGOTOWYWAŁ SIĘ DO OBJĘCIA FUNKCJI 6 LAT. KORONACJA BYŁA WIELKĄ UROCZYSTOŚCIĄ. NAD ŚWIĘTE JEZIORO PRZYNOSZONO ZŁOTĄ LEKTYKĘ Z PRZYSZŁYM WŁADCĄ. NA BRZEGU JEZIORA MONARCHA ROZBIERAŁ SIĘ DO NAGA, A KAPŁANI NACIERALI JEGO CIAŁO WONNĄ ŻYWICĄ I POSYPYWALI ZŁOTYM PYŁEM (WŁADCA NIE MÓGŁ BYĆ WIDZIANY NAGI).

NASTĘPNIE ZŁOTY KRÓL UDAWAŁ SIĘ WRAZ Z KAPŁANAMI TRATWĄ NA ŚRODEK JEZIORA. TAM WSZYSCY WRZUCALI W NURTY JEZIORA KLEJNOTY, ZŁOTE PRZEDMIOTY, PIERŚCIENIE, DIADEMY I INNE. KIEDY WSZYSTKIE PRZEDMIOTY ZOSTAŁY ZŁOŻONE W OFIERZE, PRZYSZŁY WŁADCA WCHODZIŁ DO WODY I ZMYWAŁ Z SIEBIE ZŁOTY PYŁ STAJĄC SIĘ WŁADCĄ LEGALNYM, UKORONOWANYM.

WIZUALIZACJA TEJ PRZYPOWIEŚCI JEST BAJKOWA. W CIEMNEJ SALI, W CENTRALNYM MIEJSCU STOI OWALNY PRZEDMIOT, PRZYPOMINAJĄCY TAFLĘ WODY. WIDAĆ I SŁYCHAĆ JAK KRÓL PŁYNIE ODMĘTAMI JEZIORA, WRZUCA ZŁOTO, KĄPIE SIĘ. COŚ FANTASTYCZNEGO. OGLĄDALIŚMY TO, CO NAJMNIEJ TRZY RAZY.

ŻEBY POZOSTAĆ W TEMACIE, PO MUZEUM WESZLIŚMY DO DUŻEGO SKLEPU Z WYROBAMI ZE ZŁOTA I SZMARAGDAMI. BYŁA TO GŁÓWNIE BIŻUTERIA. NAJWIĘCEJ SKLEPÓW Z WYROBAMI ZE ZŁOTA, KAMIENIAMI MIEŚCI SIĘ OBOK MUZEUM ZŁOTA – TO OCZYWISTE.

POOGLĄDALIŚMY, POPYTALIŚMY O CENĘ I RUSZYLIŚMY DO MUZEUM BOTERO. KIEDY WRESZCIE TAM DOTARLIŚMY, OKAZAŁO SIĘ ŻE JEST DZISIAJ NIECZYNNE. WSTĄPILIŚMY DO OTWARTEGO KOŚCIOŁA SANTA CLARA.

SZWĘDALIŚMY SIĘ PO ULICZKACH CANDELARII, ROZGLĄDAJĄC SIĘ ZA PRZYSZŁYM NOCLEGIEM ZA TRZY DNI. DO NIEKTÓRYCH HOSTELI WCHODZILIŚMY PYTAĆ O CENĘ, WOLNE MIEJSCA. MIJALIŚMY SKLEPIKI, BARY, MAŁE RESTAURACYJKI. WESZLIŚMY COŚ JEŚĆ DO JAKIEJŚ KNAJPKI. STOJĄCY W DRZWIACH KELNER BARDZO NAS ZACHĘCAŁ. ILOŚĆ KLIENTÓW WSKAZYWAŁA NA TO, ŻE JEDZENIE BĘDZIE DOBRE. ZAMÓWILIŚMY RYBĘ. W ZESTAWIE DOSTALIŚMY TEŻ ZUPĘ. JEDZENIE BYŁO TAKIE SOBIE.

POWOLI ZBIERALIŚMY SIĘ W STRONĘ JAKIEGOŚ AUTOBUSU ABY DOTRZEĆ DO PRZYSTANKU AUTOBUSOWEGO EL TIEMPO. STAMTĄD DOSZLIŚMY DO DWORCA AUTOBUSOWEGO. DROGA NIE BYŁA JUŻ TAKA DŁUGA. WZIĘLIŚMY BAGAŻE I ZNOWU WRÓCILIŚMY NA PRZYSTANEK EL TIEMPO. TAM WYSZUKALIŚMY NUMER AUTOBUSU JADĄCEGO NA LOTNISKO.

ODPRAWA BYŁA BEZPROBLEMOWA.

O 21-szej WYLĄDOWALIŚMY NA LOTNISKU W KARTAGENIE DE INDIAS, BO TAK BRZMI PEŁNA NAZWA MIASTA. PRAWIE NATYCHMIAST ODCZULIŚMY DIAMETRALNĄ ZMIANĘ KLIMATU. W STOSUNKU DO BOGOTY ZMIENIŁA SIĘ NIE TYLKO WYSOKOŚĆ, ALE I TEMPERATURA I WILGOTNOŚĆ. OWIAŁ NAS BARDZO CIEPŁY POWIEW MORZA KARAIBSKIEGO.

BYŁO DOŚĆ PÓŹNO. NIE CHCIELIŚMY RYZYKOWAĆ JAZDY PRZYPADKOWĄ TAKSÓWKĄ. PODESZLIŚMY DO BUDKI Z SERWISEM TAXI. PODALIŚMY NAZWĘ HOTELU I CZEKALIŚMY AŻ ZGŁOSI SIĘ KIEROWCA. UZNALIŚMY, ŻE TAK BĘDZIE BEZPIECZNIEJ.

NASZE LOKUM MIEŚCIŁO SIĘ W CZYMŚ O NAZWIE URBANIZACION LA ESPANIOLA.
Z OPISU WYNIKAŁO, ŻE BĘDZIE TO POKÓJ I KUCHNIA. TAKSÓWKARZ NIBY WIEDZIAŁ GDZIE MA JECHAĆ, ALE NIE DO KOŃCA. MARUDZIŁ, ŻE NIE MA NUMERU, WIĘC NIE WIADOMO GDZIE JECHAĆ. PIETRUSZKA, MAJĄCY W TELEFONIE MAPĘ ZACZĄŁ GO PROWADZIĆ …

URBANIZACION LA ESPANIOLA OKAZAŁO SIĘ BYĆ DUŻYM OGRODZONYM KONDOMINIUM.
W JEDNYM Z LICZNYCH JEDNOPIĘTROWYCH BUDYNKÓW MIEŚCIŁ SIĘ TRZYPOKOJOWY APARTAMENT Z SALONEM I KUCHNIĄ. NASZ POKÓJ MIAŁ WIELOPÓŁKOWĄ SZAFĘ, ŁÓŻKO, UMYWALKĘ, ŁAZIENKĘ. KUCHNIA BYŁA WYPOSAŻONA W PEŁNI, W SALONIE STÓŁ, KANAPA, TELEWIZOR. BYŁO TEŻ POMIESZCZENIE GOSPODARCZE Z PRALKĄ. PRZYWITAŁ NAS BARDZO UPRZEJMY I SYMPATYCZNY WŁAŚCICIEL. DAŁ NAM TROCHĘ WSKAZÓWEK JAK DOSTAĆ SIĘ DO CENTRUM.

OBOK ZNAJDOWAŁ SIĘ SKLEP SPOŻYWCZY. BYŁO NA TYLE PÓŹNO, ŻE ZADOWOLILIŚMY SIĘ RUMEM Z COCA–COLĄ I ORZESZKAMI.

.

►ZOBACZ FOTY◀︎

.

Komentarze

Dodaj komentarz