.
RANO, KORZYSTAJĄC Z KUCHNI W KANDIZ QUEENDOM, ZROBILIŚMY SOBIE PYSZNE ŚNIADANKO UKŁADAJĄC W PIRAMIDKĘ: POMIDORY, AWOKADO, CEBULKĘ I JAJKO (MIELIŚMY TYLKO JEDNO). NA JEJ SZCZYCIE ZNAJDOWAŁ SIĘ TUŃCZYK Z PUSZKI. (więcej…)

wycieczka do Keni 2019
.
RANO, KORZYSTAJĄC Z KUCHNI W KANDIZ QUEENDOM, ZROBILIŚMY SOBIE PYSZNE ŚNIADANKO UKŁADAJĄC W PIRAMIDKĘ: POMIDORY, AWOKADO, CEBULKĘ I JAJKO (MIELIŚMY TYLKO JEDNO). NA JEJ SZCZYCIE ZNAJDOWAŁ SIĘ TUŃCZYK Z PUSZKI. (więcej…)
.
ŚNIADANIE PRZYGOTOWALIŚMY SOBIE SAMI ZE ZROBIONYCH DZIEŃ WCZEŚNIEJ 200 m OD APARTAMENTU ZAKUPOSÓW. (więcej…)
.
KIEDY RANO PAKOWALIŚMY RZECZY DO SAMOCHODU ZAUWAŻYŁAM ZAPARKOWANY DUŻY MOTOCYKL. PODESZŁAM BLIŻEJ ŻEBY OBEJRZEĆ TO CUDO. AKURAT WSIADAŁA NA NIEGO PARA, KTÓRĄ OD DWÓCH DNI WIDZIAŁAM W JADALNI. OCZYWIŚCIE WYWIĄZAŁA SIĘ ROZMOWA. ON AUSTRALIJCZYK A WŁAŚCIWIE TASMAŃCZYK, ONA ARGENTYNKA. OBECNIE MIESZKAJĄ W CHILE. OD 7 LAT PODRÓŻUJĄ MOTOREM. PO CAŁYM ŚWIECIE. TRANSPORTUJĄ TEN MOTOR Z KONTYNENTU NA KONTYNENT. NIESAMOWICI.
W DUCHU PODZIWIAŁAM ICH ZORGANIZOWANIE, ODWAGĘ, SIŁĘ WOLI. (więcej…)
.
ŚNIADANIE O 6 Z MINUTAMI TO NIE NASZA BAJKA, ALE CZASEM TO KONIECZNOŚĆ. (więcej…)
.
DZIEŃ ZACZĄŁ SIĘ O 6 RANO. WYJECHALIŚMY NA PORANNE SAFARI.
KIEDY WJEŻDŻALIŚMY DO PARKU NIC NIE BYŁO WIDAĆ, KOMPLETNA CIEMNOŚĆ. (więcej…)
.
WSTALIŚMY NA DŁUGO PRZED WZWODEM SŁOŃCA. PODOBNO WTEDY MOŻNA ŁATWIEJ TRAFIĆ NA NIEKTÓRE OKAZY AFRYKAŃSKIEJ FAUNY. ROZBUDZONE ZWIERZAKI, CIĄGLE OPATULONE ZNIKAJĄCYMI POWOLI WSTĘGAMI NOCNYCH CIEMNOŚCI SPRAWIAJĄ WRAŻENIE MNIEJ OSTROŻNYCH. ŁATWIEJSZYCH DO PODEJŚCIA. (więcej…)
.
PODCZAS ŚNIADANIA PODESŁANY PRZEZ NASZEGO KIEROWCĘ MŁODY AMERYKANIN SPYTAŁ, CZY MOŻE PRZEŁĄCZYĆ SIĘ DO NASZEJ GRUPY. MA TYLKO JEDEN WOLNY DZIEŃ I PRZYLECIAŁ NA SAFARI SPECJALNIE Z NAIROBI. USTALILIŚMY, ŻE DORZUCI SIĘ DO OPŁATY ZA SAMOCHÓD ORAZ PRZEWODNIKA-KIEROWCĘ I RUSZYLIŚMY W DROGĘ. (więcej…)
.
ŚNIADANIE OBFITOWAŁO W JAJKA. DO TEGO CHLEB, OWOCE, SŁODKIE NALEŚNIKI. (więcej…)
.
NIE MIELIŚMY WĄTPLIWOŚCI CO NAS DZISIAJ CZEKA. DŁUGIE GODZINY W SAMOCHODZIE, UPAŁ, ZŁA DROGA. KIEDY WYSZŁAM O 5 RANO Z NAMIOTU, CIEMNOŚĆ SPOWIJA WSZYSTKO. WIDOCZNE W NIEWIELKIEJ ODLEGŁOŚCI ŚWIATEŁKO DAWAŁO NADZIEJĘ, ŻE KUCHNIA PRACUJE I JEST WODA NA HERBATĘ. BYŁA. CO ZA ULGA. (więcej…)
.
PONOWNIE WSTALIŚMY BARDZO WCZEŚNIE. ZJEDLIŚMY ŚNIADANIE I ZNOWU USIŁOWALIŚMY USTRZELIĆ FAJNĄ FOCIĘ STOJĄCEMU PRZED NASZYMI OCZAMI WYPRYSKOWI, POTOCZNIE NAZYWANEMU KILIMANDŻARO. I ZNOWU SZŁO JAK ZAWSZE, CZYLI JAK WCZORAJ. NIBY GÓRA JEST, ALE JEJ NIE MA. NAJWYRAŹNIEJ POSTANOWIŁA BAWIĆ SIĘ Z NAMI W CIUCIUBABKĘ. JEDNAK COŚ SIĘ UDAŁO. JAKIEŚ FOTY Z KILIMANDŻARO MAMY. 🙂 (więcej…)
.
SPANIE PO DŁUGIEJ PODRÓŻY POSTAWIŁO NAS NA NOGI. NOC MINĘŁA BŁYSKAWICZNIE. SŁYSZAŁEM MOŻE ZE 2 RAZY PRZECHODZĄCEGO KOŁO NAMIOTU STRÓŻA, I JUŻ TRZEBA BYŁO WSTAWAĆ.
KOŁO 6:00 ROZPOCZĘTO SERWOWAĆ ŚNIADANIE. ZDECYDOWANIE BOGATSZE I ZNACZNIE BARDZIEJ INTERESUJĄCE OD WCZORAJSZEJ SMĘTNEJ KOLACJI.
NIESTETY KILIMANDŻARO ZASNUWAŁY CHMURY I MGŁA. Z RZADKA PRZEBIJAŁ SIĘ PRZEZ NIE ZARYS WIELKIEJ GÓRY I OD CZASU DO CZASU POŁYSKIWAŁ ŚNIEG. (więcej…)
.
RANO, OKOŁO 6-tej, PIERWSZE NA CO SPOJRZAŁAM TO GÓRA KILIMANDŻARO. INACZEJ BIAŁA GÓRA. TROCHĘ BYŁA ZA MGŁĄ. ALE BYŁA.
SZCZYT PRZEBIJAŁ SIĘ NA BIAŁO. MOŻE JUTRO BĘDZIE BARDZIEJ WIDOCZNY. (więcej…)
.
PO WYLĄDOWANIU W ADDIS ABEBIE MUSIELIŚMY CZEKAĆ KILKA GODZIN NA LOT DO NAIROBI. NAWET SPORO DŁUŻEJ NIŻ TO WYNIKAŁO Z TERMINÓW PODANYCH NA BILETACH KUPIONYCH PRZEZ NAS PONAD 6 MIESIĘCY WCZEŚNIEJ. UCIESZYLIŚMY SIĘ BARDZO, BO ORYGINALNIE KOLEJNY PRZELOT MIAŁ BYĆ PO OKOŁO 2 godz. OD LĄDOWANIA Z OSLO I BALIŚMY SIĘ TROCHĘ, ŻE NASZE GŁÓWNE BAGAŻE MOGĄ NIE ZOSTAĆ PRZENIESIONE DO KOLEJNEGO SAMOLOTU. A TO MOGŁOBY SKOMPLIKOWAĆ DALSZĄ PODRÓŻ PO BEZDROŻACH KENII. (więcej…)
.
RANO O 6 WYLĄDOWALIŚMY W ADDIS ABEBIE.
MUSIELIŚMY CZEKAĆ KILKA GODZIN NA LOT DO NAIROBI.
CZEKALIŚMY NA LOTNISKU W POMIESZCZENIACH, Z KTÓRYCH PRZECHODZI SIĘ BEZPOŚREDNIO DO SAMOLOTU. ABY DOSTAĆ SIĘ DO JAKIEGOŚ SKLEPU, NAPIĆ SIĘ CZEGOŚ, CZY PO PROSTU ROZPROSTOWAĆ KOŚCI, TRZEBA BYŁO TAM I Z POWROTEM PRZECHODZIĆ PRZEZ KONTROLĘ BEZPIECZEŃSTWA.
TO BEZ SENSU ALE TAKI JEST UKŁAD LOTNISKA.
CZAS DŁUŻYŁ SIĘ NIEMIŁOSIERNIE. NIE POMAGAŁO NAWET OPUSZCZANIE I POWRACANIE DO STREFY, W KTÓREJ SIĘ ZNAJDOWALIŚMY.
BYLIŚMY ZMĘCZENI.
Z ULGĄ WSIEDLIŚMY DO SAMOLOTU DO NAIROBI.
WYLĄDOWALIŚMY. CHŁOPAKI, PO MOJEJ TWIERDZĄCEJ ODPOWIEDZI NA PYTANIE CZY WYMIENIAMY PIENIĄDZE POSZŁY DO KANTORU. WYSZLIŚMY NA ZEWNĄTRZ. CZEKAŁ TU NA NAS KIEROWCA Z PRZEDSTAWICIELEM BIURA “KENYA TOUR BUDGET SAFARI”.
Z BIUREM ZAWARŁAM UMOWĘ NA WYNAJEM SAMOCHODU Z KIEROWCĄ NA OKRES OD 22.01 DO 27.01 (WŁĄCZNIE) ZA KWOTĘ US $ 300 OD OSOBY.
WARUNKI UMOWY DOKŁADNIE OKREŚLAŁY TRASĘ JAKĄ MIELIŚMY ODBYĆ, ILOŚĆ WJAZDÓW DO PARKÓW, MIEJSCE ROZPOCZĘCIA I ZAKOŃCZENIA PODRÓŻY. LICZĄC WEDŁUG DNI, PŁACILIŚMY PO 50 $ DZIENNIE OD OSOBY.
KOSZTY NASZEGO WYŻYWIENIA, NOCLEGÓW, BILETÓW DO PARKÓW POKRYWALIŚMY SAMI.
ANALIZA CEN KILKUDZIESIĘCIU WYCIECZEK RÓŻNYCH BIUR, PRZEKONAŁA MNIE DO WYBORU TEJ FORMY PODRÓŻY NIE TYLKO JAKO NAJBARDZIEJ OPŁACALNEJ FINANSOWO, ALE TAKŻE NAJBARDZIEJ KOMFORTOWEJ.
BIURA PODRÓŻY LICZĄ ZNACZNIE DROŻEJ ZA tzw. PRYWATNE SAFARI – TO JEST TAKIE, W KTÓRYM LICZBA UCZESTNIKÓW ZALEŻY OD ZAMAWIAJĄCEGO SAFARI.
W INNYM PRZYPADKU, JEST TO JAZDA 6, 8 LUB NAWET 12 OSOBOWYM AUTEM GRUPY LUDZI, KTÓRA WYKUPIŁA OKREŚLONĄ WYCIECZKĘ. OCZYWIŚCIE NOCLEGI, ILOŚĆ SAFARI JEST OKREŚLONA W PAKIECIE.
MY MIELIŚMY CAŁY SAMOCHÓD DLA SIEBIE A PONADTO SAMI DECYDOWALIŚMY O TYM GDZIE I JAK NOCUJEMY, JAKI JEST PROGRAM DNIA.
KIEDY PRZYSZŁO DO UREGULOWANIA NALEŻNOŚCI PRZEDSTAWICIEL “KENYA TOUR BUDGET SAFARI” POPROSIŁ O ZAPŁATĘ W DOLARACH, BO TAK PRZEWIDYWAŁA ZAWARTA UMOWA I UISZCZONY ZADATEK. WTEDY ZDAŁAM SOBIE SPRAWĘ Z TEGO CO NAJLEPSZEGO ZROBIŁAM.
CHYBA PO TYCH LOTACH ROZUM MI ODJĘŁO.
TRUDNO STAŁO SIĘ.
TRZEBA BYŁO NA NOWO WYMIENIAĆ WALUTĘ KENIJSKĄ NA DOLARY. STRATA NIE BYŁA WIELKA, ALE JEDNAK. NAUCZYŁO NAS TO DUŻEJ CZUJNOŚCI. W KENII MOŻNA W WIELU MIEJSCACH PŁACIĆ W DOLARACH.
RUSZYLIŚMY DO PARKU AMBOSELI.
NASZ KIEROWCA MIAŁ NA IMIĘ JOSPHAT.
NA DRODZE PANOWAŁ DUŻY RUCH. JECHALIŚMY RELATYWNIE WOLNO BO INACZEJ SIĘ NIE DAŁO.
.
W DRODZE DO AMBOSELI – NASZ KIEROWCA JOSPHAT I JEGO AUTO
.
W EMALI STANĘLIŚMY PRZY DUŻYM SKLEPIE – EDEN MALL – ABY KUPIĆ WODĘ. JAK ZWYKLE GAZOWANĄ, CO Z REGUŁY JEST PROBLEMEM.
W PEWNYM MOMENCIE KIEROWCA POPROSIŁ NAS O RÓWNOWARTOŚĆ DOLAROWĄ CENY NA BILETY DO PARKU.
CHCIAŁ JE KUPIĆ PŁACĄC NASZYMI DOLARAMI ZE SWOJEGO KONTA W SZYLINGACH KENIJSKICH. BYŁAM TYM ZASKOCZONA. NIE SŁYSZAŁAM O TAKIM PROCEDERZE. ON TŁUMACZYŁ, ŻE TO PRZEDPŁATA ZA BILETY UŁATWIAJĄCA I SKRACAJĄCA PÓŹNIEJSZĄ PROCEDURĘ PRZY BRAMACH WJAZDOWYCH. PODESZLIŚMY DO PUNKTU TAKIEJ PRZEDSPRZEDAŻY. NIE WIEDZIELIŚMY CO O TYM SĄDZIĆ. NIE PODOBAŁO NAM SIĘ TO, ALE OSTATECZNIE ZGODZILIŚMY SIĘ.
JAZDA BYŁA RAZ SZYBSZA RAZ WOLNIEJSZA.
KOLEJNY RAZ TEGO DNIA ZACZYNALIŚMY MIEĆ DOSYĆ. ZROBIŁO SIĘ SZARO, A POTEM ZUPEŁNIE CIEMNO.
BYLIŚMY JUŻ GDZIEŚ BLISKO NASZEGO NOCLEGU, ALE JOSPHAT NIE WIEDZIAŁ JAK TAM DOTRZEĆ. PAROKROTNIE TELEFONOWAŁ, AŻ W KOŃCU POINSTRUOWANY ZJECHAŁ Z GŁÓWNEJ DROGI. W ŚWIETLE REFLEKTORÓW WIDAĆ BYŁO PEŁNĄ DZIUR, UBITĄ NAWIERZCHNIĘ W RDZAWYM KOLORZE.
ZA CHWILĘ POJAWIŁ SIĘ JAKIŚ CZŁOWIEK NA MOTORYNCE I ZACZĄŁ NAS PROWADZIĆ. JAZDA BYŁA NIESAMOWITA. DROGA SKŁADAŁA SIĘ TYLKO Z WERTEPÓW, KOLEIN I DZIUR. ZUPEŁNE PUSTKOWIE. COŚ OKROPNEGO.
W KOŃCU W ZUPEŁNYCH CIEMNOŚCIACH STANĘLIŚMY PRZED BRAMĄ “WE4KENYA GUESTHOUSES” – MIEJSCA NASZYCH DWÓCH NOCLEGÓW. BYŁA CHYBA 21-sza.
POWITANO NAS SERDECZNIE I POPROWADZONO DO ROZBITYCH NA TRAWIE DWUOSOBOWYCH NAMIOTÓW, W KTÓRYCH MIELIŚMY SPAĆ. DOSTALIŚMY TAKŻE LATARKI. MAPNIK I PIETRUSZKA PATRZYLI NA MNIE Z TOTALNYM NIEDOWIERZANIEM W OCZACH. PYTALI JEDEN PRZEZ DRUGIEGO, CZY TO NA PEWNO TU MAMY SPAĆ.
ICH REAKCJA BYŁA BEZCENNA.
JAK TYLKO SKOŃCZYŁAM CHICHOTAĆ, WYTŁUMACZYŁAM IM ŻE TO JEST AFRYKAŃSKA PRZYGODA I MAJĄ SIĘ CZUĆ JAK PIONIERZY. ZDOBYWCY NOWEGO LĄDU.
NIE BYLI PRZEKONANI …
W BUDYNKU BĘDĄCYM KUCHNIĄ I ZARAZEM JADALNIĄ CZEKAŁA NA NAS KOLACJA W FORMIE BUFETU. DANIA WARZYWNE, RYŻ, SOK. ZAWROTU GŁOWY NIE DOSTALIŚMY, CHOCIAŻ MNIE BARDZO SMAKOWAŁY KARTOFLE.
PRZEJŚCIA MOICH CHŁOPAKÓW ZŁAGODZIŁ W KOŃCU MOCNIEJSZY DRINK, PITY W POZYCJI PÓŁLEŻĄCEJ PRZED NAMIOTEM. JAK PRZYGODA TO PRZYGODA.
ZDECYDOWANIE SŁABYM PUNKTEM TEGO NOCLEGU BYŁ BRAK DOSTĘPU DO PRĄDU, CO PRZEKŁADA SIĘ NA BRAK MOŻLIWOŚCI DOŁADOWANIA I FUNKCJONOWANIA URZĄDZEŃ RÓŻNYCH.
DLA MOJEGO PIETRUSZKI STANOWI TO KATAKLIZM PORÓWNYWALNY TYLKO Z KOŃCEM ŚWIATA.
DRUGI PROBLEM TO ŁAZIENKO-TOALETY.
BO TO, ŻE TRZEBA ŚWIECIĆ LATARKĄ NA TERENIE OBOZOWISKA MOŻNA PRZEŻYĆ, ALE BRAK ŚWIATŁA W URZĄDZENIACH SANITARNYCH CZYLI POD PRYSZNICEM I W TOALECIE JEST ZUPEŁNIE NIEFAJNY.
DO TEGO JESZCZE JEDNE I DRUGIE BYŁY PRYMITYWNE I NIECHLUJNE.
WE4 KENYA GUESTHOUSE REKLAMUJE SIĘ JAKO PIĘKNIE POŁOŻONY W ŚRODKU DZIKIEJ PRZYRODY, BLISKO PARKU, OFERUJĄCY RÓŻNE UDOGODNIENIA. NIE WIEM NA CZYM POLEGAJĄ TE UDOGODNIENIA, ALE CENA US$ 58,18 ZA NOCLEG ZE ŚNIADANIEM WYDAWAŁA NAM SIĘ NA PIERWSZY RZUT OKA WYGÓROWANA.
NO ALE JAKOŚ DALIŚMY SOBIE RADĘ I UŁOŻYLIŚMY SIĘ SPAĆ POD AFRYKAŃSKIM NIEBEM.
.
.
.
.
I ZNOWU LINIE LOTNICZE NIE WYSŁUCHAŁY NASZYCH CORAZ BARDZIEJ KATEGORYCZNYCH POSTULATÓW ABY NIE ZACZYNAĆ LOTÓW O 6 RANO. NA LOTNISKU TRZEBA BYĆ W ŚRODKU NOCY. NIE WIEM KTO TO LUBI. NO MOŻE POZA NASZYM KOTEM, KTÓREMU NIESPODZIEWANIE TRAFIŁO SIĘ JEDZONKO O 3 RANO. ZDZIWIONY BYŁ, CO NIE PRZESZKADZAŁO MU OCHOCZO ZABRAĆ SIĘ DO JEDZENIA.
TYM RAZEM OBYŁO SIĘ BEZ ZBĘDNYCH TARGÓW W SPRAWIE WIZY BO LECIMY NAJPIERW DO OSLO. JESTEŚMY POUBIERANI JAK NA OSLO PRZYSTAŁO. SWOJA DROGĄ TO JAKAŚ IRONIA LOSU: ABY DOSTAĆ SIĘ DO AFRYKI TRZEBA NAJPIERW ZAMARZNĄĆ PRAWIE POD KOŁEM PODBIEGUNOWYM.
JEDNAK POKUSA BY POSPACEROWAĆ PO STOLICY NORWEGII BYŁA ZBYT DUŻA, SZCZEGÓLNIE DLA MNIE. POZA TYM CAŁY DZIEŃ NA LOTNISKU BYŁBY ZBYT PONURY.
NIGDY NIE BYŁAM W OSLO WIĘC BEZ SPRZECIWU WIĘKSZEGO WŁOŻYŁAM NA SIEBIE CO MOGŁAM ABY NIE DAĆ SIĘ TEMPERATURZE.
BARDZO SZYBKO ZABRALIŚMY NASZE BAGAŻE I PRAWIE PUSTYM AUTOBUSEM TORP-EXPRESSEN DOJECHALIŚMY DO CENTRUM.
OSLO MA TRZY LOTNISKA: GARDEMOEN, SANDEFJORD TORP ORAZ OBECNIE NIECZYNNE RYGGE.
SAMOLOTY TANICH LINII LOTNICZYCH Z POLSKI LĄDUJĄ NA LOTNISKU SANDEFJORD TOROP, 110 km OD CENTRUM MIASTA. NATOMIAST LOTNISKO OSLO – GARDEMOEN, POŁOŻONE 50 km OD CENTRUM MIASTA OBSŁUGUJE MIĘDZYNARODOWE LOTY LINII REJSOWYCH. NIE MA NIESTETY BEZPOŚREDNIEGO POŁĄCZENIA MIĘDZY TYMI LOTNISKAMI. TRZEBA NAJPIERW DOJECHAĆ DO CENTRUM STOLICY NORWEGII. TOROP EKSPRES JAK SAMA NAZWA WSKAZUJE, OBSŁUGUJE TRASĘ Z LOTNISKA TOROP DO CENTRUM.
BILET NIESTETY KUPILIŚMY U KIEROWCY CO PODRAŻA KOSZTY
BILETY NA AUTOBUS TOROP EKSPRES MOŻNA KUPIĆ W INTERNECIE LUB W AUTOMACIE NA LOTNISKU. WTEDY JEST TANIEJ. DOŚĆ WOLNO ODBIERALIŚMY BAGAŻ I KIEDY PODESZLIŚMY DO WYJŚCIA AUTOBUS ODJEŻDŻAŁ ZA PARĘ MINUT. NIE MIELIŚMY CZASU NA ZAKUP BILETÓW W AUTOMACIE. POZOSTAWAŁO KUPNO U KIEROWCY. SĄ ZNIŻKOWE BILETY DLA LUDZI PO 67 ROKU ŻYCIA @ 150 NOK. ZA BILET PONIŻEJ TEGO WIEKU PŁACILIŚMY 290 NOK
.
TORP – WŁAŚNIE PRZYLECIELIŚMY
.
PO PRZYJEŹDZIE NA DWORZEC AUTOBUSOWY W CENTRUM OSLO ZNALEŹLIŚMY SKRZYNKI DO PRZECHOWANIA BAGAŻU. NIE JEST TO TRUDNE. JEST INFORMACJA, A POZA TYM, KOGOKOLWIEK Z OBSŁUGI ZAPYTASZ – POKAŻE DROGĘ.
NAJMNIEJSZA SKRZYNKA KOSZTUJE 50 NOK. WIĘKSZA 60. BEZ OGRANICZEŃ W CZASIE.
KUPILIŚMY SOBIE W AUTOMACIE BILETY AUTOBUSOWE NA LOTNISKO GARDAMOEN, SKĄD WYLATYWALIŚMY DO AFRYKI. TEŻ OBOWIĄZUJE ZNIŻKA WIEKOWA. BILETY KOSZTOWAŁY 190 NOK OD OSOBY BEZ ZNIŻKI.
RUSZYLIŚMY NA MIASTO
TELEFON WSKAZYWAŁ – O ZGROZO – TEMPERATURĘ MINUS 12 STOPNI. JEDNAK NIE BYŁO AŻ TAK ZIMNO.
SZLIŚMY GŁÓWNĄ ULICĄ, PROWADZĄCĄ DO PAŁACU KRÓLEWSKIEGO. PO DRODZE WESZLIŚMY DO KATEDRY. W ŚRODKU POŁĄCZENIE PROTESTANCKIEJ SUROWOŚCI Z ELEMENTAMI BAROKU. JAK POWIEDZIAŁ WIELKI MAPNIK SKROMNIE, NIE WIDAĆ PRZEPYCHU, ALE NIE BIEDNIE. WARTO ZOBACZYĆ. 🙂
PAŁAC KRÓLEWSKI POŁOŻONY NA WZGÓRKU, OTOCZONY OŚNIEŻONYM PARKIEM WYZWALA PRZYJEMNE EMOCJE. MOŻNA ODNIEŚĆ WRAŻENIE, ŻE LADA MOMENT W BRAMIE WYJŚCIOWEJ POJAWI SIĘ KRÓL NA SANKACH.
CZTERY BUDKI WOKÓŁ PAŁACOWEGO BUDYNKU OKUPUJE SŁUŻBA BEZPIECZEŃSTWA W PARADNYCH MUNDURACH. OD CZASU DO CZASU Z BUDKI WYCHODZI MUNDUROWY, KTÓRY WYKONUJE RYTUAŁ PREZENTOWANIA BRONI MAJĄCY ZAPEWNIĆ O SILE MILITARNEJ I BEZPIECZEŃSTWIE MONARCHY.
WRACAJĄC MINĘLIŚMY RATUSZ KIERUJĄC SIĘ NA NADBRZEŻNY BULWAR. ŚWIECIŁO SŁOŃCE, STOJĄCE STATKI ODBIJAŁY SIĘ W WODZIE. TEN SIELSKI WIDOK UPIĘKSZAŁ ŚWIAT I UMNIEJSZAŁ MRÓZ, A JUŻ NAPEWNO CZYNIŁ GO MNIEJ ODCZUWALNYM.
OBEJRZELIŚMY CENTRUM NOBLOWSKIE – NOBEL PIECE CENTER – NI TO DOM, NI TO PAŁACYK W KTÓRYM ODBYWA SIĘ CEREMONIA WRĘCZENIA POKOJOWEJ NAGRODY NOBLA. BARDZO STYLOWY BUDYNEK. NIESTETY, JAK PRAWIE WSZYSTKIE MUZEA, NIE BYŁ CZYNNY W PONIEDZIAŁEK.
USIEDLIŚMY ABY NAPIĆ SIĘ HERBATY W MIEJSCU Z PIĘKNYM WIDOKIEM NA MORZE I ZACZELY SIĘ NIESZCZĘŚCIA.
CHCIAŁAM ZAPŁACIĆ KARTĄ WIĘC WESZŁAM DO TELEFONU ABY SPRAWDZIĆ PIN. SPOJRZAŁAM I NAGLE JEDEN RUCH NIEOSTROŻNY I PIN ZNIKNĄŁ BEZPOWROTNIE. TO SĄ KARTY KTÓRYMI POSŁUGUJĘ SIĘ TYLKO W PODRÓŻY WIĘC NIE PAMIĘTAM PINU. TRUDNO. STAŁO SIĘ.
KIEDY UPORALIŚMY SIĘ Z RACHUNKAMI OKAZAŁO SIĘ ŻE MAMY MAŁO CZASU WIĘC DOSŁOWNIE BIEGIEM DOTARLIŚMY NA DWORZEC AUTOBUSOWY, WYJĘLIŚMY BAGAŻE I WSKOCZYLIŚMY DO POCIĄGU NA LOTNISKO.
NA LOTNISKU ZACZĘŁA SIĘ KOLEJNA KOSZMARNA PRZYGODA.
PRZEPAKOWALIŚMY TROCHĘ RZECZY DO BAGAŻU PODRĘCZNEGO – NA WSZELKI WYPADEK GDYBY BAGAŻ GŁÓWNY NIE DOLECIAŁ Z NAMI, I JAKO JEDNI Z PIERWSZYCH STANĘLIŚMY PRZED ODPRAWĄ BILETOWO-BAGAŻOWĄ.
I ZACZĘŁO SIĘ.
PRACOWNICA PERSONELU NAZIEMNEGO KONTROLI CELNO PASZPORTOWEJ – BO TO SIĘ TAK FACHOWO NAZYWA, ZAKWESTIONOWAŁA NASZE BILETY. NIE ZGADZAŁY SIĘ PONOĆ Z PASZPORTAMI. NIE BARDZO ROZUMIELIŚMY O CO CHODZI. POSZŁA DO NADZORU – SZEFA – JAKKOLWIEK TO NAZWAĆ I OBOJE STWIERDZILI, ŻE NIE MOŻEMY LECIEĆ.
BILET BYŁ NIE TAKI, BO NAJPIERW POWINIEN MIEĆ WPISANE IMIĘ A POTEM NAZWISKO.
POWTÓRKA Z ROZRYWKI JAKĄ MIELIŚMY W UBIEGŁYM ROKU Z WIZĄ INDYJSKĄ ZAKWESTIONOWANĄ PRZEZ IDENTYCZNĄ CO DO STANOWISKA OSOBĘ W KRAKOWIE.
SZEF POWIEDZIAŁ, ŻE ON ROZUMIE, ŻE MY TO MY, POZOSTAŁE DANE SIĘ ZGADZAJĄ, ALE BILET POWINIEN BYĆ INNY. PORADZIŁ NAM ABY NAPISAĆ MAILA DO WYSTAWCY BILETU Z PROŚBĄ O JEGO ZMIANĘ, CO NATYCHMIAST ZROBILIŚMY. JESZCZE DWA RAZY PISALIŚMY MAILA A TAKŻE TELEFONOWALIŚMY DO ANGLII. BEZ REZULTATU. ZNOWU GROZIŁO NAM, ŻE NIGDZIE NIE POJEDZIEMY. PRZEKONUJEMY, ŻE AGENCJA PRZEZ KTÓRĄ KUPILIŚMY BILET POMYLIŁA SIĘ. POKAZUJEMY KORESPONDENCJĘ MAILOWĄ: WIDAĆ, ŻE PODALIŚMY DANE TAK JAK TRZEBA; JEST NAWET POTWIERDZENIE NASZYCH IMION I NAZWISK W KOLEJNOŚCI JAKIEJ TEGO WYMAGAJĄ PRZEPISY. POTWIERDZENIE JEST, A PRACOWNIK FIRMY PRZEZ KTÓRĄ KUPOWALIŚMY BILETY UMYWA RĘCE. MENAGER ODPRAWY PASAŻERÓW POZOSTAJE NIEUGIĘTY.
BYLIŚMY BEZRADNI. STANOWISKO WKRÓTCE ZOSTAŁO ZAMKNIĘTE. WSZYSCY ODPRAWIENI TYLKO MY STOIMY I DALEJ NIE WIEMY CZY POLECIMY I CO MAMY ROBIĆ. W KOŃCU ZOSTALIŚMY PONOWNIE POPROSZENI O PODEJŚCIE DO OKIENKA. MENAGER POZWOLIŁ NAM LECIEĆ ALE POWIEDZIAŁ, ŻE WYLATUJĄC Z ETIOPII BĘDZIEMY MIEĆ PROBLEMY. MOGĄ NAS NIE WYPUŚCIĆ NA TYCH BILETACH.
BYLIŚMY TAK ZDENERWOWANI, ŻE NAWET PERSPEKTYWA POZOSTANIA NA ZAWSZE W ETIOPII NIE ZROBIŁA NA NAS WRAŻENIA.
SZEF DAŁ ZNAK I ZABRANO NASZE BAGAŻE. DOSTALIŚMY BOARDINGI I PĘDEM RUSZYLIŚMY DO SAMOLOTU. OCZYWIŚCIE CAŁY SAMOLOT ZNOWU CZEKAŁ NA NAS.
JAKIEŚ FATUM? A MOŻE CIĄŻY NAD NAMI CZYJAŚ ZEMSTA?
.
.
.