kot

12.02.2019 – ORŁY NA GŁOWIE I HIENY NA PLECACH

.
ŚNIADANIE PODANE ZDECYDOWANIE CIEKAWIEJ NIŻ TO BYWAŁO W DOLINIE RZEKI OMO ZJEDLIŚMY KOŁO 8:30. CIĄGLE JEDNAK DOSTAWALIŚMY NAJBARDZIEJ POPULARNY STANDARD ETIOPSKI – OMLET Z DODATKAMI.
TESTI – UMÓWIONY PRZEZ WOMBACIKA PRZEWODNIK ZJAWIŁ SIĘ LECIUTEŃKO SPÓŹNIONY. BŁYSKAWICZNIE UZGODNILIŚMY CO I ZA ILE I PODJECHALIŚMY TUK-TUKIEM DO NAJBLIŻSZEJ BRAMY NAJSTARSZEJ, OTOCZONEJ MURAMI CZĘŚCI MIASTA – JUGOLU. JAZDA TRWAŁA MAKSYMALNIE 5 min.

PRZEWODNIK ROZPOCZĄŁ WYCIECZKĘ OD ZAPROWADZENIA NAS NA DRUGIE PIĘTRO JEDNEGO Z BUDYNKÓW, SKĄD ROZTACZA SIĘ WIDOK NA TARG PRZYPRAW, POŁOŻONĄ W GŁĘBI BRAMĘ I LEŻĄCE W PERSPEKTYWIE STARE MIASTO. BARDZO DOBRY POMYSŁ, POZWALAJĄCY OGARNĄĆ WZROKOWO TO, CO ZA CHWILĘ BĘDZIEMY OGLĄDAĆ. 🙂

ZESZLIŚMY NA DÓŁ I RUSZYLIŚMY W KIERUNKU WEJŚCIA, PRZECINAJĄC CZĘŚĆ TARGOWISKA OPANOWANEGO PRZEZ HANDLARZY PRZYPRAWAMI. CIEKAWE.

PO PRZEKROCZENIU BRAMY ZNALEŹLIŚMY SIĘ W INNYM, SPOKOJNIEJSZYM ŚWIECIE. OD RAZU TEŻ NATRAFILIŚMY NA NIESPOTYKANE PRZEZ NAS WCZEŚNIEJ MINI MECZETY. NIESTETY WSZYSTKIE ZAMKNIĘTE. PIERWSZY BYŁ TAK MALUTKI, ŻE GDYBY NIE SYMBOLE WSKAZUJĄCE NA FUNKCJĘ RELIGIJNĄ, BYŁBYM PRZEKONANY, ŻE STOJĘ PRZED PRZYDOMOWĄ TOALETĄ. TAKICH I BARDZO PODOBNYCH MECZETÓW JEST TUTAJ OGROMNA ILOŚĆ. ŹRÓDŁA PODAJĄ RÓŻNE ILOŚCI – PLUS MINUS MIĘDZY 98 A 130.

COŚ MNIE MĘCZYŁO OD SAMEGO RANA, I NAGLE TERAZ MOJE SAMOPOCZUCIE ZLECIAŁO NA ŁEB NA SZYJĘ. CZUŁEM SIĘ FATALNIE, A CHODZIĆ TRZEBA. TROCHĘ MI POMAGAŁA WODA PITA W DUŻYCH ILOŚCIACH. RESZTA GRUPY DOSTOSOWAŁA OCZYWIŚCIE TEMPO CHODZENIA DO MOJEJ KONDYCJI, WIĘC ZWIEDZANIE SZŁO TROCHĘ WOLNIEJ. NA SZCZĘŚCIE ULICZKI KTÓRYMI CHODZILIŚMY BYŁY PRAKTYCZNIE PUSTE.

DOSZLIŚMY DO PIERWSZEGO, DOSYĆ WAŻNEGO ZABYTKU – tzw. DOM RASA TAFARIEGO. ZBUDOWANA PRZEZ INDYJSKIEGO KUPCA NIERUCHOMOŚĆ POSIADA WIELE ELEMENTÓW – np. RZEŹBA GANESZY NAD DRZWIAMI – MAJĄCYCH WSCHODNIE KORZENIE. HAILE SELASSIE SPĘDZIŁ TU MIESIĄC MIODOWY. TO WYSTARCZYŁO BY TEN CIEKAWY DOM NAZWANO JEGO IMIENIEM (PRZED PREKORONACJĄ).

KONSTRUKCJA JEST DWUPIĘTROWA, Z PIĘKNĄ, DREWNIANĄ FASADĄ. BUDYNEK WYGLĄDA SURREALISTYCZNIE, SZCZEGÓLNIE W OTOCZENIU NIERUCHOMOŚCI TYPOWYCH DLA TEGO MIASTA. BARDZO ZANIEDBANY I DELIKATNIE MÓWIĄC PRZYDAŁOBY SIĘ TU WIĘKSZE SPRZĄTANIE I ODŚWIEŻENIE CAŁOŚCI.
OBECNIE MIEŚCI SIĘ W NIM MUZEUM. ZOBACZYSZ PRYWATNĄ KOLEKCJĘ BRONI, MONET, BIŻUTERII, NARZĘDZI DOMOWYCH, STARYCH RĘKOPISÓW I TRADYCYJNYCH STROJÓW. 30 min NA OGLĄDANIE TO AŻ ZA DUŻO.

KAWAŁEK DALEJ STOI KOLEJNY WART BLIŻSZEGO KONTAKTU BUDYNEK, CAŁKOWICIE INNY OD OTACZAJĄCYCH GO ZABUDOWAŃ.
TO DOM-MUZEUM ARTHURA RIMBAUDA – FRANCUSKIEGO POETY, ŻYJĄCEGO W TYM MIEŚCIE PRZEZ 11 LAT. W ŚRODKU OGROMNA ILOŚĆ ZDJĘĆ POETY ORAZ FOTY HARERU I SCENY RODZAJOWE USTRZELONE PRZEZ SAMEGO MISTRZA. SĄ TEŻ FRAGMENTY JEGO UTWORÓW I TROCHĘ KSIĄŻEK. NIESTETY PODPISY PRAWIE WYŁĄCZNIE W JĘZYKU FRANCUSKIM, ODCINAJĄ WIĘKSZOŚĆ ZWIEDZAJĄCYCH OD INFORMACJI.
OGLĄDNIĘCIE ZAJMUJE MAX 15 min. I TO TYLKO TYM, KTÓRZY PATRZĄ NA WSZYSTKO ZE SZCZEGÓLNĄ STARANNOŚCIĄ. JEŚLI JEDNAK ZNASZ FRANCUSKI TO DODAJ KOLEJNE 15 min. LUBISZ POEZJĘ ALBO CHCESZ POZNAĆ LEPIEJ RIMBAUDA? DORZUĆ JESZCZE KWADRANS. WSTĘP PŁATNY 50 PIWEK.

TYM RAZEM NIE WSZEDŁEM DO ŚRODKA. CZUŁEM SIĘ FATALNIE I MUSIAŁEM PRZYSIĄŚĆ NA CHWILĘ, A PRZECZUCIA MI MÓWIŁY, ŻE W ŚRODKU BĘDZIE PODOBNIE JAK W DOMU PÓŹNIEJSZEGO CESARZA – NIEZBYT INTERESUJĄCO. MAPNIK ZOSTAŁ ŻE MNĄ, A WOMBAT POSZEDŁ SAM NA REKONESANS. WSTĘP 50 PIWEK.

PODOBNIE JAK BUDYNEK, GDZIE HAILE SELASSIE KONSUMOWAŁ ŚWIEŻO POŚLUBIONĄ DZIEWCZYNĘ, CZAS NAJWYŻSZY BY KTOŚ WYCZYŚCIŁ I ODŚWIEŻYŁ TAKŻE TĘ MIEJSCÓWKĘ.

RUSZYLIŚMY DALEJ. WODA CHYBA ZACZĘŁA DZIAŁAĆ, BO MÓJ ORGANIZM DOSTAŁ KOPA I POWOLI DOCHODZIŁ DO STANU UŻYWALNOŚCI.

IDĄC MIJALIŚMY CAŁE ULICZKI OKUPOWANE PRZEZ RÓŻNE WARSZTATY USŁUGOWE. NAJWIĘCEJ BYŁO ZAKŁADÓW KRAWIECKICH.
DOSZLIŚMY DO TROCHĘ SZERSZEJ ARTERII I TESTI SKIEROWAŁ NAS NA NIEWIELKI PLACYK OTOCZONY Z TRZECH STRON NIEWYSOKIMI BUDYNKAMI. WOKÓŁ, NA KRAWĘDZIACH DACHÓW SIEDZIAŁY PTASZYSKA. NIE JESTEM ORNITOLOGIEM, WIĘC NIE WIEDZIAŁEM CZY TO SOKOŁY, CZY MOŻE ORŁY. BO NA PEWNO ANI SĘPY, ANI KANARKI TO NIE BYŁY.
SZYBKO OKAZAŁO SIĘ, ŻE SĄ TO NAJPRAWDZIWSZE ORŁY, TYLE ŻE ROZPUSZCZONE PRZEZ LOKALSÓW. ROZPUSZCZONE, tzn. TAK WYTRESOWANE, ŻE W ODPOWIEDNIM MOMENCIE PODLATUJĄ DO CZŁOWIEKA I CHWYTAJĄ Z JEGO RĘKI, GŁOWY ALBO INNEJ WIDOCZNEJ DLA PTAKA CZĘŚCI CIAŁA KAWAŁKI MIĘSA.

TESTI OBSZEDŁ PLACYK DOOKOŁA I WRÓCIŁ Z KILKUNASTOMA PORCJAMI MIĘSA.
NAJPIERW POKAZAŁ NAM JAK NALEŻY TRZYMAĆ MIĘCHO NA DŁONI I JAK MUSI ONO ZOSTAĆ UŁOŻONE NA GŁOWIE. TO BARDZO WAŻNE. NIE PRZESTRZEGANIE ZASAD BHP MOŻE SIĘ SKOŃCZYĆ PORWANIEM PRZEZ PTASZYSKO LEŻĄCEGO KAWAŁKA PADLINY Z DODATKIEM TWOJEJ DŁONI LUB SKALPEM.

PO TYCH WYJAŚNIENIACH ZADEMONSTROWAŁ OSOBIŚCIE ZDOLNOŚCI ORŁÓW, KŁADĄC NA SWOJEJ GŁOWIE I DŁONIACH PTASIE PRZYSMAKI I PRZYWOŁUJĄC JE KIEDY BYŁ JUŻ GOTOWY DO DEMONSTRACJI. POWTÓRZYŁ TEN WYSTĘP KILKA RAZY, W KILKU KONFIGURACJACH. RAZ MIAŁ MIĘSO NA GŁOWIE I W RĘCE, INNYM RAZEM TYLKO NA LEWEJ DŁONI, POTEM PRAWEJ, etc. POKAZ BARDZO INTERESUJĄCY. PRZEDE WSZYSTKIM UŚWIADOMIŁ NAM JAK ŚWIETNY WZROK I PRECYZYJNE RUCHY MAJĄ TE DRAPIEŻNIKI. JAK DOSKONALE RADZĄ SOBIE Z LOTEM. NAJPIERW PŁYNNYM, SPOKOJNYM “ROZPOZNAWCZYM” KRĄŻENIEM, PO CHWILI PRZECHODZĄCYM W “NURKOWANIE” I KOŃCZĄCYM SIĘ ODLOTEM, Z PORWANYM I TRZYMANYM W SZPONACH PRZYSMAKIEM.

BOHATERSKO POSZEDŁEM NA DRUGI, A WŁAŚCIWIE PIERWSZY OGIEŃ – BO TESTIEGO NIE POWINNIŚMY BRAĆ POD UWAGĘ, CHOĆBY DLATEGO, ŻE NA PEWNO JEST TU BARDZO CZĘSTO, WIĘC LOKALNA SKRZYDLATA BRAĆ ZNA GO ŚWIETNIE. STANĄŁEM TYŁEM DO SIEDZĄCYCH JAK KURY NA GRZĘDZIE ORŁÓW I DOSTAŁEM NA SZTYWNO WYCIĄGNIĘTĄ DŁOŃ KAWAŁEK JAKICHŚ PODROBÓW CHYBA. NIE JESTEM PEWIEN, BO CAŁY CZAS ZASTANAWIAŁEM SIĘ, CZY PTAK, KTÓRY WYBIERZE SOBIE NA CEL POŻYWIENIE Z MOJEJ RĘKI NIE BĘDZIE PRZEZ PRZYPADEK ORLIM EMERYTEM, WRACAJĄCYM WŁAŚNIE OD OKULISTY …
WSZYSTKO ODBYŁO SIĘ BŁYSKAWICZNIE. NAJPIERW USŁYSZAŁEM CICHY ŚWIST TESTIEGO, POTEM SZELEST SKRZYDEŁ ZBLIŻAJĄCEGO SIĘ PTAKA I NA TYM KONIEC – NIE ODCZUŁEM NAWET ŻADNEGO MUŚNIĘCIA. ZOBACZYŁEM TYLKO KUPER ODLATUJĄCEGO DO GÓRY ORŁA.

KOLEJNY RAZ POŁOŻONO MI – TYM RAZEM NA CZUBKU GŁOWY – JAKIŚ PRZYSMAK I TO BY BYŁO NA TYLE. PRZEZ CHWILĘ MIAŁEM OBAWY, CZY LEŻĄCY POŚRÓD MOICH KOSMYKÓW KAWAŁEK MIĘSA NIE ZAPLĄCZE SIĘ W NIE, ALE TRWAŁY ONE TYLKO SEKUNDY, BO ZARAZ DOTARŁ DO MOICH USZU DŹWIĘK ZWIASTUJĄCY BLISKOŚĆ LECĄCEGO DRAPIEŻNIKA. POCZUŁEM DELIKATNE SZARPNIĘCIE WŁOSÓW I UJRZAŁEM ODDALAJĄCEGO SIĘ PTAKA. NAWET FAJNE UCZUCIE …
TAK MI SIĘ SPODOBAŁO, ŻE PRZEĆWICZYŁEM JESZCZE PARĘ RAZY ŁOWIECKIE ZDOLNOŚCI LOKALNYCH ORŁÓW. POĆWICZYŁ TAKŻE WOMBACIK, KTÓRY TEŻ POLOWAŁ, … TYLE ŻE Z APARATEM NA JAKIEŚ WYCZESANE UJĘCIE.

PO MNIE PRZYSZEDŁ CZAS NA MAPNIKA. TYM RAZEM TO JA Z WOMBATEM STRZELAŁEM FOTY, A NASZ TOWARZYSZ PRZYCIĄGAŁ UWAGĘ PTACTWA. TRWAŁO TO DOBRE KILKA MINUT, PODCZAS KTÓRYCH MAPNIK CO NAJMNIEJ RAZ ŁAPAŁ SPADAJĄCĄ CZAPKĘ.
GENERALNIE SUPER PRZEŻYCIE. WARTO SPRÓBOWAĆ. SZKODA, ŻE NIE MOŻNA STANĄWSZY PRZODEM ZOBACZYĆ PTASIĄ SZARŻĘ NA SIEBIE SAMEGO. ALE NIE DZIWI MNIE TO, BO STANIĘCIE FRONTEM DO NADLATUJĄCEGO DRAPIEŻNIKA, W TEJ SYTUACJI JEST BARDZO NIEBEZPIECZNE DLA PACJENTA CZEKAJĄCEGO NA FAJNĄ ROZRYWKĘ Z DRESZCZYKIEM EMOCJI. UWAŻAM, ŻE PRAWIE NA PEWNO WIĘKSZOŚĆ LUDZI INSTYNKTOWNIE SIĘ ODCHYLI. TAKI GWAŁTOWNY RUCH SPOWODUJE BŁYSKAWICZNĄ REAKCJĘ PTAKA – I MOŻE DOPROWADZIĆ DO NIESZCZĘŚCIA.
BĘDĄ I TACY KTÓRZY COŚ POPUSZCZĄ – MOŻE ZE STRACHU, A MOŻE Z WRAŻENIA. NIEWAŻNE. TO MOŻE BYĆ DOBRYM, CHOĆ NIEMIŁYM ZNAKIEM – ŚWIADCZĄCYM O TYM, ŻE ICH FIZJOLOGIA MA SIĘ DOBRZE.

CHWILĘ PÓŹNIEJ PODESZLIŚMY DO LEŻĄCEJ NA DRUGIM KOŃCU STAREGO MIASTA BRAMY. TYM RAZEM BYŁA TO ARGOBA GATE.
PO KRÓTKIEJ PRZERWIE RUSZYLIŚMY Z POWROTEM, OCZYWIŚCIE ZUPEŁNIE INNYMI ULICZKAMI. PRZEWODNIK KIEROWAŁ NAS NA WIELKI MECZET I STOJĄCY OBOK KOŚCIÓŁ KATOLICKI ST MARY (CATHOLIC CHURCH)
SZLIŚMY OKRĘŻNĄ DROGĄ ZAGLĄDAJĄC W RÓŻNE ZAKAMARKI STARÓWKI. MOJA NIEDYSPOZYCJA WYRAŹNIE ZNIKAŁA. MOŻE NA SKUTEK IGRASZEK Z ORŁAMI ? 🙂

UDAŁO NAM SIĘ WEJŚĆ DO KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO. POZOSTAŁOŚĆ Z 1889 r. PO BUSZUJĄCYCH TU FRANCUSKICH MISJONARZACH. SKROMNY, NIEWIELKI, W TYPIE WIEJSKIEJ BOŻNICY. STOJĄCY OBOK, 800-set LETNI MECZET GRAND JAMI BIJE GO OCZYWIŚCIE WIELKOŚCIĄ. NIESTETY, DLA NAS, NIE ISLAMISTÓW, NIEDOSTĘPNY.

TUK-TUKIEM WRÓCILIŚMY DO HOTELU. WIECZOREM MAMY IŚĆ OGLĄDAĆ KULTYWOWANĄ OD LAT, A MOŻE NAWET WIEKÓW (TAK TWIERDZĄ NIEKTÓRE ŹRÓDŁA) TRADYCJĘ KARMIENIA HIEN PODCHODZĄCYCH POD MURY MIASTA. IDĘ SIĘ WALNĄĆ NA TROCHĘ DO ŁÓŻKA, BO NIE MOGĘ BYĆ WIECZOREM BEZ FORMY.

KILKA GODZIN SNU DAŁO MOJEMU ORGANIZMOWI SPOREGO KOPA. CZUJĄC SIĘ ZMARTWYCHWSTAŁYM ZABRAŁEM SIĘ DO PORZĄDKOWANIA MATERIAŁU FOTO, BO OSTATNIO NIE MIAŁEM NA TO CZASU.
WOMBAT Z MAPNIKIEM GDZIEŚ POSZLI.

OBJAWILI SIĘ KOŁO 18:00. TROCHĘ NABUZOWANI – DOSYĆ WCZEŚNIE ZAMÓWILI SOBIE W NASZEJ HOTELOWEJ RESTAURACJI OBIAD I SIĘ GO NIE DOCZEKALI DO TERAZ. A JUŻ TRZEBA JECHAĆ NA SPOTKANIE Z NAJBRZYDSZYMI ZWIERZAKAMI NA ZIEMI.

WSKOCZYLIŚMY DO POJAZDU, KTÓRYM PRZYJECHAŁ NASZ PRZEWODNIK I RUSZYLIŚMY W DROGĘ. W CZASIE JAZDY ZADZWONIŁ DO TESTIEGO MENAGO PRZYHOTELOWEJ RESTAURACJI PRZEPRASZAJĄC ZA ZAISTNIAŁĄ SYTUACJĘ Z OBIADEM.

DOJECHALIŚMY DO MIEJSCA GDZIE OBECNIE ODBYWA SIĘ SŁYNNE KARMIENIE HIEN. TO NOWA MIEJSCÓWKA. DO NIEDAWNA ZWIERZĘTA PODCHODZIŁY W POBLIŻE JEDNEJ Z BRAM, ALE Z JAKIEGOŚ POWODU (PEWNO ZA DUŻY RUCH) PRZENIESIONO PUNKT SPOTKAŃ O 900 m DALEJ. CIĄGLE ZNAJDZIECIE GO NA TEJ SAMEJ SAALAT Rd.

PRAWIE DOKŁADNIE W MIEJSCU OSTREGO SKRĘTU W LEWO (O ok. 90°) NA SAALAT Rd. , SAMOCHÓD ZJECHAŁ Z DROGI NA POBOCZE I ZATRZYMAŁ SIĘ OBOK KILKU INNYCH. NIE BYLIŚMY PIERWSI … NIE MIAŁO TO ZRESZTĄ ŻADNEGO ZNACZENIA.

KILKA POJAZDÓW STOJĄCYCH TYŁEM DO DROGI OŚWIETLAŁO TEREN PRZED SOBĄ. W ŚRODKU WIDAĆ BYŁO SIEDZĄCEGO LOKALSA ZE STOJĄCYM OBOK KOSZEM. CZŁOWIEK TEN WYDAWAŁ Z SIEBIE RÓŻNE DŹWIĘKI, OD CZASU DO CZASU PRZYTŁUMIONYM GŁOSEM WYMAWIAJĄC JAKIEŚ ZACHĘCAJĄCO BRZMIĄCE SŁOWA. PRZYPUSZCZAM, ŻE IMIONA WYBRANYCH HIEN.
NAMAWIANIE TRWAŁO DOSYĆ DŁUGO. BEZ REZULTATÓW. MINUTY MIJAŁY, OCZEKUJĄCY TRACILI CORAZ TO BARDZIEJ CIERPLIWOŚĆ, A BESTII JAK NIE BYŁO, TAK NIE BYŁO …
PARU TURYSTÓW MIAŁO DOŚĆ I ODJECHAŁO. KILKANAŚCIE MINUT PÓŹNIEJ NASTĘPNI ZDECYDOWALI SIĘ WRACAĆ DO MIASTA. TASTI, ZAPYTANY, CZY ZWIERZYNA NA PEWNO PODEJDZIE DO CZEKAJĄCEGO KARMICIELA, POWIEDZIAŁ, ŻE NIE MA INNEJ OPCJI, TYLKO TRZEBA CIERPLIWOŚCI.

FAKTYCZNIE W PEWNYM MOMENCIE ZOBACZYLIŚMY KSZTAŁT SPOREGO CZWORONOGA CZAJĄCEGO SIĘ POZA ŚWIATŁEM REFLEKTORÓW. PO CHWILI BYŁY JUŻ DWA. NAGANIACZ-KARMICIEL STALE JE ZACHĘCAŁ DO ZROBIENIA KILKU KROKÓW W JEGO STRONĘ. BARDZO POWOLI, BARDZO NIEUFNIE, ZWIERZĘTA ZBLIŻAŁY SIĘ DO SIEDZĄCEGO GOSTKA. WRESZCIE PODESZŁY TAK BLISKO, ŻE MÓGŁ IM PODAĆ KAWAŁKI MIĘCHA PRZYNIESIONE W KOSZU. JADŁY, ROZGLĄDAJĄC SIĘ CAŁY CZAS BARDZO CZUJNIE. W PEWNYM MOMENCIE POJAWIŁ SIĘ KOLEJNY CHĘTNY NA DARMOWĄ WYŻERKĘ.
TERAZ ZAUWAŻALNE BYŁO CORAZ MNIEJSZE ZDENERWOWANIE ZWIERZĄT SKUPIONYCH NA ODBIERANIU KAWAŁKÓW PADLINY Z RĄK I INNYCH CZĘŚCI CIAŁA KARMIĄCEGO.

W PEWNYM MOMENCIE ZAPROSIŁ ON PIERWSZEGO ODWAŻNEGO NA ŚRODEK. KTÓRYŚ Z TURYSTÓW WSTAŁ, ZGODNIE Z POLECENIEM POWOLI PODSZEDŁ DO STOJĄCEGO PRZY KARMICIELU NISKIEGO TABORETU I SIADŁ NA NIM. WTEDY ETIOPCZYK ZACZĄŁ PODSUWAĆ JEDNEMU ZE ZWIERZĄT NAJWYRAŹNIEJ SMAKOWITE KĄSKI CORAZ TO BLIŻEJ SIEDZĄCEGO TURYSTY. AŻ W PEWNYM MOMENCIE HIENA MUSIAŁA SIĘ OPRZEĆ NA PLECACH I RAMIONACH ŚMIAŁKA, ŻEBY SIĘGNĄĆ PO JEDZENIE LEŻĄCE NA JEGO GŁOWIE. WŁAŚNIE TO ZJADANIE MIĘSA, Z CZUBKA GŁOWY CHĘTNEGO NA SILNE PRZEŻYCIA CZŁOWIEKA, JEST KULMINACYJNYM MOMENTEM CAŁEGO WYSTĘPU.

PO JAKIMŚ CZASIE PRZYSZŁA KOLEJ NA MNIE. POWOLI PODCHODZIŁEM DO LOKALSA, BY NIE SPŁOSZYĆ MU ŹRÓDŁA ZAROBKU W POSTACI TRZECH CZY CZTERECH ŁAŻĄCYCH WOKÓŁ HIEN. USIADŁEM NA KRZESEŁKU I OTRZYMAŁEM SZYBKĄ INSTRUKCJĘ JAK SIĘ MAM ZACHOWYWAĆ BY NIE SPŁOSZYĆ ZWIERZĄT, LUB NIE SPROWOKOWAĆ – CHOĆBY NIECHCĄCY, NIEBEZPIECZNEJ SYTUACJI. TO WAŻNE, BO HIENA – MOŻE I NAJBRZYDSZY SSAK NA ŚWIECIE – JEST SILNYM DRAPIEŻNIKIEM, POTRAFIĄCYM PORWAĆ ŻARCIE SPRZED NOSA NAWET LWU. SIEDZĄC TUTAJ I PATRZĄC NA TEN SHOW, NIKT PEWNIE NIE BIERZE POD UWAGĘ – WIDZĄC JAK DŁUGO TRZEBA ZACHĘCAĆ TE BESTIE DO WYJŚCIA Z UKRYCIA – ŻE SĄ ONE DOŚĆ GROŹNE.

.

harer, hiena

HARER – HIENA JEDZĄCA MIĘSO Z GŁOWY WOMBATA

.

POINSTRUOWANY CZEKAŁEM SPOKOJNIE NA CIĄG DALSZY. NAJPIERW KARMICIEL KILKA RAZY PODAŁ POCHODZĄCEMU ZWIERZĘCIU JAKIŚ RARYTAS RĘKĄ. GDY WYGLĄDAŁO NA TO, ŻE SIĘ ZE MNĄ OSWOIŁO, POŁOŻYŁ MI NA GŁOWIE KOLEJNY SMACZNY KĄSEK ZACHĘCAJĄC ZWIERZAKA DO OPARCIA SIĘ O MNIE I ZDJĘCIA PRZYSMAKU Z MOJEJ GŁOWY.
HIENA PODESZŁA MNIE “OD ZAKRYSTII”, WSPIĘŁA PO MOICH PLECACH, OPARŁA ŁAPSKA O RAMIONA I BARDZO DELIKATNIE CHWYCIŁA TO, CO LEŻAŁO NA MOJEJ GŁOWIE. NAWET NIE ODCZUŁEM SZARPNIĘCIA, CHOCIAŻ MIĘSO TROCHĘ MI SIĘ ZAPLĄTAŁO WE WŁOSY. TERAZ PONOWNIE OPARŁSZY ŁAPY NA MOICH PLECACH, ZWIERZĘ OSTROŻNIE WRÓCIŁO DO POZYCJI WYJŚCIOWEJ.
TAKA OPERACJA POWTÓRZYŁA SIĘ KILKA RAZY. ZA KAŻDYM PODEJŚCIEM, HIENY BYŁY RÓWNIE DELIKATNE. JEDYNY MANKAMENT, TO NIEZBYT ŚWIEŻY ODDECH CZWORONOGÓW. NA CAŁE SZCZĘŚCIE NAJCZĘŚCIEJ ODDYCHAŁY MAJĄC MORDĘ SKIEROWANĄ W DRUGĄ STRONĘ.

MYŚLĘ, ŻE UDZIAŁ W ZABAWIE Z NAMI BRAŁY TYLKO SAMCE. SAMICE SĄ MASYWNIEJ ZBUDOWANE I BARDZIEJ AGRESYWNE. POZA TYM “PŁEĆ PIĘKNA” U NIEKTÓRYCH GATUNKÓW HIENOWATYCH MA TAK WIELE CECH MĘSKICH I SĄ ONE TAK WIDOCZNE, ŻE ŁATWO SIĘ POMYLIĆ.
BIORĄC POD UWAGĘ WYMIARY – HIENY MOGĄ MIEĆ OD 90 DO 170 cm DŁUGOŚCI I WAŻYĆ DO 80 kg, TO AŻ DZIW BIERZE, ŻE NIE ODCZUŁEM ŻADNEGO CIĘŻARU, KIEDY ZWIERZAK “WPAKOWAŁ MI SIĘ NA PUKIEL”.

CHWILĘ PO MOIM POWROCIE NA SPOTKANIE Z HIENAMI POSZEDŁ WOMBAT. BAŁEM SIĘ TROCHĘ, ŻE MOŻE ONA NIE UTRZYMAĆ NAWET LEKKO OPARTEJ O SOBIE HIENY, ALE NIE BYŁO Z TYM PROBLEMU. PRZEĆWICZYWSZY KILKA RAZY – PODOBNIE JAK CAŁA RESZTA OCHOTNIKÓW,  FUNKCJĘ BYCIA MISECZKĄ NA PRZYSMAKI DZIKIEGO  ZWIERZĘCIA, MÓJ OSWOJONY WOMBAT WRÓCIŁ CAŁY SZCZĘŚLIWY. NAJBARDZIEJ ZACHWYCIŁA JĄ DELIKATNOŚĆ – JAKBY NIE BYŁO – DZIKICH BESTII. MOŻE NIE ZAWSZE HIENOWATE DZICZEJĄ  …

W SUMIE KAŻDE Z NAS BRAŁO CZYNNY UDZIAŁ W KARMIENIU PO ok. 8-10 min. TO NIEDUŻO. BIORĄC JEDNAK POD UWAGĘ CAŁOŚĆ SPEKTAKLU, TRWAJĄCEGO WRAZ Z PRZYWOŁYWANIEM ZWIERZĄT NIE WIĘCEJ NIŻ 60 MINUT, TO POSZLIŚMY OSTRO.
WRÓCILIŚMY DO HOTELU BARDZO ZADOWOLENI. MINĄŁ KOLEJNY, NIEŹLE WYCZESANY DZIEŃ …
SZYBKA KOLACYJKA I DO POKOI.
JUTRO CZEKAJĄ NA NAS PONOWNIE, CHYBA WIĘKSZE ATRAKCJE …

.

>     ZOBACZ FOTY     <

.

.

Dodaj komentarz