09.01.2015 – PHONSAVAN

.

DALEJ BYŁO PIEKIELNIE ZIMNO. PIETRUSZKA, KTÓREGO W KL UPRZEJMIE ZAPYTAŁAM „CZY WZIĄĆ CI SWETEREK” ODPOWIEDZIAŁ -„COŚ TY, PO CO”- TERAZ UBIERAŁ 2 PODKOSZULKI I KURTKĘ, MARZĄC O LEŻĄCYM W TORBIE, W MALEZYJSKIM CIEPLE, SWETERKU. JA MIMO PUCHOWEJ KURTECZKI, SWETERKA I 3 PODKOSZULKÓW TRZĘSŁAM SIĘ Z ZIMNA.

WYSZLIŚMY Z DOMU PRZED 9 RANO CHCĄC ZDOBYĆ COŚ NA ŚNIADANIE PRZED PLANOWANĄ NA PRAWIE CAŁY DZIEŃ WYCIECZKĄ.

WESZŁAM TAM GDZIE WCZORAJ JADŁAM MAKARON I POPROSIŁAM O HERBATĘ. OBSŁUGUJĄCA PANI ZAPYTAŁA CZY LIPTON JEST OK I PRZYNIOSŁA NAM HERBATĘ, A PO CHWILI CYTRYNĘ I CUKIER. NA ROGU BYŁA JUŻ CZYNNA GARKUCHNIA. WIDAĆ, ŻE WSZYSTKO JEST ŚWIEŻO PRZYGOTOWANE.
MOJĄ UWAGĘ ZWRÓCIŁY BRĄZOWE KIEŁBASKI I COŚ W KSZTAŁCIE KAWAŁKA CIENKIEGO PLACKA. MYŚLAŁAM, ŻE TO TOFU, ALE SPRZEDAJĄCA POWIEDZIAŁA ŻE ŚWINKA. KUPIŁAM KIEŁBASKI I KAWAŁEK PLACKA ZE ŚWINKI ZA 10.000 KIP. JESZCZE ŚWIEŻA BAGIETKA I NA MOMENT ZROBIŁO SIĘ CIEPŁO I DOBRZE. PLACEK ZE ŚWINKI BYŁ PYSZNY.

WYJECHALIŚMY MINIVANEM O godz. 8:30 SPOD AGENCJI PODRÓŻY, PŁACĄC OKOŁO US$ 90 ZA DWIE OSOBY. NASZĄ PODRÓŻ ROZPOCZĘLIŚMY OD OGLĄDNIĘCIA SKORUPY RADZIECKIEGO CZOŁGU. PIETRUSZKA, ZNAWCA TEMATU MÓWI, ŻE TO NIE JEST  CZOŁG, TYLKO DZIAŁO SAMOBIEŻNE. STOI PRZY DRODZE, NIKT GO NIE PILNUJE.

 

POZOSTAŁOŚCI PO "BRATNIEJ POMOCY" SOWIECKIEJ - WRAK DZIAŁA SAMOBIEŻNEGO
POZOSTAŁOŚCI PO „BRATNIEJ POMOCY” SOWIECKIEJ – WRAK DZIAŁA SAMOBIEŻNEGO

.

POTEM BYŁO ZWIEDZANIE TUNELU W KTÓRYM BRONILI SIĘ LAOTAŃCZYCY PRZY POMOCY WIETNAMCZYKÓW. TUNEL ZNAJDUJE NA DOŚĆ DUŻEJ MOCNO ZALESIONEJ GÓRZE. PROWADZĄ DO NIEGO WSPÓŁCZEŚNIE ZROBIONE SCHODY.

SZLIŚMY KILKA KILOMETRÓW POD GÓRĘ MIJAJĄC PO DRODZE DZBANY, CZYLI KAMIENNE WAZY (AMFORY) ODKRYTE NA TYM TERENIE. JAK TWIERDZIŁ PRZEWODNIK TUTAJ POWSTAWAŁY, A POTEM ZOSTAŁY PRZETRANSPORTOWANE W INNE MIEJSCA. NIE JESTEM DO KOŃCA PEWNA TEGO CO MÓWIŁ O MIEJSCU ICH POWSTANIA I  TRANSPORCIE. DO WŁAŚCIWEJ  RÓWNINY DZBANÓW MIELIŚMY DOPIERO POJECHAĆ. JEST ODDALONA O CO NAJMNIEJ 25 km. NIGDZIE NIE CZYTAŁAM O TRANSPORCIE DZBANÓW. DO DNIA DZISIEJSZEGO ARCHEOLODZY ZASTANAWIAJĄ SIĘ NAD ICH POCHODZENIEM I PRZEZNACZENIEM. PRZEWAŻA KONCEPCJA, ŻE SŁUŻYŁY DO POCHÓWKU.

 

JEDNO Z WEJŚĆ DO TUNELU WIETKONGU
JEDNO Z WEJŚĆ DO TUNELU WIETKONGU

.

ZMACHALIŚMY SIĘ TROCHĘ DOCIERAJĄC PO SCHODACH DO TUNELU.
SZLIŚMY TUNELEM ZASTANAWIAJĄC SIĘ NAD BEZSENSOWNOŚCIĄ tzw. SEKRETNEJ WOJNY TWAJĄCEJ OD ROKU 1964 DO 1973, KIEDY TO AMERYKANIE ZAATAKOWALI Z POWIETRZA LAOS. PRZEWODNIK POKAZYWAŁ  MIEJSCA KTÓRYMI TRANSPORTOWANO ŻYWNOŚĆ, BROŃ. MAŁY, BIEDNY LAOS ZAWSZE BYŁ OBIEKTEM PODBOJÓW, JAK NIE PRZEZ WIETNAM, TO PRZEZ TAJLANDIĘ. TROCHĘ TEŻ NA WŁASNE ŻYCZENIE STAŁ SIĘ CZĘŚCIĄ INDOCHIN. ZMIANA USTROJU NIE PRZEBIEGAŁA TUTAJ REWOLUCYJNIE, KRWAWO.

BOMBARDOWANIE LAOSU PRZEZ AMERYKANÓW W TROSCE O TO ABY NIE POWSTAŁ TUTAJ KOMUNIZM BYŁO STRASZNE. WYLICZENIA PODAJĄ, ŻE ZRZUCONO NA TEN KRAJ WIĘCEJ BOMB NIŻ NA WSZYSTKIE KRAJE EUROPEJSKIE PODCZAS II WOJNY ŚWIATOWEJ. DO DZISIAJ ZNAJDUJE SIĘ TUTAJ WIELE NIEWYBUCHÓW.
NASTĘPNIE DOTARLIŚMY DO STAREJ STOLICY – MUANG KHOUN. STARA STOLICA TO ZA DUŻO POWIEDZIANE. MAŁE MIASTECZKO GDZIE JEST STARA THAT FOUN STUPA I DUŻY POSĄG BUDDY W ŚWIĄTYNI WAT PHIA WAT. JEGO TWARZ JEST ZNISZCZONA ODŁAMKIEM BOMBY.

 

POZOSTAŁOŚCI WAT PHIAWAT
POZOSTAŁOŚCI WAT PHIAWA

.

ZWAŻYWSZY KIM BYŁ I JAKIE ZASADY GŁOSIŁ, ZNISZCZENIE POSAGU JEST DOWODEM NA TO, ŻE ZAWSZE ZNAJDĄ SIĘ SIŁY GOTOWE NISZCZYĆ INNYCH.

PORANIONA TWARZ BUDDY JEST WYKRZYWIONA. BÓLEM, CIERPIENIEM…? JEDNOCZEŚNIE WIELKOŚĆ POSAGU DAJE POCZUCIE SIŁY BUDDY, KTÓRY CHOĆ ZRANIONY TRWA. ALE CZY ZACHOWAŁ SWOJĄ MOC?

 

STUPA THAT FOUN - 450 LETNI ZABYTEK
STUPA THAT FOUN – 450 LETNI ZABYTEK

.

PODCZAS OBIADU KTÓRYM RACZYLI SIĘ PRZEWODNIK Z KIEROWCĄ, POSZLIŚMY OBEJRZEĆ MIEJSCOWY TARG. KUPILIŚMY OWOCE. UDAŁO NAM SIĘ USTALIĆ NAZWĘ JEDNEGO Z NICH. O ILE DOBRZE ZROZUMIELIŚMY BYŁ TO TAMARYNDOWIEC. MIAŁ KSZTAŁT DUŻEJ WIELKOŚCI ORZESZKA ZIEMNEGO W ŁUPINCE, TYLKO BYŁ BARDZIEJ BRĄZOWY, KOLORU I FAKTURY CIEMNEJ LASKI CYNAMONU. PO OBRANIU ŁUPINKI POKAZYWAŁ SIĘ CZERWONY OWOC, LEKKO GALARETKOWATY, O SMAKU SŁODKO-KWAŚNYM, MAJĄCY OKRĄGŁE PESTKI, WIELKOŚCI MAŁEGO GROSZKU. TROCHĘ WYMAGAŁ PRECYZJI W JEDZENIU ALE BYŁ DOBRY. DRUGI OWOC WYGLĄDAŁ JAK UPIECZONY W ŁUPINIE KARTOFEL. MIAŁ SMAK GRUSZKI.

TERAZ POJECHALIŚMY OGLĄDAĆ DZBANY.
ROZLEGŁA RÓWNINA Z NIEZLICZONĄ ILOŚCIĄ DUŻYCH, ŚREDNICH I MAŁYCH KAMIENNYCH AMFOR BEZ PRZYKRYCIA, ZA WYJĄTKIEM JEDNEJ, ZWANEJ Z TEGO POWODU „SZCZĘŚLIWĄ”. NIE WIDAĆ NA NICH ŻADNYCH ZDOBIEŃ. POZA JEDNĄ, NA BOKU KTÓREJ JEST WIDOCZNA FIGURKA LUDZKA.

PO SPACERZE MIĘDZY DZBANAMI POJECHALIŚMY OGLĄDAĆ LEJE PO BOMBACH. ZNOWU ZOBACZYLIŚMY RÓWNINĘ. TYM RAZEM POKRYTĄ OGROMNYMI KRATERAMI.

 

OKOLICE BAN KHAI - RÓWNINA PEŁNA OGROMNYCH LEJÓW PO BOMBACH
OKOLICE BAN KHAI – RÓWNINA PEŁNA OGROMNYCH LEJÓW PO BOMBACH

.

DO DOMU WRÓCILIŚMY OKOŁO 18. PO KOLACJI ZJEDZONEJ W GARNKOWEJ JADŁODAJNI ZA 50.000 KIP GRZALIŚMY SIĘ PRZY „BOMBOWYM” OGNISKU ROZMAWIAJĄC Z PARĄ FRANCUSKO-KOLUMBIJSKĄ.

W NOCY ZACZĘŁO MOCNO PADAĆ, A MY RANO O GODZ. 8.30 MIELIŚMY JECHAĆ DO LUANG PRABANG.

.

>     ZOBACZ FOTY     <

.

.

Komentarze

Dodaj komentarz