ŚNIADANKO W KAMALALMOLK TRADITIONAL GUEST HOUSE PYSZNE. MOŻNA JEŚĆ POD ZADASZENIEM LUB NA SZEROKICH ŁOŻACH POD GOŁYM NIEBEM. DO WYBORU LOKALNE PIECZYWO, BIAŁY SER TYPU FETA, MIÓD, DŻEM, MASŁO, JAJKA NA TWARDO, POMIDORY, OGÓREK, HERBATA, SOK. JEDZĄC MOŻNA POROZMAWIAĆ O IRANIE Z TAKIMI JAK MY ZWIEDZACZAMI I WYMIENIĆ NA GIEŁDZIE PRZYDATNE INFO. DZIĘKI TEMU MOGŁEM – PRZY POMOCY CZECHÓW, OMINĄĆ CHOĆ NA CHWILĘ RESTRYKCJE DOTYCZĄCE FEJSA. WIELKIE DZIĘKI CZESKI BRACIE !!! (więcej…)
PO PONAD 10:00 GODZINACH JAZDY AUTOBUSEM LĄDUJEMY W RANGUNIE NA DUŻYM DWORCU AUTOBUSOWYM – AUNG MINGALAR HIGHWAY BUS STATION. JEST 6:30. OD RAZU RZUCA SIĘ NA NAS MASA TAKSÓWKARZY. ROBIMY SZYBKĄ LICYTACJĘ I WYBIERAMY GOSTKA, KTÓRY MA NAS DOWIEŹĆ DO HOTELU W CENTRUM, ZAHACZAJĄC PO DRODZE O KANTOR. TWIERDZI, ŻE ZNA TAKI, KTÓRY JEST JUŻ OTWARTY.
UZGADNIAMY CENĘ NA 1500 KICIUSIÓW I WSKAKUJEMY DO AUTA. KANTOR OKAZUJE SIĘ BYĆ ZAMKNIĘTY, ALE TO NIE PROBLEM. NA PEWNO DAMY RADĘ WYMIENIĆ W HOTELU. (więcej…)
DZIEŃ ROZPOCZYNAMY OD PODZIWIANA WSCHODU SŁOŃCA, CO WYMAGA DUŻEGO SAMOZAPARCIA GDYŻ TRZEBA WSTAĆ NIE O BLADYM, TYLKO O CIEMNYM ŚWICIE, TO ZNACZY O 5 RANO. KIEDY WYCHODZIMY Z HOTELU PANUJE JESZCZE MROK NOCY, ALE NA DRODZE O TEJ GODZINIE JEST JUŻ SPORY RUCH. TROCHĘ TO NIEREALNY WIDOK, GDY W CIEMNOŚCIACH ROZŚWIETLONYM NIKŁYM ULICZNYM ŚWIATŁEM PRZESUWAJĄ SIĘ W MILCZENIU LUDZIE. WYPOŻYCZALNIE ELEKTRO-ROWERÓW SĄ CZYNNE JUŻ OD 4-TEJ RANO. TO DLA FANÓW WSCHODÓW SŁOŃCA. IDZIEMY PO POJAZD. TYM RAZEM W INNEJ WYPOŻYCZALNI, GDZIE MAJĄ SILNIEJSZE, O WIĘKSZEJ MOCY I BARDZIEJ DOSTOSOWANE DLA DWÓCH OSÓB ŚRODKI LOKOMOCJI. PŁACIMY 8000 KYAT. OBOK NAS PRZEMYKAJĄ BEZGŁOŚNIE ROWERY. SŁYCHAĆ TERKOT MOTORYNEK. WSZYSCY JADĄ DO UPATRZONYCH MIEJSC, ABY PODZIWIAĆ WSCHÓD SŁOŃCA. MY TAKŻE DOSIADAMY NASZEGO WEHIKUŁU I DOJEŻDŻAMY DO SHWESANDAW PAYA. (więcej…)
POBUDKA O 4:00 NIE NALEŻY DO MOICH ULUBIONYCH. ALE CÓŻ, MUSZĘ SIĘ ZEBRAĆ I DYMAĆ DWA KILOMETRY DO WYPOŻYCZALNI ELEKTRO-ROWERKÓW. SPIESZĘ SIĘ, BO IM WCZEŚNIEJ TAM BĘDĘ, TYM WIĘKSZA SZANSA NA LEPSZY POJAZD…
BIORĘ NAJLEPIEJ WYGLĄDAJĄCĄ MASZYNĘ I WRACAM DO HOTELU. WOMBACIK JUŻ NIE ŚPI. SZYBKO SIĘ ZBIERAMY I JEDZIEMY DO NIEDALEKIEJ ŚWIĄTYNI – SHWESANDAW PAYA. CHOCIAŻ JEST CIĄGLE CIEMNO NA GÓRZE BUDOWLI MASA LUDZI CZEKA W MILCZENIU NA PIERWSZE OZNAKI BRZESKU. POWOLI RODZI SIĘ DZIEŃ. (więcej…)
TYM RAZEM MOŻNA BYŁO SIĘ WYSPAĆ. DZISIAJ JEDZIEMY NA CAŁODNIOWĄ WYCIECZKĘ WZDŁUŻ RZEKI LAMRO. NASZYM CELEM SĄ CZTERY WIOSKI. DWIE OSTATNIE TO SIEDZIBY LUDU CHIN. (więcej…)
ŚNIADANIE W BIRMAŃSKIM STYLU OZNACZA MAKARON Z RÓŻNOŚCIAMI, BANANY. JEDLIŚMY NA BALKONIE. W NASZYM HOSTELU MIESZKA BARDZO WIELONARODOWOŚCIOWE TOWARZYSTWO. HOLENDRZY, SZWAJCAR, FRANCUZ, KANADYJCZYK. WSZYSCY SPOTYKAMY SIĘ NA ŚNIADANIU. TYLE TYLKO, ŻE MY NATYCHMIAST ZAJMUJEMY BALKON, A RESZTA TOWARZYSTWA STOLIKI NA KORYTARZU, ALE MAJĄ WIDOK NA NASZ BALKON. (więcej…)
O 6-tej RANO W CIEMNOŚCI WSIADALIŚMY DO TUK-TUKA MAJĄCEGO NAS ZAWIEŚĆ NA PRZYSTAŃ. PO DRODZE NASZ KIEROWCA JAK MANTRĘ POWTARZA, ŻE BĘDZIE NA NAS CZEKAŁ JAK WRÓCIMY I ŻE MAMY ZADZWONIĆ. TYLKO TYLE POTRAFI POWIEDZIEĆ PO ANGIELSKU I CHYBA NIE ROZUMIE, ŻE MOŻEMY NIE WRACAĆ TĄ SAMĄ DROGĄ. (więcej…)
CAŁE MIASTECZKO PRZEWRACAŁO SIĘ Z BOKU NA BOK, KIEDY PĘDZILIŚMY TUK-TUKIEM W KIERUNKU PRZYSTANI. NASZ ZACNY KIEROWCA BYŁ U NAS PRZED CZASEM, O 4:50. PRZYSZEDŁ NA GÓRĘ, POMÓGŁ ZNIEŚĆ BAGAŻE I W OGÓLE BYŁ BEZ ZARZUTU. JESZCZE RAZ GO ZE SPOKOJEM POLECAM. (więcej…)
RANO JAK ZWYKLE TOTALNIE NIEWYSPANI ZAŁADOWALIŚMY SIĘ DO ZNAJOMEGO TAKSÓWKARZA I PO GODZINNEJ JEŹDZIE BYLIŚMY NA LOTNISKU. DOŚĆ SZYBKO PRZESZLIŚMY KONTROLĘ PASZPORTÓW, ALE PODCZAS KONTROLI BEZPIECZEŃSTWA NASTĄPIŁ ZGRZYT. WOMBATOWI ZABRANO CZĘŚĆ KOSMETYKÓW, KTÓRE DOTYCHCZAS PRZESZŁY RAZEM Z NAMI 4 KONTROLE… WŚCIEKŁY WOMBAT POSZEDŁ SZUKAĆ ZAMIENNIKÓW W SKLEPACH DUTY FREE A JA CHCIAŁEM SPOKOJNIE SOBIE SIĄŚĆ W POCZEKALNI NASZEGO LOTU I WYKORZYSTAĆ MOŻLIWOŚĆ DOSTĘPU DO SIECI. NIESTETY, KIEDY TAM WSZEDŁEM POPROSZONO MNIE O PROMESĘ WIZY. NIE WIEDZĄC GDZIE JĄ MAMY SPOKOJNIE CZEKAŁEM PRZED WEJŚCIEM NA WOMBATA…
CZAS MIJAŁ. WSZYSCY JUŻ WSIEDLI DO SAMOLOTU, A WOMBATA NIE WIDAĆ… ZAPOWIADAJĄ LAST CALL. DZWONIĘ DO WOMBATA. RAZ. DRUGI. TRZECI. DZIESIĄTY. WRESZCIE ODBIERA. PYTAM CZY ZOSTAJE, BO SAMOLOT ZARAZ ODLATUJE… W OSTATNIEJ CHWILI WESZLIŚMY NA POKŁAD… PO OKOŁO 110 + min. LOCIE BYLIŚMY NA LOTNISKU MIĘDZYNARODOWYM W RANGUNIE. (więcej…)
WSTAWANIE W ŚRODKU NOCY, ABY DOJECHAĆ NA CZAS NA KLIA2 JEST PO PROSTU OKROPNE. DRZEMIĄC, STWIERDZIŁAM, ŻE O GODZINIE 4.30 – 5-tej RANO MIASTO NIE ŚPI. OTWARTE SĄ BARY, RESTAURACJE. SIEDZĄ W NICH KLIENCI. TAKSÓWKI WYSADZAJĄ LUB ZABIERAJĄ CORAZ TO NOWYCH PASAŻERÓW. W NASZYM HOTELU OBSŁUGA SIEDZI PRZY STOLE NA ZEWNĄTRZ I PIJE KAWĘ. PODJEŻDŻA TAKSÓWKA Z GOŚĆMI HOTELOWYMI. CZĘŚĆ IDZIE DO HOTELU, CZĘŚĆ IDZIE GDZIEŚ DALEJ, CZĘŚĆ DO CZYNNEJ JUŻ RESTAURACJI. ZUPEŁNIE JAKBY NIEKTÓRZY MIESZKAŃCY KUALA LUMPUR NIE ŻYLI W CIĄGU DNIA TYLKO W NOCY. JEDZIEMY Z „NASZYM TAKSÓWKARZEM„ – TYM RAZEM O DZIWO PUNKTUALNYM, NA LOTNISKO I CHOCIAŻ RUCH NIE JEST DUŻY TO WIDAĆ, ŻE MIASTO JEST JUŻ NA NOGACH. (więcej…)
WCZORAJ WYSIADAJĄC Z AUTOBUSU OD RAZU USTALILIŚMY SKĄD I O KTÓREJ GODZINIE JEDZIE AUTOBUS Z DWORCA AUTOBUSOWEGO DO RANAU. CHCIELIŚMY TAM ZOBACZYĆ PARK POŚWIĘCONY POLEGŁYM W MARSZU ŚMIERCI, PARK WOKÓŁ GÓRY KINABALU I GORĄCE ŹRÓDŁA. WSZYSTKIE TE ATRAKCJE BYŁY PO DRODZE. GODZINA ODJAZDU PODOBNA DO WCZORAJSZEJ.
RANEK JAK ZWYKLE ROZPOCZĘLIŚMY OD ŚNIADANIA W PRZYDWORCOWYM BARZE ZA CO ZAPŁACILIŚMY 8.10 RM.
AUTOBUS DO RANAU JEDZIE OKOŁO 2 GODZIN. CENA BILETU OD OSOBY 20 RM.
POD KONIEC II WOJNY ŚWIATOWEJ JAPOŃCZYCY PROWADZILI JEŃCÓW WOJENNYCH Z SANDAKANU DO KOTA KINABALU. NIELUDZKIE TRAKTOWANIE I WARUNKI DOPROWADZIŁY DO ŚMIERCI SETEK JEŃCÓW. OCALAŁO TYLKO 6 OSÓB. PARK PAMIĘCI POŁOŻONY JEST NA WZGÓRZU.
JEGO PRZESTRZEŃ WYPEŁNIA ZIELEŃ I KWIATY. NA SZEROKIEJ ŚCIANIE WYPISANE SĄ NAZWISKA, WIEK, DATA ZGONU UCZESTNIKÓW MARSZU. W PARU MIEJSCACH UMIESZCZONO WZRUSZAJĄCE SENTENCJE O PRZEMIJANIU, PIĘKNIE ŻYCIA. W PARKU SĄ TRZY OGRODY – AUSTRALIJSKI, MALEZYJSKI I BRYTYJSKI. KAŻDY ODDAJE ISTOTĘ FLORY DANEGO KRAJU. MIMO SWOJEJ URODY MIEJSCE JEST WSTRZĄSAJĄCE. UŚWIADAMIASZ SOBIE JAK MŁODZI LUDZIE ZGINĘLI, JAK STRASZNA BYŁA ICH ŚMIERĆ I W JAK PONIŻAJĄCYCH WARUNKACH. JEST TAKŻE OPIS TRASY MARSZU, INFORMACJE NA TEMAT JEGO PRZEBIEGU, UCZESTNIKÓW. RANAU NIE FIGURUJE NA PIERWSZYCH MIEJSCACH ATRAKCJI SABAH, ALE WARTO BYŁO TU PRZYJECHAĆ. WSTĘP KOSZTUJE 10 RM OD OSOBY.
RANO DOSTALIŚMY NA ŚNIADANIE MAKARON I SMAŻONE BANANY. JEDZĄC, KOLEJNY RAZ PODZIWIALIŚMY ŻYWE KOLORY BUSZU NA BORNEO. NIE ŚPIESZYLIŚMY SIĘ, BO AUTOBUS MIAŁ BYĆ O 14.
OBOK NASZEGO DOMU ZACZĄŁ SIĘ JAKIŚ RUCH. JEŹDZIŁY MOTORYNKI, SAMOCHÓD. WŁAŚCICIELE PRZYNIEŚLI NAM KSIĘGĘ PAMIĄTKOWĄ I ZACZĘLIŚMY SIĘ ŻEGNAĆ. OKAZAŁO SIĘ, ŻE ZMARŁ ICH KREWNY I ROZPOCZYNAJĄ SIĘ PRZYGOTOWANIA DO POGRZEBU. MY MOGLIŚMY ZOSTAĆ JAK DŁUGO CHCEMY. PIETRUSZKA NA ODCHODNYM POWIEDZIAŁ WŁAŚCICIELCE, ŻE POWINNA ZMIENIĆ SYSTEM INFORMACJI KLIENTÓW O CENIE I MOŻLIWOŚCIACH DOTARCIA DO LONGHOUSU. (więcej…)
U UŚMIECHNIĘTEGO, CAŁKOWICIE BEZZĘBNEGO I LEKKO POMARSZCZONEGO KIEROWCY AUTOBUSU KUPILIŚMY BILETY I ZAREZERWOWALIŚMY PRZEDNIE SIEDZENIA, DOKONUJĄC TEGO ZA POMOCĄ JĘZYKA MIGOWEGO, PO CZYM, ZA JEGO ZGODĄ POSZLIŚMY DO JEDNEGO Z DWÓCH ZNAKOMICIE PROSPERUJĄCYCH BARÓW DWORCOWYCH NA ŚNIADANKO.
BYŁA 6 TA RANO. NA LOTNISKO W LAHAD DATU DOTARLIŚMY PO SFORSOWANIU DRZWI HOTELU, KTÓRY NIE DOŚĆ, ŻE BYŁ ZAMKNIĘTY TO JESZCZE NIE BYŁO NIKOGO W RECEPCJI. PIETRUSZKA PUKAŁ W JAKIEJŚ DRZWI A JA SZARPAŁAM WEJŚCIOWE. W PEWNYM MOMENCIE KOPNĘŁAM W DÓŁ DRZWI I … WTEDY SIĘ OTWORZYŁY. SKRÓTEM, PRZYPADKIEM ODKRYTYM WCZORAJ, DOSZLIŚMY W 10-13 MINUT.
PO 50 MINUTACH LOTU BYLIŚMY W KOTA KINABALU. ZAMIESZKALIŚMY W CENTRUM – W PLAZA HOTEL. CHYBA CHIŃSKI HOTEL ZA 35 RM / DOBA. NA ŚNIADANIE W RESTAURACJI OBOK NASZEGO HOTELU JADŁAM ROTI. WIELOKROTNIE WIDZIAŁAM JAK JE ROBIĄ. RODZAJ NALEŚNIKA, CIENKIEGO PLACKA ROZCIĄGANEGO DO GRUBOŚCI OPŁATKA, NASTĘPNIE RZUCANEGO NA GORĄCĄ PŁYTĘ, DO KTÓREGO NAJCZĘŚCIEJ WBIJA SIĘ JAJKO. POTEM PLACEK SIĘ SKŁADA W KWADRAT I PODAJE Z SOSEM. ROTI BYŁO DOBRE, ALE TRZEBA JE JEŚĆ CIEPŁE. STYGNĄCE ROBI SIĘ GUMOWATE. (więcej…)