13.11.2019 – MADONNA ZE SKRZYDŁAMI I FAŁSZYWE DOLARY

.
WZGÓRZE PANECILLO OGLĄDALIŚMY STALE Z RÓŻNYCH PUNKTÓW MIASTA. W DZIEŃ I W NOCY.

TRZEBA BYŁO TAM POJECHAĆ I ZOBACZYĆ Z BLISKA DZIEŁO AGUSTÍNA DE LA HERRÁN MATORRASA, KTÓRY NA ZLECENIE ZAKONU OBLATÓW STWORZYŁ W LATACH SIEDEMDZIESIĄTYCH UBIEGŁEGO STULECIA POMNIK MADONNY.

MUSIELIŚMY TEŻ W KOŃCU ZOBACZYĆ W ŚRODKU BAZYLIKĘ DEL VOTO NACIONAL OBOK KTÓREJ MIESZKALIŚMY, I JESZCZE CHCIELIŚMY PÓJŚĆ NA TARG Z RĘKODZIEŁEM CZYLI MERCADO ARTESANAL LA MARISCAL I SUPER MARKET.

POMYSŁ BUDOWY BAZYLIKI DEL VOTO W 1883 ZAPOCZĄTKOWANY PRZEZ OJCA MATOVELLE PRZEKSZTAŁCIŁ SIĘ W RELIGIJNE ZOBOWIĄZANIE KRAJU. WPROWADZONO NAWET PODATEK OD SOLI ABY KONTYNUOWAĆ ZACZĘTE PRACE. BUDOWĘ ROZPOCZĘTO W 1887 ALE BAZYLIKA POZOSTAJE NADAL NIEDOKOŃCZONA. WEDŁUG LEGENDY W MOMENCIE UKOŃCZENIA BUDOWY NASTĄPI KONIEC ŚWIATA.

BAZYLIKA JEST W STYLU NEOGOTYKU EKWADORSKIEGO.
MA 140 m DŁUGOŚCI I 35 m SZEROKOŚCI, CO CZYNI JĄ NAJWIĘKSZĄ NEOGOTYCKĄ BAZYLIKĄ W AMERYCE POŁUDNIOWEJ. WNĘTRZE ZAARANŻOWANO W STYLU ZUPEŁNIE INNYM OD TEGO, JAKI DOMINUJE W POZOSTAŁYCH KOŚCIOŁACH QUITO. PRZEDE WSZYSTKIM BRAK PRZEPYCHU CECHUJĄCEGO KOŚCIOŁY STOLICY. CHARAKTERYSTYCZNE SĄ WYSOKIE ŁUKOWATE SKLEPIENIA. DWIE NAWY BOCZNE I TA GŁÓWNA ZWIEŃCZONA KOPUŁĄ. ŚWIATŁO WPADA PRZEZ SZEREGI OKIEN ZDOBIONYCH WITRAŻAMI. W NAWACH STOJĄ 24 KAPLICZKI SYMBOLIZUJĄCE EKWADORSKIE PROWINCJE. W KOŚCIELE MOŻNA OBEJRZEĆ POSĄGI JEDENASTU APOSTOŁÓW. JEST TAKŻE FIGURA JANA PAWŁA II UPAMIĘTNIAJĄCA JEGO WIZYTĘ W QUITO.
NA ZEWNĄTRZ W CHARAKTERZE GARGULCÓW LEGWANY, ŻÓŁWIE, PANCERNIKI.
JA ODEBRAŁAM BAZYLIKĘ JAKO PEŁNĄ SPOKOJU I WYCISZENIA. MOŻE ROBI TO WIELKOŚĆ, MOŻE HARMONIA JAKA PANUJE WE WNĘTRZU.
WSTĘP US$ 2 OD OSOBY.

PO WYJŚCIU, ZUPEŁNIE W AMERYKAŃSKIM STYLU FILMOWYM ZŁAPALIŚMY TAKSÓWKĘ – STALIŚMY NA ULICY MACHAJĄC RĘKĄ NAJWYŻEJ MINUTĘ. USTALILIŚMY CENĘ NA US$ 5 I POJECHALIŚMY KRĘTYMI ULICAMI DO GÓRY NA WZGÓRZE PANECILLO, KTÓREGO NAZWĘ MOŻNA PRZETŁUMACZYĆ JAKO MAŁY KAWAŁEK CHLEBA. MOMENTAMI MIAŁAM OBAWY CZY NA KOLEJNYM ZAKRĘCIE SAMOCHÓD DA RADĘ. WYSIADAJĄC UMÓWILIŚMY SIĘ Z TAKSÓWKARZEM, ŻE POCZEKA NA NAS. ZA MNIEJ WIĘCEJ PÓŁ GODZINY MIELIŚMY BYĆ Z POWROTEM.

WZGÓRZE BYŁO PEŁNE LUDZI, KRAMÓW Z RĘKODZIEŁEM, SAMOCHODÓW, AUTOBUSÓW.

FIGURA MATKI BOSKIEJ IMPONUJĄCA.
KIEDY PODCHODZI SIĘ DO POSĄGU I OGLĄDA GO Z DOŁU WIDAĆ TYLKO BRYŁĘ ZŁOŻONĄ Z NIEZLICZONEJ ILOŚCI ALUMINIOWYCH PŁYTEK. DOPIERO PO ODEJŚCIU PARĘ METRÓW W KTÓRĄKOLWIEK STRONĘ WIDAĆ CAŁĄ POSTAĆ. JEJ DYNAMIZM.
MADONNA STOI NA POSTUMENCIE BĘDĄCYM POŁÓWKĄ KULI ZIEMSKIEJ I TRZYMA STOPĘ NA WĘŻU. UKŁAD CIAŁA, SZCZEGÓLNIE RĄK, STOPA UNIERUCHAMIAJĄCA WĘŻA – NIE POZOSTAWIAJĄ WĄTPLIWOŚCI CO DO TEGO, ŻE JEST ONA W RUCHU. EKSPRESJI DODAJĄ ROZPOSTARTE JAK U ANIOŁA SKRZYDŁA.
MATKA BOSKA WYGLĄDA JAKBY UNOSIŁA SIĘ NAD ZIEMIĄ W TANECZNYM PAS.

ZE WZGÓRZA ROZPOŚCIERA SIĘ ROZLEGŁY WIDOK NA QUITO.
STARALIŚMY SIĘ UWIECZNIĆ NA ZDJĘCIACH I POSĄG I PANORAMĘ MIASTA, ALE Z UWAGI NA TŁUM ROBIĄCY TO SAMO CO MY, NIE BYŁO ŁATWO.

NIESTETY NASZ KIEROWCA ZNIKNĄŁ. MIMO POSZUKIWAŃ NIE UDAŁO NAM SIĘ GO ZNALEŹĆ. MOŻE POPEŁNILIŚMY BŁĄD PŁACĄC OD RAZU CAŁĄ NALEŻNOŚĆ. NIE MIAŁ ŻADNEJ MOTYWACJI BY CZEKAĆ. PODJEŻDŻAŁY KOLEJNE SAMOCHODY, ALE NIKT NIE CHCIAŁ ZGODZIĆ SIĘ NA NASZĄ CENĘ.

W KOŃCU JAKIŚ TAKSÓWKARZ SIĘ SKUSIŁ.
ROZMOWNY KIEROWCA CAŁĄ DROGĘ ZAREKLAMOWAŁ SWOJE USŁUGI JAKO BIURO TURYSTYCZNE. WYKRĘCALIŚMY JAK SIĘ TYLKO DAŁO USŁYSZAWSZY CENY JEGO OFERT.

PODJECHALIŚMY NA MIEJSCE, CZYLI TARG.

PŁACIMY. PIETRUSZKA PODAJE US$ 20. KIEROWCA BIERZE PIENIĄDZE WZDYCHAJĄC, ŻE TO TAKI DUŻY NOMINAŁ. ZACZYNA GO POCIERAĆ I MIMO, ŻE NIC KONKRETNEGO Z TEGO POCIERANIA NIE WYCHODZI, TONEM PEWNYM, NIE ZNOSZĄCYM SPRZECIWU MÓWI, ŻE PIENIĄDZE SĄ FAŁSZYWE. USIŁUJEMY PROTESTOWAĆ ALE BEZ SKUTKU. FACET SUGERUJE NAM PÓJŚCIE DO BANKOMATU.

PIETRUSZKA WYSIADA Z AUTA.
PO CHWILI WRACA I MÓWI DO MNIE PO POLSKU: – BYŁEM W BARZE OBOK. TAMTEJSZY KELNER SPRAWDZIŁ 20-tkę NA JAKIMŚ URZĄDZENIU, I STWIERDZIŁ ŻE JEST FAŁSZYWA, US$ 100 CHYBA TEŻ’. PATRZĘ NA NIEGO W OSŁUPIENIU. TO SĄ PIENIĄDZE Z POLSKI.

PIETRUSZKA OŚWIADCZA KIEROWCY ŻE IDZIE DO POBLISKIEGO BANKU. JA I KIEROWCA CZEKAMY W AUCIE. PO CHWILI TAKSIARZ RUSZA I ZACZYNA KRĄŻYĆ PO POBLISKICH ULICACH. ZE WZGLĘDU NA OGROMNY RUCH NIE MOŻE ANI ZAPARKOWAĆ ANI STAĆ W JEDNYM MIEJSCU.
CZUJĘ SIĘ JAKBYM BYŁA ZAKŁADNICZKĄ. PIETRUSZKI CIĄGLE NIE MA. W TAKIEJ SYTUACJI RÓŻNE MYŚLI PRZYCHODZĄ CZŁOWIEKOWI DO GŁOWY. NIE MAMY PASZPORTÓW PRZY SOBIE. A MOGĄ BYĆ POTRZEBNE W BANKU. I JAK TO MOŻLIWE, ŻE MAMY FAŁSZYWE BANKNOTY.
TAKSIARZ JEST CORAZ BARDZIEJ ZIRYTOWANY. PO NASZEJ OKOŁO 10 RUNDZIE WOKÓŁ ULIC ZJAWIA SIĘ PIETRUSZKA. W BANKU BEZPROBLEMOWO ROZMIENIONO MU RZEKOMO FAŁSZYWE US$ 100.

IDZIEMY ZAPŁACIĆ DO BARU ZA WYPITĄ KAWĘ.
PIETRUSZKA MÓWI, ŻE NIE WIE JAK TO JEST Z TYM BANKNOTEM US$ 20, BO BYŁ MOMENT, W KTÓRYM PATRZĄC CO ROBI TAKSÓWKARZ, NA KILKA SEKUND STRACIŁ GO Z OCZU. SIEDZIELIŚMY OCZYWIŚCIE WE DWÓJKĘ Z TYŁU. JA ZA KIEROWCĄ.
UZNALIŚMY, ŻE NA RAZIE NIE MA CO ZAJMOWAĆ SIĘ “FAŁSZYWĄ” DWUDZIESTKĄ I WESZLIŚMY NA TARG.

NA DUŻEJ KRYTEJ PRZESTRZENI STOISKA. JEDNO OBOK DRUGIEGO. PRZEWAŻAJĄ TE Z DZIANINĄ, CZYLI SWETRY, SZALIKI, RĘKAWICZKI, KOSZULKI. SĄ TEŻ FIGURKI, KORALIKI, MAGNESY NA LODÓWKI, HERBATA Z LIŚCI KOKA, CZEKOLADA, INNE ZUPEŁNIE NIEPRZYDATNE RZECZY. CHODZIMY, PATRZYMY I W KOŃCU WYBIERAMY TRZY MIĘCIUTKIE SZALIKI tzw. KOMINY. NA INNYM KRAMIE KUPUJEMY PACZUSZKI LIŚCI KOKA. KIEDY WYCHODZIMY ZACZYNA PADAĆ. WRACAMY, CHCĄC PRZECZEKAĆ DESZCZ POMIĘDZY STRAGANAMI. W PEWNYM MOMENCIE ZROBIŁO MI SIĘ DZIWNIE W ŻOŁĄDKU. NIE MIAŁAM TAKŻE WENY DO DALSZEGO CHODZENIA ALE NIE PODDAWAŁAM SIĘ.

TARG WART JEST OBEJRZENIA, LECZ NIE NALEŻY SPODZIEWAĆ SIĘ JAKICHŚ SUPER RZECZY, ARTYSTYCZNEGO RĘKODZIEŁA. WSZYSTKO JEST NASTAWIONE NA TURYSTĘ. MOŻE KUPI JAKĄŚ PAMIĄTKĘ CZY DZIANINĘ, KTÓRĄ Z MIEJSCOWYM FOLKLOREM ŁĄCZY TYLKO  WIZERUNEK LAMY.

KOLEJNĄ TEGO DNIA TAKSÓWKĄ PODEJCHALIŚMY NA STARE MIASTO.

NASTĘPNEGO DNIA MIELIŚMY JECHAĆ DO LATACUNGI ABY STAMTĄD PODEJŚĆ DO WULKANU COTOPAXI. WAHALIŚMY SIĘ JAK TO ZROBIĆ. Z LATACUNGI CZY Z BEZPOŚREDNIO Z QUITO.
NIE MIAŁAM – MIMO POSZUKIWAŃ – INFORMACJI O TYM, CZY PRZY WEJŚCIU DO PARKU MOŻNA ZOSTAWIĆ BAGAŻE. WSTĄPILIŚMY DO TRZECH AGENCJI PODRÓŻY. CHCIELIŚMY ZAPYTAĆ O PRZECHOWANIE BAGAŻY I O EWENTUALNE JUTRZEJSZE WYCIECZKI DO PARKU NARODOWEGO COTOPAXI.

W PIERWSZEJ MIŁA DZIEWCZYNA NIE ZA BARDZO UMIAŁA SPROSTAĆ NASZYM PYTANIOM. W KOLEJNYCH – OSTATNIA MIAŁA BIURO PRZY KATEDRZE – BYŁO LEPIEJ, ALE DOWIEDZIELIŚMY SIĘ, ŻE WSZYSTKIE AGENCJE ORGANIZUJĄ WYJAZD POJUTRZE. TAKA ZASADA, ŻE DO PARKU NARODOWEGO COTOPAXI WSZYSCY JEŻDŻĄ TEGO SAMEGO DNIA.
NIE ROZJAŚNIŁO NAM TO SYTUACJI, DALEJ NIE WIEDZIELIŚMY CZY JECHAĆ BEZPOŚREDNIO CZY PRZEZ LATACUNGĘ.

NA OSTATNIĄ KOLACJĘ W QUITO KOLACJĘ WYBRALIŚMY JEDNĄ Z RESTAURACJI NA ULICY LA RONDA.

TAM RESTAURACJE PODOBAŁY NAM SIĘ NAJBARDZIEJ. CHCIAŁAM ZJEŚĆ LOCRO CZYLI ZUPĘ Z AWOKADO, SERA, KARTOFLI. ZUPA ZAMÓWIONA W MIEJSCU O WDZIĘCZNEJ NAZWIE LA PIZCA WCHODZIŁA WE MNIE Z TRUDEM, CHOCIAŻ BYŁA DOBRA. COŚ MI NAJWYRAŹNIEJ BYŁO.

.

Wnętrze-restauracji-la-Pizca
QUITO – KOLACJĘ JEDLIŚMY W RESTAURACJI LA PIZCA NA SŁYNNEJ RONDA STREET

.

PO PRZYJŚCIU DO DOMU SPAKOWAŁAM BAGAŻE. CZUŁAM SIĘ ZMĘCZONA.WZIĘŁAM PROBIOTYK I COŚ NA ŻOŁĄDEK. W NOCY, TAK JAK DOBĘ WCZEŚNIEJ NIE MOGŁAM SPAĆ. MIAŁAM NUDNOŚCI, LEKKI BÓL GŁOWY.
ZDAŁAM SOBIE SPRAWĘ, ŻE MAM NAJPRAWDOPODOBNIEJ OBJAWY CHOROBY WYSOKOŚCIOWEJ. WYCIECZKA NA COTOPAXI ODDALAŁA SIĘ ODE MNIE CORAZ SZYBCIEJ. PRZEWRACAŁAM SIĘ Z BOKU NA BOK MYŚLĄC CO ZROBIĆ RANO. POMYŚLAŁAM, ŻE NIE BĘDZIE MI LEPIEJ. MOŻE TYLKO BYĆ GORZEJ. I CO ZROBIĘ, JEŚLI POCZUJĘ SIĘ ZUPEŁNIE ŹLE PODCZAS WCHODZENIA?
CZUŁAM SIĘ NA TYLE ŹLE, ŻE BAŁAM SIĘ RYZYKOWAĆ PODEJŚCIA TYCH 400 METRÓW DO SCHRONISKA. MIAŁAM JEDNAK MALUTEŃKĄ NADZIEJĘ, ŻE DO RANA MI PRZEJDZIE…

.

>     ZOBACZ FOTY     <

.

.–

Komentarze

Dodaj komentarz