30.01.2019 – AKSUMSKIE PROBLEMY

.
KOLEJNY DZIEŃ ZWIEDZANIA ROZPOCZYNAM Z POCZUCIEM PRZEPŁACENIA CAŁYCH TYCH USŁUG TRANSPORTOWO-PRZEWODNIKOWYCH. CHODZI MI O DOŚĆ SŁABĄ JAKOŚĆ TYCH WYCIECZEK PRZEKŁADAJĄCĄ SIĘ ZRESZTĄ NA CZAS ZWIEDZANIA.

PRZEWODNIK, KTÓRY ZARAZ PIERWSZEGO DNIA OŚWIADCZYŁ ŻE SKOŃCZYŁ STUDIA W ZAKRESIE TURYSTYKI, NIEWIELE POTRAFI POWIEDZIEĆ O TYM CO OGLĄDAMY. NIE POKAZUJE ŻADNYCH CIEKAWOSTEK KTÓRYCH JA BYM NIE ZNAŁA. PODOBNIE ZRESZTĄ BYŁO W KENII. PIETRUSZKA POCIESZA MNIE, ŻE W SUMIE US$ 40 ZA 2 OSOBY NA DZIEŃ TO NIE JEST ŹLE. MOŻE JA ZA DUŻO WYMAGAM. KAŻDY CHCE ZAROBIĆ.

WCZORAJ WIECZOREM „NAGANIACZ WYCIECZEK” ZNALAZŁ DLA NAS TRANSPORT SAMOCHODEM DO GONDERU ZA JEDYNE US$ 200. CENA WYDAŁA NAM SIĘ MOCNO PRZESADZONA. OCZYWIŚCIE ZAWSZE MOŻEMY WYBRAĆ TRANSPORT PUBLICZNY. ZNACZNIE DŁUŻSZY I POŁĄCZONY Z NOCLEGIEM W SZIRIE. MOŻNA JECHAĆ DO SZIRIE PO POŁUDNIU I TAM ZANOCOWAĆ, ALBO WYJECHAĆ BARDZO WCZEŚNIE RANO TAK ABY ZDĄŻYĆ NA AUTOBUS ODCHODZĄCY STAMTĄD O godz. 6:00.

IDZIEMY NA ŚNIADANIE. BAGAŻE MAMY ZAPAKOWANE. I TAK MUSIMY ZWOLNIĆ POKOJE. NA WSZELKI WYPADEK DOWIADUJEMY SIĘ O WOLNE POKOJE GDYŚMY CHCIELI ZOSTAĆ JESZCZE JEDNĄ NOC. SĄ.

ŚNIADANIE TRWA DŁUGO. W RESTAURACJI JEST MAŁO OSÓB, WIĘC KUCHARZ NIE SPIESZY SIĘ Z PRZYGOTOWANIEM JEDZENIA, A KELNER SPRAWDZA PAROKROTNIE CZY DOBRZE ZROZUMIAŁ, KTÓRY ZESTAW POKAZALIŚMY PALCEM. DO WYBORU JEST KILKA OPCJI ŚNIADANIOWYCH. NAJCZĘŚCIEJ TO JAJKO W RÓŻNEJ POSTACI, CHLEB, MASŁO. SĄ ZESTAWY Z PŁATKAMI. JEŻELI CHCE SIĘ DODATKOWO np. SER TO TRZEBA DOPŁACIĆ DO ŚNIADANIA. DO PICIA SERWUJĄ KAWĘ LUB HERBATĘ ORAZ SOK POMARAŃCZOWY.

ZJAWIA NASZ PILOT, KTÓREGO WCZORAJ PROSILIŚMY O POMOC W ZNALEZIENIU SAMOCHODU. INFORMUJE NAS, ŻE MOŻE MIEĆ KIEROWCĘ ZA US$ 100. MA NADZIEJĘ, ŻE ZNAJDZIE JESZCZE KOGOŚ KTO POJEDZIE ZA TAŃSZE PIENIĄDZE. UZNAJEMY, ŻE JESTEŚMY W STANIE DAĆ TAKĄ KWOTĘ ZA PRZEJAZD. JESTEŚMY PEWNI, ŻE TO BĘDZIE PRZYJEMNIEJSZA I KRÓTSZA JAZDA. MOŻNA TEŻ BĘDZIE SIĘ ZATRZYMAĆ PO DRODZE.

DECYDUJEMY SIĘ ZOSTAĆ JESZCZE JEDNĄ NOC W NASZYM HOTELU ALE PROSIMY O INNY POKÓJ, NIE OD STRONY ULICY. DOTYCHCZASOWY POKÓJ BYŁ ZA GŁOŚNY.
RECEPCJONISTA PODAJE CENĘ, KTÓRĄ SPRAWDZAM Z POPRZEDNIĄ REZERWACJĄ I LEKKO KORYGUJĘ.  PIETRUSZKA PŁACI ZA POKOJE UKŁADAJĄC PIENIĄDZE W KUPKI. TROCHĘ DUŻO TYCH KUPEK. RECEPCJONISTA LICZY JE PO ANGIELSKU CO ZWRACA MOJĄ UWAGĘ BO Z REGUŁY, NIE WIEM DLACZEGO, ALE LICZY SIĘ W OJCZYSTYM JĘZYKU.

WYCHODZIMY BO ROBI SIĘ PÓŹNO.

JEDZIEMY DO MONASTRYRU PANTALEONA. JEST TO JEDEN Z NAJSTARSZYCH KOŚCIOŁÓW W ETIOPII. PANTALEON – KOLEJNY Z DZIEWIĘCIU ŚWIĘTYCH DZIAŁAJĄCYCH NA TUTEJSZYM TERENIE, ZAPISAŁ SIĘ W HISTORII JAKO PUSTELNIK MODLĄCY SIĘ STOJĄC NA JEDNEJ NODZE PRZEZ 45 LAT.

KARAŚ NIE CZUJE SIĘ DOBRZE, ALE WSPINA SIĘ Z NAMI. PRZECHODZIMY PRZEZ SPALONĄ ZIEMIĘ. NIE WIADOMO CZY TO ŁĄKA CZY JAKIEŚ POLE LEŻĄCE ODŁOGIEM. POJAWIAJĄ SIĘ DZIECI. TOWARZYSZĄ NAM DOMAGAJĄC SIĘ CUKIERKÓW, PIENIĘDZY, DŁUGOPISÓW.

WĘDRUJEMY POWOLI POD GÓRĘ. JEST BARDZO CIEPŁO. DROGA WYDAJE SIĘ KAMIENISTA I MĘCZĄCA. TO CHYBA EFEKT TEMPERATURY. STAJEMY CZĘSTO NIE TYLKO PO TO ABY ZŁAPAĆ ODDECH, ALE ŻEBY ROZEJRZEĆ SIĘ WOKOŁO. WIDAĆ ŁAGODNY KRAJOBRAZ Z JEDNEJ I DRUGIEJ STRONY. WZNIESIENIA, ZIELEŃ, ŻÓŁTOBRĄZOWA ZIEMIA. PIĘKNIE. MONASTYR ZDAJE SIĘ TROCHĘ ODDALAĆ W TYM DRGAJĄCYM OD SŁOŃCA POWIETRZEM, ALE TO ZŁUDZENIE.
W KOŃCU WCHODZIMY DO KOMPLEKSU ZABYTKOWYCH BUDYNKÓW. PO OGROMNYM DRZEWEM SIEDZĄ MŁODZI LUDZIE, WYGLĄDAJĄ NA SPOSOBIĄCYCH SIĘ DO ZAKONU. MODLĄ SIĘ LUB CZYTAJĄ JAKIEŚ TEKSTY, NIE ZWRACAJĄC NA NAS SZCZEGÓLNEJ UWAGI.

WŁAŚCIWY KLASZTOR ZNAJDUJE SIĘ NIECO W GŁĘBI, TRZEBA DO NIEGO DOJŚĆ 50-100 METRÓW. JA NIE TYLKO, ŻE NIE MAM TAM WSTĘPU, TO NIE MOGĘ NAWET PODEJŚĆ ZA BLISKO DO KLASZTORU. MUSZĘ SIĘ ZATRZYMAĆ PRZED PROWADZĄCĄ DO NIEGO DROGĄ. NATOMIAST MOGĘ WEJŚĆ DO BUDYNKU KOŚCIOŁA DOSTĘPNEGO RÓWNIEŻ DLA KOBIET, POŁOŻONEGO W BEZPIECZNEJ ODLEGŁOŚCI OD WŁAŚCIWEGO MONASTYRU.

MNICH ZAPRASZA NAS POD OKNO NIEWIELKIEJ KAPLICY. WCHODZIMY NA WĄSKĄ, MAŁĄ PLATFORMĘ POD OKNEM. PO CHWILI ZOSTAJE ONO OTWARTE I ROZPOCZYNA SIĘ PRZEDSTAWIENIE. MNICH POKAZUJE KRZYŻE, STARE PIĘKNIE ZDOBIONE KSIĘGI, OBRAZY, KORONY. OPOWIADA SKĄD POCHODZĄ, NA CZYM ZOSTAŁY NAPISANE, JAK ZOSTAŁY ZROBIONE. BRĄZOWE LUB SREBRNE KRZYŻE – ZUPEŁNIE INNE NIŻ TE EUROPEJSKIE – MAJĄ ODMIENNE KSZTAŁTY, W ZALEŻNOŚCI OD MIASTA Z KTÓREGO POCHODZĄ. JEST KRZYŻ Z AKSUM, Z GONDERU CZY LALIBELI. OGLĄDAMY KSIĘGI PISANE PRADAWNYM PISMEM NA KOZIEJ SKÓRZE OZDOBIONE KOLOROWYMI RYCINAMI MATKI BOSKIEJ. KORONĘ Z KLEJNOTAMI, KTÓRĄ MOŻEMY PRZYMIERZYĆ.
PRZEDMIOTY POCHODZĄ Z RÓŻNYCH STULECI. NAJSTARSZE Z VI, X WIEKU. PATRZYMY Z NIEDOWIERZANIEM. TAK BEZ ŻADNEGO MUZEUM, OCHRONY, W MAŁEJ KAPLICZCE TAKIE SKARBY, KTÓRE MOŻEMY DOTKNĄĆ I KTÓRE MNICH ODKŁADA PO PROSTU NA PODŁOGĘ.  NIESAMOWITE. OCZYWIŚCIE ROBI TO WSZYSTKO ZA OPŁATĄ. ALE NIE O PIENIĄDZE TU CHODZI, BO ZA WSTĘP DO MUZEUM TEŻ SIĘ PŁACI, ALE O TRAKTOWANIE TYCH ARTEFAKTÓW RELIGIJNYCH I KULTUROWYCH TAK ZWYCZAJNIE. WŁAŚCIWIE Z BRAKIEM DBAŁOŚCI O NIE. JEDNOCZEŚNIE TO, ŻE JESTEŚMY TAK BLISKO TYCH WSZYSTKICH TAK PIĘKNYCH RZECZY, SKUPIAJĄCYCH W SOBIE EMOCJE TYLU WIEKÓW – A TYM SAMYM POKOLEŃ – RODZI JAKIŚ OGROMNY SZACUNEK, WZRUSZENIE.

KIEDY OBEJRZELIŚMY CAŁĄ KOLEKCJĘ MUSIAŁAM ZOSTAĆ, A MĘŻCZYŹNI POSZLI DO KLASZTORU. W TYM CZASIE PATRZYŁAM NA  ROZCIĄGAJĄCĄ SIĘ WOKÓŁ PRZESTRZEŃ, KLASZTOR WYGLĄDAJĄCY JAKBY WYRASTAŁ ZE SKAŁY.

USIADAŁAM NA PRZYKOŚCIELNYCH SCHODKACH CZEKAJĄC NA POWRÓT MĘŻCZYZN. ZARAZ PODESZŁY DO MNIE DZIECI. MAŁE, WIĘKSZE. SZYBKO NAWIĄZALIŚMY KONTAKT. BAWIŁY SIĘ ŚWIETNIE KIEDY POKAZYWAŁAM IM W TELEFONIE ZWIERZĘTA Z PARKÓW W KENII. MUSIAŁAM SIĘ Z NIMI POŻEGNAĆ, BO PANOWIE WRÓCILI I MNICH OTWORZYŁ DLA NAS KOŚCIÓŁ. TEN GDZIE I KOBIEY MOGĄ WEJŚĆ.

NA PODŁODZE LICZNE DYWANY. NA ŚCIANACH MALOWIDŁA PRZEDSTAWIAJĄCE ŚWIĘTYCH. MNICH IDĄC OD WIZERUNKU DO WIZERUNKU PREZENTOWAŁ ŚWIĘTYCH. WSZYSCY MALOWANI W STYLU WSCHODNIM.

ZACZĘLIŚMY POWOLI SCHODZIĆ DO MIASTA. SZŁO NAM ZNACZNIE LEPIEJ NIŻ WCHODZENIE. JEDNOGŁOŚNIE STWIERDZILIŚMY, ŻE WYCIECZKA BYŁA SUPER.

.

aksum
AKSUM – SCHODZIMY ZE WZGÓRZA MAI QOHO. KARAŚ JAK ZWYKLE OTOCZONY WIANUSZKIEM DZIECI …

.

NIESTETY NIE UDAŁO NAM SIĘ ZOBACZYĆ KLASZTORU ABBA LIQANOS, UFUNDOWANEGO PRZEZ ABBA LIQANOS, JEDNEGO Z DZIEWIĘCIU ŚWIĘTYCH GŁOSZĄCYCH EWANGELIĘ W ETIOPII. JEST W REMONCIE. PONOĆ RUSZTOWANIA NIE POZWALAJĄ OBEJRZEĆ GO CHOCIAŻ Z ODDALI.

ZAWIEDZENI POJECHALIŚMY DO GOBODURA (GOBODRA) QUARRY SITE OBEJRZEĆ KAMIEŃ Z WIZERUNKIEM LWICY.  LEGENDA MÓWI, ŻE ARCHANIOŁ GABRIEL WALCZĄC Z LWICĄ TAK NIĄ RZUCIŁ, ŻE JEJ KSZTAŁT ZOSTAŁ ODCIŚNIĘTY W KAMIENIU. SZLIŚMY ROZLEGŁYM POLEM NA KTÓRYM LEŻAŁY AMETYSTY. TAK PO PROSTU. NIE BYŁY JEDNAK OSZLIFOWANE. NIESTETY.
DO KAMIENIA NIE DOSZLIŚMY BO MIAŁO BYĆ BARDZO DALEKO, STROMO, I CIĘŻKO. NIE KRYŁAM ROZCZAROWANIA, ALE BIEDNY MAPNIK PRZYJĄŁ TO Z ULGĄ, BO KOLEJNY DZIEŃ ŹLE SIĘ CZUŁ. I NA TYM BYŁ KONIEC NASZEGO ZWIEDZANIA.

PODCZAS POWROTU PIETRUSZKA NAGLE, Z OBŁĘDEM W OKU, ZAPYTAŁ MNIE: SŁUCHAJ ILE MYŚMY MIELI ZAPŁACIĆ ZA POKOJE I ILE JA DAŁEM RECEPCJONIŚCIE. MIAŁ WRAŻENIE, ŻE DAŁ MU O CHYBA 1000 BIRRÓW ZA DUŻO. ZACZĘLIŚMY SIĘ OBOJE ZASTANAWIAĆ. COŚ CHYBA BYŁO NIE TAK. RECEPCJONISTA PRZELICZYŁ PIENIĄDZE, WIĘC CHYBA ODLICZYLIŚMY DOBRZE. ALE CZY NA PEWNO? PIETRUSZKA CORAZ BARDZIEJ WEWNĘTRZNIE UTWIERDZAŁ SIĘ W PRZEKONANIU, ŻE ZAPŁACIŁ ZA DUŻO. A JA CORAZ BARDZIEJ W PRZEKONANIU, ŻE NIE KONTROLOWAŁAM NALEŻYCIE TEJ SYTUACJI. POSZLIŚMY DO RECEPCJI. RECEPCJONISTA WYSŁUCHAŁ NAS PO CZYM WYJĄŁ Z KASETKI PIENIĄDZE. SPRAWDZIŁ TRANSAKCJE I OKAZAŁO SIĘ, ŻE FAKTYCZNIE MA ZA DUŻO PIENIĘDZY. BEZ SŁOWA SPRZECIWU, Z UŚMIECHEM ODDAŁ TO CO ZAPŁACILIŚMY ZA DUŻO. Z KOLEI PIETRUSZKA HONOROWO PRZESUNĄŁ CZĘŚĆ PIENIĘDZY W JEGO STRONĘ. JA NATOMIAST PLUŁAM SOBIE W BRODĘ, ŻE STOJĄC OBOK I PATRZĄC NA TE STOSIKI PIENIĘDZY NIE BYŁAM BARDZIEJ CZUJNA.

O 19-tej MIELIŚMY KOLEJNE SPOTKANIE W SPRAWIE TRANSPORTU DO GONDERU. ALBO WSTAJEMY NAD RANEM I PĘDZIMY DO SZIRIE ALBO SPOKOJNIE ŚPIMY DO BRZASKU SŁOŃCA.

CHOREGO MAPNIKA ZDEPONOWALIŚMY W HOTELU, A SAMI POSZLIŚMY NA PRZECHADZKĘ PO MIEŚCIE.

W AKSUM WŁAŚCIWIE JEST TYLKO JEDNA GŁÓWNA ULICA I PLAC CZYLI PIAZZA.TA NAZWA TO POZOSTAŁOŚĆ PO WŁOCHACH TAK JAK I MAKARON, KTÓRY MOŻNA ZJEŚĆ W KAŻDEJ RESTAURACJI.
SKRĘCAMY W BOK OD GŁÓWNEJ ULICY. PRZECHODZIMY KOLEJNYMI MNIEJ LUB BARDZIEJ WĄSKIMI ULICAMI. NIC SIĘ NA NICH NIE DZIEJE. CZASEM MIJAMY HOTEL CZY KAWIARNIĘ W ETIOPSKIM WYDANIU. WRACAMY NA GŁÓWNĄ ULICĘ. WCHODZIMY DO SKLEPÓW Z PAMIĄTKAMI. BIŻUTERIA, SZALE, CHUSTY, RÓŻNEJ WIELKOŚCI RZEŹBIONE FIGURKI, KOSZYCZKI, PUDEŁECZKA. NIE MOŻEMY SIĘ NA NIC ZDECYDOWAĆ A POZA TYM JEST TO POCZĄTEK NASZEJ PODRÓŻY I MUSIELIBYŚMY TO WSZYSTKO TASZCZYĆ ZE SOBĄ. PODOBAŁY MI SIĘ NASZYJNIKI Z KAMIENI, BYŁY BARDZO ŁADNE I NAWET BYM SIĘ POŚWIĘCIŁA NOSZĄC JE W BAGAŻU, ALE ICH CENA BYŁA ZAPOROWA. UTARGOWAĆ DAŁO SIĘ TAK NIEWIELE, ŻE WYSZLIŚMY ZE SKLEPU.

WRACAMY DO NASZEGO HOTELU. PO WIECZÓR STOJĄCE PRZED HOTELEM STOLIKI SĄ ZAJĘTE. MIEJSCOWA ŚMIETANKA POPIJA PIWO, UBIJA INTERESY, PLOTKUJE. DLA NAS OBSŁUGA DONOSI STOLIK I KRZESŁA. SIADAMY PRZYGLĄDAJĄC SIĘ TEMU CO DZIEJE SIĘ NA ULICY. POPIJAM HERBATĘ. MUSZĘ DOLAĆ SOBIE WODY DO FILIŻANKI WIĘC IDĘ DO BAROWEJ CZĘŚCI RESTAURACJI. W SZAFIE Z NAPOJAMI DOSTRZEGAM GAZOWANĄ WODĘ MINERALNĄ, ZA KTÓRĄ ROZBIJAMY SIĘ CODZIENNIE. PYTAM O JEJ CENĘ. OKAZUJE SIĘ BYĆ O POŁOWĘ MNIEJSZA NIŻ CENA KTÓRĄ PŁACIMY W SKLEPIKU DO KTÓREGO NAS ZAPROWADZIŁ PILOT. ZAMUROWAŁO MNIE. JAK TO JEST, PŁACIMY ZA PÓŁ LITRA WODY PRAWIE DOLARA, A ONA JEST O POŁOWĘ TAŃSZA W NASZYM BARZE. OJ, NIEWIEDZA ZAWSZE SŁONO KOSZTUJE.

O 19-tej PODCHODZI DO NAS PILOT PROWADZĄC WŁAŚCICIELA SAMOCHODU, NA USŁUGI KTÓREGO MAMY SIĘ ZDECYDOWAĆ. PRZEDSTAWIAJĄ KIEROWCĘ. POTWIERDZAJĄ CENĘ US$ 100 OD TRZECH OSÓB. Z NAMI POJEDZIE JESZCZE DWOJE PODRÓŻNYCH. JEDNO OBOK KIEROWCY DRUGIE Z TYŁU ZA NAMI. MY MAMY MIEJSCA W ŚRODKU SAMOCHODU JAKO GŁÓWNI NAJEMCY AUTA. DZIWNE TO TROCHĘ, ALE NIECH BĘDZIE. NAM TO NIE PRZESZKADZA. PIETRUSZKA USTALA SPOSÓB ZAPŁATY. CZĘŚĆ KWOTY ZAPŁACIMY RANO, DRUGĄ PO PRZYJEŹDZIE DO CELU.

KOLACJĘ JEMY W NASZEJ HOTELOWEJ RESTAURACJI. CHCEMY SPRAWDZIĆ JAKIE JEST TAM JEDZENIE POZA TYM WLICZONYM W CENĘ NOCLEGU, SERWOWANYM NA ŚNIADANIE. OKAZUJE SIĘ ZUPEŁNIE DOBRE.

.

>     ZOBACZ FOTY     <

.

.

Komentarze

Dodaj komentarz